Do samego końca nie byłem przekonany czy chce wypić to lekarstwo, nie wyglądało dobrze ani nie pachniało, w smaku najlepsze też nie było, mimo tego wiedziałem, że mi pomoże. Sorey czuję się dobrze po zażyciu tego okropieństwa więc i mi powinno się polepszyć.
Cóż raz kozia śmierć nie ma wyjścia, trzeba pić.
Licząc do trzech, wziąłem do rąk kubek z lekarstwem, pijąc duszkiem całą zawartość, krzywiąc się delikatnie, gdy obrzydliwy napój przeleciał przez moje gardło w całości.
- Straszne - Wydukałem, odstawiając kubek na szafce, czując ten okropny smak na języku, przez chwilę nawet zrobiło mi się niedobrze, z czym musiałem sobie jakoś poradzić, w końcu sam tego chciałem.
- Napij się herbaty pomoże ci pozbyć się tego smaku - Sorey podał mi gorący napój, co zniechęciło mnie jeszcze bardziej. Jak nic dodał tu tego okropnego miodu myśli, że jest taki cwany a wcale nie.
~ Nie chcę - Mruknąłem, przełykając z trudem ślinę, nie mogąc pozbyć się tego okropnego smaku.
- No dobrze, jeśli nie chcesz, nie będę cię zmuszał, najwidoczniej lek smakuje ci bardziej niż mógłbym podejrzewać - Słysząc jego słowa zmarszczyłem brwi patrząc na jego dłonie chcące zabrać mi herbatę. Nie mam pojęcia czemu, ale poczułem wielką ochotę wypicia tej okropnej herbaty, nie chcąc jej oddać. - Daj wyleję ją - Dodał po chwili.
- Nie, wypije to - Odezwałem się swoim strasznym zachrypianym głosem trzymając mocno kubek w ręce zaczynając od niechcenia pić ciepły napój, nie był najlepszy, nie smakował mi nawet, a mimo to wypiłem go, czując taką potrzebę bez większego wyjaśnienia.
- Nie było tak źle co? - Pogłaskał mnie po głowie, jak dobre dziecko całując w czoło.
~ Było gorsze - Burknąłem w myślach oddając mu kubek kładąc się na łóżku z wielką obrazą nie odzywając się już do męża. Przez niego wypiłem tę okropną herbatę, co za drań jeszcze się mu odwdzięczę. Nie wiem, za co i kiedy ale coś wymyślę..
***
Minęło kilka dni naprawdę dla mnie ciężkich dni, w których to musiałem męczyć się z piciem niewiarygodnej ilości gorącej herbaty, która w ogóle nie chciała przejść mi przez gardło.
Te kilka dni byłyby naprawdę okropne, mam nadzieję, że więcej powtarzać tego nie będę, nawet jeśli znów za bardzo nadwyrężę sobie gardło...
Rozleniwiony i lekko wciąż zaspany podniosłem się do siadu zerkając na miejsce, obok które jak się okazało było już puste. Sorey poszedł już na śniadanie, a ja miałem czas dla siebie, który wykorzystałem na zajęcie się swoimi włosami, które nie wyglądały aż tak źle, nic dziwnego odkąd złapało mnie te przeklęte gardło, nie robiłem nic, prócz siedzenia w pokoju co za nuda.
Wzdychając ciężko, odrzuciłem pościel na bok, wstając z łóżka, aby podejść do lustra.
- Już wstałeś, jak się czujesz? - Stojąc przed lustrem, odwróciłem głowę w stronę męża, uśmiechając się do niego delikatnie.
- Dobrze, wszystko jest już okej - Przyznałem, co prawda głos jeszcze troszeczkę mi się łamał, jednak gardło już nie bolało, a sam głos brzmiał dobrze, przynajmniej takie było moje zdanie.
- Właśnie słyszę jest idealnie - Nie znam się na tych wszystkich zdaniach ironicznych, ale to właśnie zabrzmiało jak ironia, że niby nie jest, tak jak mówię? Że niby kłamie, o co mu chodzi?
- Sugerujesz mi coś? - Gdy tylko podszedł do mnie, zmrużyłem oczy, przyglądając mu się uważnie.
- Absolutnie nie, ja dbam tylko o twoje zdrowie - Wymruczał łącząc nasze usta w namiętnym pocałunku moje ręce od razu powędrowały pod jego koszulę, mój mąż jednak szybko uchwycił je, nie pozwalając iść dalej. - Dopiero gdy całkowicie wyzdrowiejesz - Wyjaśnił, składając drobne pocałunku na moich dłoniach.
- Dopiero gdy całkowicie wyzdrowiejesz bla, bla, bla - W dosyć dziecinny sposób naśladowałem go, lekko zirytowany co mój głos ma do kochania się? Przecież jest okej, może jeszcze troszeczkę się łamie, ale to nic takiego.
- Ja tak nie mówię - Burknął, pusząc delikatnie swoje policzki, patrząc na mnie z obrazą.
- A właśnie, że tak - Wciąż brzmiałem, jak dziecko przedrzeźniając go.
- Nie..
- Tak..
- Nie..
- Tak..
Zaczęliśmy się wykłócać jak małe dzieci, irytując się nawzajem w najbardziej dziecinny sposób.
- Nie rozmawiam z tobą - Burknąłem, odsuwając się od męża, wracając na łóżko.
- Miki no weź - Lekko rozbawiony Sorey podszedł do mnie, siadając obok.
~ W tej chwili nic nie będę brał - Mruknąłem w myślach obrażony, nie chciałem przesyłać mu tej myśli, samo tak jakoś wyszło.
<Sorey? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz