wtorek, 25 sierpnia 2020

Od Shōyō CD Taiki

Byłem zaskoczony słowami chłopaka, i to bardzo. Spodziewałem się, że Taiki mnie wyśmieje, albo powie coś obraźliwego i odwróci się, i to byłoby na tyle z pierwszej znajomości i najprawdopodobniej jedynej w moim życiu. Mało tego, zaprosił mnie na jutrzejszy mecz, tak „oficjalnie” i już nie będę musiał się czuć jak głupi podglądacz. 
Chociaż, kompletnie nie rozumiałem jego słów, że „nie mogę być dziwniejszy od niego”. Taiki absolutnie nie był dziwny. Owszem, był gadatliwy, chyba nie zastanawiał się nad tym co mówi i był przy tym bardzo śmiały, ale nie powiedziałbym, że to coś złego i dziwnego. Wręcz przeciwnie, chciałbym zachowywać się przy innych ludziach choć tak w połowie swobodnie, jak on. Dlaczego on się za takiego uważał, nie miałem pojęcia. 
– Nie ugryzie mnie? Albo się na mnie nie rzuci? – spytałem niepewnie, powracając do zapinania guzików koszuli. Nie chciałem jeszcze kończyć spotkania, chciałem spędzić z nim czas jak najdłużej, ale nie byłem specjalnie przekonany do jego psa. Owszem, kiedy go wczoraj spotkałem, był do mnie nastawiony neutralnie... chociaż nie, to złe słowo; był wyraźnie zainteresowany moją osobą i Vivi, i to w tym pozytywnym tego słowa znaczeniu. Do tej pory spotykałem jedynie psy chcące wbić mi kły w ciało, by je rozszarpać, dlatego niekoniecznie czułem się swobodnie w pobliżu jakiegokolwiek psowatej istoty w pobliżu. Za wyjątkiem lisów, nawet pomimo tego, że potrafią być bardzo złośliwe. 
– Nie musisz się nim przejmować, on tylko wygląda groźnie – odparł Taiki, machając ręką. Skoro on tak mówi, to musi mieć rację. W końcu, jeszcze nie złamał żadnego danego mi słowa. 
Pokiwałem zatem głową na jego słowa, godząc się na tę propozycję. Niespecjalnie przejąłem się zachodzącym słońcem, do domu wracałem późniejszą porą. Ale już byłem pewien tego, co zrobię, jak znajdę się w swoim małym gniazdku; wezmę gorącą kąpiel i następnie zakopię się w grubej pościeli, by skutecznie ogrzać swoje ciało. Po tej dzisiejszej zabawie w wodzie na pewno mi się to przyda. A może zrobię sobie jeszcze jakiś gorący napój...? Na przykład czekoladę, gorąca czekolada, niezależnie od pory roku, jest cudowna. 
– Nie boisz się wracać tak późną porą do domu? – nie umiem w kontakty międzyludzkie, nie znam się na wielu rzeczach i nie wiem, które gesty są poprawne, a które nie, ale byłem przekonany jednego: ten tekst wzbudzał niepokój. Gdyby wypowiedział to ktokolwiek inny, czmychałbym gdzie pieprz rośnie, i jeszcze dalej. Jednak darzyłem chłopaka pewnym zaufaniem, samym swoim nastawieniem i ciepłym uśmiechem przekonywał mnie do siebie. No i w końcu, gdyby naprawdę chciał mi zrobić coś złego, już dawno by to zrobił, miał ku temu tyle okazji, a mimo tego nadal jestem cały i zdrowy. 
– Zdarzało mi się wracać później – przyznałem, wzruszając ramionami. – Albo wychodzić. To naprawdę nie jest nic strasznego. Jedyny minus jest taki, że teraz jest chłodno. I nie ma słońca. 
– Teraz jest rześkie powietrze i lepiej się oddycha – jakby na potwierdzenie swoich słów wziął głęboki wdech. Cóż, może ma odrobinkę racji, ale i tak nic nie zastąpi mi słońca. Zimy są najgorsze, kiedy to dni są krótkie, a słońce nie daje mi tak dużo energii. To jedyna pora roku, podczas której nie za bardzo miałem ochotę wychodzić na zewnątrz; śnieg był okropny i sprawiał nieprzyjemny ból moim poduszeczkom. Gdyby to było możliwe, z wielką chęcią zapadłbym w sen zimowy. 
– Może, ale słońce jest moim źródłem mocy – odparłem, nastawiając uszy i uważnie nasłuchując podejrzanych dźwięków. Na szczęście nie usłyszałem nietoperzy, a ich najbardziej się obawiałem. Dziwne i przerażające stworzenia. 
Jeszcze przez pewien czas tak sobie rozmawialiśmy, przez co ja coraz bardziej się otwierałem i mówiłem więcej o sobie. Kiedy dotarliśmy do jego domu, wiedział o mnie już całkiem sporo rzeczy, podczas kiedy ja... cóż, całkiem niewiele, gdyby to tak porównać wiedzę jednego na temat drugiego do siebie. Może niekoniecznie wiedział wiele na temat moich mocy oraz nie znał prawdziwego powodu, dla którego nie wychodzę z domu — akurat z tym bardzo się pilnowałem — ale wiedział chociażby o mojej siostrze, o cioci czy ulubionym smaku. Bardzo się przy nim rozgadałem i nawet nie zdążyłem zauważyć, kiedy. Cóż, chyba teraz przyszła pora na mały odwet, też chciałbym wiedzieć więcej o moim rozmówcy. 
Nie musiałem wchodzić do domu chłopaka; Taiki wytłumaczył mi, że jego pies znajdował się na podwórku i po prostu wystarczyło, aby podejść do furtki i ją otworzyć. Byłem mu za to wdzięczny, czułbym się jeszcze bardziej niezręcznie, gdybym musiał wchodzić do jego posiadłości. 
Wypuszczony na wolność pies zaczął się cieszyć i skakać na swojego właściciela, na razie mnie nie zauważając. Nie będę ukrywał, bardzo mnie przerażał, był ogromny, na pewno ciężki i miał wielki pysk. Gdyby chciał, bez problemu zmiażdżyłby czaszkę Vivi. Albo nawet i moją, bez różnicy, czy byłbym w swojej lisiej formie czy ludzkiej. 
Mój względny spokój długo nie trwał, albowiem Koda — chyba tak miał na imię — przypomniał sobie o mnie. Ogromne białe psisko podeszło do mnie, merdając ogonem i następnie zaczął mnie uważnie obwąchiwać. Stałem w bezruchu i pozwalałem mu na wszystko mając nadzieję, że zaraz nie zmieni zdania i się na mnie nie rzuci.
– Na pewno mnie nie ugryzie? – spytałem, czując jego wilgotny nos na mojej dłoni. Wiem, że pytałem o to wcześniej, ale mimo wszystko czułem w sercu ten lekki niepokój. Do tej pory moje jakiekolwiek doświadczenia z psami nie były najlepsze, co mnie absolutnie nie uspokajało.

<Taiki? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz