Kompletnie nie rozumiałem, o co mu chodzi z tą karotką.
Czy ja mu przypominałem warzywo? Przecież ani trochę nie wyglądałem jak marchewka,
nawet za nią specjalnie nie przepadałem. Jedyne, co miałem z nią wspólnego, to
kolor pomarańczowy. Nawet nie wiedziałem, jak na to zareagować. Czy to była
obraza? Nie brzmiało to jak coś złego, ale nie znałem się na tym za bardzo.
Słysząc jego kolejne słowa położyłem płasko uszy, czując się
głupio. Brzmiało to jak nagana, z którą absolutnie się zgadzałem, ale przez to,
że wyszła ona z ust obcego, czułem się jeszcze gorzej. Miałem wrażenie, że jest
to potwierdzenie słów mojego ojca, że nie nadaję się do niczego.
- Nadal jeszcze ją boli – wymamrotałem, spuszczając wzrok.
Chłopak wyglądał na starszego ode mnie, w dodatku był wyższy i na pewno
silniejszy. I w przeciwieństwie do mnie, nie wyglądał na zakłopotanego, wręcz
przeciwnie, był bardzo śmiały. Też bym chciał taki być.
- Nie wygląda to najgorzej – odparł chłopak klękając, by móc
bardziej przyjrzeć się Vivi.
Lisica przez cały ten czas chowała się za moimi nogami i nie
spuszczała wzroku z psa. Czułem, że była zdenerwowana i doskonale ją
rozumiałem. Sam byłem onieśmielony chłopakiem i nie do końca wiedziałem, co
robić i co mówić. I jeszcze przez prawie cały czas przyglądał mi się uważnie,
przez co miałem wrażenie, jakby mnie oceniał. Taiki ewidentnie chciał porozmawiać,
całkiem sprawnie mu to wychodziło i pewnie coś by z tego wyszło, gdyby nie ja. Zupełnie
inaczej wyobrażałem sobie swoją pierwszą znajomość.
- Jak się nazywa? – pytał dalej, nie przestając trzymać tego
ogromnego psa. Byłem mu za to wdzięczny, zwykle psy nie przepadały za mną oraz
moją towarzyszką, czego kompletnie nie rozumiałem, przecież nie robiliśmy im
nic złego.
Jednak ten psiak nie był do nas źle nastawiony, a wręcz przeciwnie.
Machał radośnie ogonem i miał wlepiony wzrok w moją rudą towarzyszkę,
ewidentnie chcąc się bliżej zapoznać. Przypominał bardzo swojego właściciela,
równie duży, silny i śmiały. Pewnie gdyby nie fakt, że pies bez problemu mógłby
mnie obalić i odgryźć rękę, czułbym się nieco bardziej pewnie… chociaż, kogo ja
próbuję oszukać.
- Vivi – odpowiedziałem i korzystając z chwili, w której na
mnie nie patrzył, przyjrzałem się mu. Wcześniej nie spuszczał ze mnie wzroku, dlatego
bałem się zawiesić na nim wzrok chociażby na dłużej niż ułamek sekundy.
Gdyby ciocia nie powiedziała mi, że jest to zapach smoka,
wcale bym się nie domyślił. Smok kojarzył mi się z potęgą, a on wyglądał w sumie
całkiem normalnie. Owszem, był znacznie wyższy ode mnie i silniejszy, o czym
nawet nie wskazywała jego postura, a po prostu czyny – nadal miałem w pamięci
to, z jaką łatwością otworzył pułapkę. Jego granatowe włosy były dość
niechlujnie spięte w kucyka, a niektóre kosmyki były przylepione do spoconego
czoła. Fryzura musiała wynikać z tego, że pewnie musiał się spieszyć, albo po
prostu nie przejmował się swoim wyglądem, bo nie spodziewał się, że kogoś spotka.
Jego ubrania również były proste i raczej mało wyjściowe. Pewnie biegał, a ja
mu w tym przeszkodziłem.
- Jest urocza – odparł nagle i przeniósł wzrok na mnie,
czego kompletnie się nie spodziewałem. Szybko odwróciłem wzrok czując, jak na policzki
wkrada się piekąca czerwień. Czułem się, jakbym został przyłapany na czymś
złym. – Spokojnie, nie gryzę, podobnie jak Koda.
Więc tak się nazywa to wielkie, białe, wesołe bydle. Nie wiem,
czy kiedykolwiek przyda mi się do czegoś ta informacja, ale na pewno dobrze będzie
to zapamiętać.
Vivi, jakby rozumiejąc jego słowa, nieśmiało wychyliła się
zza moich nóg, by ostrożnie podejść do nadal trzymanego przez chłopaka psiaka. Sierść
na jej karku była najeżona, a jej postawa wyraźnie wskazywała na to, że nie ma
złych zamiarów. Pies nagle przestał merdać ogonem i zamknął pysk, z uwagą
obserwując moją towarzyszkę. Vivi niepewnie obwąchała i obeszła ich obu, by na
koniec prychnąć cicho i wrócić do mnie, będąc już wyraźnie mniej zestresowaną.
To przypomniało mi o tym, że jeszcze nie podziękowałem chłopakowi, a przecież
teraz miałem idealną ku temu okazję.
- Zapomniałem ci podziękować – zacząłem nieśmiało, odważając
się na niego spojrzeć. Czy on przez cały czas mi się przyglądał? To naprawdę
było peszące. – Gdyby nie ty, mogło być z nią jeszcze gorzej . Jeżeli mógłbym
ci się jakoś odwdzięczyć… - urwałem w pół zdania czując, jak język zaczyna mi
się plątać. I tak miałem wrażenie, że przy nim wychodzę na głupka.
<Taiki? Mówisz i masz c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz