Westchnąłem cicho, patrząc na jedzenie, Sorey zdążył już zacząć jeść, gdy ja wpatrywałem się tępo w jedzenie, analizując jego słowa. To prawda nie czuje się najlepiej, gdy używa moich mocy, nie mam jednak zamiaru mścić się na nim, obrażać się lub zmuszać do nieużywania ich, może już nigdy nie będę aniołem, a ktoś musi oczyszczać zło, gdy ja nie będę mógł już tego robić.
- Jedź - Sorey przysunął mi tost pod nos, abym zwrócił uwagę na jedzenie.
Bez słowa wziąłem do rąk jedzenie, biorąc głęboki wdech i wydech.
- Nie czuję się z tym źle, jeśli ja nie mogę cieszyć się swoimi mocami to przynajmniej ty masz taką szansę - Odparłem, zakrywając szybki usta męża, aby nie zaczął nic gadać. - Proszę cię, nie rób mi mętliku w głosie i tak już go mam - Mruknąłem, zdejmując swoją dłoń z jego ust, od niechcenia zabierając się do jedzenia, wciąż nie miałem na to ochoty. Czując, że wciskam w siebie wszystko na chama, obiecuję sobie nigdy więcej, jeśli znów stanę się aniołem, nie będę zmuszać męża do jedzenia niech je, kiedy tylko chce.
- Już? - Po zjedzeniu jednej kanapki odsunąłem jedzenie od siebie, co zaskoczyło troszeczkę mojego męża.
Kiwnąłem głową, wiem, że to niewiele, ale teraz nie mam ochoty..
Sorey już otwierał usta, aby coś powiedzieć, przerwało mu jednak głośne uderzenie drzwi o ścianę.
- Mikleo co ci się stało? - Yuki wbiegł do pokoju ze swoim psem, podbiegając do mnie.
- Długo by opo... - Nie dokończyłem, zakrywając usta, kichając.
- Jesteś chory? - Chłopiec wspiął mi się na kolana, patrząc na mnie z uwagą.
- Nie, wszystko dobrze - Uśmiechając się delikatnie do chłopca patrzyłem na psa, który nagle położył łapy na stole chwytając do pyska jedzenie uciekając od nas co rozbawiło Yuki'ego.
Sorey zmarszczył brwi, patrząc na psa, cóż oboje tak chcieli szczeniaka, niech teraz się nim zajmują, nie mój pies nie mój kłopot.
Codi wrócił po chwili do stołu, próbując tej sztuczki jeszcze raz, nie wyszło mu, mój mąż w ostatniej chwili chwycił go, odsuwając od jedzenia, a ja cóż znów zacząłem kichać, zaczynając podejrzewać, że może to być wina psa, nie miałem żadnego problemu, nim on przyszedł.
- Yuki zabierz pieska do Lailah dobrze? - Poprosiłem, pociągając nosem. Chłopiec, choć niechętnie zabrał pieska, chyba się odrobinkę na mnie gniewając, cóż może mu przejdzie.
Odetchnąłem z ulgą, biorąc chusteczki, aby wysmarkać nos, biorąc jedną z księgę do łóżka, uciekając od dalszego jedzenia, by nie daj boże, nie zmusił mnie do dalszego jedzenia.
Mój mąż już nic nie mówił, podszedł tylko do mnie, siadając obok na łóżku, siedząc kilka chwil w ciszy, z czego się cieszyłem, nie przeszkadzał mi, a ja szybko zapominałem o bożym świecie, nawet nie rejestrując tego, że mnie dokarmia, skupiony na czytaniu dopiero po dłuższej chwili otrząsnąłem się, patrząc na męża, mrużąc oczy.
- Co ty robisz? - Spytałem, oblizując usta, czując ich słodki posmak.
- Dokarmiam cię, nie chciałeś, a jednak zjadłeś - Wyszczerzył się zadowolony.
Przewróciłem oczami, sprzedając mu pstryczka w nos, co rozbawiło naszą dwójkę. No dobrze drugi raz mnie dziś podszedł, chyba jednak moje ludzkie ja jest strasznie głupie.
- Do roboty - Pospieszyłem go wracając do czytania co lekko go rozbawiło, finalnie jednak zabrał się do roboty, szukając informacji na temat naszego małego problemu.
***
Przy książkach spędziliśmy kilka dobrych godzin, czytając nawet przy tym przeklętym obiedzie, zachęcając do czytania nawet Yuki'ego, który wrócił do nas, nie na długo chcąc się bawić, co za tym idzie, jak szybko przyszedł, tak szybko poszedł.
- Nie mam już siły - Westchnąłem cicho patrząc na męża zabierając mu księgę zwracając jego uwagę na sobie zbliżając się do niego, aby połączyć nasze usta w namiętnym pocałunku.
- Czyżbyś miał na coś ochotę? - Wymruczał, kładąc dłonie na moich biodrach.
- A mam? - Odpowiadając pytaniem na pytanie, oparłem dłonie na jego ramionach, całując delikatnie jego nos.
- Mam nadzieję - Rozbawiony pokręciłem głową, składając delikatny pocałunek na jego policzku, mając troszeczkę inny pomysł. Wstałem z jego kolan, wyciągając zaskoczonego chłopaka z pokoju, idąc wraz z nim nad wodę.
- Co my tu robimy? Mieliśmy przecież spędzić razem przyjemnie czas - Burknął lekko obrażony, zatrzymując się przed wodą.
- Spędzamy, jesteśmy tu sami i nikt nie będzie nam przeszkadzał - Połączyłem nasze usta w szybkim pocałunku nim podle wrzuciłem go do wody cicho się z niego śmiejąc, gdy tylko się wynurzył.
Muszę przyznać, wygląda naprawdę nieziemsko, gdy jest serafinem, aż chciałoby się... O nie nawet o tym nie myśleć stosunek w jeziorze byłyby czymś nowym, ale nie po to go tu przyprowadziłem, jako człowiek jestem strasznie spragniony, a przecież muszę poświęcić teraz uwagę mężowi, który bardzo się stara, abym czuł się dobrze jako człowiek, nie mogę myśleć tylko o sobie i swoich potrzebach, muszę mu się odwzajemniać w jakiś sposób. - Nie gniewaj się to tylko dla twojego dobra, zrelaksuj się to naprawdę przyjemne uczucie - Siadając na brzegu mosty, z którego go zrzuciłem, patrzyłem na męża z rozbawieniem, mając tylko nadzieję, że nie obrazi się na mnie za bardzo, w końcu nic takiego się nie stało prawda?
<Sorey? c: >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz