Zmarszczyłem brwi na
jego słowa. Jeżeli to nie była zazdrość, co to takiego…? Doskonale widziałem to
spojrzenie; gdyby wzrok mógł zabijać, ta biedna dziewczyna już leżałaby martwa.
A przecież nie zrobiła niczego złego, tylko przyniosła mi jedzenie i
uśmiechnęła się. To nie zbrodnia, po prostu spełniała swój obowiązek i chciała
być miła. Niepewnie wziąłem do rąk sztućce, nadal zastanawiając się nad reakcją
Mikleo. Ewidentnie ją znielubił, już od samego początku, ale dlaczego? Twierdził,
że to nie zazdrość, więc co takiego?
- Skoro to nie
zazdrość, to co? – dopytywałem dalej, nieco tracąc zainteresowanie jedzeniem.
- Nic, jedz już – burknął,
odwracając się do mnie plecami.
Poczułem się źle, a
może coś źle zinterpretowałem i to po prostu było normalne spojrzenie? I teraz
tylko wszystko wyolbrzymiam i niepotrzebnie go denerwuję. Na pewno jest teraz
na mnie obrażony, jestem beznadziejny.
Niepewnie zabrałem
się do jedzenia, już nieco tracąc apetyt. Kiedy chłopak był naburmuszony, i ja
czułem się gorzej, czego troszkę nie rozumiałem i chyba nawet nie próbowałem rozumieć.
Niechętnie grzebałem widelcem w talerzu, od czasu do czasu biorąc do ust niewielkie
porcje. Owszem, byłem głodny i w tym się nic nie zmieniło, nadal czułem, jak w
brzuchu trochę mi burczało, ale apetyt całkowicie zniknął. Nie chciałem jednak tak
nagle powiedzieć, że już nie chcę, Mikleo i ta dziewczyna trochę pofatygowali
się, aby przynieść mi ten obiad i głupio by to wyglądało, gdybym teraz
powiedział nie.
Nagle usłyszałem
głośne i pełne irytacji westchnięcie chłopaka. Uniosłem głowę znad talerza,
patrząc pytająco na anioła. Leżał po przeciwnej stronie łóżka i przyglądał mi
się krytycznym spojrzeniem, przez które aż skuliłem się w sobie. Zrobiłem coś
nie tak, tylko nie wiedziałem, co, ale to na pewno było coś poważnego, skoro
zirytowało to nawet anioła.
- Czemu nie jesz? –
spytał, patrząc na mnie spod przymrużonych powiek. On naprawdę był wkurzony, a
przynajmniej tak interpretowałem jego zachowanie.
- Jem – wymamrotałem,
na powrót nachylając się nad talerzem i biorąc do ust kolejny, niewielki kęs.
Nim się zorientowałem
widelec zniknął z mojej dłoni. Spojrzałem zaskoczony na Mikleo, który nagle usiadł
obok mnie i trzymał widelec. Bez krępacji zaczął mnie karmić, a ja po prostu mu
na to pozwalałem, po prostu będąc jeszcze pod wpływem szoku. Ogarnąłem się
dopiero po kilkunastu sekundach i złapałem go za nadgarstek, uniemożliwiając mu
dalsze podsuwanie mi jedzenia pod nos.
- Umiem sam jeść, nie
musisz mnie karmić – burknąłem, chcąc odebrać mu widelec, ale chłopak mocno to
trzymał.
- W ciągu tych paru
sekund zjadłeś więcej, niż przez ostatnie parę minut – wyjaśnił, patrząc na
mnie z lekką pobłażliwością. – Nie jadłeś praktycznie cały dzień, jeżeli chcesz
wyzdrowieć, powinieneś jeść. I pić, byś się nie odwodnił.
- Nie jesteś na mnie
zły? – spytałem w końcu, patrząc na niego niepewnie. Chłopak, słysząc moje
pytanie, zamrugał kilkukrotnie oczami.
- Czemu miałbym być
na ciebie zły? – zmarszczył brwi i zaczął przyglądać mi się z uwagą.
- Mam takie wrażenie –
wytłumaczyłem mu, licząc na szczerą odpowiedź z jego strony.
- Więc jest ono
bardzo mylne – Mikleo poczochrał moje włosy, powodując u mnie lekkie oburzenie.
– Ale będę bardzo zadowolony, gdy wszystko zjesz – dodał, oddając mi z powrotem
widelec.
Pokiwałem głową i
zabrałem się do jedzenia z o wiele większym zaangażowaniem niż chwilę temu.
Skoro to ma sprawić, że Mikleo będzie bardziej szczęśliwy, mogę się poświęcić,
przecież to nic takiego. Zjadłem wszystko, tak, jak chciał mój mąż, i nawet dużo
czasu mi to nie zajęło. Odłożyłem talerz na tackę i wziąłem w ręce kubek z
przyjemnie ciepłą herbatą.
- Dobry chłopiec –
odparł anioł, głaszcząc mnie po głowie jak wyjątkowo grzecznego szczeniaka.
Napuszyłem policzki na jego słowa, czemu on ciągle mnie tak nazywa? Nie jestem
chłopcem, już mu to powtarzałem bardzo dużo razy, ale ten nic sobie nie robił z
moich słów.
- Nie jestem dzieckiem
– wyburczałem, pokazując mu język. – O co chodziło Yuki’emu ze straszeniem
ludzi? – szybko zmieniłem temat. Uważałem, że skoro mi nie odpowie na mój
kontrargument będzie to znaczyło, że mam rację.
- To był pomysł
Zaveida. Najwidoczniej pomyślał, że straszenie ludzi będzie doskonałą zabawą i
jeszcze wplątał w to Yuki’ego.
Na chwilę zamyśliłem
się, słysząc jego słowa. Mikleo nie brzmiał na zadowolonego, może dlatego był
wcześniej taki zły. Zresztą, wcale mu się nie dziwiłem, przecież taka zabawa
to była zwykła głupota. Jestem przekonany, że Serafiny nie zostały stworzone do
straszenia ludzi, a bardziej do sprawowania opieki nad nimi. A przynajmniej takie
było moje zdanie.
- Kim Yuki dla mnie
był? I jak go uratowaliśmy? – pytałem dalej, chcąc wykorzystać chwilę mojego
dobrego samopoczucia. Czułem się znacznie lepiej, nie byłem już tak bardzo
zmęczony, miałem lekki katar i jeszcze odrobinę było mi zimno, ale było ze mną
o niebo lepiej niż sprzed kilku godzin.
<Mikleo? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz