Jak dla mnie mój słodki Miki za bardzo przesadzał. Raz mi się zdarzyło, że przy kimś, przy kim powinienem czuć się raczej bezpiecznie, spuściłem gardę i prawie zdarzyło się nieszczęście. Nie do końca wiedziałem, co ten sukinsyn chciał zrobić z takim nieprzytomnym mną, ale jak go znajdę... normalnie, gdyby ktoś inny mnie potraktował w ten sposób, to bym oczywiście zabił takowego dowcipnisia. Ale że jest to brat Mikleo to ma pewne ulgi, i jedyne co, to się na nim zemszczę. O ile go znajdę. A znajdę na pewno. Takiego znieważenia nie mogłem mu odpuścić.
Powoli rozprostowałem swoje skrzydła, które delikatnie drżały. Jeszcze nie byłem w pełni sił, całe moje ciało mi o tym przypominało. To mi się nie podobało. Nie mogłem teraz być słaby. Przede wszystkim musieliśmy się oddalić od tego miejsca. Miki tego chciał, i ja to Mikiemu zapewnię. Ale wpierw Psotka. Trzeba ją nakarmić, obie sunie napoić, spakować koce i możemy wyruszać. I wyruszymy. Chociaż trochę. Myślę, że już wtedy będzie lepiej się czuł, i trochę tak zapomni o tym, co się wydarzyło. W końcu... nic złego się nie zdarzyło. Mikleo zareagował, i dobrze, że on podszedł pierwszy. Gdyby Banshee ruszyła przodem do obozu, nie wiem, czy z Matsemy by coś zostało. I tak jestem w szoku, że usłuchała Mikleo. Byłem pewien, że kiedy mnie zauważy w takim beznadziejnym stanie, zaatakuje bez przemyślenia. Ale to dobrze. Widzi w nim autorytet, jego słowa są dla niej tak samo ważne jak moje.
- No już, nie patrz się tak na mnie – powiedziałem do Banshee, która wpatrywała się we mnie tym zmartwionym spojrzeniem. Swoją drogą, niesamowite, jak jej oczy zmieniały się na przestrzeni jej lat. Zaczynała od takich słodkich, złotych, a teraz? Jej białka były stały się czarne, a tęczówki przyciemniały i przywodziły mi na myśl piekielne płomienie. Były zarówno złowrogie, jak i piękne. Takie oczy powinny mieć demony. A nie jak te moje, takie zwykłe, i po prostu czerwone.
- Jest w porządku. Trochę musimy odlecieć, zrobi mu to dobrze – kontynuowałem, składając koce, by je zaraz schować do torby. - Mam całą wieczność na odpoczynek. I całą wieczność na to, by mu się odpłacić pięknym za nadobne.
Banshee prychnęła cicho, a następnie potrząsnęła łbem. Nie była zadowolona, miała swoje zdanie, i go nie odpuści. Co za uparciuch. Zupełnie jak Mikleo. Może dlatego się tak dogadują? Mają ze sobą więcej wspólnego, niż by można przypuszczać.
- Miki? Jestem gotowy – zawołałem, zakładając torbę na ramię. Czy mi się wydawało, czy ona była jakaś taka... cięższa niż przedtem? A to trochę dziwne, bo przecież powinna być lżejsza... no nic, pewnie zaraz się przyzwyczaję do tego nowego ciężaru.
<Owieczko? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz