wtorek, 21 października 2025

Od Haru CD Daisuke

 Ależ on był słodziutki w tym, co mówił i robił. Przecież doskonale wiedziałem, że muszę zjeść śniadanie i zabrać się do pracy, w przeciwnym razie nie dałby mi żyć, co do tego nie miałem żadnych wątpliwości.
- Spokojnie, wiem o tym. Nie zapomnę o śniadaniu, ani teraz, ani w pracy - Odpowiedziałem z uśmiechem. - I wiesz, postaram się dziś wrócić po ośmiu godzinach. Tym razem nie będę robić nadgodzin. - Zaproponowałem to z nadzieją, choć w głębi duszy wiedziałem, że nie mam stu procent pewności, czy rzeczywiście uda mi się wyrwać wcześniej. Sytuacje bywają różne, ale obiecałem sobie, że zrobię wszystko, by dotrzymać słowa. Nie chciałem go znów zawieść. Nie tym razem, gdy czuję, że naprawdę bardzo mnie potrzebuje.
- Może lepiej nie obiecuj mi czegoś, czego możesz nie być w stanie dotrzymać - Odpowiedział cicho, spuszczając wzrok. - Niepotrzebnie się nastawię, a ty znów nie wrócisz tak, jak powinieneś. - Te słowa uderzyły mnie mocniej, niż się spodziewałem. Czułem bijącą od niego niepewność, która trochę mnie irytowała, ale z drugiej strony… sam byłem sobie winien. Już kilka razy obiecywałem, że wrócę wcześniej, a potem nie dawałem rady. Praca, sprawy, które trzeba było załatwić, obowiązki wszystko to pochłaniało mnie bardziej, niż chciałem. I choć naprawdę bardzo się starałem, coraz częściej miałem wrażenie, że zwyczajnie nie jestem w stanie być tam, gdzie chciałbym być, z nim, na czas, zawodząc go na każdym możliwym kroku..
Westchnąłem cicho, nie wiedząc, co mógłbym mu w tej chwili powiedzieć. Jak zmienić jego nastrój? Jak podnieść go na duchu, kiedy każde moje słowo mogło zabrzmieć jak pusta obietnica? Właściwie tylko jedno mogło to naprawić, wrócić po ośmiu godzinach, tak jak obiecałem. Tylko tym mógłbym mu pokazać, że naprawdę się staram.
- Zapewniam, tym razem się uda - Powiedziałem z lekkim uśmiechem i pochyliłem się, by ucałować go w czoło. Pocałunek był krótki, ale ciepły, pełen cichej obietnicy, że zrobię wszystko, by nie zawieść. - Do zobaczenia - Rzuciłem jeszcze, odwracając się i kierując w stronę drzwi.
Po drodze zajrzałem do służby, żeby zabrać przygotowany dla mnie posiłek. Miałem go zjeść w pracy, choć szczerze mówiąc, już wiedziałem, że nie znajdę na to czasu. Jeśli chciałem wrócić wcześniej, musiałem wyjechać już teraz, bez zbędnych przystanków. Coś za coś.
Zacisnąłem palce na torbie z jedzeniem, czując delikatne ukłucie niepokoju. Naprawdę chciałem, żeby tym razem się udało. Nie chciałem znów widzieć w jego oczach rozczarowania, tego cichego „a nie mówiłem?”, które bolało bardziej niż jakiekolwiek słowa.
Do pracy dotarłem punktualnie, jak rzadko kiedy. Od razu zabrałem się za sprawę, która od wielu miesięcy spędzała mi sen z powiek. Właściwie miałem dziś pełne ręce roboty, dokumenty, raporty, spotkania… wszystko naraz. Ale mimo tego, wciąż miałem w głowie jedno: jego rozczarowanie. Ta świadomość paliła mnie od środka i przypominała, że nie mogę się dziś spóźnić ani o minutę.
Praca może poczekać. Mój panicz, zdecydowanie nie.
Może właśnie dlatego, po raz pierwszy odkąd tylko pamiętam, wyszedłem z budynku punktualnie. To było coś zupełnie nowego, niepodobnego do mnie w ostatnim czasie. A jednak… słowo się rzekło.
Obietnicy nigdy nie łamię, bez względu na to, co by się miało wydarzyć. I dziś nie miało być inaczej.

<Paniczu? C:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz