poniedziałek, 20 października 2025

Od Soreya CD Mikleo

 Jak dla mnie mój słodki Miki za bardzo przesadzał. Raz mi się zdarzyło, że przy kimś, przy kim powinienem czuć się raczej bezpiecznie, spuściłem gardę i prawie zdarzyło się nieszczęście. Nie do końca wiedziałem, co ten sukinsyn chciał zrobić z takim nieprzytomnym mną, ale jak go znajdę... normalnie, gdyby ktoś inny mnie potraktował w ten sposób, to bym oczywiście zabił takowego dowcipnisia. Ale że jest to brat Mikleo to ma pewne ulgi, i jedyne co, to się na nim zemszczę. O ile go znajdę. A znajdę na pewno. Takiego znieważenia nie mogłem mu odpuścić. 
Powoli rozprostowałem swoje skrzydła, które delikatnie drżały. Jeszcze nie byłem w pełni sił, całe moje ciało mi o tym przypominało. To mi się nie podobało. Nie mogłem teraz być słaby. Przede wszystkim musieliśmy się oddalić od tego miejsca. Miki tego chciał, i ja to Mikiemu zapewnię. Ale wpierw Psotka. Trzeba ją nakarmić, obie sunie napoić, spakować koce i możemy wyruszać. I wyruszymy.  Chociaż trochę. Myślę, że już wtedy będzie lepiej się czuł, i trochę tak zapomni o tym, co się wydarzyło. W końcu... nic złego się nie zdarzyło. Mikleo zareagował, i dobrze, że on podszedł pierwszy. Gdyby Banshee ruszyła przodem do obozu, nie wiem, czy z Matsemy by coś zostało. I tak jestem w szoku, że usłuchała Mikleo. Byłem pewien, że kiedy mnie zauważy w takim beznadziejnym stanie, zaatakuje bez przemyślenia. Ale to dobrze. Widzi w nim autorytet,  jego słowa są dla niej tak samo ważne jak moje. 
- No już, nie patrz się tak na mnie – powiedziałem do Banshee, która wpatrywała się we mnie tym zmartwionym spojrzeniem. Swoją drogą, niesamowite, jak jej oczy zmieniały się na przestrzeni jej lat. Zaczynała od takich słodkich, złotych, a teraz? Jej białka były stały się czarne, a tęczówki przyciemniały i przywodziły mi na myśl piekielne płomienie. Były zarówno złowrogie, jak i piękne. Takie oczy powinny mieć demony. A nie jak te moje, takie zwykłe, i po prostu czerwone.
- Jest w porządku. Trochę musimy odlecieć, zrobi mu to dobrze – kontynuowałem, składając koce, by je zaraz schować do torby. - Mam całą wieczność na odpoczynek. I całą wieczność na to, by mu się odpłacić pięknym za nadobne. 
Banshee prychnęła cicho, a następnie potrząsnęła łbem. Nie była zadowolona, miała swoje zdanie, i go nie odpuści. Co za uparciuch. Zupełnie jak Mikleo. Może dlatego się tak dogadują? Mają ze sobą więcej wspólnego, niż by można przypuszczać. 
- Miki? Jestem gotowy – zawołałem, zakładając torbę na ramię. Czy mi się wydawało, czy ona była jakaś taka... cięższa niż przedtem? A to trochę dziwne, bo przecież powinna być lżejsza... no nic, pewnie zaraz się przyzwyczaję do tego nowego ciężaru. 

<Owieczko? C:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz