sobota, 22 sierpnia 2020

Od Soreya CD Mikleo

Wpatrywałem się w męża jeszcze zaspanym wzrokiem nie rozumiejąc, o czym on mówi. Jaka zamiana, co ja znów zrobiłem, i czemu on ma brązowe włosy? To wszystko przez to, co wczoraj odczytałem? Ale przecież to nie było żadne zaklęcie, sam mi tak powiedział. Poza tym, nawet gdyby to był prawdziwy czar, nie mógłbym z tym nic zrobić, nie jestem przecież istotą magiczną, tylko zwykłym, szarym człowieczkiem. Chociaż według słów mojego ukochanego, byłem w tej chwili Serafinem...  
Przetarłem zmęczoną twarz, zbierając myśli. Nie czułem się jakoś specjalnie inaczej. Może nie byłem głodny i niespecjalnie zmęczony, ale z jakiegoś dziwnego powodu wyczuwałem wodę płynącą kanałami miasta. A może Mikleo miał rację i to dziwne zaklęcie z niewyjaśnionego powodu zadziałało. To znaczy, że miałem skrzydła? I mogłem tak fajnie czarować wodę, zupełnie tak jak Mikleo? Rozpromieniłem się na tę myśl i już chciałem zapytać o te rzeczy mojego najdroższego, ale w tym samym momencie zdałem sobie sprawę, że on... Nie jest zbytnio entuzjastycznie do tego nastawiony. Miałem wrażenie, że jeszcze chwila i zacznie wyrywać swoje cudowne włosy z głowy, a tego bym nie chciał.  
Od razu zauważyłem, że wyglądał inaczej; i tu nawet nie chodziło o włosy, ich brązowa barwa, tak różna od jego naturalnej, od razu rzucała się w oczy. Bardziej chodziło mi o jego cerę, nie był już aż tak blady... a może to tylko moje wyobrażenie? Byłem nieco ciekawy, jak zmieniłem się ja, może mam nowy kolor włosów, tak jak mój ukochany? Zanim się jednak o tym przekonam, muszę go uspokoić. 
Wstałem pod łóżka i podszedłem do niego, dzięki czemu usłyszałem jak mamrocze pod nosem coś o poceniu się. Trochę się bałem, jak zareaguje, kiedy będzie musiał iść do łazienki za potrzebą. Delikatnie chwyciłem jego dłonie i powoli odsunąłem je od włosów, nie chcąc niepotrzebnie szarpnąć jakiś kosmyk i tym samym sprawić mu ból.  
– Ale ja umiem być człowiekiem. I nauczę cię wszystkiego najlepiej, jak potrafię – wyszeptałem, po czym przybliżyłem jedną z jego dłoni do swoich ust i złożyłem na niej delikatny pocałunek.  
– Nie rozumiesz, nie chcę być człowiekiem, musimy to jakoś odkręcić... – przerwałem ten potok słów łącząc usta w namiętnym pocałunku. Zauważyłem też, że jego chrypa zniknęła. Gdyby nie ta dziwna zamiana, może ten poranek byłby bardziej udany.  
– Wszystko na spokojnie, kochanie. Najpierw sprawdźmy księgę, a jeżeli to nic nie da, pójdziemy do Lailah, dobrze? – delikatnie pogładziłem go po policzku, chcąc go trochę uspokoić. Kompletnie go nie poznawałem. Przecież zawsze był taki spokojny i opanowany, a teraz kompletnie stracił głowę.  
Mikleo przystanął na moje słowa, chociaż doskonale widziałem, że nadal był bardzo zdenerwowany. Nadal trzymając dłonie mojego męża pociągnąłem go w stronę łóżka i usadziłem go tam. Następnie wziąłem książkę ze stolika, po czym usiadłem obok niego. Zacząłem w milczeniu szukać odpowiedniej strony, cały czas czując pełny wyczekiwania i nadziei wzrok Mikleo.  
W końcu znalazłem to, czego tak szukałem, ale to mi nic nie dało. Nigdzie nie było napisane, jak przerwać czar, co tylko spowodowało kolejny atak paniki u mojego męża. Znowu zaczął powtarzać pod nosem co my teraz zrobimy, ja nie chcę być człowiekiem i to nie może się tak skończyć. Nigdy nie był takim panikarzem, po raz pierwszy chyba widziałem go tak spanikowanego i przerażonego, nawet we wspomnieniach był spokojny. Może kiedyś była jakaś chwila, w której kompletnie stracił głowę, ale jej jeszcze sobie nie przypomniałem.  
Odłożyłem książkę na bok, a następnie położyłem dłonie na policzkach mojego męża i odwróciłem jego twarz w moją stronę, uśmiechając się ciepło.  
- Poradzimy sobie z tym, jak zawsze - odparłem uspokajająco, opierając moje czoło o jego.  - Niepotrzebnie panikujesz. Weź głęboki wdech, uspokój się i doprowadź się do porządku, a ja pójdę powiadomić Alishę i pójdę Lailah - dodałem, odsuwając się na moment by ucałować jego czoło. Chłopak spojrzał na mnie z jakby z urazą, ale to i tak lepiej, niż gdyby miał panikować.  
- Nie rozumiem, dlaczego miałbyś iść do Alishi. A do Lailah idę z tobą - burknął, podnosząc się z łóżka. 
- Jesteś teraz widoczny, ja... niekoniecznie. Strażnicy i służące mogą zareagować niezbyt entuzjastycznie na widok obcego krążącego po zamku - wytłumaczyłem spokojnie. - Dlatego nie możesz pójść ze mną do Lailah. A Alisha może zapewnić ci swobodne poruszanie się po zamku, tak jak mogłem ja.  
Mikleo spojrzał na mnie niepewnie, a następnie westchnął ciężko i z powrotem usiadł na łóżku. Nerwowo tupał nogą i bawił się swoimi palcami, chęć działania wręcz od niego biła, a nic nie mógł zrobić. Teraz poczułem się źle wobec niego, z naszej dwójki to on był w o wiele gorszej sytuacji ode mnie. Z anioła zmienił się w człowieka; z istoty magicznej, wspaniałej i idealnej w zwykłą i marną, bez żadnych specjalnych umiejętności. 
- Więc idź, na co czekasz? - fuknął w moją stronę, niespecjalnie spokojny.  
- No już, już, zanim jednak pójdę... - zrobiłem dramatyczną pauzę, jednocześnie chwytając jego dłonie chcąc, aby na mnie spojrzał. - Powiedz mi, jak wyglądam jako anioł? - spytałem, nawet nie ukrywając ekscytacji w głosie. Niby mogłem przejrzeć się w lustrze, ale koniecznie chciałem usłyszeć to z jego ust. Chłopak patrzył się na mnie jak na idiotę i nim się spostrzegłem, uderzył mnie całkiem mocno w tył głowy. - Auć, za co to? - burknąłem, masując obolałe miejsce. O co mu znów chodziło, co ja zrobiłem nie tak? 

<Mikleo? c:> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz