sobota, 1 sierpnia 2020

Od Mikleo CD Soreya

Potrzebowałem kilku chwil, aby pozbierać myśli jego dotyk, bliskość ciała i cudowny zapach doprowadzał mnie do szaleństwa, trudno było mi się oprzeć, aby nie dać się ponieść za bardzo.
- Nie, to mi się właśnie podobało - Przyznałem, odrywając dłoń od ust. Rozumiejąc, że jeśli nie zacznę sam pokazywać mu, czego chce, wciąż będzie bał się zrobić czegoś, co jego zdaniem mogłoby sprawić mi ból. - Nie jestem jajkiem, nie musisz się przejmować - Dodałem, dopiero teraz czując, jak zniecierpliwione było moje ciało, które wręcz błagało o uwagę.
Sorey niepewnie wrócił do pieszczot, a ja czułem, że boi się zrobić czegoś, co wywołałoby u mnie nieprzyjemne doznania. Postanowiłem mu pomóc, nakierowując na najdelikatniejsze miejsca, prowadząc go drogą ku poznaniu mojego ciała. Nie spodziewałem się, że kiedyś będę musiał mu to mówić, zawsze sam doskonale wiedział co i jak zrobić, ucząc się bez mojej pomocy, tym razem tylko z powodu utraty jego pamięci miał z tym niemały problem.
Nie chciałem być mu jednak dłużny, doskonale wiedziałem co lubił, a czego nie, chcąc sprawiać mu również przyjemność, może byłem trochę zbyt pewny swego, czym na początku mogłem zawstydzić lub zaskoczyć chłopska, jednak pełnia odebrała mi zdrowy rozsądek, a bliskość mojego męża zakopała rozsądek pod ziemię, pozwalając nam na wspólne doznania, za którymi nasze ciała a w szczególności moje naprawdę tęskniło.
Nie spodziewałem się, że tak długo wyczekiwany stosunek mógłby aż tak przyjemny, co prawda zdarzało nam się przez dłuższy czas nie kochać, tamte momenty były jednak zupełnie inne, ja sam tego nie chciałem, a teraz byłem wręcz zmuszony do czekania, co nareszcie zostało mi wynagrodzone.

~~***~~
 
 Otworzyłem oczy wczesnym rankiem, czując się całkiem nieźle, nie spodziewałem się takiego zakończenia wczorajszego dnia i tak przyjemnego rozpoczęcia nowego.
Leżąc spokojnie w ramionach mojego człowieka, czułem się naprawdę dobrze, przy nim wszystko stawało się takie proste, wszystkie problemy odchodziły, a ja na nowo zacząłem pozytywnie patrzeć na naszą przyszłość.
Z pozytywnym nastawieniem do życia wstałem powoli z łóżka, aby nie obudzić śpiącego Soreya, było jeszcze wcześnie, a on powinien odpoczywać tak długo, jak to tylko możliwe.
Po cichu założyłem swoje ubrania i rozczesałem zaplątane włosy, aby móc coś z nimi zrobić, a przynajmniej się postarać, nie specjalnie umiałem wiązać je inaczej niż zwykły kucyk lub kok tak więc standardowy kucyk musiał mi wystarczyć.
Wiążąc włosy, skupiłem się na otoczeniu znajdującym się za oknem na dworze i dziś panował gorąc, co nie było zbyt przyjemne, naprawdę nie obraziłbym się za deszcz, każdy wydaje mi się, byłby zadowolony z deszczu, który przyniósłby trochę chłodu.
Westchnąłem cicho, związując mocno swoje włosy, odsuwając się od okna, zwracając tym samym uwagę na już nieśpiącego Soreya.
- Dzień dobry - Uśmiechając się łagodnie, podszedłem do łóżka, w którym wciąż leżał.
- Dzień dobry - Ziewnął, przecierając dłonią twarz, przyglądając mi się uważnie przez dłuższą chwilę. - Jak się czujesz? - O rany naprawdę nie powinien się tak o mnie martwić nie byłem dzieckiem, to urocze z jego strony, lecz nie mną powinien się przejmować a sobą, to on z nas dwóch jest człowiekiem.
- Doskonale - Przyznałem, nawet nie ukrywając zadowolenia, pełnia przeminęła, moje ciało zaznało przyjemności, nie potrzebowałem już niczego.
Sorey uśmiechał się do mnie, nie okazując żadnych negatywnych emocji, jeszcze wczoraj myślałem, że robi to z przymusu, aby tylko sprawić mi przyjemność. Co byłoby nie w porządku w stosunku do nie samego, w tej chwili jednak zmieniłem zdanie, po tym, co wydarzyło się wczoraj, mam nadzieję, że zbliżymy się do siebie jeszcze bardziej.
- Jeśli jesteś już wyspany. Wstań, chcę przedstawić ci dziś Edne i Zaveida - Po chwili zmieniłem temat, patrząc na jego rozczochrane włosy jak zawsze były w nieładzie, zbliżyłem się do niego, aby trochę ułożyć jego włosy, które nawet troszeczkę się mi poddały nie wiele, ale to zawsze coś.
Sorey przez cały ten czas przyglądał mi się uważnie, co postanowiłem zignorować i tak nie rozumiejąc, dlaczego to robi, robiąc swojego, aby jak najszybciej pozwolić mu się przygotować do wyjścia z pokoju, tym razem śniadanie zje z nami wszystkim, nie ma co dłużej chronić go przed całym światem, musi stawić czoła nowym informacją, które na niego czekają.
- O i kto postanowił nas odwiedzić - Edna wstała od stołu, gdy tylko zjawiliśmy się w jadalni.
- Nie bądź złośliwa - Burknąłem, w jej stronę dostając za to w łeb tą przeklętą parasolką. Co za wredny babsztyl wykorzystuje to, że jest kobietą, a ja nic nie mogę z tym zrobić.
- Będę, jaka tylko chce - Wzruszyła ramionami, patrząc w stronę Soreya, chcąc już coś powiedzieć, przerwał jej jednak Zaveid, który podszedł do chłopaka, szczerząc się jak głupi.
- No to, co dzieciaku zapomniałeś sobie o nas, ja ci wszystko przypomnę, opowiem ci kilka fajnych historii, nie będziesz żałować - Położył mu rękę na ramieniu, a ja już wszystko wiedziałem.
- Tylko nie przesadzaj, nie musisz go od razu męczyć - Upomniałem Serafina powietrza. Wiedząc, jak bardzo potrafi być irytujący i zbyt gadatliwy.
- Oj daj spokój, nasz mały Miki wiecznie ponury weź, ty się czasem uśmiechnij - Uszczypnął mój policzek, co wcale mi się nie spodobało co za irytujący gnojek.
- Nie jestem mały - Burknąłem, masując swoją policzek.
- Oj daj spokój przyjacielu - Ciągnął to dalej, chwytając w palce moje policzki.
- Nie jesteśmy przyjaciółmi, nawet was nie lubię - Odtrąciłem jego dłonie, już żałując, że tu przyszliśmy, znów się zaczną niepotrzebne zaczepki lepiej jednak aby docinali głupio mi niż samemu biednemu pasterzowi. Sorey nie musi wysłuchiwać ich głupich zaczepek przynajmniej nie na razie.
 
<Sorey? C:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz