Powoli przestawałem go rozumieć. Na początku twierdził, że dziękowanie było zbędne, później, że wyznaje zasadę coś za coś, a teraz proponuje mi wyjście na kawę bądź herbatę… znaczy, w moim przypadku mogła to być tylko i wyłącznie herbata, smak kawy zwyczajnie mnie odrzucał, niezależnie jak wiele dodatków do niej dodawałem. Była po prostu obrzydliwie gorzka.
- Dobrze? – niepewnie powiedziałem, a raczej zapytałem. Miałem wrażenie, że wcześniej nie powiedział mi całej prawdy, odnośnie innego sposobu okazywania wdzięczności, ponieważ nieco się zakłopotał, ale nic na ten temat nie mówiłem. Zresztą, to ja mogłem się pomylić, moje doświadczenia w rozmawianiu z innymi są bardzo ubogie.
- Więc widzimy się jutro po południu. Tak o trzeciej, odpowiada ci to? – spytał podekscytowany chłopak, a ja po prostu pokiwałem głową, nadal trwając w lekkim szoku, ale i tak ten termin mi pasował. – Czyli jesteśmy umówieni, Karotko – dodał, wstając klęczek i puszczając swojego psa.
Już otwierałem usta, aby wyrazić swoje obawy wobec tego czynu – co, jeżeli to wielkie bydle zaraz się na mnie rzuci, powali i zje – ale nim się zorientowałem, chłopak podszedł do mnie i poczochrał moje włosy. Zastygłem na moment w bezruchu, zaskoczony tym czynem. Byłem przekonany, że obce osoby tak bardzo się nie spoufalają, bo inaczej tego gestu nazwać nie mogłem. Może powinienem jakoś zaprotestować? Albo lepiej nie, jeszcze okaże się, że takie zachowanie jest zupełnie normalne i wyjdę na głupka, którym i tak przy nim jestem. Czułem się troszkę niekomfortowo, w końcu go nie znałem, a ten gest był całkiem… przyjemny. Może to ma związek z tym, że jestem lisem? W końcu Vivi też lubi głaskanie po łebku… O mój Boże, jeżeli o to chodziło, to w takim razie było to bardzo uwłaczające.
Odsunąłem się od niego z lekko napuszonymi polikami i zacząłem wygładzać swoje włosy. Nie, aby to im pomogło, ale chciałem trochę przyćmić jego dotyk. Musiałem zapamiętać, aby już nigdy pozwalać nieznajomym swojej głowy.
- Daj spokój, przecież nic ci nie zrobię. Patrz, nawet nie mam kłów, aby cię ugryźć – dodał, szczerząc swoje nieskazitelnie białe i idealnie równe zęby.
- Może nie w tej postaci – wymamrotałem, ale nie chciałem być złośliwy, stwierdzałem po prostu fakt. Nie bałem się go, a przynajmniej nie w takim dosłownym tego słowa znaczeniu, w końcu gdyby był kimś złym, już dawno zrobiłby mi krzywdę, ma ku temu idealną okazję. Bardziej boję się, że zrobię coś nie tak i go do siebie zrażę. I chyba swoim głupim tekstem właśnie to zrobiłem. Już otworzyłem usta, by go przeprosić za te głupie słowa, ale nie zdążyłem, bo chłopak odezwał się pierwszy.
- Czyli wiesz, czym jestem – Taiki spojrzał na mnie zaciekawiony, a w jego głosie nie słychać było urazy. – Ale ja nie wiem, jakiej rasy jesteś ty.
Przechyliłem zaskoczony głowę, słysząc jego słowa, nie wiedział? Sądziłem, że już od samego początku to wiedział, ale najwidoczniej bardzo się myliłem.
- Kitsune – wymamrotałem cicho, spuszczając wzrok.
- W sumie, to logiczne – powiedział cicho do siebie.
Zmarszczyłem brwi na jego słowa, co takiego było w tym logicznego? Nie zdołałem jednak zapytać, o co mu chodzi, bo chłopak pożegnał się ze mną mówiąc, że musi już iść. Nie chcąc zbierać mu niepotrzebnie czasu, również się pożegnałem. Zresztą i ja musiałem wracać, wkrótce ciocia się obudzi i chciałbym jej trochę pomóc. I w sumie, zjadłbym coś i nie tylko ja, Vivi również była głodna, bo od dłuższego czasu zwracała na siebie uwagę liżąc palce u mojej dłoni.
Dopiero w połowie drogi do domu zdałem sobie sprawę, że chłopak nie powiedział mi, gdzie się spotkamy. Od razu zatrzymałem się w półkroku i odwróciłem się, ale na ponowne znalezienie chłopaka było już za późno. Jak się mam z nim jutro spotkać, skoro nie wiem, gdzie? Miałem nadzieję, ze jutro uda mi się jakoś rozwiązać ten problem, nie chciałbym być brany za niesłownego już na samym początku znajomości.
<Taiki? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz