Na jego słowa spuściłem wzrok, czując wstyd, może bezsilność. Z jednej strony wiem, że powinienem jeść. Miałem tę świadomość. Ale ciężko mi się było do tego zmusić, bo jak się zmuszam, to podchodzi mi to jedzenie do gardła, już nie mówiąc o strachu przed kolejnym wymiotowaniem. Jeden dzień mnie tak przetyrał, a ja już panicznie się obawiałem powtórki.
- To nie jest takie proste – odpowiedziałem cicho, niepewnie, patrząc gdzieś w bok.
- Jedzenie nie jest proste? Nabijasz na widelec, albo nabierasz na łyżkę, do buzi i przełykasz. Co w tym może być trudnego? - spytał, a ja zacisnąłem usta w cienką linię. No tak, on inaczej na to patrzy. Też bym chciał być tak... beztroski. Jeść i się nie martwić o to, czy moje ciało przyswoi ten posiłek czy też nie. Przecież nie robię tego na złość sobie czy jemu. Chcę utrzymać to dziecko w moim łonie dla niego, bo wtedy będzie najszczęśliwszy. Ale nawet to nie potrafi przełamać mojego strachu. Haru westchnął ciężko, biorąc głęboki wdech i wydech, jakby zdał sobie sprawę, że trochę mógł przesadzić. - Poproszę o coś do jedzenia. I zjemy spokojnie razem, dobrze? - powiedział już znacznie łagodniejszym, bardziej wyrozumiałym tonem. Na jego słowa tylko pokiwałem głową.
Haru opuścił pokój, a ja usiadłem na skraju łóżka, zaczynając nerwowo rozdrapywać skórki przy paznokciach. Znów. Muszę znów zacząć zabezpieczać je bandażami, bo moje dłonie znów zaczynają wyglądać paskudnie. I co z tego, że mój strój i włosy będą piękne, jak dłonie będą odstraszać. Powinienem je zabezpieczyć już od razu. Chwyciłem za bandaż, który trzymałem w szafce przy łóżku, i zaraz owinąłem ją wokół palców. Nie wygląda to najlepiej... ale i tak lepiej, niż z tymi zakrwawionymi skórkami.
- Niedługo będzie obiad – usłyszałem po kilku minutach głos męża. Gdybym wiedział, że będzie punktualnie w domu, sam bym poprosił o obiad wcześniej, i miałby akurat na powrót. Skąd jednak miałem wiedzieć, że Haru tym razem obietnicę dotrzyma? Do tej pory mu się to nie udawało, nawet jeżeli zarzekał się, że tego dnia będzie inaczej. - Stresujesz się? - spytał zmartwiony, siadając obok mnie i chwytając moją dłoń, delikatnie przesuwając palcami po moich bandażach.
- To nic takiego – powiedziałem, zabierając swoją dłoń, by położyć mu ją na policzku. Zaraz też zająłem miejsce na jego kolanach, by móc się do niego przytulić. Teraz są zdecydowanie ważniejsze sprawy niż moje dłonie, czy mój stres. - Lepiej powiedz mi, jak ci minął dzień. To mnie w tej chwili najbardziej interesuje – odpowiedziałem, uśmiechając się łagodnie i zachęcająco.
<Wilczku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz