Czułem się nie do końca dobrze, jak chodzi i o fizyczną, jak i o psychiczną część. Jak się przespałem, to faktycznie, nieco lepiej, ale dalej było coś nie tak. Byłem tak strasznie zmęczony, nie miałem siły na nic, i byłem głodny. Z drugiej strony, bałem się jeść. Nie chciałem wymiotować po raz kolejny tego dnia. No i czułem się źle z powodu faktu, że nie mam siły, którą powinienem mieć dla Haru, zwłaszcza w tym dniu. Dzisiaj nie sprawdzam się ani jako mąż, ani jako biznesmen, ani jako ktokolwiek. Najchętniej bym leżał, i nic nie robił, tylko głaskał kociaki, które do mnie przyjdą. Nic więcej nie chcę. Może poza jedzeniem, ale to ja chcę i nie chcę jednocześnie.
Pomimo jednak tych wszystkich emocji zebrałem się na uśmiech, najpiękniejszy, najbardziej uspokajający i najbardziej idealny, na jaki było mnie stać. Ćwiczyłem go przez całe swoje życie, więc oczywiście był perfekcyjny.
- Czuję się całkiem dobrze. Jak tam spacer? Ignis nie sprawiał żadnych problemów? - spytałem, od razu przekierowując temat naszej rozmowy na zupełnie inny, niezwiązany ze mną. Najbezpieczniejsze to w końcu. Tak będzie najlepiej, najbezpieczniej. I ja nie będę musiał za bardzo naginać prawdy.
- Nie... tak właściwie, nawet sobie pogadaliśmy, i było całkiem miło. Aż sam byłem zaskoczony – przyznał szczerze, a i mnie było ciężko w to uwierzyć. Więc... jednak. Dali radę. A tak bardzo się zarzekali, że to nie jest możliwe. Znaczy się, jeden z nich, bo Ignisa to ja jednak nie rozumiałem, a przynajmniej nie tak dokładnie, jak Haru.
- Więc musiałem wymiotować i ledwo się trzymać na nogach, byście w końcu się zaczęli dogadywać? Gdybym wiedział, że tak to dobrze zadziała, już wcześniej bym się doprowadził do takiego stanu – powiedziałem półżartem, uśmiechając się łagodnie.
- Martwi mnie twoje nagłe osłabienie – wypalił nagle, całkowicie poważnie. No i tyle byłoby z odwracania ode mnie uwagi.
- A mnie ono irytuje. Chcę coś robić, ale czuję, że zaraz znów będę musiał odpocząć, bo nie będę w stanie ustać na nogach. A tak to nie powinno wyglądać. Nie podczas pełni – powiedziałem cicho, skupiając się na uszkach mojej małej Ametyst. Wychodzi na to, że ona będzie jedynym odpowiednikiem dziecka, jakie możemy mieć na pewno. Byłem tak słaby, że aż było mi wstyd. Zdecydowanie tak to nie powinno wyglądać.
- Nie przejmuj się. Najważniejsze jest to, byś wypoczął, poczuł się lepiej... może coś zjesz? - zaproponował, chwytając moją dłoń.
- Nie, dziękuję. Nie chcę znów biegać do łazienki i wymiotować. Dwa razy dziennie mi w zupełności wystarczy – powiedziałem cicho, patrząc wszędzie, tylko nie na Haru trochę obawiając się tego, co zobaczę w jego oczach.
<Piesku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz