Kompletnie nie rozumiałem tego całego fenomenu dokuczania nauczycielom. Wszyscy uczniowie tak robią, czy tylko niektórzy? Przecież to jest bardzo słabe zachowanie, ci ludzie robią coś ciężką pracę ucząc zarówno dzieci i młodzież. Takie kawały na pewno ich nie śmieszyły, a jedynie sprawiały im przykrość. Może ci nauczyciele nie byli dla nich mili... Ale cóż, nie znam się, nigdy nie byłem w szkole, więc nie będę się na ten temat odzywał.
– Może trochę – wzruszyłem ramionami nie wiedząc, dlaczego o to pyta. W porównaniu do tego, co się działo u niego w szkole, moje nauczanie nudne i ani trochę ekscytujące. – Ciocia mnie zwykle uczy dwóch przedmiotów dziennie, w zależności od dnia ale najpierw jej pomagam. No wiesz, w sprzątaniu, w przygotowaniu posiłków, takich zwykłych czynnościach domowych. Kiedy mama wraca do domu, po prostu sprawdza moją wiedzę i to tyle – odparłem, skupiając wzrok na tej dużej, białej puchatej kulce.
Gdyby tak pomyśleć, mama już od dawna mnie nie przepytywała. Ostatnio więcej czasu spędza na królewskim dworze niż we własnym domu, a jeżeli już przyjeżdża to na dzień, góra dwa i mało rozmawiamy, bo jest bardzo zmęczona. Rozumiałem to, jej praca była bardzo stresująca; pracuje na dworze pełnym ludzi, musi uważać, aby nikt nie dowiedział się o jej rasie, więc to oczywiste, że skoro jest w bezpiecznym domu, chciałaby porządnie odpocząć. Mimo tego chciałbym, aby choć trochę ze mną porozmawiała.
– Nie masz nauczycieli od każdego przedmiotu? – spytał zaskoczony, a ja poczułem na sobie jego intensywny wzrok. Nadal nie rozumiałem, czemu tak mi się przypatruje, w czymś mu to pomaga? Przynajmniej już mnie to tak bardzo nie peszy, chociaż nadal czułem tę niepewność.
– Nie, ale moja siostra ma mieć, jak skończy siedem lat. Albo pójdzie do szkoły, tylko jest daleko i rodzice jeszcze dyskutują na ten temat – wytłumaczyłem, niespecjalnie zastanawiając się, czy nie mówię czegoś niewłaściwego, albo czegoś, co lepiej pozostawić w tajemnicy.
– Czemu ona ma mieć nauczanie w inny sposób? – spytał, a ja jedynie wzruszyłem ramionami na znak, że nie wiem?
Co takiego miałem mu powiedzieć? Że Natsu nie ma się czego wstydzić? Że jest normalna, w przeciwieństwie do mnie? Mógłbym to powiedzieć, ale wtedy Taiki dowiedziałby się, że jestem słaby i jako kitsune z ośmioma ogonami do niczego się nie nadaję, a wtedy na pewno się ode mnie odwróci. Nie chciałbym, aby tak się stało, ale polubiłem go. Nie wiem, czy kiedykolwiek powiem mu prawdę, bardzo bym chciał, aby zaakceptował mnie takiego, jakim jestem, ale boję się to zrobić.
Jeszcze przez chwilę panowała ciężka i nieprzyjemna cisza, którą przerwałem pytaniem o jego grę w piłkę. Chciałem wiedzieć więcej o regułach i samym przebiegu takiego meczu, gdyż zwyczajnie mnie to interesowało. Wyglądało to na naprawdę dobrą zabawę, aż sam chciałbym spróbować, było tylko jedno ale — definitywnie były to gry zespołowe, a do nich zdecydowanie się nie nadawałem. Taiki wydawał się zapomnieć poprzedni temat i zaraz skupił się na opowiadaniu oraz tłumaczeniu poszczególnych gier. Opowiadał to z pasją, bardzo przyjemnie się go słuchało.
Wkrótce dotarliśmy do miejsca, w którym przypadkowo spotkaliśmy się wczoraj i przystanęliśmy.
– Dotrzesz stąd do domu? – spytał z lekką niepewnością w głosie, klepiąc swoje udo w geście przywołania psa. Naprawdę się o mnie martwił, czy po prostu spytał z grzeczności? W odpowiedzi pokiwałem głową na jego pytanie, uśmiechając się szeroko. Jeżeli zmienię formę, znajdę się w domu raz dwa. – Może chciałbyś kiedyś zagrać w coś z nami?
– Chyba do tego się nie nadaję, nigdy w nic takiego nie grałem, i chyba nie jestem najlepszy w socjalizowaniu się z innymi – przyznałem, drapiąc z zakłopotaniem po karku. Znowu ponownie poczułem zimny i wilgotny nos psa na swojej dłoni, przez co lekko drgnąłem. Spojrzałem z wahaniem na tego wielkiego potwora, który wyraźnie wyczekiwał pieszczot, dlatego lekko poklepałem go po łbie z nadzieją, że przestanie się do mnie łasić. – Więc spotkanie jutro nadal aktualne? – spytałem z niepewnością w głosie. Wiem, że Taiki nie mówił nic o odwołaniu spotkania, ale podczas krótkiego spaceru mógł zmienić zdanie. Miałem nadzieję, że nie, chciałem mu się jeszcze jakoś odwdzięczyć za tamten głupi i niesamowicie smaczny kawałek ciasta. Skoro tak lubi słodkości, może powinienem sam coś upiec i mu przynieść...? Tylko najpierw muszę się dowiedzieć, czy aby na pewno się jutro spotkamy.
<Taiki? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz