sobota, 8 sierpnia 2020

Od Shōyō

Westchnąłem cicho ze zniecierpliwieniem, podążając wzrokiem w stronę okna. Było późne popołudnie, a pogoda na zewnątrz była cudowna. W dni takie jak ten mało kto siedział w domu, ludzie zwykle pracowali w pocie czoła, by potem wieczorem spotkać się w gronie przyjaciół i odpocząć. Ja musiałem siedzieć tutaj, słuchać nużących słów niani, która również była dla mnie nauczycielką, o… w sumie, sam nie wiem o czym, ale czy to ważne? Kiedy jest słonecznie, nie potrafiłem się na niczym skupić, wręcz rozpierała mnie energia, którą trudno było mi stłumić. Ciekawe, czy w takiej normalnej szkole też jest tak nudno. Może tak, ale wtedy dzieliłbym tą nudę z innymi, a po lekcjach pewnie bym ją odreagował. Często słyszę, jak nie tylko moi rówieśnicy, ale i osoby starsze oraz młodsze ode mnie narzekają na szkołę, czego kompletnie nie rozumiałem. Bardzo chciałbym chodzić do takiej szkoły i przeżywać to, co oni przeżywają. 
Nagle poczułem, jak kobieta chwyta mnie za czubek nosa, by zwrócić moją uwagę. Lekko zaskoczony oderwałem wzrok od okna i odwróciłem głowę w jej stronę, nie rozumiejąc, o co jej chodzi. 
- Skup się, jeszcze trochę musisz przeboleć – odezwała się Kiyoko, patrząc na mnie z lekkim rozbawieniem. 
- Skupiam się przecież – wymamrotałem, przewracając oczami. 
- Więc o czym przed chwilą mówiłam? 
- Mówiłaś coś o… - mój wzrok powędrował na kartkę, na której przez cały ten czas zapisywała dla mnie najważniejszy informacje, ale nim zdążyłem cokolwiek przeczytać, zakryła swoje zapiski dłonią. – Coś o… polowaniach… na wygnańców – strzeliłem, ale widząc jej minę już wiedziałem, że się myliłem. 
- To nawet nie jest historia – westchnęła cicho, chyba troszeczkę załamana moją odpowiedzią. 
Uśmiechnąłem się do niej przepraszająco, zdając sobie sprawę z tego, że dzisiaj piątek, a w piątki uczy mnie języków. Ale czy ktoś mógłby mnie winić? Mało kto skupiłby się, gdyby na zewnątrz była tak cudowna pogoda. Dodatkowo w domu byliśmy tylko we dwójkę, tata zabrał Natsu na jakąś wycieczkę i nawet się z tego faktu cieszyłem. Zwykle czekałem, póki moja siostra nie zaśnie i dopiero wtedy wychodziłem na dwór, a teraz nie musiałem na to czekać. Może nawet dzisiaj kogoś poznam? Czasem wyczuwam wśród ludzi zapachy wygnańców, czemu z początku bardzo się dziwiłem… chociaż nie, nadal jestem tym faktem bardzo zdziwiony. A także i pod wrażeniem, takie istoty muszą być bardzo odważne, skoro mieszkają z ludźmi, którzy pragną ich zagłady. 
- Widzę, że dalsza nauka nie ma sensu – westchnęła ciemnowłosa, przecierając palcami swoje krótkie włosy. – Zróbmy tak. Zakończmy na dzisiaj, ale odrobimy tę lekcję w inny, wolny dzień, dobrze? 
- Czyli mogę już iść? – spytałem z nadzieją, nagle się ożywiając. 
- Tak, tylko wróć, proszę, wieczorem. I uważaj na siebie – odparła z delikatnym uśmiechem na ustach. 
Na te słowa uśmiechnąłem się do niej szeroko, po czym wstałem i pocałowałem ją w policzek. Od kiedy zaczęła mi pozwalać na wyjścia z domu, nie czułem się tak źle i już nie miałem wrażenia, że robię coś złego. 
Zawołałem do siebie Vivi, która dotychczas spala sobie na fotelu zwinięta w kuleczkę. Zawsze lubiła mi towarzyszyć w takich wyprawach, ponieważ uważała, że musi mnie chronić. W jej ślepiach nadal byłem jeszcze młodym szczeniakiem, co trochę mi uwłaszczało, ale się nie kłóciłem, w końcu była tylko zwierzakiem. Zresztą, i ona czerpała przyjemność z takich wycieczek, mogła rozprostować łapy, wybiegać się i odstresować. 
Najbliższa ludzka wioska znajdowała się wcale nie tak daleko, jak mogłoby się wydawać. Albo po prostu miałem takie wrażenie, ponieważ znałem drogę na pamięć, i byłem całkiem szybki. Szybszy od mojej uroczej towarzyszki, dlatego nie raz musiałem czekać, aby do mnie dobiegła. Albo po prostu robiłem małe kółeczka wokół niej i zaczepiałem ją, co niejednokrotnie zmieniało się w zabawę  i znacznie wydłużało naszą drogę. Nawet nie byłem po tym bardzo zmęczony, a używałem bardzo dużo energii. Na tyle dużo, by Vivi po dotarciu na miejsce była zmęczona i odpoczywała gdzieś pod drzewem, podczas kiedy ja obserwowałem. 
Dzisiaj jednak byłem bardzo zniecierpliwiony i troszeczkę ją poganiałem. Wiedziałem, że to było złe i nieodpowiednie, ale bardzo mi się spieszyło. Był piątek, ostatnimi czasy właśnie w ten dzień tygodnia grupa ludzi, wśród których musiał być przynajmniej jeden wygnaniec, spotykała się za wioską i grali w coś, do czego potrzebna była piłka. Ale zauważyłem, że używali tej piłki w różny sposób, nie ciągle w taki sam. Nigdy nie zdążyłem na początek takiej gry. Ale przyjemnie się ją oglądało, ciekawe, czy tak samo przyjemnie by się grało. Chciałbym spróbować, zwłaszcza tej gry, która polegała na odbijaniu piłki przez siatkę. 
Dotarłem na miejsce pierwszy. Zanim wdrapałem się na wzniesienie, z którego tak dobrze oglądało mi się całą grę, spojrzałem za siebie. Vivi wcale nie była tak daleko, więc nie musiałem się o nią martwić. Dlatego bez wyrzutów sumienia wdrapałem się na wzniesienie i z niezadowoleniem zauważyłem, że znowu spóźniłem się na początek. Cóż, mówi się trudno. Położyłem się wygodnie na ziemi i w skupieniu obserwowałem grę, leniwie machając swoimi ogonami. Byłem pewien, że nie mogą mnie zauważyć, ponieważ za każdym razem, kiedy tu wchodziłem używałem iluzji, tak dla pewności. 
W pewnym momencie usłyszałem szczęk żelaza, a po tym pisk. Od razu podniosłem się do siadu i skierowałem łebek w tę stronę, z szybko bijącym sercem i najczarniejszymi myślami, które, jak się dowiedziałem ułamek sekundy później, się ziściły. Vivi złapała się w pułapkę, a to wszystko przez moją nieuwagę. Powinienem poczekać na nią, albo sprawdzić okolicę, żeby właśnie coś takiego się nie wydarzyło. 
Od razu do niej podbiegłem i zmieniłem się w człowieka, bo tylko w tej formie mogłem jej pomóc. Uklęknąłem przy niej, a ona, cicho piszcząc, wsunęła pysk w moje dłonie. Widząc, jak mocno żelazne szczęki zaciskały się na jej biednej łapce poczułem, jak ogarnia mnie panika. W dodatku tamci ludzie musieli usłyszeć jej pisk, bo odgłosy gry ucichły i ktoś zaproponował, że to sprawdzi, a to wcale mi nie pomagało.
- Cicho, zaraz ci pomogę – wyszeptałem uspokajająco, nie przestając głaskać jej po pysku. Ktoś się tu zbliżał, wyraźnie czułem, że nie był to człowiek i nie pomagało mi to ani trochę. Musiałem się pospieszyć i ją uwolnić, co mogło być bardzo problematyczne z moją siłą, a raczej z jej brakiem. 

<Taiki? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz