środa, 26 sierpnia 2020

Od Soreya CD Mikleo

Czy on myśli, że ja mu tam po prostu odpuszczę śniadanie? Nie, nie, nie, tak być nie może, musi zjeść śniadanie, aby mieć siłę na cały dzień. I tak mu odpuszczam jeden posiłek, bo coś czuję, że sam by mi się zbuntował, ale nie ma mowy, abym mi odpuścił jedzenie z rana. On kazał mi chodzić na śniadania, i czasem nawet pilnował, abym wszystko zjadł, więc teraz ja zajmę się nim. 
– Ale Miki, musisz jeść śniadanie, to najważniejszy posiłek dnia – odparłem, stojąc nad nim i wyrywając mu księgę z rąk.
Najpierw zje, potem księgi. Nic się nie stanie, jak zacznie czytać później. Muszę się jak najszybciej nauczyć tej śmiesznej sztuczki ze znikaniem przedmiotów, kiedyś w ten sposób zabierał mi książki, kiedy nie chciałem spać, więc teraz ja będę mu tak robił, kiedy on nie będzie chciał jeść. Tylko najpierw się tego nauczę. 
– Ale ja nie jestem głodny – fuknął, posyłając mi zirytowane spojrzenie. Nie przejął się jednak zabraną przeze mnie książką, sięgnął po prostu po następną. Proszę, twardego zawodnika mamy. 
– Bo jeszcze się nie przyzwyczaiłeś. Jak zjesz śniadanie, będziesz miał siłę na cały dzień, i będziemy mogli jakoś to wykorzystać – wymruczałem, zachodząc go od tyłu i przytulając się do jego pleców. Ucałowałem delikatnie jego kark, ale w odpowiedzi usłyszałem jedynie prychnięcie. 
– Podziękuję, mam dużo siły i całkowicie wykorzystam ją na zajęcie się tymi księgami. 
Co za uparta Owieczka. A może powinienem powiedzieć „Baranek”? Tak, baran chyba pasowałby bardziej. 
Westchnąłem ciężko, postanawiając obmyślić jakiś plan. Książkę, którą mu zabrałem, rzuciłem na łóżko, po czym przysunąłem do siebie krzesło i usiadłem obok niego. On to zje. Nie musi zjeść wszystkiego, ale coś musi i ja tego dopilnuję. 
– I ma się tak zmarnować? – wymamrotałem, kładąc głowę na stole, a konkretniej na księdze, którą czytał aktualnie i spojrzałem na niego błagalnie. Przecież wcale nie przyniosłem mu dużo jedzenia, to była zaledwie porcja dla małego dziecka, już ja więcej potrafiłem jeść na śniadanie. 
– Najpierw trzeba było się mnie spytać, czy jestem głodny – odparł niewzruszony, sprzedając mi delikatnego pstryczka w nos. – Sorey, mam ważniejsze rzeczy do roboty, niż jedzenie. 
– Księgi poczekają, pomogę ci z nimi, ale najpierw śniadanie – dalej uparcie trzymałem się swego. Wiem, że z pewnością go irytowałem, ale to był najskuteczniejszy plan, w końcu zawsze działał. 
– Nie rozumiesz, że nie jestem głodny? – ja swoje, i on swoje, ale niedługo go do siebie przekonam. 
– Ty przynosiłeś mi posiłki i je we mnie wciskałeś pomimo moich słów, więc nie, nie rozumiem – odparłem z szerokim uśmiechem. – Oj Miki, to nie jest dużo. Ty zjesz trochę, ja zjem trochę i pomogę ci z księgami, co ty na to? – wymruczałem, podnosząc głowę ze stolika. 
Przybliżyłem się jeszcze bliżej do niego i chwyciłem delikatnie jego dłonie. Już widziałem, że chciał zaprotestować, dlatego złączyłem nasze usta w delikatnym pocałunku. Mimo wszystko, mój mąż odwzajemnił ten gest, co wziąłem za bardzo dobry znak. Oderwałem się od jego wargi tylko po to, by zacząć obdarowywać jego szyję oraz obojczyki drobnymi pocałunkami. Jedną ze swoich dłoni przeniosłem pod jego koszulkę żałując, że nie ubrał tej z guzikami — już dawno bym się do nich dobrał. Nagle zaprzestałem wszelkich pieszczot, nie chciałem przenosić tej sytuacji na wyższy poziom, w końcu nie o to mi chodziło.
– Proszę? – ponowiłem, kiedy odsunąłem się od niego. 
Z miłą satysfakcją obserwowałem jego czerwone policzki i nieregularnie unoszącą się klatkę piersiową. Czy to tylko moje wyobrażenie, czy on po tej dziwnej przemianie łatwiej się podnieca? Nie, żebym narzekał, mnie to się bardzo podobało i jak dla mnie, może mu to pozostać na zawsze. Łatwiej go będzie przekonywać do swojej racji, i może częściej byśmy się kochali...
Mój mąż pokiwał głową, a ja uśmiechnąłem się na ten gest szeroko. Natychmiast zerwałem się na równe nogi, by odsunąć od niego księgi i podsunąć mu pod nos tacę z jedzeniem. I trzeba było się tak wzbraniać? 
– A pomyśleć, że chciałem cię wziąć dzisiaj wieczorem nad wodę... – mruknął jakby do siebie, ale na tyle głośno, abym to usłyszał. 
– Po co? – spytałem, ze zmarszczonymi brwiami, biorąc do rąk jeden z tostów i zaczynając smarować go dżemem. Jako anioł jedzenie niespecjalnie mi przeszkadzało, po prostu... było. Jadłem coś, przez chwilę cieszyłem się smakiem i zaraz to się kończyło. Nie zapewniało mi to żadnej energii, ale skoro Mikleo chciał, abym jadł razem z nim, będę to robił. 
– Żebyś mógł zrelaksować się w wodzie, i abyś mógł się trochę podszkolić... – mówił to w taki sposób, jakby chciał mi pokazać, że coś straciłem i żebym tego żałował. Jednak ja kompletnie się tak nie czułem. 
– Nie czułbyś się... źle, gdybyś mnie uczył? W końcu, to twoje moce i używając ich czasem czuję się jak złodziej – przyznałem, biorąc tosta do ust. Mimo, że to bardzo przyjemne uczucie panować nad wodą, starałem się ograniczać używanie mocy do minimum, a przynajmniej przy moim mężu. W końcu, bardzo tęsknił za byciem Serafinem i widok mnie bawiącego się umiejętnościami, które on miał od zawsze, mógłby mu sprawić przykrość, a tego nie chciałem.

<Mikleo? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz