niedziela, 30 sierpnia 2020

Od Soreya CD Mikleo

Nie rozumiałem, skąd u mojego męża takie nagłe zwątpienie w siebie. I to głupie pytanie, co mnie przy nim trzyma. Jest najcudowniejszą istotą, jaka kiedykolwiek chodziła po ziemi, czy jest aniołem, czy człowiekiem, nigdy nie powinien myśleć o sobie jak o kimś niewyjątkowym. To ja powinienem się zastanawiać, dlaczego on przy mnie trwa. Przecież to ja byłem wobec niego okrutny, traktowałem go gorzej niż psa, a pomimo tego całego cierpienia, które mu zapewniłem, Mikleo ciągle przy mnie trwa. 
Kolejnym niezrozumieniem było dla mnie zawstydzenie mojego ukochanego po jego wypowiedzi o tym, co mu się we mnie podobało. Nie powiedział niczego złego, wręcz przeciwnie, bardzo mi to pochlebiało. Co go tak zawstydziło, nie wiem, ale zawstydzony Miki to niezwykle uroczy Miki. Uśmiechnąłem się zadziornie do męża i przybliżyłem się bliżej niego, kładąc jedną z dłoni na zewnętrznej części jego uda, jeżdżąc to w górę, to w dół. Wiem, wcześniej rzuciłem, że później mogę nie mieć ochoty, ale tak powiedziałem, bo miałem nadzieję na chwilę pieszczot przed nauką, co okazało się na marne. Zresztą, to aktualnie było nieważne, było minęło, w przeciwieństwie do ochoty — ona została. 
– A co lubisz w sobie? – spytałem, nie przestając drażnić jego uda. Powinienem poprawić jego mniemanie o sobie, bo jak na razie jest drastycznie niskie, a powinni być wręcz odwrotnie. 
Mikleo zamrugał zaskoczony oczami, jakby nie rozumiejąc mojego pytania. Pewnie nie tego się spodziewał, ale taki właśnie miałem zamiar. Najpierw musiałem się dowiedzieć, co sam o sobie myśli, by później zacząć mu mówić komplementy. Mój mąż podrapał się po karku i przez chwilę wpatrywał się w spokojną taflę jeziora, w której odbijało się zachodzące słońce. Nie pospieszałem go, a cierpliwie czekałem, aż sam odezwie się w swoim czasie. Nie przestałem także drażnić jego uda, co lekko go dekoncentrowało oraz — jak już zdążyłem doskonale zauważyć — podniecało. Cóż, musiałem się zemścić za wcześniejsze drażnienie mnie oraz za to całe „najpierw nauka, później przyjemności”. Miałbym niby pozostawić taką zniewagę bez odpowiedzi? Nigdy w życiu. 
Chyba w końcu Mikleo miał dość, bo złapał mnie stanowczo za nadgarstek i odsunął od siebie moją dłoń, a następnie lekko się poprawił. Nic dziwnego, chyba zaczynało mu być trochę niewygodnie i za ciasno. Uśmiechnąłem się do niego niewinnie, kiedy ten w końcu przeniósł na mnie swój wzrok. 
– Nic, nie w tej postaci, nie jestem teraz nikim niezwykłym – odparł, lekko wzruszając ramionami. 
– Nie zgadzam się z tobą, jesteś najcudowniejszym człowiekiem, jaki kiedykolwiek chodził po ziemi. I o wiele lepszym ode mnie – wymruczałem, napierając na niego tak, by położył się na deskach. Kiedy jego plecy zetknęły się z drewnianym pomostem, nachyliłem się nad nim podpierając się jedną ręką, a drugą zacząłem bawić się jego włosami. 
– Czyżby? – uniósł brwi w geście niedowierzania. Najwidoczniej nie był przekonany do moich słów, ale to niedługo się zmieni, dopilnuję tego. 
– Owszem. Jesteś wrażliwy, dobroduszny, łagodny, niesamowicie mądry, a przy tym uszczypliwy i złośliwy, ale dzięki temu kocham cię jeszcze bardziej. Masz cudowne włosy, przepiękne oczy, nieziemską talię i taki cudowny uśmiech... właśnie ten – dodałem, zauważywszy jak kąciki jego wargi unoszą się delikatnie, a na policzki wkrada się uroczy rumieniec. – Chciałbym go widzieć zawsze, jeśli to możliwe – wymruczałem i po chwili ucałowałem czubem jego nosa. 
Delikatnie podwinąłem jego koszulkę, by mieć dostęp do jego brzucha. Zacząłem obdarowywać jego szyję drobnymi pocałunkami, chciałem odebrać obiecaną mi nagrodę. Sam powiedział, że po ćwiczeniach mogę zrobić z nim co tylko chcę, i właśnie to zamierzam zrobić. Jednak może najpierw jeszcze trochę się z nim podroczę, nikt mi przecież tego nie zabroni.
Zdjąłem z niego koszulkę i kiedy miałem miałem pełny dostęp do górnej części jego szczupłego ciała, zacząłem je dokładnie pieścić. Zaraz zaprzestałem wszelkich czynności, wpadając na jeszcze lepszy pomysł. 
– Nie jest ci zimno? – spytałem, najpierw interesujące się dobrem męża. Był wieczór i zaczynało być już chłodno, a ja nie chciałem, aby poznał uczucie bycia chorym, to nie jest nic przyjemnego. 
– Co to w ogóle za pytanie? – chyba nie wydawał się zadowolony z tego, że przestałem. 
– Po prostu się o ciebie martwię. I nie wiem, czy możesz sobie pozwolić na małą kąpiel w jeziorze – wytłumaczyłem mu, całując delikatnie jego usta. Jeśli było mu za zimno, zawsze możemy tutaj wrócić jutro troszeczkę wcześniejszą porą, jego samopoczucie było dla mnie najważniejsze. 

<Mikleo? c:>

sobota, 29 sierpnia 2020

Od Shōyō CD Taiki

Następny poranek był bardzo pracowity głównie dlatego, że zamierzałem odwdzięczyć się jakoś mojemu nowemu znajomemu za to wczorajsze wspaniałe ciasto oraz gorącą herbatę, które były na jego koszt. Pieniędzy nie mogłem mu oddać, nie miałem jak, więc może jakoś zrewanżuję się domowym wypiekiem. Dlatego od rana siedziałem w kuchni przygotowując babeczki z truskawkami, nie chcąc robić niczego z kremem; czułem, że przy takiej wysokiej temperaturze długo to on by się nie utrzymał. Miałem tylko cichą nadzieję, że lubił truskawki, albo — co gorsza — nie był na nie uczulony. Niby wiedziałem o nim już nieco więcej, ale nie o tym mi nie mówił. Mam nadzieję, że nie strzelę jakiejś gafy, chciałem jedynie się mu odwdzięczyć, a nie sprawić przykrość lub zabić. 
Udało mi się także przekonać ciocię, aby dzisiejsze lekcje przesunąć na inny dzień; kompletnie nie potrafiłem się na niczym skupić. Byłem bardzo podekscytowany oraz jednocześnie zdenerwowany nadchodzącym spotkaniem. Miałem nadzieję, że moje wypieki mu zasmakują, albo że się nie spóźnię, albo się o coś potknę i wyrzucę... Gdyby się zastanowić, bardzo wiele rzeczy może pójść nie tak, a to wszystko może się stać z mojej winy. 
Kiedy nadszedł odpowiedni czas, spakowałem kilka babeczek do niewielkiego koszyka, znaczną większość zostawiając jednak w domu, dla cioci i Natsu, która wraca dzisiaj wieczorem wraz z ojcem, moja siostra bardzo je uwielbiała. Miałem nadzieję, że nawet tata jedną spróbuje i będzie mu smakować. Tego się nie dowiem osobiście; kiedy on jest w domu, mam „nie pokazywać się mu na oczy”, więc tak właściwie go nie widuję. 
Vivi poszła ze mną, z czego nie byłem do końca zadowolony, jej rana jeszcze do końca się nie zagoiła i moim zdaniem jeszcze powinna się ograniczać, ale w domu jej przecież nie zamknę, bo całkowicie go rozniesie. Poza tym lepiej, aby tata się na nią nie natknął; mimo, że lisica była ze mną od pełnych trzech lat, jedynym domownikiem, który o niej nie wiedział był ojciec. I lepiej, aby się o niej nie dowiedział, nie przepadał on za zwierzętami i boję się pomyśleć, co mógłby jej zrobić. 
Przybyłem na miejsce i zauważyłem, że boisko było puste; zwykle. W pierwszym momencie pomyślałem, że pomyliłem godziny, przez co się spóźniłem i mecz się już skończył, a widok leżącego na trawie chłopaka tylko mnie utwierdził w tym przekonaniu. Niepewnie podszedłem do leżącego na ziemi Taiki'ego mając nadzieję, że nie będzie na mnie zły za to, że się spóźniłem. Vivi truchtała za mną, nie chcąc zostawić mnie z nim sam na sam. Miałem jeszcze wrażenie, że jest o niego zazdrosna, ale cóż, to tylko wrażenie, mogłem się mylić. 
Poczułem ulgę słysząc, że mecz się jeszcze nie zaczął. Usiadłem na trawie obok chłopaka, zaczynając się znowu denerwować. Chyba powinienem się go najpierw podpytać, jakie smaki lubi czy coś w tym stylu. 
– Mam się dobrze i... przygotowałem dla ciebie małą rekompensatę za to wczoraj – drugą część zdania wypowiedziałem cicho, zaciskając nerwowo palce na rączce wiklinowego koszyka. Vivi w geście pocieszenia otarła się łebkiem o moją dłoń, jakby zachęcając mnie do mówienia. Niemal od razu poczułem na sobie jego intensywny wzrok, co znowu zaczęło troszkę mnie peszyć. 
– Co ja wczoraj zrobiłem? – spytał z autentycznym zdziwieniem w głosie i sam rzuciłem mu zdziwione spojrzenie. Już nie pamiętał, czy tylko udawał? – Ach, chodzi ci o to ciasto? Rany, mówiłem ci, żebyś się tym nie przejmował – dodał po chwili beztrosko, machając na to wszystko ręką. 
– Cóż, ja uważam inaczej – trzymałem nadal przy swoim. – Proszę, mam nadzieję, że będzie ci smakować. Nie mówiłeś mi, jakie smaki lubisz i czy jesteś na coś uczulony, więc gdyby było coś nie tak, daj mi znać – dodałem, przekazując mu koszyk. Liczyłem także na to, że Taiki nie będzie zmuszał się do jedzenia, jeśli mu nie będzie smakować tylko po to, aby nie sprawić mi przykrości, a coś czułem, że byłby do tego zdolny. 

<Taiki? c:>

piątek, 28 sierpnia 2020

Od Mikleo CD Soreya

Dość szybko wyłapałem fakt, że mój maż mnie nie słucha tłumacze mu i staram się pomóc, a on nie słucha mnie, wyraźnie wlepiając swój wzrok w moje ciało, nie tam mam usta i nie tam powinien patrzeć. Wiem, że odczuwa w tej chwili wiele emocji, jego pragnienia seksualne są zupełnie inne, niż u człowieka przerabiałem to na własnej skórze, co nie oznacza, że nie może skupić się kilka chwil na moich ustach i słowach kierowanych do niego.
Jeśli jednak jest to dla niego takie trudne, postanowiłem trochę pomóc mu w jego małym problemie, mając nadzieje, że chociaż to pomoże mu skupić się na tym, co mówię.
- Sorey słońce czy możesz nie gapić się tam na dół usta mam tutaj - Chwyciłem jego podbródek unosząc go wyżej, aby spojrzał na moją twarz.
- Wybacz zamyśliłem się - Znów słaba wymówka byłem aniołem, doskonale wiem, co przy mnie czuje. Usiadłem więc okrakiem na jego nogach, uśmiechając się do niego delikatnie, opuszkami palców sunąc po jego policzku.
- Mam dla ciebie propozycję - Wyszeptałem, podgryzając jego dolną wargę, pozwalając sobie na chwile przyjemności przed ćwiczeniami, nie odpuszczę mu ich, musi się nauczyć kilku sztuczek, teraz to on musi umieć używać mocy, aby nas uchronić przed niebezpieczeństwem. - Skupisz się godzinkę na tym, co mówię a później pozwolę ci zrobić ze sobą co tylko będziesz chciał - Ucałowałem jego usta uśmiechając się słodko do męża, aby zachęcić go do swojego pomysłu.
- A nie możemy teraz pozwolić sobie na drobne przyjemności? - Starał się mnie przekonać do swojego zdania, składając drobne pocałunki na mojej szyi, nie powiem, to uczucie było cudowne, moje ludzkie ciało reagowało na wszystkie pieszczoty dwa razy bardziej, nie potrafiłem tego ukryć, o ile anioł potrafi ukryć podniecenie, tak człowiek cóż marnie mi to wychodzi.
- Oj nie skarnie, najpierw praca później nagroda - Odsunąłem go od siebie, aby za bardzo się nie rozpędził, jeszcze ja przestane się kontrolować a wtedy na pewno zrobię to, co zechce on, a nie na tym ma to polegać prawda? Nie o to mi chodzi.
- Ale Miki - Burknął, kładąc dłonie na moich biodrach, on naprawdę miał ochotę, jaki podły jestem, odmawiając mu tej przyjemności, kiedy tak ładnie łasi się do mnie serce mi się kraja, ale nie mogę dać mu się tak łatwo coś za coś prawda?
- Później, nie pożałujesz - Wyszeptałem mu na ucho niby to przypadkiem drażniąc go po kroczu, jestem naprawdę okropny, to ludzkie ja jest naprawdę okrutne.
- Później może już mi się odechcieć - Burknął, patrząc w bok, udając obrażonego za brak zrozumienia z mojej strony, robiłem tak samo. Wiem, że i tak będzie chciał prędzej czy później i tak przyjdzie po swoje.
- W takim razie nie będziemy tego robić - Zszedłem z jego nóg siadając obok. Sorej rzucił mi oburzone spojrzenie, ale dał znać, aby wreszcie mówił, w końcu po to go tu przyprowadziłem.
Więc zacząłem znów od nowa tłumaczyć mu o jego więzi z wodą, mówiłem to z wielką miłością, kochałem wodę, nawet gdy stałem się człowiekiem, ten chłód, ten blask i delikatność sprawiało mi to wiele radości, mógłbym mówić o swoich, to znaczy teraz jego mocach i więzi z wodą całymi dniami zapominając o bożym świece, to było coś fantastycznego.
- Wyciągnij ręce przed siebie i spróbuj kontrolować wodę, musisz czuć jej energie, słuchaj co mówi a wtedy staniesz się jednością - Sorey wyciągnął ręce przed siebie, robiąc to, co mu mówiłem, cóż przyznać muszę, że był w tym całkiem dobry, mimo poprzedniej obrazy szybko się uczył, zapominając o tym, co wydarzyło się między nami, z czego się cieszyłem, kochać możemy się cały czas, gdy tylko jest okazja, teraz musi jednak pomyśleć o sobie, serafin wody potrzebuje jej jak powietrza, im dłużej nie ma do niej dostępu, tym gorzej się czuje, nie chce, aby odczuwał ten palący ból, znam go i zrobię wszystko, aby nigdy tego nie odczuł. - Znakomicie ci idzie - Pochwaliłem go widząc te cudowne postępy z jego strony, może sam już nie miałem mocy, ale patrzenie na niego, gdy tak cieszy się z mocy, które ma wynagradzało mi wszystko.
Zamoczyłem rękę w wodzie, tak by materiał również został zamoczony, wyciągają ją w stronę męża, tłumacząc mu jak ostrożnie i bez uszkodzenia mojego ciała może zdjąć wodę z mojego ubrania, nie było to takie proste, jakby się wydawało, zły ruch może naprawdę zrobić krzywdę, każda źle używana moc może boleśnie skrzywdzić. Mój mąż poradził sobie z tym zadaniem fenomenalnie, tak jakby urodził się już z tą mocą, fantastycznie chyba nie muszę go już męczyć, sam doskonale radzi sobie w obsłudze swoich nowych mocy, chciałbym tak dobrze radzić sobie ze swoim nowym życiem, nie jest mi łatwo być człowiekiem to naprawdę trudne, dlaczego nadal ze mną jest? Jako anioł byłem.. Inny teraz wyglądam okropnie, nie ma we mnie nic pięknego, jestem cóż szarym człowiekiem, który wyjątkowe ma tylko oczy.
- Miki wszystko dobrze? - Sorey zauważył mój chwilowy smutek, który szybko znikł, gdy tylko przypomniałem sobie o jego obecności.
- Tak, jesteś naprawdę dobry w obsłudze tych mocy - Przyznałem uśmiechając się do niego delikatnie. - Tylko, ja wciąż nie wiem jak mam być człowiekiem, nie ma we mnie już niczego wyjątkowego nawet nie wiem co cię przyjmuje trzyma - Przyznałem.
Sorey spojrzał na mnie, kładąc mi dłonie na policzkach, delikatnie całując moje czoło.
- A co tobie podobało się we mnie, gdy byłem człowiekiem? - Nie musiałem zastanawiać się ani chwili doskonale to wiedziałem.
- Twoje wnętrze, wyjątkową duszą i radość, której ja nie mam tak wiele, poza tym twój wygląd ciemne włosy, później jasne, piękne oczy i dołeczki w policzkach - Przyznałem, mówiąc prawdę, która naprawdę zawstydziła mnie, gdy zorientowałem się, co właśnie powiedziałem, jestem naprawdę głupi.

<Sorey? C:>

Od Taiki CD Shōyō

Za dźwięk jego słów zamrugałem zaskoczony oczami, przez chwilę nie rozumiejąc słów kierowanych w stronę mojej osoby. Niewyraźnie coś powiedziałem? Przecież nie mówiłem, że coś się zmieniło, czyżby chciał się upewnić, że wciąż chcę się z nim spotkać? No dobrze już zdążyłem zauważyć, że jest niepewny i wycofany może to u niego normalne muszę się przyzwyczaić to pierwsza taka znajomość i szczerze powiem, podoba mi się, choć raz ktoś spokojny i stonowany, zazwyczaj niestety mam osoby takie jak ja co nie wróży nic dobrego, czasem właśnie z tego powodu potrafię wpakować się w nie jedne kłopoty, z których trzeba szybko się oczyścić.
- Tak, oczywiście, że tak - Kiwnąłem radośnie głową uśmiechając się szeroko przecież to oczywiste, że skoro raz już coś powiem, to słowa nie zmienię lub tym bardziej dotrzymam go, jeśli jest to jakaś obietnica.
Mój młody towarzysz uśmiechnął się do mnie, kiwając delikatnie głową, widać było po nim, że jest zadowolony z podtrzymanych przeze mnie słów.
- Do jutra - Uśmiechnął się znikając mi już po kilku chwilach z pola widzenia.
- Do jutra - Szepnąłem, sam do siebie cicho wzdychając, zwracając uwagę na psa, który bawił się na ziemi, brudząc swoje bialutkie futro. - Koda co ty - Zaśmiałem się podchodząc, do którego psa poklepałem po łbie, ciągnąc go za sobą do domu, miałem w planach zrobić coś jeszcze coś, co całkowicie mnie zrelaksuje. Przyjemny lot w chmurach pozwalający zapomnieć o całym bożym świecie...

***

Kolejny dzień zaczął się jak zawsze bardzo szybko, wszystko, co z rana zawsze zrobić musiałem zrobiłem, mogąc zajęć się całą resztą, już nie mogąc się doczekać gry w piłkę i spotkania z młodym chłopakiem, już nie mogłem się doczekać kolejnego spotkania.
- Wychodzę, wrócę później - Zawołałem na wychodnym do cioci biegając z domu jak zawsze musząc się spóźnić, nie ma dnia, w którym się nie spóźniłem i chyba nigdy takiego dnia nie będzie, taki już po prostu jestem.
Pracę zacząłem bez żadnych komplikacji, nikt nawet nie zauważył, że się spóźniłem mam farta co tu więcej dodać na ten temat.
Wielu ludzi zjawiło się na bazarku, co stanowczo poprawiło mi zawsze nastrój, obecność ludzi bardzo mi się podobała, lubiłem obserwować ich zachowania i codzienny tryb życia miłość, którą sobie okazywali lub docinki, które w żartach sobie rzucali całkiem zabawne doświadczenie, gdy patrzy się na to z boku, ucząc się czegoś o istotach, które są prawie takie same, a jednak tak zupełnie się od nas różnią.
Z uśmiechem na ustach zakończyłem kolejny dzień pracy, którą lubiłem, co prawda nie będzie to moja stała praca, ale na razie miło jest tu trochę popracować.
- To już czas - Uszczęśliwiony pobiegłem od razu na boisko gdzie byłem jako pierwszy nic dziwnego moi koledzy lubią się spóźniać nie żebym był od nich lepszy sam ciągle się spóźniam tym razem jednak jestem pierwszy więc mogę.. No właśnie co mogę? Nie mam piłki więc hym posiedzę sobie i odpocznę.
Jak pomyślałem, tak zrobiłem, usiadłem na przyjemnie ogrzanej przez słońce trawie, unosząc głowę ku górze, wpatrując się w czyste, jak łza niebo pozwalając sobie na chwilę odlecieć, nim koledzy przyjdą, zdążę sobie chwilę odpocząć.
- Taiki? - Słysząc swoje imię otworzyłem oczy, napotykając postać dobrze mi znanej Karotki.
- Cześć - Uśmiechając się szeroko podniosłem się do siadu klepiąc miejsce obok mnie. - Siadaj jeszcze ich nie ma może się dziś spóźnią - Poinformowałem nie przestając się uśmiechać jakoś ten chłopak sprawia mi wiele radości, chociaż nie wiem, czym może być to spowodowane. - Jak się masz? Ciepło dziś świetny dzień na grę w piłkę - Już na dzień dobry zacząłem gadać, nie mogąc zamknąć buzi, nic nie poradzę, że mógłbym ciągle mówić, to zdaje się silniejsze ode mnie nic dziwnego, że wkurzam ludzi swoim ciągłym gadaniem, oby tylko młody za szybko się nie zniechęcił, bo nie byłoby mi za miło z tego powodu, nie robię tego na złość, naprawdę tak wredny nie jestem, chociaż potrafię być...

<Shōyō? C: >

czwartek, 27 sierpnia 2020

Od Soreya CD Mikleo

Wynurzyłem się z wody i odgarnąłem do tyłu już nieco przydługie i bardzo mokre włosy, niespecjalnie z tego zadowolony. Gdybym chciał wejść do wody, zrobiłbym to sam, nie musiał mnie do niej wrzucać. I jeszcze chce mi wmówić, że to dla mojego dobra... Nie można wrzucać ot tak ludzi — przepraszam, Serafinów — do wody i mówić, że robi się to z myślą o nich. To bardzo, bardzo, ale to bardzo nieładnie. 
Podpłynąłem do drewnianego mostku, na którym siedział mój ukochany i odrobinkę złośliwy mąż, a następnie wynurzyłem się trochę by móc oprzeć się o deski niedaleko niego. Jeszcze wrzucił mnie w ubraniu, ja wiem, że jest upał i zaraz one wyschną, ale nie lubię, kiedy mokry materiał przylepia mi się do ciała... A nie, stop, przecież jestem teraz Serafinem wody, mogę się łatwo pozbyć jej namiaru z moich ubrań. Co prawda, jeszcze nie wiem jak, ale się nauczę. Co może być trudnego w pozbyciu się paru kropel z materiału i włosów? 
– Gdybym chciał się zrelaksować w ten sposób, sam wskoczyłbym do wody – burknąłem, patrząc na niego spode łba.
Mimo jego wspaniałości byłem na niego nieco naburmuszony. No hej, mieliśmy spędzić wspaniały wieczór tylko we trójkę — ja, on i łóżko. Ewentualnie podłoga, nie wiem, co by mu pasowało. Znaczy, ja wiem, że tu jesteśmy sami, i nikt nam nie będzie przeszkadzał, ale z tego co widziałem, będą raczej nici z naszych romantycznych uniesień. Mikleo sam mówił, że wieczorem będzie chciał mnie zabrać nad wodę, aby mi pomóc trochę wyćwiczyć moce. Więc jest już wieczór i jesteśmy nad jeziorem, czyli spełnione są prawie wszystkie warunki. Chyba, że ten cały relaks ma mi pomóc w ćwiczeniach, to wtedy będą wszystkie. 
Nie miałem ochoty na relaks w jeziorze, miałem ochotę na coś innego. A czas przeszły, bo przeszła ona w chwili, w której wrzucił mnie do wody. I tak oto mój mąż zniszczył moje wszelkie plany na ten wieczór jednym ruchem...
O Boże, ale ja dramatyzuję. Zawsze tak miałem, czy dopiero od przemiany? 
Mikleo zaśmiał się cicho i następnie poczochrał moje idealnie zaczesane do tyłu blond włosy. I tyle by było z porządku na mojej głowie, ale przynajmniej mogłem się nim nacieszyć jakieś dwie minuty. Zawsze coś. 
– Zamiast ględzić posłuchałbyś się mnie. Uwierz, nie pożałujesz – odparł, patrząc na mnie z delikatnym uśmiechem na ustach. 
I w tym momencie cała złość, którą na niego odczuwałem, całkowicie mi przeszła. Jak miałbym być na niego zły, kiedy tak cudownie wyglądał? Może i był człowiekiem, przez co rysy jego twarzy były ostrzejsze, włosy brązowe a cera po prostu jasna, a nie blada, ale ja widziałem w nim anioła. Dla mnie zawsze nim będzie. 
Odwzajemniłem uśmiech i dosłownie sekundę później wpadłem na niezbyt anielski pomysł. 
– Ale ja chciałbym się zrelaksować z tobą – wymruczałem i nim mój ukochany zdążył przeanalizować moje słowa, chwyciłem go za ręce i wciągnąłem do wody. 
Po kilku sekundach oboje się wynurzyliśmy i zacząłem się śmiać. Mikleo nie związał wcześniej włosów i teraz jego grzywka przylepiła mu się do twarzy tak, że nic nie widział, przez co wyglądał odrobinę komicznie. Mój mąż prychnął głośno, a następnie poprawił swoje kosmyki tak, aby mógł cokolwiek zobaczyć. 
– Tak cię to bawi? – burknął, chyba wcale nie było mu do śmiechu. 
– Może troszeczkę – przyznałem, podpływając do niego i wsuwając dłonie pod jego koszulkę. Poczułem, jak ciało mojego ukochanego drży i zacząłem się zastanawiać, czy to przeze mnie, czy może przez niską temperaturę jeziora. Woda była trochę zimna, ale na mnie niespecjalnie to oddziaływało. Inaczej mogło być, jeżeli chodziło o słabe i wrażliwe ludzkie ciało. 
Zbliżyłem usta do jego szyi, chcąc zacząć obdarowywać ją pocałunkami, ale nagle poczułem dłoń anioła na swoich wargach. Spojrzałem na niego zaskoczony. O co mu znów chodziło. 
– Najpierw ćwiczenia, potem przyjemności – odparł łagodnie, a następnie sprzedał mi pstryczka w nos. 
– Ale potem będzie chłodno, jeszcze mi zmarzniesz i zachorujesz – wymamrotałem z miną zbitego psa. Naprawdę miałem nadzieję na chwilę przyjemności. 
– Więc będziesz musiał mnie porządnie rozgrzać – wyszeptał mi wprost do ucha, i następnie podgryzł jego płatek. 
Nim zdążyłem jakkolwiek zareagować, chłopak już był na pomście i rozczesywał palcami swoje włosy. Nie widząc lepszego rozwiązania, z cichym westchnięciem zająłem miejsce obok niego, nie przejmując się kompletnie niczym, nawet zmoczonymi kosmykami opadającymi mi na twarz. Było mi dobrze tak, jak było, woda faktycznie sprawiała mi jeszcze więcej przyjemności, niż dotychczas. A pomyśleć, że mogło być jeszcze lepiej, gdyby nie postanowienie mojego męża... 
– Skoro nie chcesz się relaksować, będziemy ćwiczyć. Zaczniemy od czegoś prostego... – nie słuchałem go, bo byłem za bardzo skupiony na podziwianiu jego ciała. Mokre ubrania idealnie przylegały do jego skóry, podkreślając wszystko, co najlepsze. I jak ja miałem się skupić na jego słowach, skoro miałem takie cudne widoki? – ... czy ty mnie w ogóle słuchasz? 
Zamrugałem kilkukrotnie i przeniosłem wzrok na twarz męża, który nie wydawał się do końca zadowolony. Nie moja wina, to on mnie skutecznie rozpraszał. 
– Zamyśliłem się. Co mówiłeś? – przyznałem z delikatnym uśmiechem, postanawiając się tym razem bardzo mocno skupić na jego słowach. Chłopak westchnął cicho i ponownie zaczął tłumaczyć, a ja... odpadłem gdzieś w połowie. A może już na samym początku? Nie byłem tego pewien. To zapach mojego męża oraz bliskość jego idealnego ciała sprawiały, że kompletnie się nie potrafiłem na niczym skupić. Przyznam szczerze, wcześniej na pewno tak nie miałem, co Mikleo robi ze mną jako aniołem, nie miałem pojęcia. Czy ja zazwyczaj oddziaływałem na niego tak samo? Jeżeli odpowiedź jest twierdząca, to już przestaję mu się dziwić, dlaczego ciągle miał ochotę na więcej i więcej. 

<Mikleo? c:>

Od Shōyō CD Taiki

Kompletnie nie rozumiałem tego całego fenomenu dokuczania nauczycielom. Wszyscy uczniowie tak robią, czy tylko niektórzy? Przecież to jest bardzo słabe zachowanie, ci ludzie robią coś ciężką pracę ucząc zarówno dzieci i młodzież. Takie kawały na pewno ich nie śmieszyły, a jedynie sprawiały im przykrość. Może ci nauczyciele nie byli dla nich mili... Ale cóż, nie znam się, nigdy nie byłem w szkole, więc nie będę się na ten temat odzywał. 
– Może trochę – wzruszyłem ramionami nie wiedząc, dlaczego o to pyta. W porównaniu do tego, co się działo u niego w szkole, moje nauczanie nudne i ani trochę ekscytujące. – Ciocia mnie zwykle uczy dwóch przedmiotów dziennie, w zależności od dnia ale najpierw jej pomagam. No wiesz, w sprzątaniu, w przygotowaniu posiłków, takich zwykłych czynnościach domowych. Kiedy mama wraca do domu, po prostu sprawdza moją wiedzę i to tyle – odparłem, skupiając wzrok na tej dużej, białej puchatej kulce. 
Gdyby tak pomyśleć, mama już od dawna mnie nie przepytywała. Ostatnio więcej czasu spędza na królewskim dworze niż we własnym domu, a jeżeli już przyjeżdża to na dzień, góra dwa i mało rozmawiamy, bo jest bardzo zmęczona. Rozumiałem to, jej praca była bardzo stresująca; pracuje na dworze pełnym ludzi, musi uważać, aby nikt nie dowiedział się o jej rasie, więc to oczywiste, że skoro jest w bezpiecznym domu, chciałaby porządnie odpocząć. Mimo tego chciałbym, aby choć trochę ze mną porozmawiała. 
– Nie masz nauczycieli od każdego przedmiotu? – spytał zaskoczony, a ja poczułem na sobie jego intensywny wzrok. Nadal nie rozumiałem, czemu tak mi się przypatruje, w czymś mu to pomaga? Przynajmniej już mnie to tak bardzo nie peszy, chociaż nadal czułem tę niepewność. 
– Nie, ale moja siostra ma mieć, jak skończy siedem lat. Albo pójdzie do szkoły, tylko jest daleko i rodzice jeszcze dyskutują na ten temat – wytłumaczyłem, niespecjalnie zastanawiając się, czy nie mówię czegoś niewłaściwego, albo czegoś, co lepiej pozostawić w tajemnicy. 
– Czemu ona ma mieć nauczanie w inny sposób? – spytał, a ja jedynie wzruszyłem ramionami na znak, że nie wiem? 
Co takiego miałem mu powiedzieć? Że Natsu nie ma się czego wstydzić? Że jest normalna, w przeciwieństwie do mnie? Mógłbym to powiedzieć, ale wtedy Taiki dowiedziałby się, że jestem słaby i jako kitsune z ośmioma ogonami do niczego się nie nadaję, a wtedy na pewno się ode mnie odwróci. Nie chciałbym, aby tak się stało, ale polubiłem go. Nie wiem, czy kiedykolwiek powiem mu prawdę, bardzo bym chciał, aby zaakceptował mnie takiego, jakim jestem, ale boję się to zrobić. 
Jeszcze przez chwilę panowała ciężka i nieprzyjemna cisza, którą przerwałem pytaniem o jego grę w piłkę. Chciałem wiedzieć więcej o regułach i samym przebiegu takiego meczu, gdyż zwyczajnie mnie to interesowało. Wyglądało to na naprawdę dobrą zabawę, aż sam chciałbym spróbować, było tylko jedno ale — definitywnie były to gry zespołowe, a do nich zdecydowanie się nie nadawałem. Taiki wydawał się zapomnieć poprzedni temat i zaraz skupił się na opowiadaniu oraz tłumaczeniu poszczególnych gier. Opowiadał to z pasją, bardzo przyjemnie się go słuchało. 
Wkrótce dotarliśmy do miejsca, w którym przypadkowo spotkaliśmy się wczoraj i przystanęliśmy. 
– Dotrzesz stąd do domu? – spytał z lekką niepewnością w głosie, klepiąc swoje udo w geście przywołania psa. Naprawdę się o mnie martwił, czy po prostu spytał z grzeczności? W odpowiedzi pokiwałem głową na jego pytanie, uśmiechając się szeroko. Jeżeli zmienię formę, znajdę się w domu raz dwa. – Może chciałbyś kiedyś zagrać w coś z nami? 
– Chyba do tego się nie nadaję, nigdy w nic takiego nie grałem, i chyba nie jestem najlepszy w socjalizowaniu się z innymi – przyznałem, drapiąc z zakłopotaniem po karku. Znowu ponownie poczułem zimny i wilgotny nos psa na swojej dłoni, przez co lekko drgnąłem. Spojrzałem z wahaniem na tego wielkiego potwora, który wyraźnie wyczekiwał pieszczot, dlatego lekko poklepałem go po łbie z nadzieją, że przestanie się do mnie łasić. – Więc spotkanie jutro nadal aktualne? – spytałem z niepewnością w głosie. Wiem, że Taiki nie mówił nic o odwołaniu spotkania, ale podczas krótkiego spaceru mógł zmienić zdanie. Miałem nadzieję, że nie, chciałem mu się jeszcze jakoś odwdzięczyć za tamten głupi i niesamowicie smaczny kawałek ciasta. Skoro tak lubi słodkości, może powinienem sam coś upiec i mu przynieść...? Tylko najpierw muszę się dowiedzieć, czy aby na pewno się jutro spotkamy.

<Taiki? c:>

środa, 26 sierpnia 2020

Od Mikleo CD Soreya

Westchnąłem cicho, patrząc na jedzenie, Sorey zdążył już zacząć jeść, gdy ja wpatrywałem się tępo w jedzenie, analizując jego słowa. To prawda nie czuje się najlepiej, gdy używa moich mocy, nie mam jednak zamiaru mścić się na nim, obrażać się lub zmuszać do nieużywania ich, może już nigdy nie będę aniołem, a ktoś musi oczyszczać zło, gdy ja nie będę mógł już tego robić.
- Jedź - Sorey przysunął mi tost pod nos, abym zwrócił uwagę na jedzenie.
Bez słowa wziąłem do rąk jedzenie, biorąc głęboki wdech i wydech.
- Nie czuję się z tym źle, jeśli ja nie mogę cieszyć się swoimi mocami to przynajmniej ty masz taką szansę - Odparłem, zakrywając szybki usta męża, aby nie zaczął nic gadać. - Proszę cię, nie rób mi mętliku w głosie i tak już go mam - Mruknąłem, zdejmując swoją dłoń z jego ust, od niechcenia zabierając się do jedzenia, wciąż nie miałem na to ochoty. Czując, że wciskam w siebie wszystko na chama, obiecuję sobie nigdy więcej, jeśli znów stanę się aniołem, nie będę zmuszać męża do jedzenia niech je, kiedy tylko chce.
- Już? - Po zjedzeniu jednej kanapki odsunąłem jedzenie od siebie, co zaskoczyło troszeczkę mojego męża.
Kiwnąłem głową, wiem, że to niewiele, ale teraz nie mam ochoty..
Sorey już otwierał usta, aby coś powiedzieć, przerwało mu jednak głośne uderzenie drzwi o ścianę.
- Mikleo co ci się stało? - Yuki wbiegł do pokoju ze swoim psem, podbiegając do mnie.
- Długo by opo... - Nie dokończyłem, zakrywając usta, kichając.
- Jesteś chory? - Chłopiec wspiął mi się na kolana, patrząc na mnie z uwagą.
- Nie, wszystko dobrze - Uśmiechając się delikatnie do chłopca patrzyłem na psa, który nagle położył łapy na stole chwytając do pyska jedzenie uciekając od nas co rozbawiło Yuki'ego.
Sorey zmarszczył brwi, patrząc na psa, cóż oboje tak chcieli szczeniaka, niech teraz się nim zajmują, nie mój pies nie mój kłopot.
Codi wrócił po chwili do stołu, próbując tej sztuczki jeszcze raz, nie wyszło mu, mój mąż w ostatniej chwili chwycił go, odsuwając od jedzenia, a ja cóż znów zacząłem kichać, zaczynając podejrzewać, że może to być wina psa, nie miałem żadnego problemu, nim on przyszedł.
- Yuki zabierz pieska do Lailah dobrze? - Poprosiłem, pociągając nosem. Chłopiec, choć niechętnie zabrał pieska, chyba się odrobinkę na mnie gniewając, cóż może mu przejdzie.
Odetchnąłem z ulgą, biorąc chusteczki, aby wysmarkać nos, biorąc jedną z księgę do łóżka, uciekając od dalszego jedzenia, by nie daj boże, nie zmusił mnie do dalszego jedzenia.
Mój mąż już nic nie mówił, podszedł tylko do mnie, siadając obok na łóżku, siedząc kilka chwil w ciszy, z czego się cieszyłem, nie przeszkadzał mi, a ja szybko zapominałem o bożym świecie, nawet nie rejestrując tego, że mnie dokarmia, skupiony na czytaniu dopiero po dłuższej chwili otrząsnąłem się, patrząc na męża, mrużąc oczy.
- Co ty robisz? - Spytałem, oblizując usta, czując ich słodki posmak.
- Dokarmiam cię, nie chciałeś, a jednak zjadłeś - Wyszczerzył się zadowolony.
Przewróciłem oczami, sprzedając mu pstryczka w nos, co rozbawiło naszą dwójkę. No dobrze drugi raz mnie dziś podszedł, chyba jednak moje ludzkie ja jest strasznie głupie.
- Do roboty - Pospieszyłem go wracając do czytania co lekko go rozbawiło, finalnie jednak zabrał się do roboty, szukając informacji na temat naszego małego problemu.
***
Przy książkach spędziliśmy kilka dobrych godzin, czytając nawet przy tym przeklętym obiedzie, zachęcając do czytania nawet Yuki'ego, który wrócił do nas, nie na długo chcąc się bawić, co za tym idzie, jak szybko przyszedł, tak szybko poszedł.
- Nie mam już siły - Westchnąłem cicho patrząc na męża zabierając mu księgę zwracając jego uwagę na sobie zbliżając się do niego, aby połączyć nasze usta w namiętnym pocałunku.
- Czyżbyś miał na coś ochotę? - Wymruczał, kładąc dłonie na moich biodrach.
- A mam? - Odpowiadając pytaniem na pytanie, oparłem dłonie na jego ramionach, całując delikatnie jego nos.
- Mam nadzieję - Rozbawiony pokręciłem głową, składając delikatny pocałunek na jego policzku, mając troszeczkę inny pomysł. Wstałem z jego kolan, wyciągając zaskoczonego chłopaka z pokoju, idąc wraz z nim nad wodę.
- Co my tu robimy? Mieliśmy przecież spędzić razem przyjemnie czas - Burknął lekko obrażony, zatrzymując się przed wodą.
- Spędzamy, jesteśmy tu sami i nikt nie będzie nam przeszkadzał - Połączyłem nasze usta w szybkim pocałunku nim podle wrzuciłem go do wody cicho się z niego śmiejąc, gdy tylko się wynurzył.
Muszę przyznać, wygląda naprawdę nieziemsko, gdy jest serafinem, aż chciałoby się... O nie nawet o tym nie myśleć stosunek w jeziorze byłyby czymś nowym, ale nie po to go tu przyprowadziłem, jako człowiek jestem strasznie spragniony, a przecież muszę poświęcić teraz uwagę mężowi, który bardzo się stara, abym czuł się dobrze jako człowiek, nie mogę myśleć tylko o sobie i swoich potrzebach, muszę mu się odwzajemniać w jakiś sposób. - Nie gniewaj się to tylko dla twojego dobra, zrelaksuj się to naprawdę przyjemne uczucie - Siadając na brzegu mosty, z którego go zrzuciłem, patrzyłem na męża z rozbawieniem, mając tylko nadzieję, że nie obrazi się na mnie za bardzo, w końcu nic takiego się nie stało prawda?

<Sorey? c: >

Od Taiki CD Shōyō

Rozbawiony patrzyłem na mojego psa, który tak chętnie chciał zaprzyjaźnić się z karotką, najwyraźniej nie tylko mnie zainteresował, nic dziwnego ten młody dzieciak jest naprawdę sympatyczny, choć muszę przyznać bardzo nieśmiały, ale i to dałoby się w nim wyrobić.
- Nie zrobi ci nic, nie musisz się bać co nie, ty mój mały potworku - Chwyciłem go po obu stronach pyska trochę to drażniąc, na co pies po merdał ogonem, zaczynając szczekać. - Cicho - Zaśmiałem się klepiąc go po łbie. - Widzisz dobre psisko nikomu krzywdy nie zrobi - Przyznałem, uspokajając chłopaka, aby niepotrzebnie się nie stresował.
Shōyō kiwnął głową, choć nie chciał dotykać psa, do niczego go nie zmuszałem, jeśli bał się psów, nie musiał się zmuszać do bliższych kontaktów z nimi.
- Idziemy? - Spytałem, nie odwracając wzrok od mojego młodego towarzysza.
- Tak - Karotka kiwnął głową, nie odrywając wzroku od psa, który już dawno zajął się obwąchiwaniem drzew, całkowicie olewając nasze osoby.
- Nie stresuj się tak przecież już nie zwraca na ciebie uwagi - Zauważyłem, lekko rozbawiony. Tak wiem, wiem, nie wolno nabijać się z fobi, lecz to zabawne, gdy ktoś boi się tego niedźwiedzia, tak naturalnie wygląda, jak potwór nie oznacza jednak, że taki jest, to potulne zwierzę nikomu nie zrobiłby krzywdy, nawet nie skrzywdził żadnego zwierzaka, choć wielokrotnie miał ku temu okazję.
- Na pewno?
- Na pewno - Kiwnąłem głową kładąc dłoń na jego włosach czochrając jego włosy, aby trochę go rozluźnić.
Chłopak napuszył policzki, kręcąc nosem, jedną dłonią poprawiając swoje włosy. - Chodźmy on nie będzie na nas czekał - Dodałem, widząc dreptającego przed siebie psa nieczekającego na nas.
Nie dyskutując na ten temat, ruszyliśmy za psem, który od czasu do czasu zerkał na nas większą uwagę, poświęcając jednak otoczeniu, a nie nam.
- A tak właściwie może teraz ty odpowiesz mi coś o sobie? - Odwróciłem głowę w stronę chłopaka, zastanawiając się chwilę nad jego pytanie, co mógłbym mu powiedzieć ciekawego? Cóż lubię dużo gadać o wszystkim, ale czy aż tak chętnie o sobie? Może powiedziałem co nieco o sobie, jednak to byłyby tylko drobne szczegóły, w sumie nic nie stracę, jak mu coś powiem, on też zresztą zrobił to samo, powiedział co chciał, ja mogę zrobić tak samo.
- No dobrze skoro cię to interesuje... - Postanowiłem troszeczkę opowiedzieć mu o piłce, w którą często graliśmy z chłopakami, troszeczkę o pracy i o szkole, do której chodziłem całkiem nie tak dawno temu. Wtedy właśnie Shōyō zadał dziwne pytanie. Jak jest w szkole? Dopiero po chwili uświadomiłem sobie, że przecież szlachcic zapewne uczy się w domu, a nie w jakieś szkole gdzie jest pełno nieraz naprawdę irytujących ludzi. Postawiłem więc trochę mu o niej opowiedzieć, szczerze nie żałuję, że kiedykolwiek do niej chodziłem. Miało to swoje minusy, jednak plusów mnóstwo również było, nie było na co narzekać, a jeśli było do i tak nie można było z tym nic zrobić.
- Nie wiem jak twoje zajęcia w domu, ale u nas nauczycielom zawsze napsuło się krwi - Przyznałem, rozbawiony przypominając sobie nie jedną śmieszną sytuację, która zdarzyła się na zdjęciach.
- Napsuło krwi? Co masz na myśli? - Zaciekawiony chłopak spojrzał na mnie, unosząc jedną brew.
- Lubiliśmy robić na złość nauczycielom... - Wyjaśniłem, zaczynając opowiadać mu i różnych śmiesznych sytuacjach, szpilkach na krześle, sól w napojach, robak na stole i wiele innych wtedy dla nas śmiesznych akcji, które mimo upływu lat wciąż mnie bawią.
- To nie było chyba dla nich miłe - Odparł, po dokładnej analizy moich słów.
- Może i tak może i nie w tamtej chwili nie myśleliśmy o tym, a jak jest na twoich zajęciach? Pewnie się, nudzisz co? To nie może być fajne gdy siedzisz sam w domu zdala od ludzi - Stwierdziłem, jednocześnie pytają, szczerze nawet tym zainteresowany.

<Karotko? >

Od Soreya CD Mikleo

Czy on myśli, że ja mu tam po prostu odpuszczę śniadanie? Nie, nie, nie, tak być nie może, musi zjeść śniadanie, aby mieć siłę na cały dzień. I tak mu odpuszczam jeden posiłek, bo coś czuję, że sam by mi się zbuntował, ale nie ma mowy, abym mi odpuścił jedzenie z rana. On kazał mi chodzić na śniadania, i czasem nawet pilnował, abym wszystko zjadł, więc teraz ja zajmę się nim. 
– Ale Miki, musisz jeść śniadanie, to najważniejszy posiłek dnia – odparłem, stojąc nad nim i wyrywając mu księgę z rąk.
Najpierw zje, potem księgi. Nic się nie stanie, jak zacznie czytać później. Muszę się jak najszybciej nauczyć tej śmiesznej sztuczki ze znikaniem przedmiotów, kiedyś w ten sposób zabierał mi książki, kiedy nie chciałem spać, więc teraz ja będę mu tak robił, kiedy on nie będzie chciał jeść. Tylko najpierw się tego nauczę. 
– Ale ja nie jestem głodny – fuknął, posyłając mi zirytowane spojrzenie. Nie przejął się jednak zabraną przeze mnie książką, sięgnął po prostu po następną. Proszę, twardego zawodnika mamy. 
– Bo jeszcze się nie przyzwyczaiłeś. Jak zjesz śniadanie, będziesz miał siłę na cały dzień, i będziemy mogli jakoś to wykorzystać – wymruczałem, zachodząc go od tyłu i przytulając się do jego pleców. Ucałowałem delikatnie jego kark, ale w odpowiedzi usłyszałem jedynie prychnięcie. 
– Podziękuję, mam dużo siły i całkowicie wykorzystam ją na zajęcie się tymi księgami. 
Co za uparta Owieczka. A może powinienem powiedzieć „Baranek”? Tak, baran chyba pasowałby bardziej. 
Westchnąłem ciężko, postanawiając obmyślić jakiś plan. Książkę, którą mu zabrałem, rzuciłem na łóżko, po czym przysunąłem do siebie krzesło i usiadłem obok niego. On to zje. Nie musi zjeść wszystkiego, ale coś musi i ja tego dopilnuję. 
– I ma się tak zmarnować? – wymamrotałem, kładąc głowę na stole, a konkretniej na księdze, którą czytał aktualnie i spojrzałem na niego błagalnie. Przecież wcale nie przyniosłem mu dużo jedzenia, to była zaledwie porcja dla małego dziecka, już ja więcej potrafiłem jeść na śniadanie. 
– Najpierw trzeba było się mnie spytać, czy jestem głodny – odparł niewzruszony, sprzedając mi delikatnego pstryczka w nos. – Sorey, mam ważniejsze rzeczy do roboty, niż jedzenie. 
– Księgi poczekają, pomogę ci z nimi, ale najpierw śniadanie – dalej uparcie trzymałem się swego. Wiem, że z pewnością go irytowałem, ale to był najskuteczniejszy plan, w końcu zawsze działał. 
– Nie rozumiesz, że nie jestem głodny? – ja swoje, i on swoje, ale niedługo go do siebie przekonam. 
– Ty przynosiłeś mi posiłki i je we mnie wciskałeś pomimo moich słów, więc nie, nie rozumiem – odparłem z szerokim uśmiechem. – Oj Miki, to nie jest dużo. Ty zjesz trochę, ja zjem trochę i pomogę ci z księgami, co ty na to? – wymruczałem, podnosząc głowę ze stolika. 
Przybliżyłem się jeszcze bliżej do niego i chwyciłem delikatnie jego dłonie. Już widziałem, że chciał zaprotestować, dlatego złączyłem nasze usta w delikatnym pocałunku. Mimo wszystko, mój mąż odwzajemnił ten gest, co wziąłem za bardzo dobry znak. Oderwałem się od jego wargi tylko po to, by zacząć obdarowywać jego szyję oraz obojczyki drobnymi pocałunkami. Jedną ze swoich dłoni przeniosłem pod jego koszulkę żałując, że nie ubrał tej z guzikami — już dawno bym się do nich dobrał. Nagle zaprzestałem wszelkich pieszczot, nie chciałem przenosić tej sytuacji na wyższy poziom, w końcu nie o to mi chodziło.
– Proszę? – ponowiłem, kiedy odsunąłem się od niego. 
Z miłą satysfakcją obserwowałem jego czerwone policzki i nieregularnie unoszącą się klatkę piersiową. Czy to tylko moje wyobrażenie, czy on po tej dziwnej przemianie łatwiej się podnieca? Nie, żebym narzekał, mnie to się bardzo podobało i jak dla mnie, może mu to pozostać na zawsze. Łatwiej go będzie przekonywać do swojej racji, i może częściej byśmy się kochali...
Mój mąż pokiwał głową, a ja uśmiechnąłem się na ten gest szeroko. Natychmiast zerwałem się na równe nogi, by odsunąć od niego księgi i podsunąć mu pod nos tacę z jedzeniem. I trzeba było się tak wzbraniać? 
– A pomyśleć, że chciałem cię wziąć dzisiaj wieczorem nad wodę... – mruknął jakby do siebie, ale na tyle głośno, abym to usłyszał. 
– Po co? – spytałem, ze zmarszczonymi brwiami, biorąc do rąk jeden z tostów i zaczynając smarować go dżemem. Jako anioł jedzenie niespecjalnie mi przeszkadzało, po prostu... było. Jadłem coś, przez chwilę cieszyłem się smakiem i zaraz to się kończyło. Nie zapewniało mi to żadnej energii, ale skoro Mikleo chciał, abym jadł razem z nim, będę to robił. 
– Żebyś mógł zrelaksować się w wodzie, i abyś mógł się trochę podszkolić... – mówił to w taki sposób, jakby chciał mi pokazać, że coś straciłem i żebym tego żałował. Jednak ja kompletnie się tak nie czułem. 
– Nie czułbyś się... źle, gdybyś mnie uczył? W końcu, to twoje moce i używając ich czasem czuję się jak złodziej – przyznałem, biorąc tosta do ust. Mimo, że to bardzo przyjemne uczucie panować nad wodą, starałem się ograniczać używanie mocy do minimum, a przynajmniej przy moim mężu. W końcu, bardzo tęsknił za byciem Serafinem i widok mnie bawiącego się umiejętnościami, które on miał od zawsze, mógłby mu sprawić przykrość, a tego nie chciałem.

<Mikleo? c:>

wtorek, 25 sierpnia 2020

Od Shōyō CD Taiki

Byłem zaskoczony słowami chłopaka, i to bardzo. Spodziewałem się, że Taiki mnie wyśmieje, albo powie coś obraźliwego i odwróci się, i to byłoby na tyle z pierwszej znajomości i najprawdopodobniej jedynej w moim życiu. Mało tego, zaprosił mnie na jutrzejszy mecz, tak „oficjalnie” i już nie będę musiał się czuć jak głupi podglądacz. 
Chociaż, kompletnie nie rozumiałem jego słów, że „nie mogę być dziwniejszy od niego”. Taiki absolutnie nie był dziwny. Owszem, był gadatliwy, chyba nie zastanawiał się nad tym co mówi i był przy tym bardzo śmiały, ale nie powiedziałbym, że to coś złego i dziwnego. Wręcz przeciwnie, chciałbym zachowywać się przy innych ludziach choć tak w połowie swobodnie, jak on. Dlaczego on się za takiego uważał, nie miałem pojęcia. 
– Nie ugryzie mnie? Albo się na mnie nie rzuci? – spytałem niepewnie, powracając do zapinania guzików koszuli. Nie chciałem jeszcze kończyć spotkania, chciałem spędzić z nim czas jak najdłużej, ale nie byłem specjalnie przekonany do jego psa. Owszem, kiedy go wczoraj spotkałem, był do mnie nastawiony neutralnie... chociaż nie, to złe słowo; był wyraźnie zainteresowany moją osobą i Vivi, i to w tym pozytywnym tego słowa znaczeniu. Do tej pory spotykałem jedynie psy chcące wbić mi kły w ciało, by je rozszarpać, dlatego niekoniecznie czułem się swobodnie w pobliżu jakiegokolwiek psowatej istoty w pobliżu. Za wyjątkiem lisów, nawet pomimo tego, że potrafią być bardzo złośliwe. 
– Nie musisz się nim przejmować, on tylko wygląda groźnie – odparł Taiki, machając ręką. Skoro on tak mówi, to musi mieć rację. W końcu, jeszcze nie złamał żadnego danego mi słowa. 
Pokiwałem zatem głową na jego słowa, godząc się na tę propozycję. Niespecjalnie przejąłem się zachodzącym słońcem, do domu wracałem późniejszą porą. Ale już byłem pewien tego, co zrobię, jak znajdę się w swoim małym gniazdku; wezmę gorącą kąpiel i następnie zakopię się w grubej pościeli, by skutecznie ogrzać swoje ciało. Po tej dzisiejszej zabawie w wodzie na pewno mi się to przyda. A może zrobię sobie jeszcze jakiś gorący napój...? Na przykład czekoladę, gorąca czekolada, niezależnie od pory roku, jest cudowna. 
– Nie boisz się wracać tak późną porą do domu? – nie umiem w kontakty międzyludzkie, nie znam się na wielu rzeczach i nie wiem, które gesty są poprawne, a które nie, ale byłem przekonany jednego: ten tekst wzbudzał niepokój. Gdyby wypowiedział to ktokolwiek inny, czmychałbym gdzie pieprz rośnie, i jeszcze dalej. Jednak darzyłem chłopaka pewnym zaufaniem, samym swoim nastawieniem i ciepłym uśmiechem przekonywał mnie do siebie. No i w końcu, gdyby naprawdę chciał mi zrobić coś złego, już dawno by to zrobił, miał ku temu tyle okazji, a mimo tego nadal jestem cały i zdrowy. 
– Zdarzało mi się wracać później – przyznałem, wzruszając ramionami. – Albo wychodzić. To naprawdę nie jest nic strasznego. Jedyny minus jest taki, że teraz jest chłodno. I nie ma słońca. 
– Teraz jest rześkie powietrze i lepiej się oddycha – jakby na potwierdzenie swoich słów wziął głęboki wdech. Cóż, może ma odrobinkę racji, ale i tak nic nie zastąpi mi słońca. Zimy są najgorsze, kiedy to dni są krótkie, a słońce nie daje mi tak dużo energii. To jedyna pora roku, podczas której nie za bardzo miałem ochotę wychodzić na zewnątrz; śnieg był okropny i sprawiał nieprzyjemny ból moim poduszeczkom. Gdyby to było możliwe, z wielką chęcią zapadłbym w sen zimowy. 
– Może, ale słońce jest moim źródłem mocy – odparłem, nastawiając uszy i uważnie nasłuchując podejrzanych dźwięków. Na szczęście nie usłyszałem nietoperzy, a ich najbardziej się obawiałem. Dziwne i przerażające stworzenia. 
Jeszcze przez pewien czas tak sobie rozmawialiśmy, przez co ja coraz bardziej się otwierałem i mówiłem więcej o sobie. Kiedy dotarliśmy do jego domu, wiedział o mnie już całkiem sporo rzeczy, podczas kiedy ja... cóż, całkiem niewiele, gdyby to tak porównać wiedzę jednego na temat drugiego do siebie. Może niekoniecznie wiedział wiele na temat moich mocy oraz nie znał prawdziwego powodu, dla którego nie wychodzę z domu — akurat z tym bardzo się pilnowałem — ale wiedział chociażby o mojej siostrze, o cioci czy ulubionym smaku. Bardzo się przy nim rozgadałem i nawet nie zdążyłem zauważyć, kiedy. Cóż, chyba teraz przyszła pora na mały odwet, też chciałbym wiedzieć więcej o moim rozmówcy. 
Nie musiałem wchodzić do domu chłopaka; Taiki wytłumaczył mi, że jego pies znajdował się na podwórku i po prostu wystarczyło, aby podejść do furtki i ją otworzyć. Byłem mu za to wdzięczny, czułbym się jeszcze bardziej niezręcznie, gdybym musiał wchodzić do jego posiadłości. 
Wypuszczony na wolność pies zaczął się cieszyć i skakać na swojego właściciela, na razie mnie nie zauważając. Nie będę ukrywał, bardzo mnie przerażał, był ogromny, na pewno ciężki i miał wielki pysk. Gdyby chciał, bez problemu zmiażdżyłby czaszkę Vivi. Albo nawet i moją, bez różnicy, czy byłbym w swojej lisiej formie czy ludzkiej. 
Mój względny spokój długo nie trwał, albowiem Koda — chyba tak miał na imię — przypomniał sobie o mnie. Ogromne białe psisko podeszło do mnie, merdając ogonem i następnie zaczął mnie uważnie obwąchiwać. Stałem w bezruchu i pozwalałem mu na wszystko mając nadzieję, że zaraz nie zmieni zdania i się na mnie nie rzuci.
– Na pewno mnie nie ugryzie? – spytałem, czując jego wilgotny nos na mojej dłoni. Wiem, że pytałem o to wcześniej, ale mimo wszystko czułem w sercu ten lekki niepokój. Do tej pory moje jakiekolwiek doświadczenia z psami nie były najlepsze, co mnie absolutnie nie uspokajało.

<Taiki? c:>

Od Mikleo CD Soreya

Czułem się naprawdę cudownie, chłodne ciało męża było takie przyjemne, pomagało mi trwać w śnie znacznie dłużej niż na początku planowałem miałem zrobić sobie krótką przerwę po naszej intensywnej zabawie i zabrać się za książki moje ciało jednak miało inne plany a ja nie miałem siły z nim walczyć ludzkie ciało jest naprawdę słabe muszę do tego szybko przywyknąć bowiem nie wiadomo jak długo będę jeszcze człowiekiem..
Ziewnąłem cicho, otwierając swoje oczy, odwracając głowę w stronę okna, przespałem kilka dobrych godzin, biorąc pod uwagę panujący mrok za oknem.
Westchnąłem cicho, chcąc wstać z łóżka, dopiero teraz zauważając skrzydło chłopak otulające moje ciało, nie ma mowy, abym wstał, nie wybudzając go ze snu.
Delikatnie opuszkami palców dotknąłem jego skrzydło, doskonale wiedząc, jak delikatne one są.
- Sorey obudź się - Szepnąłem, całując delikatnie jego usta, podziałało mój mąż, od razu otworzył oczy, wtulając się mocniej w moje ciało, mrucząc cicho pod nosem, ewidentnie potrzebował mojej uwagi i ani myślał udawać, że tak nie jest. - Puścisz mnie? - Spytałem, głaszcząc go po policzku.
- Jeszcze chwilę - Wymruczał chowając skrzydła składając drobne pocałunki na moim obojczyku dłonią błądząc po moich ciele.
Ciche westchniecie, wydostało się z moich ust, leżąc jeszcze chwilę bez ruchu, pozwalając mężowi na drobne pieszczoty, którymi obdarowywał moje ciało.
- Idziemy na kolację? - Nagle przerwał przyjemne pieszczoty, patrząc na mnie z widocznym wyczekiwaniem w oczach.
- Nie chcę - Burknąłem, odwracając się do niego plecami.
Mój mąż jednak nie miał zamiaru tak szybko się poddać, uporczywie zaczepiając mnie, mówiąc o trzech posiłkach dziennie, jaki łaskawa muszę zjeść tylko dwa a co jeśli nie chce?
- Nie odpuszczę ci dobrze o tym wiesz - Wyszeptał mi do ucha podgryzając jego płatek dłonie wślizgające pod jego koszulkę, którą wciąż miałem na sobie.
Westchnąłem cicho, odwracając głowę w stronę męża.
- Zjem, ale mam jeden warunek, przyniesiesz jedzenie do pokoju nie chce mi się wstawać - Przyznałem, naprawdę czując, że nie ruszę się z pokoju do jutra.
- Na to mogę się zgodzić - Wymruczał zadowolony wypuszczając mnie z uścisku, aby już po chwili zniknąć za drzwiami pokoju.
Delikatnie uśmiechając się, wstałem z łóżka, aby przynieść wszystkie księgi do niego, na tyle miałem jeszcze siły. Założyłem spodnie, aby w razie czego mieć coś na sobie, gdyby Yuki postanowił nas odwiedzić, włosy rzucając gdzieś za siebie, aby mi nie przeszkadzały, otwierając wszystkie księgi, sprawdzając stronę po stronie, szukając jakichś odpowiedzi na nasz drobny problem.
- Wróciłem - Słysząc radosny głos mojego tymczasowego anioła kiwnąłem głową nie odrywając wzroku od ksiąg. - Odłóż to na bok później się tym zajmiesz - Sorey usiadł na łóżku, zwracając tym samym moją uwagę. Uniosłem głowę znad książek, kręcąc niezadowolony nosem, widząc ilość jedzenia znajdującego się na talerzu. Musiałem więc pokazać swoje niezadowolenie dając jasno i wyraźnie znać chłopaki, że sam nie będę tego jadł. Sorey postanowił, więc zjeść zemną, aby trochę ułatwić mi życie, za co byłem mu naprawdę wdzięczny, sam nigdy bym tego nie zjadł, nawet jeśli nie jadłem nic prócz śniadania...
Po skończonym posiłku chciałem zabrać się za moje liczne lektury, zamiast tego jednak musiałem, a raczej chciałem poświęcić uwagę mojemu mężowi, który najwidoczniej potrzebował jeszcze więcej atencji, niż mogłoby mi się przedtem wydawać, a i ja nie miałem na co narzekać, korzystając z czułości, na które zawsze byłem chętny bez względu na to, kim w ten chwili byłem.
***
Nad ranem, gdy otworzyłem swoje oczy, rozciągając się leniwie. Zauważyłem, że w pokoju jest całkiem sam Sorey zapewne już poszedł po śniadanie, kiedy ja wciąż czułem kolację w żołądku, nie musiał aż tak o mnie dbać, nie byłem dzieckiem, nie umrę z głodu.
- Rany - Ciężko wzdychając, wstałem z łóżka, kierując się do łazienki, gdzie umyłem i ubrałem swoje ciało gotowy do rozpoczęcia nowego dnia.
Mówiąc coś do siebie pod nosem, wyszedłem z łazienki, od razu wracając do książek, które zacząłem przeglądać strona po stronie.
Nie trwało to jednak za długo, mój mąż miał doskonałe wyczucie czasu, akurat teraz musiał przyjść.
Odwróciłem głowę w jego stronę, widzą śniadanie, które z uśmiechem stawiał na stoliku, skrzywiłem się delikatnie, kręcąc nosem.
- Nie będę tego teraz jadł - Burknąłem, nie mając na to najmniejszej ochoty, wracając do książek. Nie robiłem mu na złość, nie byłem głodny i koniec tematu zjadłem wczoraj kolację, na razie mi to wystarczy, poza tym mam ważniejsze rzeczy do roboty przede mną cztery grube księgi nie ma czasu na tak blachę sprawy, jak jedzenie, do tego wieczorem chciałem zabrać męża nad wodę, aby trochę się zrelaksował, kto jak nie ja najlepiej wie, jak woda działa na ciało Serafina wody.

<Sorey? c: >

Od Taiki CD Shōyō

Przyznam szczerze, byłem zaskoczony, co prawda nie tak bardzo jakby można było się tego spodziewać, ale byłem. Już wcześniej podejrzewałem, że chłopak może nas obserwować, gdy gramy głupi nie jestem, bez powodu się tam pierwszy raz nie spotkaliśmy, nie miałem jednak na to dowodów a teraz gdy już sam powiedział o naszej grze, mogłem być pewien, że nas ogląda, co było bardzo miłe, naprawdę osobiście pochlebiało mi to, najwidoczniej nie gramy aż tak źle, skoro chce nas oglądać.
- A więc oglądasz jak gramy tak? - Spytałem, choć byłem, prawie że tego pewien sam w końcu to powiedział, może nie dosłownie, ale gdyby nie oglądał nas, nie wiedziałby, kiedy gramy.
- To nie tak - Starał się wytłumaczyć, chociaż nie wiem, po co i tak był na straconej pozycji, już wszystko wyszło na jaw, nie musi kręcić, niech przyzna się i po bólu.
- A więc jak? - Zapytałem, w sumie ciekawy, jeśli sądzisz, że nie tak to niech z łaski swojej wyjaśni mi, jak, bo ja sam innego rozwiązania nie widzę.
- No bo ja... - Zaczął się plątać, patrząc gdzieś w bok, unikając mojego spojrzenia jak ognia, a przecież nic mu nie zrobię, gdybym chciał, już dawno bym go skrzywdził lub uznał za dziwadło, ja jednak polubiłem tego chłopaka i mam nadzieję, że i on polubił mnie.
- Dobrze, weź się tak nie stresuj, już wcześniej podejrzewałem, że nas obserwujesz, nie jestem głupi, a przynajmniej nie tak bardzo, w końcu spotkaliśmy się na górce nieopodal naszego prowizorycznego boiska, bez powodu byś tam nie siedział i tak możesz mi teraz powiedzieć, że to przypadek jednak skąd wiedziałbym gdzie cię dziś szukać, nie podając ci konkretnego miejsca? Oboje dobrze wiemy, że lubisz tam przychodzić a ja nie widzę w tym niczego złego - Przyznałem, jak zwykle mówiąc tylko to, co myślę, oczywiście słownie nigdy nikogo nie obrażając, ja naprawdę nie widziałem nic złego w tym, że chłopak lubi nas oglądać jak gramy. Przecież każdy mógł to robić bez względu na rasę czy inne tego typu sprawy.
- Naprawdę ci to nie przeszkadza? Nie masz mnie za dziwadło? - Słysząc jego pytanie, zamruczałem zaskoczony oczami, on naprawdę był zdrowo walnięty ma chyba porąbana rodzinę, ale znajomych, bo czasem mam wrażenie, że gada od rzeczy a jak wiadomo, z niczego się to nie bierze.
- No co ty, nie możesz być przecież dziwniejszy ode mnie, poza tym nie ty pierwszy nie ostatni tak robisz, rozejrzyj się czasem, gdy nas obserwujesz gapowiczów jest więcej trzeba tylko uważnie się rozejrzeć - Przyznałem, cóż akurat w obserwowaniu ludzi byłem mistrzem, miałem to ponoć po mamie, przynajmniej tak powtarzała ciocia, pewności nie miałem, dlatego musiałem wierzyć jej na słowo, ona bowiem zdecydowanie lepiej znała moich rodziców ode mnie, za szybko odeszli z tego świata zdecydowanie za szybko.
- To twój dar? Moc? Obserwowanie ludzi - Choć zabrzmiało to bardzo niepewnie, wyłapałem tę nutkę zainteresowania tym faktem w jego głosie.
- Osobiście nie nazwałbym tego darem ani mocą po prostu lubię obserwować ludzi, pomaga mi to ich zrozumieć, zachowania i gesty, gdy się stresują, zawsze popełniają błędy, gdy kłamią, patrzą w bok, gdy mówiąc prawdę, nie przestają na ciebie patrzeć, chociaż i to czasem okazuje się kłamstwem - Wyjaśniłem, mówiąc mu tylko tyle, ile powiedzieć bym chciał, trzeba bowiem znać granicę dobrego smaku.
Shōyō pokiwał głową, ale już o nic nie pytał, poprawiając tylko swoje włosy, które niesfornie opadły na jego czoło.
- Wracając do naszego spotkania - Przypominałem sobie o tej sprawie w końcu miałem mu odpowiedzieć na pytanie, a nie zmieniać jego tor. - Przyjdź jutro na nasz mecz po nim możemy iść popływać - Zaproponowałem.
- Nie będzie to dla ciebie problemem? - Jego pytania naprawdę potrafiły mnie rozbawić, a jednocześnie poruszyć słodki chłopiec martwiący się o to, że mógłby siać się moim problemem to akurat jego najmniejszy problem.
- Nie będziesz, daj spokój - Machnąłem ręką patrząc na niebo robiło się już późno powoli ciemno i szczerze bardzo przyjemnie. - Muszę iść po psa - Mruknąłem, bardziej do siebie niż do niego. - Chcesz już wracać czy może dołączysz się jeszcze do spaceru z moim niedźwiedziem? - Zapytałem, w sumie nie chcąc jeszcze kończyć naszego spotkania, nie mogłem jednak do niczego zmuszać chłopaka, był niepełnoletni i nie powinien raczej po nocy wracać sam, chociaż odprowadzić też go mogę przynajmniej do połowy, nie chciałbym wchodzić na nie swoje tereny niezaproszony, to mogłoby się źle dla mnie skończyć.

<Shōyō? c:>

poniedziałek, 24 sierpnia 2020

Od Soreya CD Mikleo

Nie przestałem błądzić ustami po jego szyi, a dłonie przeniosłem na guziki jego koszuli, by móc je rozpiąć. Nie przeszkadzało mi to, że był spocony, absolutnie, przecież pocenie się to zupełnie naturalna, ludzka rzecz. Zresztą, byłem bardzo złakniony jego bliskości i uwagi. Przez całą naszą wycieczkę do miasta praktycznie mnie ignorował i byłem brzydko zbywany, kiedy tylko chciałem się odezwać. A te kobiety... one były najgorsze. Jawnie z nim flirtowały i pożerały go wzrokiem, niech sobie znajdą kogoś innego, ta Owieczka należała tylko i wyłącznie ode mnie. Och, gdybym tylko był widoczny, pokazałbym im, że ten facet jest mój. To jest zdecydowanie od największy minus bycia aniołem. Mimowolnie pragnąłem odrobiny uwagi, a będąc niewidocznym nie za bardzo miałem na nią szansę. Nawet nie chodziło mi o innych ludzi, a jedynie o mojego anioła, ale ten wolał się skupiać na tych głupich kobietach. Nie powiem tego na głos, ale byłem o niego zazdrosny, i to bardzo, a pogłębiał to dodatkowo fakt, że nie mogłem zrobić kompletnie nic, aby pokazać, że jesteśmy razem, bo nikt tego nie zauważy. To takie frustrujące. Nawet nie potrzebowałem robić czegoś specjalnego, aby być spokojniejszym. Wystarczyłoby mi jedynie to, że mógłbym spleść nasze palce, to nie było przecież nic takiego.
– Nie gadaj głupot, nie ma mowy, abyś mnie kiedykolwiek obrzydził, a umyjesz się później – wymruczałem pomiędzy pocałunkami, robiąc mu także malinkę, może dwie. Wiem, miałem nie robić ich w widocznych miejscach, ale to było jedyne, co mogłem zrobić aby pokazać tym wszystkim niedowiarkom, że już kogoś ma. 
– Sorey, nie – słysząc jego nie tak bardzo stanowczy głos i czując jego dłonie zaciskające się na moich nadgarstkach uniemożliwiając im dalsze rozpinanie jego guzików. Posłałem mu spojrzenie zbitego psa, jak to „nie”? Dlaczego „nie”? Przecież doskonale widziałem, że jego ciało mówi „tak”. Policzki były cudownie różowe, jego klatka piersiowa poruszała się szybko i nieregularnie, no i jeszcze to oczywiste wybrzuszenie w jego spodniach... I on mówi mi „nie”? To ma być dla mnie jakaś kara? – Najpierw się umyję, potem cała reszta. 
Ach, a więc o to chodziło mojemu ukochanemu mężowi. Naprawdę nie przeszkadzał mi pot na jego ciele, ale skoro mu tak bardzo zależało na tej kąpieli, niechaj mu będzie. Jeżeli to ma sprawić, że będzie czuć się lepiej, nie mam żadnych sprzeciwwskazań. Jednak mam jedno ale...
Mikleo już chciał się zsunąć z moich kolan, ale nie pozwoliłem mu na to. Mocno złapałem go w talii i następnie wstałem z łóżka, a chłopak — chyba odruchowo — oplótł mnie swoimi nogami w pasie. Jaka mądra mała Owieczka.
– Niechaj ci będzie, ale ja idę z tobą – wymruczałem, by po chwili złączyć nasze usta w namiętnym pocałunku, zaczynając się jednocześnie kierować w stronę łazienki. Przez ostatnie trzy godziny miałem zdecydowanie za mało atencji z jego strony, więc teraz, w dodatku nieźle podniecony, nie zamierzałem tak łatwo dać się spławić.

***

Zaczęliśmy się kochać już w balii wypełnionej wodą, przez co jej trochę jej zawartości wylało się na podłogę, ale w tamtym momencie nie za bardzo się tym przejęliśmy. Liczyliśmy się tylko my, i nic więcej. Miałem wrażenie, że będąc aniołem jeszcze bardziej pragnąłem jego bliskości, dotyku oraz atencji. Znaczy, wcześniej również miałem pragnienia tego typu, ale nie były one tak silne, jak teraz, tego mogłem być pewien. Skąd to mi się brało, nie wiem, ale nie będę narzekać tak długo, jak tylko miałem obok siebie swoją Owieczkę. Zauważyłem jeszcze jedną rzecz; ciało mojego ukochanego pachniało znacznie intensywniej niż zazwyczaj, a to jedynie dodatkowo mnie pobudzało.
Chłopak wkrótce usnął oparty o moją klatkę piersiową, wymęczony całym dniem. Nie dziwiłem mu się ani trochę, człowiek szybciej się męczy, a on chyba nie był jeszcze przyzwyczajony do swojego słabego, ludzkiego ciała. I tak idzie mu świetnie, byłem z niego naprawdę dumny. Niech śpi i odpoczywa, ile tylko chce, ale jak się obudzi, idziemy na obiad. Albo kolację, to wszystko zależało od godziny. Nie ma mowy, że będzie żył na jednym posiłku dziennie, nie na mojej warcie. 
Ostrożnie wyjąłem chłopaka z balii i przeniosłem go na łóżko, oczywiście suchego i ubranego jedynie w moją niebieską koszulę, a z uwagi na wysoką temperaturę nie przykrywałem go niczym więcej, zrobiłbym mu tym tylko krzywdę. Następnie zająłem się sprzątaniem łazienki i, o dziwo, obyło się bez żadnych szkód materialnych. Chyba jednak muszę mieć dryg do panowania nad wodą, a to wcześniej zbite lustro... no cóż, nawet najlepszym się zdarza. Zresztą, to były moje pierwsze próby i one się nie liczą. 
Podczas, kiedy Mikleo spał chciałem przejrzeć księgi, które zakupił. W końcu, to przeze mnie stał się człowiekiem i to ja muszę to wszystko odkręcić. Gdybym wiedział, że to idiotyczne zaklęcie zadziała, w życiu bym go nie przeczytał. Przecież ja się tylko wtedy wygłupiałem, chciałem, aby przestał się na mnie obrażać...
– Sorey... – słysząc cichy szept mojego męża odsunąłem od siebie księgę i odwróciłem się w jego stronę, z szerokim uśmiechem na ustach. Mikleo wyraźnie był w półśnie i nie do końca wiedział, co się wokół niego dxieje. – Co ty robisz? Chodź tu do mnie – wymamrotał, wyciągając rękę w moją stronę. Wyglądał tak rozkosznie uroczo, jak ja mógłbym powiedzieć mu „nie”?
Odpowiedź była prosta: nie mogłem.  Bez wahania wstałem z krzesła i przeniosłem się na łóżko. Kiedy tylko położyłem się obok niego, moja Owieczka mocno wtuliła się w moje ciało. Uśmiechnąłem się na ten gest z jego strony i odwzajemniłem go, przenosząc dłonie na jego talię. Następnie oparłem policzek o jego czoło i przymknąłem oczy, decydując się na mały odpoczynek. Mikleo na pewno mnie obudzi, kiedy będzie chciał wstać, nie ma mowy, aby wydostał się z mojego uścisku bez budzenia mnie. Będąc na wpół przytomnym i niewiele myśląc, pojawiłem skrzydła i opatuliłem nimi chłopaka; zrobiłem to machinalnie, chcąc po prostu chronić mojego ukochanego przed całym złem tego świata, a w tamtej chwili wydało mi się to bardzo mądrym pomysłem.

<Mikleo? c:>

Od Shōyō CD Taiki

Wpatrywałem się niepewnie w wodę, nadal jeszcze delikatnie drżąc. Pewnie jeszcze trochę czasu minie, zanim przyzwyczaję się do niższej temperatury. Poza tym, niespecjalnie byłem przekonany co do słów chłopaka. Bardzo chciałem tego spróbować, owszem, jednak serce zaciskało się na myśl o lodowatej wodzie w moich płucach i utonięciu. Niby Taiki zapewniał mnie, że nic mi się nie stanie i przez cały czas będzie mnie asekurował, ale... cóż, zawsze się znajdzie jakieś ale, dla chcącego nic trudnego. W jednym miał rację, jeżeli nie spróbuję, nigdy się nie przekonam. 
– Jeżeli utonę, będę cię nawiedzał po śmierci – wyburczałem cicho, postanawiając spełnić prośbę chłopaka. Miałem nadzieję, że wiedział, co robi. 
– Oczywiście, oczywiście, co tylko chcesz – odparł z wielkim uśmiechem na ustach, chyba zadowolony z tego, że w końcu się przemogłem. Czemu mu tak zależało na tym, abym w końcu nauczył się pływać, nie wiem, ale wykorzystam to, póki mogę. 
Mimo wszystko jeszcze trochę się wzmagałem i denerwowałem. To było dla mnie kompletna nowość podczas, kiedy pewnie dla niego to był pikuś. Co prawda nie zmuszał mnie do niczego, powoli mi wszystko pokazywał i miał do mnie cierpliwość, ale z czasem mieć nieodparte wrażenie, że i ona zaczynała się powoli kończyć. 
Bardzo, ale to bardzo niepewnie i z mocno bijącym sercem wykonałem jego polecenie. Czując, jak chłodna woda zaczyna dostawać się do uszu, zacząłem lekko panikować, a to nie było najprzyjemniejsze uczucie. W dodatku miałem wrażenie, że woda mnie pochłaniała i zaczynam się topić, co tylko wzmagało moją panikę. Już chciałem zrezygnować, ale w tym samym momencie poczułem dłonie chłopaka na moim ciele — jedna na plecach, druga na brzuchu — dzięki którym jakoś utrzymałem się na wodzie. 
– Spokojnie, nie bój się – usłyszałem jego kojący i uspokajający głos. – Weź głęboki wdech i uspokój się. 
– Chcesz, abym się zachłysnął? – mruknąłem, niespecjalnie przekonany do tego pomysłu. Czułem, jak woda łaskotała moje policzki w wyjątkowo przyjemny sposób. 
– Chcę, abyś się rozluźnił, przecież nic ci się nie stanie – usłyszałem, Taiki ewidentnie chciał przekonać mnie do swojego pomysłu. – I jeżeli chcesz, możesz zamknąć oczy, może łatwiej będzie ci się rozluźnić. 
Westchnąłem cicho na jego słowa, ale posłusznie spełniłem jego polecenie. Zamknąłem oczy licząc na to, że zaraz mnie nie puści; byłem przekonany, że potrafiłbym utopić się nawet na mieliźnie. Odetchnąłem głęboko, powoli się rozluźniając. Właściwie, tak leżenie swobodnie na wodzie było całkiem przyjemne, a byłoby jeszcze lepiej, gdyby była ona odrobinkę cieplejsza. Pewnie gdyby nie to, mógłbym całkowicie odpłynąć. Co jak co, ale ciepło przede wszystkim. 
Nagle poczułem, jak Taiki odsuwa od mojego ciała swoje dłonie, przez co natychmiastowo zapaliła mi się w głowie ostrzegawcza lampka i natychmiastowo zaprzestałem tego całego unoszenia się na wodzie bojąc się, że zaraz utonę. Czując nieprzyjemny muł oraz kamienie pod stopami odczułem ulgę.
– Czemu przestałeś? Świetnie ci szło – usłyszałem zdziwiony głos chłopaka. 
– Spanikowałem – odparłem, zaczesując do tyłu rude kosmyki, które przyklejały mi się do czoła. – Miałeś mnie asekurować – dodałem, z nieukrywaną pretensją w głosie. 
– Przecież byłem obok, nic by ci się nie stało. Zresztą, tu jest płytko – mówił to beztrosko i tak, jak by się nic nie stało. Cóż, może dla niego faktycznie było płytko, ale mnie woda sięgała do połowy klatki piersiowej, byłem w końcu zdecydowanie od niego mniejszy. 
– Zmarzłem, może skończymy na dziś? – zaproponowałem, czując jak po plecach przebiegają ciarki spowodowane chłodną temperaturą. Dodatkowo zerwał się chłodny wiatr i to nie było przyjemne, a przynajmniej dla mnie.
Taiki pokiwał głową na moje słowa i już po chwili kierowaliśmy się w stronę błogosławionego brzegu; może i chłopak trochę zmarzł? Tak czy siak, byłem mu wdzięczny za to, że skończyliśmy, chyba jeszcze troszeczkę czasu mi zajmie, zanim przyzwyczaję się do wody i zacznę spędzać w niej więcej czasu niż kilkanaście minut. Nie liczyłem oczywiście gorących kąpieli w balii, tak mógłbym się kąpać nawet i godzinami. Kiedy tylko moje stopy napotkały suchy piach upewniłem się, że znajduję się odpowiednio daleko od chłopaka oraz naszych ubran, po czym odruchowo otrzepałem siebie i swoje ogony z nadmiernej ilości wody, trochę przypominając przy tym psa. Kolejny, chłodny podmuch wiatru i zaraz poczułem, jak robi mi się gęsia skórka. Trochę zacząłem żałować, że nie miałem czegoś, dzięki czemu mógłbym się trochę wytrzeć i tym samym lepiej wysuszyć. 
– Możemy jutro kontynuować naukę, o ile chcesz – usłyszałem to w momencie, w którym narzucałem na siebie koszulę, tylko ona została mi do ubrania. Oraz buty. 
Zaskoczony odwróciłem się w stronę mojego smoczego towarzysza, który był już w pełni ubrany. Czyli nie zraziłem go? I nadal chce utrzymać tę znajomość? 
– Chcę, tylko... nie przeszkadzam ci? W końcu jutro jest piątek, a w piątki są te dziwne mecze – dopiero w chwili, w której skończyłem wypowiadać to zdanie zdałem sobie sprawę, jak wielką gafę popełniłem. Z tego może wywnioskować, że obserwuję ich zwyczaje od dłuższego czasu, skoro znam takie szczegóły i na pewno weźmie mnie za dziwaka. 

<Taiki? c:>

Od Mikleo CD Soreya

Zagryzłem dolną wargę, zastanawiając się nad jego słowami, doskonale rozumiałem, że mi nie odpuści jako anioł nie musiałem jeść więc uparcie trzymałem się swego zdania teraz jest to o wiele trudniejszej mój żołądek wykręca się z bólu a Sorey nie ułatwia mi zadania a przecież wytrzymałbym do przemiany o ile w ogóle to nastąpi, nie chcę być całe życie człowiekiem, jednakże jeśli już odwrotu nie będzie, pogodzę się z tym, może ludzkie życie nie jest takie złe, jeszcze przekonam się tego na własnej skórze.
- Niech ci będzie - Westchnąłem ciężko, widząc radość na twarzy męża, nie wiem, czy tylko mi się zdaje, czy on naprawdę po przemianie w anioła bardziej się przymila a może to tylko moja wyobraźnia w końcu sam nie specjalnie to robię będąc jeszcze w dużym szoku..
- Idziemy? - Wyciągnął rękę w moją stronę, na co niepewnie pokiwałem głową, ujmując jego dłoń, nie miałem wyjścia, a więc podałem się grzecznie, idąc na to śniadania, mając tylko nadzieję, że nie spotkam Edny ani Zaveida. Jakie było moje zaskoczenie, gdy udało mi się wybłagać o to opaczności.
Odetchnąłem z ulgą, siadając na krześle, jedzenie było już gotowe i czekało na mnie moim zadaniem było tylko to zjeść o rany porcja na dwie osoby? Nie zjem, za dużo już to czuję.
Niechętnie zacząłem jeść, nie sprawiało mi to przyjemności przynajmniej na początku z czasem, gdy mój brzuch przestawał boleć, byłem nawet odrobinę zadowolony, nigdy nie podejrzewałem, że będę czuł się dobrze po jedzeniu, może jednak życie ludzkie jest łatwiejsze od angielskiego. Cóż skoro już nim jestem, sprawdzę to i tak wyjęcia innego nie mam.
- Już wystarczy - Pełen odsunąłem jedzenie od siebie, na dnie talerza zostały resztki, których nie mogłem już dokończyć.
- Świetnie sobie poradziłeś - Mój mąż ucałował czubek mojej głowy, uśmiechając się szeroko, jak to miało w zwyczaju.
- Owacji mi nie trzeba chodźmy już do miasta - Wstałem z miejsca czując chwilowe osłabienie, dziwne uczucie po jedzeniu ciało staje się leniwie i takie ciężkie najchętniej położyłbym się spać.
- Nie chcę odpocząć? - Sorey zauważył moje chwilowe osłabienie, odwróciłem głowę w jego stronę, pusząc delikatnie policzki.
- Mieliśmy umowę, zjadłem idziemy - Burknąłem, wychodząc z jadalni, kierując się do wyjścia z zamku, miałem swój cel i nie zamierzałem go zmieniać. - O boże jak gorąco - Wydukałem, gdy wyszliśmy z zamku, jako Serafin wody odczuwałem gorąco z powodu tego, jakim byłem nie miałem jednak pojęcia, że ludzkie ciało potrafi to ciepło odczuwać tak samo i do tego ten pojawiający się pot boże to jest obrzydliwe.
- Mi to mówisz - Sorey również poczuł okropne ciepło uderzające w jego ciało, a więc nie byłem w tym sam, on przynajmniej nie zaczyna pocić się jak świnia w porównaniu do mnie.
Westchnąłem cicho, unosząc głowę na niebo, nie wygląda, aby pogoda miała ulec pogorszeniu no cóż, nie mamy wyjścia, zróbmy szybko to, co zrobić mamy i wracajmy do zamku, tak będzie najlepiej...
Mieliśmy zrobić to szybko, nie wyszło mi ludzie byli podejrzanie mili, pytając mnie, skąd jestem, co tu robię, niektóre kobiety bardzo otwarcie mówiły coś o moich oczach, którego koloru nigdy nie widziały. Tak, tak jestem wyjątkowy podziękowania dla mojej mamy.
Do tego zachowanie mojego męża wcale mi tego nie ułatwiało, ciągle tylko burczał coś pod nosem, ukazując swoje niezadowolenie.
~ Czyżby ktoś był zazdrosny? - Rozbawiony spojrzałem na męża, który zmrużył lekko oczy, pokazując mi język. Pokręciłem głową, chcąc jeszcze pooglądać kilka książek, które wręcz wzywały mnie swoim wyglądem.
Z wielką przyjemnością przeglądałem księgi, rozmawiając z kupcem, który namawiał mnie do kupna tego lub tamtego, ja miałem jednak swój cel, nie jestem tu, aby wydawać wszystkie pieniądze na pierdoły a jedynie na konkretne rzeczy.
- Dziękuję, mam już wszystko - Podziękowałem grzecznie za księgi gotowy do powrotu miałem już wszystko poza tym mój tymczasowy anioł nie był zadowolony nawet nie ukrywając tego.
A pomyśleć, że to on zawsze powtarzał mi, że nie mam o co być zazdrosny, rolę się odwróciły to dopiero zabawne doświadczenie.
Powrót do zamku nie zajął nam dużo czasu, z czego byłem nawet zadowolony, szczerze mówiąc miałem już dość bliskich relacji z ludźmi, nie przywykłem bowiem do nich, co nie oznacza, że mi to nie odpowiadało, naprawdę miło było porozmawiać z kimś nowym, zaczynam chyba pojmować, dlaczego Sorey tak to lubił.
- Nareszcie - Słysząc głos męża zetknąłem na niego kątem oka odkładając księgi na stoliku, gdy tylko znaleźliśmy się w pokoju.
- Aż tak źle? Przecież tak ci się podobało bycie aniołem - Zauważyłem, delikatnie rozbawiony.
Chłopak fuknął coś cicho pod nosem, odwracając głowę w bok, no tak kiedyś to ja obrażałem się za jego rozmowy z ludźmi, teraz on robi to samo, cóż jakoś sobie z tym poradzę.
Podszedłem do męża, siadając na jego kolanach, składając delikatny pocałunek na jego policzku.
- No już nie gniewaj się na mnie, to tylko niewinna rozmowa z ludźmi przecież sam to robiłeś - Zauważyłem głaszcząc go po policzku.
Sorey spojrzał na mnie, nic nie mówiąc, co odebrałem za nie najlepszy znak, musiałem więc zadziałać. Już trochę lepiej czułem się w ludzkim ciele, więc nie było ze mną aż tak źle, co prawda wciąż czułem się dziwnie, ale i z tym sobie jakoś poradzę, w końcu przywyknę, bo może już nigdy nie wrócę do bycia aniołem. Cóż może bycie człowiekiem wcale nie jest takie złe, ma to swoje zabawne plusy.
Zmieniłem pozycje, aby usiąść przodem do męża, łącząc nasze usta w delikatnym pocałunku, kładąc swoje dłonie na jego ramionach.
- A mi powtarzałeś, abym się nie czuł zazdrosny, bo nie ma o co - Wymruczałem, gdy oderwałem się od jego ust.
- W twoim przypadku jest o co - Stwierdził, kładąc dłonie na moich biodrach.
- Nie, nie ma, o co jestem tylko twój - Szepnąłem, dłońmi jeżdżąc po jego ciele, uśmiechając się delikatnie, podgryzając dolną. - I wiesz mogę zrobić dla ciebie wszystko - Dodałem, uśmiechając się zadziornie.
- Wszystko? - Spytał, patrząc na mnie z błyskiem w oku.
- Wszystko - Wyszeptałem, czując jego ciepłe usta na moim ciele i dłonie wślizgujące się pod moją koszulkę. - Zaczekaj, muszę się najpierw wykąpać cały się kleje nie chcę cię obrzydzić - Wyszeptałem, starając się mu nie poddawać, choć to było bardzo trudne, moje ciało zawsze reagowało bardzo ulegle na Soreya, ale teraz to już przesada śmiało mogę przyznać, że jako człowiek jestem bardziej uległy niż dotychczas.

<Sorey? C:>

niedziela, 23 sierpnia 2020

Od Taiki CD Shōyō

Szczerze przyznać musiałem, ale tak z ręką na sercu, że nie rozumiałem, naprawdę nie rozumiałem, czego przepraszam, on się wstydził? Przecież jest chłopakiem tak jak ja, nie ma niczego, czego ja bym nie miał, więc dlaczego się wstydzi? Rozumiem oczywiście, że wzrok mój potrafi krępować, ale żeby aż tak? Przecież tylko przyglądam mu się uważnie, rejestrując każdy najmniejszy ruch czy to coś złego? Dla mnie nie koniecznie dla niego najwidoczniej tak, jeśli prosi mnie o coś takiego.
Westchnąłem cicho, kiwając głową, no dobrze, jeśli nie chce, nie mam ja zamiaru robić niczego wbrew mu samemu.
Odwróciłem się do niego plecami, przyglądając się wodzie, która spokojnie płynęła przed siebie, nie bacząc na przeszkody.
Zadowolony bez słowa wszedłem do niej, zanurzając się na kilka dłuższych chwil, dając mojemu młodemu towarzyszowi trochę przestrzeni prywatnej, aby nie stresował się aż tak bardzo moją osobą, która przecież i tak mu nie zagraża. Ja to chyba nigdy nie zrozumiem nieśmiałych ludzi, są interesujący, a jednocześnie bardzo dziwni, wstydzą się najdrobniejszych rzeczy, które są czym normalnym.. Dziwne istoty naprawdę dziwne.
Wynurzyłem się znad tafli wody, odwracając głowę a stronę chłopaka, który nieśmiało wchodził do wody, stawiając każdy swój krok ostrożnie i bardzo niepewnie.
- Wiesz, że teraz gdy już wszedłeś do wody, wyjścia nie masz? - Spytałem, podchodząc do niego z szerokim uśmiechem.
Shōyō kiwnął niepewnie głową, mimo to delikatnie prawie że niezauważalnie drgnął gotowy do ucieczki. Przyznać muszę szczerze, rozbawiło mnie to odrobinkę, sam nie jest pewien, czego chce, a to zawsze zdaje się zabawne, przynajmniej z mojego punktu widzenia biorąc pod uwagę to, że ja zawsze bez względu na wszystko wiem jak się zachować, co powiedzieć i jak przekonać innych. Oj tak lubię się przechwalać, ale tylko i wyłącznie we własnych myślach na głos tego nie robię, chyba że naprawdę jestem do tego zmuszony, a to też się czasem zdarza.
- Dobrze, zacznijmy więc od podstaw, połóż się na wodzie delikatnie i spokojnie będę cię asekurował - Obiecałem, pokazując mu, co dokładnie ma zrobić, aby nie domyślał się ani niepotrzebnie nie stresował źle wykonanym zadaniem.
- Nie wiem, czy potrafię - Jeszcze nie spróbował, a już się poddawał, nie rozumiem takich ludzi, ich niepewność niszczy ich szanse na nowe doznania, a oni nie potrafią po prostu tego dostrzec.
- Daj spokój, to nie jest aż takie trudne, poza tym najpierw warto spróbować, nim zacznie się stwierdzać, że czegoś się nie umie - Zauważyłem, nie przestając się uśmiechać, przecież to nic złego położy się na wodzie, a ja będę go trzymał, łatwiejszego ćwiczenia nie ma, tak przynajmniej mi się wydaje, bo co miałoby być łatwiejsze? Nurkowanie? W sumie nurkowanie jest proste, biorąc jednak pod uwagę, jego drobny problem z wodą wątpię, aby był aż tak chętny, by zrobić coś tak prostego przynajmniej dla mnie, nie wszystko, co proste dla mnie musi być proste dla niego to logiczne. - Nie dam ci utonąć, ciągle tu jestem, musisz się odprężyć bez tego naprawdę nic ci nie wyjdzie - Starałem się jak mogłem uspokoić, bo aby chłopak się aż tak nie stresował, w końcu nie było mi to potrzebne, stres tylko niepotrzebnie szkodzi, a ja tego bardzo nie chcę wszystko wszystkim, ale krzywdy niczyjej nie chce, mam my pomagać nie szkodzić prawda?
- Woda mnie utrzyma? - Zapytał, wpatrując się intensywnie w taflę wody, szukając w niej czegoś, nie wiem tylko czego, może szczęścia.
- Oczywiście, że tak, jeśli się zrelaksujesz i nie będziesz wykonywał zbyt energicznych ruchów to naprawdę nic ci się nie stanie przysięgam - Nie wiedziałem już jak do niego podejść, starałem się na każdy możliwy sposób, a jednocześnie nie chciałem go do niczego zmuszać, musiał sam się przełamać, ja mogłem mu tylko w tym pomóc, ostatnie słowo mimo wszystko należało do niego i musiał być pewny tego, że chce spróbować nauczyć się pływać, to nie dla mnie przecież to robi tylko dla samego siebie. A kto wie, może w przyszłości ta nauka przyda mu się do jakichś konkretnych celi choćby nawet do zwykłej zabawy z przyjaciółmi, najprostsze i myślę sobie najlepsze porównanie pod warunkiem, że ma się tych przyjaciół. W jego przypadku nie mogłem być tego pewien, mimo to nie miałem zamiaru w to wnikać i na to przyjdzie pora, ale nie teraz, w tej chwili raczej mamy trochę ważniejsze sprawy.

<Karotko? c:>

Od Soreya CD Mikleo

Miałem szczerą nadzieję, że Lailah znajdzie jakieś rozwiązanie i wrócimy z powrotem do normalności. Znaczy, bardzo podobało mi się bycie aniołem, przynajmniej na tę chwilę. Nie pociłem się, nie czułem głodu, mogłem czarować wodę i byłem silny, znacznie silniejszy niż kiedy byłem człowiekiem. Ale widziałem, jak bardzo podłamany był mój mąż, i tak strasznie się o niego martwiłem. Gdyby się okazało, że tak już zostanie na zawsze... Nie zniósłbym tego. Jedyne, czego chciałem, to szczęście mojego ukochanego, a w tej chwili on absolutnie nie był szczęśliwy. Chociaż starał się być silny i pokazywać, że nie za bardzo go to obchodziło, doskonale wiedziałem, że w środku był podłamany. Mogłem być aniołem, owszem, ale nie za taką cenę.  
Czekało mnie bardzo dużo pracy z moim Mikleo. Czemu on musiał być taki uparty? Przecież był głodny, doskonale słyszałem burczenie w jego brzuchu. Wiem, że chciał działać, zrobić cokolwiek, byleby tylko nie siedzieć na miejscu, ale musiał coś zjeść, czy mu się to podobało czy nie. Był człowiekiem, a ludzie jedzą, aby przeżyć. On pilnował mnie, więc teraz ja będę pilnował jego, choćbym miał go karmić na siłę. 
– Miki – cicho westchnąłem, siadając na łóżku i chwytając jego dłonie. Zauważyłem, że były one o wiele cieplejsze, niż zazwyczaj. – Musisz jeść. Nie możesz tak po prostu odmówić sobie jedzenia aż do czasu, dopóki nie powrócimy do normalnego stanu. 
Bo nie mamy pewności, że kiedykolwiek do niego wrócimy, pomyślałem, ale nie powiedziałem tego. 
– Mogę. I tak zrobię – wyburczał, nadal zarumieniony. Nie sądziłem, że jest aż taki głupi, zwykle to ja pełniłem rolę mało myślącego. 
– Nie czujesz się słabo? Albo że cię boli brzuch? Bierze się to z tego, że od dawna nic nie jadłeś. Nie puszczę cię na miasto w taki upał i w dodatku z pustymi żołądkiem – trzymałem uparcie swego. Będę go pilnował z jedzeniem, ma jeść trzy posiłki dziennie. Albo przynajmniej dwa, nie pozwolę, aby mi się zagłodził i osłabł, oraz schudł jeszcze bardziej. 
– Nie chcę jeść, nie rozumiesz tego? – warknął i w tym samym momencie jego brzuch głośno zaburczał.
– Twoje ciało mówi co innego – zauważyłem z delikatnym uśmiechem. – Owieczko, nie musisz przecież jeść kolosalne ilości jedzenia. Możesz zjeść trochę, zależy mi na tym, abyś coś zjadł. 
– Jeszcze przytyję i tyle z tego będzie – burknął, odwracając wzrok. A więc o to chodziło? A może to był jeden z wielu powodów? Westchnąłem ciężko, w duchu licząc do dziesięciu. Mój aniołek był momentami bardzo głupiutki. 
– Będę cię kochał zawsze, niezależnie od tego, jak wyglądasz, ile ważysz i kim jesteś – wymruczałem i po chwili ucałowałem czubek jego nosa. – Nie chcę, abyś się krzywdził. Nie wiadomo, kiedy znajdziemy rozwiązanie tego problemu, więc nieustannie musisz mieć siły. A energia słoneczna ci ich nie zapewni. 
Mikleo westchnął cicho i zauważyłem, że jego cudne, lawendowe oczy niebezpiecznie się zaszkliły. Przytuliłem go do siebie i zacząłem gładzić jego plecy czując, że ponownie się rozpada. Chyba ta sytuacja była dla niego o wiele cięższa niż z początku sądziłem. Oddałbym teraz wszystko, aby znów zobaczyć jego piękny, szczery uśmiech, zależało mi tylko i wyłącznie na jego szczęściu i potrzebach, ja się nie liczyłem.
Wsunąłem nos w jego włosy i zauważyłem, że jedyne co się w nich zmieniło, to ich kolor; zapach, miękkość oraz grubość pozostały takie same. Zresztą, nawet gdyby było inaczej, nie przejąłbym się tym za bardzo, to i tak byłby mój Miki. 
– Ciekawe, czy jako anioł podczas seksu czułbym się inaczej – wymruczałem, kiedy tylko poczułem, że Mikleo się uspokoił. Nie tylko chciałem rozluźnić atmosferę, ale także byłem tego zwyczajnie ciekaw i rzuciłem tę drobną sugestię mając nadzieję, że mój aktualnie człowieczy anioł to załapie. 
– A ty ciągle myślisz tylko o jednym – burknął, odsuwając się i patrząc na mnie z politowaniem. 
– Owszem, mam w głowie tylko i wyłącznie ciebie – wymruczałem i połączyłem usta w delikatnym pocałunku. – To jak? Małe śniadanie i wycieczka do miasta? – spytałem, poprawiając delikatnie jego grzywkę. Nie interesowała mnie żadna inna odpowiedź poza „tak”. A jeżeli odpowie mi przecząco, będę mu tak wiercił dziurę w brzuchu, aż w końcu się zgodził. Śniadania mu nie odpuszczę, obiadu również, co najwyżej kolację, ale i tak będę pilnował, aby jadł regularnie. 

<Mikleo? c:> 

Od Shōyō CD Taiki

Błądziłem wzrokiem po całym otoczeniu, byleby tylko nie spojrzeć na chłopaka. Czułem się odrobinkę nieswojo, kiedy Taiki był przede mną jedynie w samej bieliźnie, nie mówiąc już o tym, że sam miałbym się rozebrać. Owszem, to było normalne, że należało się rozebrać by niepotrzebnie zmoczyć ubrania, ale chyba nie jestem na tyle śmiały, aby zrobić to przy nim. W dodatku kątem oka widziałem jego sylwetkę i była ona o wiele lepsza od mojej, co było kolejnym powodem dla mojego wstydu.  
Usiadłem na brzegu jeziora, a następnie zdjąłem buty, podwinąłem nogawki spodni i włożyłem stopy do wody. Od razu po tym zrobiło mi się nieprzyjemnie zimno i poczułem dreszcze przebiegające po moim ciele. Byłem istotką ciepłolubną, więc to może dlatego unikałem wody, która zwykle kojarzyła mi się z zimnem. Chociaż Vivi bardzo uwielbiała chlapanie się w niewielkich strumykach, zwłaszcza, kiedy było bardzo upalnie i z chęcią wskakiwała do wody, podczas kiedy ja odpoczywałem na brzegu, bez specjalnej chęci do dołączenia do niej.  
Podciągnąłem kolana pod brodę i oplotłem nogi rękami, przyzwyczajając się powoli do temperatury i wodząc wzrokiem za pływającym chłopakiem. Kiedy był w wodzie czułem się odrobinkę swobodnie, choć nadal czułem palącą czerwień na policzkach. Nigdy nie byłem w takiej sytuacji i to nie było dla mnie specjalnie komfortowe, ale coś czułem, że będę musiał się przyzwyczaić do tego typu sytuacji. Chyba, że po tej całej sytuacji w knajpce Taiki stwierdzi, że nie chce kontynuować znajomości ze mną, pewnie jestem dla niego jakimś dziwakiem.  
- Nie jest ci gorąco? - usłyszałem głos chłopaka, który nagle wynurzył się z wody. Taiki zgarnął mokre włosy do tyłu, jego idealna do tej pory fryzura została zniszczona, ale widać było, że był zadowolony. Mam nadzieję, że nie psuję m zabawy.  
- Nie, wysokie temperatury mi nie przeszkadzają - wzruszyłem ramionami, nie spuszczając z niego wzroku.  
- Na pewno nie chcesz, abym nie cię nauczył? Nic ci się nie stanie mogę cię asekurować - powiedział, patrząc na mnie z uwagą.  
Wcześniej pomyślałem, że to może być bardzo ciekawe doświadczenie i zawsze to fajnie jest nauczyć się nowych rzeczy. Kto wie, może kiedyś to mogłoby mi się przydać? Ale teraz nie byłem tak pewien. Ale co, jeżeli się do tego nie nadaję? Albo zacznę tonąć. Nigdy nawet nie próbowałem zrobić jakikolwiek progres w pływaniu, zbyt bardzo się bojąc. 
- Mogę się do tego nie nadawać - odparłem cicho, spuszczając wzrok.  
- Nonsens, nie dowiesz się, dopóki się nie przekonasz - odparł Taiki, podpływając do mnie. - To nie jest takie trudne.  
Zastanowiłem się chwilę nad jego słowami. Jemu było łatwiej, sam mówił, że gady pływanie mają we krwi. Ja nie byłem gadem, a zwykłym kitsune. Nawet i niekoniecznie zwykłym, a słabszym i gorszym osobnikiem. Mimo wszystko bardzo korciło mnie spróbowanie nowej rzeczy, zwłaszcza kiedy mam ku to temu sposobności. I przecież Taiki obiecał mi, że będzie mnie asekurował, więc co takiego mogłoby mi się stać? 
Pokiwałem niepewnie głową, a na twarzy chłopaka pojawił się szeroki uśmiech. Nieśmiało odwzajemniłem ten gest mając nadzieję, że nie będę dla niego zbędnym problemem. Zacząłem rozpinać guziki swojej koszuli, postanawiając iść w ślady chłopaka. To będzie jedynie chwila wstydu, zanim zdążę się do tego przyzwyczaić, a przynajmniej później będę miał suche rzeczy, a to się dla mnie bardziej liczy. Ciepełko przede wszystkim.  
Chłopak wyszedł z wody i usiadł obok mnie, ponownie poprawiając swoje włosy. Lekko mnie to speszyło, ale wszystko było w porządku, dopóki nie poczułem jego przeszywającego wzroku na sobie. Czemu on musiał się tak na mnie gapić, co ja mu takiego zrobiłem, trochę prywatności, kiedy on się rozbierał, ja na niego nie patrzyłem.  
- Przestań się tak na mnie patrzeć - burknąłem nieco zawstydzony, odkładając koszulę na bok. Podniosłem się z ziemi, chcąc również zdjąć spodnie, ale nie zrobię tego, póki ten tak intensywnie się we mnie wpatruje. 
- Skąd ten siniak? - spytał nagle i zaraz po tym poczułem, jak dotyka sinego i lekko bolącego miejsca. Czując jego chłodną dłoń na swoim ciele podskoczyłem i odsunąłem się od niego, zerkając na wskazane przez niego miejsce.  
- Nie wiem, chyba się o coś wczoraj uderzyłem - odparłem, marszcząc brwi. Naprawdę nie byłem pewien, skąd on jest, ale czy to takie ważne? I tak zniknie on za kilka dni. - Teraz się odwróć, czy coś, chciałbym się przebrać - dodałem, krzyżując ręce i pusząc lekko policzki, czując coraz większe zawstydzenie. Chyba powoli zaczynam żałować, że się zgodziłem na tę naukę. Jakim cudem Taiki potrafi być tak spokojny i swobodny mimo tego, że jest prawie nagi? Też chciałbym być taki śmiały.  

<Taiki? c:> 

Od Mikleo CD Soreya

Jak on mógł, przecież widział, że nie chce być człowiekiem, widział, że chce jak najszybciej stać się sobą, a mimo to zadawał mi tak irytujące pytania? Do jasnej... Nie będę przeklinał, ale mógł sam zobaczyć się w lustrze, a nie pytać mnie o to w tym momencie.
- Nie masz wyczucia, zobacz się w lustrze do jasnej ... O boże odbierz mi głos, bo długo nie wytrzymam - Wstałem z łóżka mając już dość, jestem człowiekiem kilka chwil, a już nie chce nim być, naprawdę nie chce.
- Miki ja tylko chciałem, żebyś to ty mi powiedział - Zauważyłem, że chyba troszeczkę przesadziłem, sprawiając przykrość mężowi. O nie, nie tego chciałem naprawdę.
- Przepraszam ja po prostu... - Westchnąłem cicho, siadając znów na łóżko, biorąc dwa bardzo głęboko wdechy. - Twoje włosy są takie same, nie zmieniły one barwy, twarz stała się bledsza i delikatna a oczy zmieniły barwę przypominają kolor błękitu - Przyznałem, po dokładnym przyjrzeniu się mu. Chwyciłem jego dłoń, prowadząc do lustra, aby przyjrzał się sobie uważnie.
Sorey był zachwycony i nawet tego nie ukrywał, gdyby mógł, od razu zacząłby bawić się swoimi mocami, całkowicie zapominając o bożym świecie.
- Ekstra - Wyszeptał, odwracając się w moją stronę z szerokim uśmiechem.
Kiwnąłem jedynie głową, nie chcąc nawet otwierać ust, wolałem nie zaczynać, to nie skończyłoby się dobrze. Po prostu w milczeniu zamknąłem się w łazience, powoli przełykając ten okropny fakt, nie mogłem w to uwierzyć, znów byłem człowiekiem, to było okropne uczucie, czułem się taki słaby i zmęczony do tego dziwnie bolał mnie brzuch, nic z tego nie rozumiałem czy ja byłem chory? Zagryzłem dolną wargę, postanawiając coś ze sobą zrobić, przemyć twarz, uczesać włosy doprowadziłem się do stanu mniej obrzydliwego niż w chwili, w której wstałem, a mimo to nie chciałem wychodzić z pomieszczenia, wolałem tu zostać z dala od wszystkich, zamykając na chwilę oczy, które nieprzyjemnie jeszcze piekły.
- Miki jesteś tam? - Za drzwi dobiegł do mnie głos męża, otworzyłem powoli oczy, podnosząc się z ziemi, mając nadzieję, że to był tylko straszliwy sen, tak się jednak nie stało, wciąż byłem człowiekiem i to naprawdę mnie przerażało, ja się nie nadaje na bycie człowiekiem, nie chce, naprawdę nie chce.
Wyszedłem spokojnie z łazienki, nie dając po sobie niczego poznać, pierwszy szok minął, a ja nie mogłem dać się tak łatwo pokonać.
- Więc to prawda - W pokoju znajdowała się Lailah wraz z Alishą, obie kobiet uważnie mi się przyjrzały. - Porozmawiam ze strażą - Tylko tyle usłyszałem z ust Alishy, która chyba mówiła dalej i dalej ja jednak już dawno odleciałem, myśląc o wszystkim tylko nie o tym.
- Mikleo? - Nie zauważyłem nawet, że dziewczyna już wyszła pozostawiając nas z Lailah.
- Jak długo może to potrwać? - Musiałem to wiedzieć to bardzo ważne.
Lailah przyjrzała się książce, kiwając delikatnie głową.
- Cóż nie wiem, może dzień może dwa może już nigdy nie wrócicie do swoich poprzednich form - Nie to chciałem usłyszeć, nie chce znów być człowiekiem, z jakiejś powodu umarłem bardzo wcześniej.
- Jak to w ogóle możliwe? Przecież jestem zwykłym człowiekiem - Wtrącił się Sorey przypominając sobie moje obarczenie go winą.
- Nie jesteś zwykłym człowiekiem Sorey, jesteś pasterzem płynie w tobie potężna moc a pakty z nami podpisane dają ci większą władzę - Lailah w porównaniu do mnie potrafiła mu to wyjaśnić, może gdybym nie był głupim człowiekiem, wszystko byłoby łatwiejsze, a tak nie wiem nawet, jak poradzić sobie z tym faktem.
Sorey nic już nie powiedział, odwracając tylko głowę w moją stronę, patrzył na mnie, a ja nie wiedziałem co mam robić, zacząć się załamywać czy wciąż udawać silnego, choć wcale się teki nie czułem.
- Nie istotne jakoś sobie z tym poradzimy - Odparłem, siadając na łóżku, ukrywając wszystkie swoje emocje, nie chcąc, aby ktoś znów to zobaczył i tak już przy mężu pierwszy raz w życiu pozwoliłem sobie na to, nie mogę dopuścić do tego kolejny raz, tylko spokój mnie uratuje przed zawałem serca.
- Postaram się wam pomóc nic jednak nie mogę obiecać - Przyznała kobieta, zamieniając z nami jeszcze kilka zdań, wychodząc z pokoju, zostawiając naszą dwójkę samą.
- I co teraz? - Spytałem, cicho wzdychając, kładąc się na łóżku, kątem oka patrząc na męża, który chciał bawić się moimi, a raczej w tej chwili swoimi mocami. Pokręciłem głową, siadając za nim, dotykając jego dłoni. - Musisz skupić się na energię płynącej w twoim ciele, delikatnie i spokojnie poruszaj dłońmi, skupiając się na tym, czego chcesz, wyobraź sobie wodę, spokojnie płynącą jest chłodna, ale bardzo przyjemna czujesz ją pod palcami, zamykasz oczy i dajesz się jej ponieść - Tłumaczyłem mu powoli pokazując jak powinien ułożyć dłonie i co zrobić, aby zacząć kontrolować moce. - Uważaj - Tylko tyle zdążyłem powiedzieć nim lód, który udało mu się przemienić z wody, przebił nasze biedne lustro.
- Oj - Sorey podrapał się po głowie, a ja westchnąłem cicho, kręcąc głową.
- Lepiej będzie poćwiczyć nad wodą - Zauważyłem, odsuwając się od męża, w tym samym momencie słysząc burczenie w brzuchu, zaskoczony spojrzałem na męża, przez chwilę nie wiedząc, co jest grane, w końcu wiedziałem, czym jest głód, ale to przecież niemożliwe, aby bym głodny ja nie mogę być głodny.
- Ktoś tu chyba jest głodny - Słysząc głos Soreya odwróciłem się w jego stronę mocno się rumieniąc.
- Nie jestem głodny, nie mogę być głodny - Burknąłem, biorąc kilka głębokich wdechów, przecierając dłonią twarz.
- Chodź pójdziemy coś zjeść - Chwycił moją dłoń chcąc zaprowadzić mnie do jadalni, ja jednak uparcie siedziałem na tyłku, nie chcąc się ruszyć.
- Jeśli jesteś głodny, idź sam. Ja nie jestem głodny, nie będę jadł - Burknąłem, twardo trzymając się swojego zdania, przecież nigdy nie byłem głodny, nigdy nie chciałem jeść, dlaczego miałbym teraz zmuszać się do tego? Nic mi nie będzie, jeśli do przemiany nie będę jadł, muszę skupić się na szukaniu rozwiązania, najlepiej iść do miasteczka i poszukać księgi, które pomoże nam w naszym problemie, to teraz jest najważniejsze, a nie jakieś jedzenie... - Chodźmy, proszę do miasta, może tam znajdziemy jakąś księgę coś, co nam pomoże - Poprosiłem, naprawdę chcąc iść do miasta, aby chociaż spróbować znaleźć rozwiązanie tej zagadki nie chce na zawsze zostać człowiekiem.

<Sorey? c:>