Następny poranek był bardzo pracowity głównie dlatego, że zamierzałem odwdzięczyć się jakoś mojemu nowemu znajomemu za to wczorajsze wspaniałe ciasto oraz gorącą herbatę, które były na jego koszt. Pieniędzy nie mogłem mu oddać, nie miałem jak, więc może jakoś zrewanżuję się domowym wypiekiem. Dlatego od rana siedziałem w kuchni przygotowując babeczki z truskawkami, nie chcąc robić niczego z kremem; czułem, że przy takiej wysokiej temperaturze długo to on by się nie utrzymał. Miałem tylko cichą nadzieję, że lubił truskawki, albo — co gorsza — nie był na nie uczulony. Niby wiedziałem o nim już nieco więcej, ale nie o tym mi nie mówił. Mam nadzieję, że nie strzelę jakiejś gafy, chciałem jedynie się mu odwdzięczyć, a nie sprawić przykrość lub zabić.
Udało mi się także przekonać ciocię, aby dzisiejsze lekcje przesunąć na inny dzień; kompletnie nie potrafiłem się na niczym skupić. Byłem bardzo podekscytowany oraz jednocześnie zdenerwowany nadchodzącym spotkaniem. Miałem nadzieję, że moje wypieki mu zasmakują, albo że się nie spóźnię, albo się o coś potknę i wyrzucę... Gdyby się zastanowić, bardzo wiele rzeczy może pójść nie tak, a to wszystko może się stać z mojej winy.
Kiedy nadszedł odpowiedni czas, spakowałem kilka babeczek do niewielkiego koszyka, znaczną większość zostawiając jednak w domu, dla cioci i Natsu, która wraca dzisiaj wieczorem wraz z ojcem, moja siostra bardzo je uwielbiała. Miałem nadzieję, że nawet tata jedną spróbuje i będzie mu smakować. Tego się nie dowiem osobiście; kiedy on jest w domu, mam „nie pokazywać się mu na oczy”, więc tak właściwie go nie widuję.
Vivi poszła ze mną, z czego nie byłem do końca zadowolony, jej rana jeszcze do końca się nie zagoiła i moim zdaniem jeszcze powinna się ograniczać, ale w domu jej przecież nie zamknę, bo całkowicie go rozniesie. Poza tym lepiej, aby tata się na nią nie natknął; mimo, że lisica była ze mną od pełnych trzech lat, jedynym domownikiem, który o niej nie wiedział był ojciec. I lepiej, aby się o niej nie dowiedział, nie przepadał on za zwierzętami i boję się pomyśleć, co mógłby jej zrobić.
Przybyłem na miejsce i zauważyłem, że boisko było puste; zwykle. W pierwszym momencie pomyślałem, że pomyliłem godziny, przez co się spóźniłem i mecz się już skończył, a widok leżącego na trawie chłopaka tylko mnie utwierdził w tym przekonaniu. Niepewnie podszedłem do leżącego na ziemi Taiki'ego mając nadzieję, że nie będzie na mnie zły za to, że się spóźniłem. Vivi truchtała za mną, nie chcąc zostawić mnie z nim sam na sam. Miałem jeszcze wrażenie, że jest o niego zazdrosna, ale cóż, to tylko wrażenie, mogłem się mylić.
Poczułem ulgę słysząc, że mecz się jeszcze nie zaczął. Usiadłem na trawie obok chłopaka, zaczynając się znowu denerwować. Chyba powinienem się go najpierw podpytać, jakie smaki lubi czy coś w tym stylu.
– Mam się dobrze i... przygotowałem dla ciebie małą rekompensatę za to wczoraj – drugą część zdania wypowiedziałem cicho, zaciskając nerwowo palce na rączce wiklinowego koszyka. Vivi w geście pocieszenia otarła się łebkiem o moją dłoń, jakby zachęcając mnie do mówienia. Niemal od razu poczułem na sobie jego intensywny wzrok, co znowu zaczęło troszkę mnie peszyć.
– Co ja wczoraj zrobiłem? – spytał z autentycznym zdziwieniem w głosie i sam rzuciłem mu zdziwione spojrzenie. Już nie pamiętał, czy tylko udawał? – Ach, chodzi ci o to ciasto? Rany, mówiłem ci, żebyś się tym nie przejmował – dodał po chwili beztrosko, machając na to wszystko ręką.
– Cóż, ja uważam inaczej – trzymałem nadal przy swoim. – Proszę, mam nadzieję, że będzie ci smakować. Nie mówiłeś mi, jakie smaki lubisz i czy jesteś na coś uczulony, więc gdyby było coś nie tak, daj mi znać – dodałem, przekazując mu koszyk. Liczyłem także na to, że Taiki nie będzie zmuszał się do jedzenia, jeśli mu nie będzie smakować tylko po to, aby nie sprawić mi przykrości, a coś czułem, że byłby do tego zdolny.
<Taiki? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz