Jeszcze przez chwilę leżałem pod ciepłą pierzyną, nim w końcu podniosłem się do z łóżka i zabrałem za ogarnianie siebie. Wczoraj strasznie się zaniedbałem, dzisiaj musi być inaczej. Haru raczej tego nie zobaczy, bo pewnie przyjdzie, jak ja będę gotowy do snu, ale dla siebie muszę to zrobić. Umyć, ułożyć włosy, dobrać ubranie, i jakoś dożyć do wieczora. I coś razem wtedy zjeść. Bez niego posiłki nie są takie same, już nie mówiąc o tym, że ostatnio nie sprawiają mi za bardzo przyjemności. Kiedy spożywam posiłek, pierwsze co myślę, to to czy będę po nim wymiotować. Co prawda, posiłki w tej nowej diecie tego u mnie nie wywołują, ale też nie mogę powiedzieć, że są fenomenalne. Jak dla mnie były za delikatne, miały w sobie mało smaku... No ale podchodziły mojemu żołądkowi. Nie dają mi przyjemności, ale dają mi chociaż możliwość najedzenia się. Czasem jednak tęsknię za niektórymi smakami. Za słodkim chyba najbardziej; za czekoladą, truskawką, karmelem... Bałem się jednak, jak to się może skończyć.
– Wy to macie dobrze – powiedziałem rozbawiony do rozwalonych kotów, głaszcząc brzuszek Tradycji. Też bym chciał tak sobie leżeć cały dzień w łóżku, jak to miało miejsce wczoraj. Nie mogłem jednak dzisiaj tego powtórzyć. Źle bym się czuł tak sam ze sobą, gdybym drugi dzień z rzędu śmierdział pod kołdrą.
Dlatego też w końcu się umyłem, bardzo dokładnie, dobrałem odpowiednie perfumy, idealną sukienkę, rozpuściłem włosy, które delikatnie falowały... Wyglądałem świetnie. Szkoda, że Haru mnie w tym momencie nie może zobaczyć. Przynajmniej ja na siebie trochę mogę popatrzeć. I następnym razem wybrać nieco inną sukienkę, tutaj za bardzo mi brzuszek odstaje.
Poprosiłem o gorzką herbatę, która niezbyt mi smakowała, ale bałem się spożyć coś słodkiego. Kiedy już miałem na biurku kubek z gorącym napojem, zabrałem się za odczytywanie listów. Trochę się ich nazbierało... przynajmniej nie będę musiał czytać propozycji matrymonialnych. To mnie zawsze irytowało.
Mimo, że czułem głód, nie prosiłem o nic do jedzenia. Czekałem cierpliwie na Haru, odliczając godzina po godzinie. Mimo, że w to wątpiłem, miałem cichutką nadzieję, że do mnie wróci na czas. To byłaby miła odmiana po tych wszystkich samotnych dniach.
Najpierw zareagowały koty. Zaskoczyły z łóżka i zaciekawione podeszły do drzwi. W pierwszym momencie nawet za bardzo nie zareagowałem, czasem tak reagują, jak chociażby służba przechodzi korytarzem, jakby liczyły na to, że tutaj wejdą i dadzą im dodatkową porcję jedzonka. Dlatego też przeżyłem małe zaskoczenie, kiedy do środka wszedł Haru. Punktualnie. Ja... się naprawdę nie spodziewałem.
– Udało ci się – powiedziałem z czystym zaskoczeniem w głosie, wstając od biurka.
– No wiesz, jak coś obiecam, to słowa dotrzymuję – odpowiedział, witając się z kociakami.
– Ostatnio to tak nie do końca ci wychodziło – odpowiedziałem zgodnie z prawdą. Ile to razy mi obiecał, że tego dnia wróci wcześnie? I ileż to razy mu się to udało? Dzisiaj był chyba pierwszy raz, kiedy wrócił do mnie o standardowej godzinie w przeciągu ostatnich tygodni. – Zjadłeś śniadanie? Poprosić o przyniesienie obiadu dla ciebie? – dopytałem, musząc się upewnić, że czuje się jak najlepiej.
<Piesku? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz