Ciche westchnienie wydostało się z moich ust, gdy wypowiedział te słowa.
Naprawdę powinien najpierw wrócić do siebie, do stanu, w którym
znajdował się przed wypadkiem, aby dopiero wtedy martwić się o to, co
pasterz chce zrobić mnie.
- Naprawdę powinieneś przejmować się bardziej sobą, szczerze mówiąc, to ja powinienem chronić cię, nie ty mnie, z nas dwóch to ty jesteś człowiekiem - Zauważyłem, odwracając się cały w jego stronę, nie tracąc z nim kontaktu wzrokowego.
- Z nas dwóch to ciebie chce zabić - Starał się zabrzmieć jak ja, dopiero po chwili rozumiejąc, co głupiego zrobił, chcąc już przeprosić, musiałem więc szybko zatkać mu buzie, aby nie powiedział tych swoich irytujących słów „przepraszam” Och jak ja ich nie znoszę. To znaczy pięknie, że przepraszać potrafi, mógłby jednak sobie darować te przeprosiny. Nie byłem przecież na niego o nic zły.
- Sorey po tym, co zrobiliśmy wczoraj, mógłbyś się wyluzować, mówiłem ci już jaka była relacja między nami nie traktuj mnie jak istotę lepszą od siebie, ja też kiedyś byłem człowiekiem tak jak ty teraz - Odparłem, kładąc mu dłoń na policzku, delikatnie go po nim głaszcząc, naprawdę pragnąc, aby czuł się przy mnie swobodnie, przeżyliśmy razem naprawdę wiele chwil i tych dobrych i tych złych a mimo to nasza więź zawsze była bardzo silna, nie chcę, aby ten wypadek zaprzepaścił to wszystko, co było między nami, lub żeby Sorey nie daj boże, zmuszał się do naszych bliższych relacji, ja naprawdę mogę poczekać na niego, tak długo, jak będę tylko musiał.
- Naprawdę powinieneś przejmować się bardziej sobą, szczerze mówiąc, to ja powinienem chronić cię, nie ty mnie, z nas dwóch to ty jesteś człowiekiem - Zauważyłem, odwracając się cały w jego stronę, nie tracąc z nim kontaktu wzrokowego.
- Z nas dwóch to ciebie chce zabić - Starał się zabrzmieć jak ja, dopiero po chwili rozumiejąc, co głupiego zrobił, chcąc już przeprosić, musiałem więc szybko zatkać mu buzie, aby nie powiedział tych swoich irytujących słów „przepraszam” Och jak ja ich nie znoszę. To znaczy pięknie, że przepraszać potrafi, mógłby jednak sobie darować te przeprosiny. Nie byłem przecież na niego o nic zły.
- Sorey po tym, co zrobiliśmy wczoraj, mógłbyś się wyluzować, mówiłem ci już jaka była relacja między nami nie traktuj mnie jak istotę lepszą od siebie, ja też kiedyś byłem człowiekiem tak jak ty teraz - Odparłem, kładąc mu dłoń na policzku, delikatnie go po nim głaszcząc, naprawdę pragnąc, aby czuł się przy mnie swobodnie, przeżyliśmy razem naprawdę wiele chwil i tych dobrych i tych złych a mimo to nasza więź zawsze była bardzo silna, nie chcę, aby ten wypadek zaprzepaścił to wszystko, co było między nami, lub żeby Sorey nie daj boże, zmuszał się do naszych bliższych relacji, ja naprawdę mogę poczekać na niego, tak długo, jak będę tylko musiał.
Sorey w pierwszej chwili, gdy to mówiłem do niego, musiał poczuć się
nieswojo, delikatnie rumieniąc się z powodu moich słów, dopiero po kilku
może nawet kilkunastu sekundach mrużąc oczy w zastanowieniu, analizując wypowiedziane przeze mnie słowa. Tak jakby wyłapał w nich coś interesującego ciekawe co to takiego.
- Chwileczkę, możesz powtórzyć? Kim kiedyś byłeś człowiekiem? -
Zaskoczony przyglądał mi się uważnie, wyszukując w mojej twarzy nutki
drwiny, ja jednak mówiłem prawdę, nie z ust anioła może wypłynąć
kłamstwo, mam prawo zmienić temat lub delikatnie naruszyć prawdę co nie
oznacza, że kłamię, choć dla ludzi to zawsze będzie jednym i tym samym
bez względu na wszystko.
- Tak, nim stałem się serafinem, byłem człowiekiem, kiedyś ci o tym opowiem - Obiecałem,
nie chcąc go bardziej męczyć już i tak jego „drugi najlepszy
przyjaciel” naopowiadał mu mnóstwo niestworzonych historii. Jestem
przekonany, że gdyby mnie tam nie było, mężczyzna wmówiłby chłopakowi
gruszki rosnące na wierzbie a ten nieświadom prawdy może i by w to uwierzył.
- A nie mógłbyś, no nie wiem teraz? - Spytał, a na jego twarzy pojawił się piękny uśmiech, który miał zachęcić mnie to mówienia. Zamiast tego, muszę przyznać, rozbawił mnie, aż dziwnie mi to teraz przyznać, ale przypomniał mi na chwilę siebie z dzieciństwa, tym uśmiechem zawsze potrafił mnie przekupić, nie tym razem jednak.
- Niech no się zastanowię - Udałem myślącego nad sprawą, by po chwili odpowiedzieć. - A no wiesz nie bardzo mam teraz czas - Odparłem, uśmiechając się złośliwie do chłopaka, który zmrużył oczy, patrząc na mnie z widoczną powagą na twarzy, dopiero po chwili uśmiechając się tak jakoś dziwnie tajemniczo, nie wiedząc, co jest grane, zmrużyłem oczy, przyglądając mu się uważnie. Sorey podniósł się do siadu, aby po chwili bez zastanowienia przyłożyć mi dłonie do brzucha, zaczynają mnie łaskotać. A ja reagując stanowczo za późno, wybuchnąłem śmiechem, zaczynając wiercić się na każde możliwe strony, aby tylko się uwolnić, co w żadnym wypadku mi nie wychodziło.
- Dobrze, powiem ci - Wydusiłem, nie mogąc już dłużej się śmiać, potrzebowałem przerwy na pobranie tlenu do płuc.
- Wszystko i to teraz? - Spytał, wciąż trzymając dłonie na moich żebrach.
- Tak, za chwilę - Przyznałem, musząc najpierw unormować oddech, aby móc mu cokolwiek powiedzieć bez tego przykro mi, ale nie ma mowy o mówieniu.
Sorey kiwnął głową, zabierając swoje ręce z mojego ciała, grzecznie czekając, aż uspokoję się, aby z nim porozmawiać, a raczej, aby opowiedzieć mu o moim poprzednim życiu.
- Tak jak mówiłem przedtem, byłem kiedyś człowiekiem wszystko to działo się... - A więc zacząłem spokojnie opowiadać mu to, co sam wiedziałem, podając mu swoje prawdziwe ludzkie imię, drugi raz w życiu opowiadając mu o swoim ludzkim życiu, nie mogąc pominąć również historii z panem nieszczęścia, to z mojej ludzkiej winy stał się tym, kim się stał, teraz jednak to nie było już takie ważne, było minęło, a po wszystkim została tylko historia, którą teraz na nowo poznawał mój mąż. - I tak właśnie zakończyło się moje ludzkie życie. Zginąłem, ratując anioła, który tak jak ja teraz ciebie traktował mnie na równi ze sobą, nie chcę, abyś widział we mnie Serafina, to prawda jestem nim ale przy tobie wreszcie mogę czuć się normalnie, tak beztrosko, jak za dawnych dobrych lat, nie pamiętasz tego teraz, ale gdy oboje zostaliśmy rozdzieleni, stałem się kim zupełnie innym, zamknąłem w sobie wszystkie emocje, które to właśnie ty po ponownym spotkaniu pomogłeś mi na nowo odkryć, mając dla mnie naprawdę wiele cierpliwości, dlatego teraz to ja uczynię wszystko, aby pomóc ci w tym ciężkim dla ciebie momencie. Dopóki tutaj jestem. Dopilnuje, abyś zebrał wszystkie myśli w jedną całość, prostując wszystkie wyolbrzymione historię Zaveida - Obiecałem, chwytając jego dłoń, aby miał pewność, że wszystko, co właśnie powiedziałem, jest prawdą i nikt ani nic tego nie zmieni.
<Sorey?C:>
- A nie mógłbyś, no nie wiem teraz? - Spytał, a na jego twarzy pojawił się piękny uśmiech, który miał zachęcić mnie to mówienia. Zamiast tego, muszę przyznać, rozbawił mnie, aż dziwnie mi to teraz przyznać, ale przypomniał mi na chwilę siebie z dzieciństwa, tym uśmiechem zawsze potrafił mnie przekupić, nie tym razem jednak.
- Niech no się zastanowię - Udałem myślącego nad sprawą, by po chwili odpowiedzieć. - A no wiesz nie bardzo mam teraz czas - Odparłem, uśmiechając się złośliwie do chłopaka, który zmrużył oczy, patrząc na mnie z widoczną powagą na twarzy, dopiero po chwili uśmiechając się tak jakoś dziwnie tajemniczo, nie wiedząc, co jest grane, zmrużyłem oczy, przyglądając mu się uważnie. Sorey podniósł się do siadu, aby po chwili bez zastanowienia przyłożyć mi dłonie do brzucha, zaczynają mnie łaskotać. A ja reagując stanowczo za późno, wybuchnąłem śmiechem, zaczynając wiercić się na każde możliwe strony, aby tylko się uwolnić, co w żadnym wypadku mi nie wychodziło.
- Dobrze, powiem ci - Wydusiłem, nie mogąc już dłużej się śmiać, potrzebowałem przerwy na pobranie tlenu do płuc.
- Wszystko i to teraz? - Spytał, wciąż trzymając dłonie na moich żebrach.
- Tak, za chwilę - Przyznałem, musząc najpierw unormować oddech, aby móc mu cokolwiek powiedzieć bez tego przykro mi, ale nie ma mowy o mówieniu.
Sorey kiwnął głową, zabierając swoje ręce z mojego ciała, grzecznie czekając, aż uspokoję się, aby z nim porozmawiać, a raczej, aby opowiedzieć mu o moim poprzednim życiu.
- Tak jak mówiłem przedtem, byłem kiedyś człowiekiem wszystko to działo się... - A więc zacząłem spokojnie opowiadać mu to, co sam wiedziałem, podając mu swoje prawdziwe ludzkie imię, drugi raz w życiu opowiadając mu o swoim ludzkim życiu, nie mogąc pominąć również historii z panem nieszczęścia, to z mojej ludzkiej winy stał się tym, kim się stał, teraz jednak to nie było już takie ważne, było minęło, a po wszystkim została tylko historia, którą teraz na nowo poznawał mój mąż. - I tak właśnie zakończyło się moje ludzkie życie. Zginąłem, ratując anioła, który tak jak ja teraz ciebie traktował mnie na równi ze sobą, nie chcę, abyś widział we mnie Serafina, to prawda jestem nim ale przy tobie wreszcie mogę czuć się normalnie, tak beztrosko, jak za dawnych dobrych lat, nie pamiętasz tego teraz, ale gdy oboje zostaliśmy rozdzieleni, stałem się kim zupełnie innym, zamknąłem w sobie wszystkie emocje, które to właśnie ty po ponownym spotkaniu pomogłeś mi na nowo odkryć, mając dla mnie naprawdę wiele cierpliwości, dlatego teraz to ja uczynię wszystko, aby pomóc ci w tym ciężkim dla ciebie momencie. Dopóki tutaj jestem. Dopilnuje, abyś zebrał wszystkie myśli w jedną całość, prostując wszystkie wyolbrzymione historię Zaveida - Obiecałem, chwytając jego dłoń, aby miał pewność, że wszystko, co właśnie powiedziałem, jest prawdą i nikt ani nic tego nie zmieni.
<Sorey?C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz