Czułem się naprawdę cudownie, chłodne ciało męża było takie przyjemne, pomagało mi trwać w śnie znacznie dłużej niż na początku planowałem miałem zrobić sobie krótką przerwę po naszej intensywnej zabawie i zabrać się za książki moje ciało jednak miało inne plany a ja nie miałem siły z nim walczyć ludzkie ciało jest naprawdę słabe muszę do tego szybko przywyknąć bowiem nie wiadomo jak długo będę jeszcze człowiekiem..
Ziewnąłem cicho, otwierając swoje oczy, odwracając głowę w stronę okna, przespałem kilka dobrych godzin, biorąc pod uwagę panujący mrok za oknem.
Westchnąłem cicho, chcąc wstać z łóżka, dopiero teraz zauważając skrzydło chłopak otulające moje ciało, nie ma mowy, abym wstał, nie wybudzając go ze snu.
Delikatnie opuszkami palców dotknąłem jego skrzydło, doskonale wiedząc, jak delikatne one są.
- Sorey obudź się - Szepnąłem, całując delikatnie jego usta, podziałało mój mąż, od razu otworzył oczy, wtulając się mocniej w moje ciało, mrucząc cicho pod nosem, ewidentnie potrzebował mojej uwagi i ani myślał udawać, że tak nie jest. - Puścisz mnie? - Spytałem, głaszcząc go po policzku.
- Jeszcze chwilę - Wymruczał chowając skrzydła składając drobne pocałunki na moim obojczyku dłonią błądząc po moich ciele.
Ciche westchniecie, wydostało się z moich ust, leżąc jeszcze chwilę bez ruchu, pozwalając mężowi na drobne pieszczoty, którymi obdarowywał moje ciało.
- Idziemy na kolację? - Nagle przerwał przyjemne pieszczoty, patrząc na mnie z widocznym wyczekiwaniem w oczach.
- Nie chcę - Burknąłem, odwracając się do niego plecami.
Mój mąż jednak nie miał zamiaru tak szybko się poddać, uporczywie zaczepiając mnie, mówiąc o trzech posiłkach dziennie, jaki łaskawa muszę zjeść tylko dwa a co jeśli nie chce?
- Nie odpuszczę ci dobrze o tym wiesz - Wyszeptał mi do ucha podgryzając jego płatek dłonie wślizgające pod jego koszulkę, którą wciąż miałem na sobie.
Westchnąłem cicho, odwracając głowę w stronę męża.
- Zjem, ale mam jeden warunek, przyniesiesz jedzenie do pokoju nie chce mi się wstawać - Przyznałem, naprawdę czując, że nie ruszę się z pokoju do jutra.
- Na to mogę się zgodzić - Wymruczał zadowolony wypuszczając mnie z uścisku, aby już po chwili zniknąć za drzwiami pokoju.
Delikatnie uśmiechając się, wstałem z łóżka, aby przynieść wszystkie księgi do niego, na tyle miałem jeszcze siły. Założyłem spodnie, aby w razie czego mieć coś na sobie, gdyby Yuki postanowił nas odwiedzić, włosy rzucając gdzieś za siebie, aby mi nie przeszkadzały, otwierając wszystkie księgi, sprawdzając stronę po stronie, szukając jakichś odpowiedzi na nasz drobny problem.
- Wróciłem - Słysząc radosny głos mojego tymczasowego anioła kiwnąłem głową nie odrywając wzroku od ksiąg. - Odłóż to na bok później się tym zajmiesz - Sorey usiadł na łóżku, zwracając tym samym moją uwagę. Uniosłem głowę znad książek, kręcąc niezadowolony nosem, widząc ilość jedzenia znajdującego się na talerzu. Musiałem więc pokazać swoje niezadowolenie dając jasno i wyraźnie znać chłopaki, że sam nie będę tego jadł. Sorey postanowił, więc zjeść zemną, aby trochę ułatwić mi życie, za co byłem mu naprawdę wdzięczny, sam nigdy bym tego nie zjadł, nawet jeśli nie jadłem nic prócz śniadania...
Po skończonym posiłku chciałem zabrać się za moje liczne lektury, zamiast tego jednak musiałem, a raczej chciałem poświęcić uwagę mojemu mężowi, który najwidoczniej potrzebował jeszcze więcej atencji, niż mogłoby mi się przedtem wydawać, a i ja nie miałem na co narzekać, korzystając z czułości, na które zawsze byłem chętny bez względu na to, kim w ten chwili byłem.
***
Nad ranem, gdy otworzyłem swoje oczy, rozciągając się leniwie. Zauważyłem, że w pokoju jest całkiem sam Sorey zapewne już poszedł po śniadanie, kiedy ja wciąż czułem kolację w żołądku, nie musiał aż tak o mnie dbać, nie byłem dzieckiem, nie umrę z głodu.
- Rany - Ciężko wzdychając, wstałem z łóżka, kierując się do łazienki, gdzie umyłem i ubrałem swoje ciało gotowy do rozpoczęcia nowego dnia.
Mówiąc coś do siebie pod nosem, wyszedłem z łazienki, od razu wracając do książek, które zacząłem przeglądać strona po stronie.
Nie trwało to jednak za długo, mój mąż miał doskonałe wyczucie czasu, akurat teraz musiał przyjść.
Odwróciłem głowę w jego stronę, widzą śniadanie, które z uśmiechem stawiał na stoliku, skrzywiłem się delikatnie, kręcąc nosem.
- Nie będę tego teraz jadł - Burknąłem, nie mając na to najmniejszej ochoty, wracając do książek. Nie robiłem mu na złość, nie byłem głodny i koniec tematu zjadłem wczoraj kolację, na razie mi to wystarczy, poza tym mam ważniejsze rzeczy do roboty przede mną cztery grube księgi nie ma czasu na tak blachę sprawy, jak jedzenie, do tego wieczorem chciałem zabrać męża nad wodę, aby trochę się zrelaksował, kto jak nie ja najlepiej wie, jak woda działa na ciało Serafina wody.
<Sorey? c: >
Ziewnąłem cicho, otwierając swoje oczy, odwracając głowę w stronę okna, przespałem kilka dobrych godzin, biorąc pod uwagę panujący mrok za oknem.
Westchnąłem cicho, chcąc wstać z łóżka, dopiero teraz zauważając skrzydło chłopak otulające moje ciało, nie ma mowy, abym wstał, nie wybudzając go ze snu.
Delikatnie opuszkami palców dotknąłem jego skrzydło, doskonale wiedząc, jak delikatne one są.
- Sorey obudź się - Szepnąłem, całując delikatnie jego usta, podziałało mój mąż, od razu otworzył oczy, wtulając się mocniej w moje ciało, mrucząc cicho pod nosem, ewidentnie potrzebował mojej uwagi i ani myślał udawać, że tak nie jest. - Puścisz mnie? - Spytałem, głaszcząc go po policzku.
- Jeszcze chwilę - Wymruczał chowając skrzydła składając drobne pocałunki na moim obojczyku dłonią błądząc po moich ciele.
Ciche westchniecie, wydostało się z moich ust, leżąc jeszcze chwilę bez ruchu, pozwalając mężowi na drobne pieszczoty, którymi obdarowywał moje ciało.
- Idziemy na kolację? - Nagle przerwał przyjemne pieszczoty, patrząc na mnie z widocznym wyczekiwaniem w oczach.
- Nie chcę - Burknąłem, odwracając się do niego plecami.
Mój mąż jednak nie miał zamiaru tak szybko się poddać, uporczywie zaczepiając mnie, mówiąc o trzech posiłkach dziennie, jaki łaskawa muszę zjeść tylko dwa a co jeśli nie chce?
- Nie odpuszczę ci dobrze o tym wiesz - Wyszeptał mi do ucha podgryzając jego płatek dłonie wślizgające pod jego koszulkę, którą wciąż miałem na sobie.
Westchnąłem cicho, odwracając głowę w stronę męża.
- Zjem, ale mam jeden warunek, przyniesiesz jedzenie do pokoju nie chce mi się wstawać - Przyznałem, naprawdę czując, że nie ruszę się z pokoju do jutra.
- Na to mogę się zgodzić - Wymruczał zadowolony wypuszczając mnie z uścisku, aby już po chwili zniknąć za drzwiami pokoju.
Delikatnie uśmiechając się, wstałem z łóżka, aby przynieść wszystkie księgi do niego, na tyle miałem jeszcze siły. Założyłem spodnie, aby w razie czego mieć coś na sobie, gdyby Yuki postanowił nas odwiedzić, włosy rzucając gdzieś za siebie, aby mi nie przeszkadzały, otwierając wszystkie księgi, sprawdzając stronę po stronie, szukając jakichś odpowiedzi na nasz drobny problem.
- Wróciłem - Słysząc radosny głos mojego tymczasowego anioła kiwnąłem głową nie odrywając wzroku od ksiąg. - Odłóż to na bok później się tym zajmiesz - Sorey usiadł na łóżku, zwracając tym samym moją uwagę. Uniosłem głowę znad książek, kręcąc niezadowolony nosem, widząc ilość jedzenia znajdującego się na talerzu. Musiałem więc pokazać swoje niezadowolenie dając jasno i wyraźnie znać chłopaki, że sam nie będę tego jadł. Sorey postanowił, więc zjeść zemną, aby trochę ułatwić mi życie, za co byłem mu naprawdę wdzięczny, sam nigdy bym tego nie zjadł, nawet jeśli nie jadłem nic prócz śniadania...
Po skończonym posiłku chciałem zabrać się za moje liczne lektury, zamiast tego jednak musiałem, a raczej chciałem poświęcić uwagę mojemu mężowi, który najwidoczniej potrzebował jeszcze więcej atencji, niż mogłoby mi się przedtem wydawać, a i ja nie miałem na co narzekać, korzystając z czułości, na które zawsze byłem chętny bez względu na to, kim w ten chwili byłem.
***
Nad ranem, gdy otworzyłem swoje oczy, rozciągając się leniwie. Zauważyłem, że w pokoju jest całkiem sam Sorey zapewne już poszedł po śniadanie, kiedy ja wciąż czułem kolację w żołądku, nie musiał aż tak o mnie dbać, nie byłem dzieckiem, nie umrę z głodu.
- Rany - Ciężko wzdychając, wstałem z łóżka, kierując się do łazienki, gdzie umyłem i ubrałem swoje ciało gotowy do rozpoczęcia nowego dnia.
Mówiąc coś do siebie pod nosem, wyszedłem z łazienki, od razu wracając do książek, które zacząłem przeglądać strona po stronie.
Nie trwało to jednak za długo, mój mąż miał doskonałe wyczucie czasu, akurat teraz musiał przyjść.
Odwróciłem głowę w jego stronę, widzą śniadanie, które z uśmiechem stawiał na stoliku, skrzywiłem się delikatnie, kręcąc nosem.
- Nie będę tego teraz jadł - Burknąłem, nie mając na to najmniejszej ochoty, wracając do książek. Nie robiłem mu na złość, nie byłem głodny i koniec tematu zjadłem wczoraj kolację, na razie mi to wystarczy, poza tym mam ważniejsze rzeczy do roboty przede mną cztery grube księgi nie ma czasu na tak blachę sprawy, jak jedzenie, do tego wieczorem chciałem zabrać męża nad wodę, aby trochę się zrelaksował, kto jak nie ja najlepiej wie, jak woda działa na ciało Serafina wody.
<Sorey? c: >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz