sobota, 1 sierpnia 2020

Od Soreya CD Mikleo

Kompletnie nie wiedziałem, co się dzieje, dlatego siedziałem cicho i przyglądałem się całemu towarzystwu. Domyślałem się, że ta niska, krzywo patrząca na mnie blondynka to Edna, a ten wysoki, białowłosy mężczyzna bez koszulki to Zaveid. I oboje byli Serafinami, biła od nich ta sama charakterystyczna aura, co od Mikleo. To było wszystko, co o nich wiedziałem. I najwidoczniej również musiałem zawszeć z nimi pakt, ale tego nie byłem pewny. Po prostu nie widziałem sensu, dla którego mieliby tu być, gdyby nie łączył nas pakt, skoro mogła ich dostrzec tylko Alisha oraz ja.
Nie wiedziałem też, jakie relacje nas łączyły. Spodziewałem się, że raczej dobre, skoro Mikleo chciał mnie z nimi zapoznać, ale to niechętne spojrzenie blondynki sprawiało, że trochę w to wątpiłem. Z kolei Zaveid wydawał się być… lekko irytujący, ale o wiele bardziej przyjaźnie do mnie nastawiony, niż Edna. Mimo wszystko trochę dziwnie czułem, kiedy ten położył rękę na moim ramieniu, przecież go nie znałem. Nawet Mikleo na początku zachowywał dystans, i to całkiem spory, nawet nie udało mi się zorientować, że łączy nas coś więcej niż tylko przyjaźń.
- Myślałem, że straciłeś pamięć, a nie mowę – usłyszałem wesoły głos białowłosego i zaraz poczułem, jak czochra moje włosy. Napuszyłem niezadowolony policzki i na ślepo poprawiłem swoje kosmyki. Moje włosy były bardzo podatne na jakiekolwiek akcje i już byłem przekonany, że na mojej głowie panuje niemały bałagan. O ile Mikleo jeszcze pozwalałem na to pozwalałem, w końcu to mój mąż, a jego dotyk był bardzo przyjemny, tak nie widziałem sensu, dla którego Zaveid miałby się interesować moimi włosami.
- Niczego o was nie pamiętam, to co mam mówić – burknąłem, nadal poprawiając swoje kosmyki. Podejrzewałem, że już wcześniej wyglądałem komicznie z powodu bardzo przyjemnie spędzonej nocy, ale teraz jest jeszcze gorzej.
- Najlepsze wytłumaczenie na złamanie obietnicy, co? – po raz pierwszy usłyszałem pełen pretensji głos Edny. Spojrzałem na nią zaskoczony, nie rozumiejąc, o co jej chodzi. O czym ona mówi, jaką obietnicę? Obiecałem jej coś i nie dotrzymałem słowa? To musiało być coś ważnego, brzmiała na naprawdę zirytowaną i niezadowoloną. Już otwierałem usta, by przeprosić ją za to i spytać się o tę obietnicę, ale Zaveid mnie uprzedził.
- Daj spokój, Edna, specjalnie tego nie zrobił – odparł i niedbale machnął ręką.
- Po prostu udowadnia, że ludzie są i zawsze będą ignorantami. W dodatku niesłownymi, ale to raczej nie jest zaskoczeniem – dodała, rzucając mi niechętne spojrzenie i po chwili wychodząc z jadalni, pozostawiając mnie w niemałym szoku i z poczuciem winy.
- O czym ona mówiła? – spytałem się niepewnie, patrząc to na Zaveida, to na Mikleo. Zaveid wydawał się nie przejmować tym wszystkim, a Mikleo był zdenerwowany… Albo nie, bardziej wkurzony.
- Nie przejmuj się nią, zawsze taka była, jest i będzie – odparł białowłosy, kładąc mi dłoń na ramieniu. Spojrzałem pytająco na mojego męża, ale ten podzielił zdanie drugiego Serafina.
Z reguły kiedy ktoś mi mówi, że nie powinienem się czymś przejmować, to oznacza to, że właśnie powinienem. Może i odkąd straciłem pamięć usłyszałem to stwierdzenie tylko dwa razy, ale za każdym razem miałem rację musiałem o tym wiedzieć. Chciałem się jeszcze dopytać, aby dowiedzieć się, o co chodzi, ale Mikleo stwierdził, że pora, abym coś zjadł. Niechętnie zasiadłem przy stole, wolałem się dowiedzieć, czemu blondynka ma do mnie taki problem.
Podczas kiedy ja powoli przeżuwałem śniadanie, Zaveid przypominał mi bardzo wiele rzeczy. Jak dla mnie większość z nich brzmiała nieprawdopodobnie, ale na szczęście Mikleo szybko prostował te informacje. Zauważyłem, że mój mąż nie wyglądał na specjalnie zadowolonego z towarzystwa białowłosego i nawet nie starał się tego ukrywać. Podczas śniadania dowiedziałem się co nieco o samym Serafinie, jak się poznaliśmy i jak to błagałem go o pomoc z walce z władcą nieczystości. Na tę ostatnią informację zmarszczyłem brwi, informacja o kimś takim była dla mnie zupełną nowością. Chciałem dowiedzieć się więcej, ale Mikleo stwierdził, że na dzisiaj koniec tych opowiastek, a przecież miałem jeszcze tyle pytań. Kim był ten władca nieczystości, czy z nim walczyłem i czy Zaveid, faktycznie był moim drugim najlepszym przyjacielem, zaraz po Mikleo. Ale tego chyba tego dowiem się w swoim czasie, albo będę musiał później dopytać mojego męża. Albo jeszcze lepiej, Lailah, ona zawsze odpowiadała szczerze i wyczerpująco, nie, żeby Mikleo, ale jego już wystarczająco męczę pytaniami.
Ja i Mikleo wróciliśmy do pokoju, a Zaveid stwierdził, że poszuka i udobrucha Ednę. Widziałem, że Mikleo nie miał wielkiej ochoty na opuszczanie grubych murów zamku, które zatrzymywały choć odrobię chłodu. Zresztą, też nie miałem ochoty na wychodzenie na zewnątrz, było dzisiaj jeszcze bardziej gorąco niż wczoraj, a w dodatku nieprzyjemnie parno. Było czuć, że burza wisiała w powietrzu i miałem szczerą nadzieję, że nastąpi ona jak najszybciej. Każdemu przydałoby się trochę deszczu.
Mikleo usiadł na łóżku i przeciągnął się leniwie. Zauważyłem, że teraz Mikleo był o wiele bardziej rozluźniony i zadowolony, kiedy nie było w pobliżu Zaveida. A może to też był skutek wczorajszego zbliżenia? Miałem nadzieję, że po wczorajszych pieszczotach naprawdę czuł się lepiej. Chciałem zapewnić mu jak największą przyjemność, starając się nie zwracać uwagi na potrzeby własnego ciała, to nie ja jestem najważniejszy. Jakie było moje zaskoczenie, kiedy chłopak nagle zaczął odwzajemniać pieszczoty, i to tak zuchwale i w wyjątkowo przyjemny sposób.
Postanowiłem wykorzystać tę chwilę samotności i chciałem ją wykorzystać jak najlepiej – na pytania. A pomimo powoi powracających wspomnień, nadal miałem ich bardzo dużo. Szczerze, zacząłem się już lekko niecierpliwić, już chciałbym pamiętać wszystko i już chciałbym zacząć działać w sprawie złego pasterza.
- W moich wspomnieniach nie masz tych piór – odparłem podchodząc do niego i delikatnie dotykając jego ozdobę. Zauważyłem, że mały Yuki miał dokładnie taki sam kolczyk i nawet w tym samym uchu.
- Ponieważ nie są moje, a twoje. Jedne podarowałeś mnie, a drugie Yuki’emu, bo też bardzo chciał – odparł rozbawiony anioł z delikatnym uśmiechem na ustach.
Odwzajemniłem ten gest i usiadłem obok niego, by zaraz się do niego przytulić i położyć się wraz z nim na materacu. Po wczorajszej nocy czułem się troszeczkę pewniej w jego towarzystwie, miałem tylko nadzieję, że nie za pewnie i że zaraz go nie urażę swoim idiotycznym zachowaniem.
- Bardzo do ciebie pasuje – wyszeptałem mu wprost do ucha i uśmiechnąłem się do niego delikatnie. Chłopak na moje słowa jedynie prychnął cicho, ale widziałem, jak kąciki jego warg delikatnie się uniosły. – Myślisz, że powinienem zacząć trenować?
- Trenować? Dlaczego? – spytał chłopak, marszcząc brwi na moje słowa.
- By móc cię obronić, gdyby ten zły pasterz znów cię zaatakował. Ostatnim razem poszło mi okropnie, omal nie zginąłeś – odparłem ze smutkiem, patrząc na niego z uwagą. Lailah mówiła mi, że jako pasterz dużo ćwiczyłem, wypadałoby do tego wrócić nawet, jeśli moja pamięć jeszcze nie wróciła.

<Mikleo? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz