piątek, 21 sierpnia 2020

Od Mikleo CD Soreya

Milczałem, nie odrywając wzroku od księgi, tym samym nie zwracając uwagi na męża, który usilnie starał się zwrócić moją uwagę, czym przywodził na myśl kota łaszącego się do właściciela, gdy ten woli robić wszystko, byleby nie opiekować się zwierzakiem.
Westchnąłem cicho, leniwie przewracając kartkę udając, że jestem tu zupełnie sam.
- Nie ignoruj mnie owieczko - Burknął, brzmiąc jak małe dziecko, nie chcąc dać mi świętego spokoju.
- Muszę chyba zamknąć okno, bo wiatr za głos wieje - Mówiąc to odwróciłem głowę w stronę okna zacięcie trzymając swojego. Już nawet nie wiem, o co byłem zły, trzymając się swoich racji, nie mogłem się ugiąć, chciałem trochę miłości a miast tego mam czekać aż do chwili, w której to moje gardło będzie zdrowe, nie rozumiem tego, ale to nie o to się obraziłem, sam czasem nie wiem, o co mi chodzi, chcę uwagi i czasem muszę chyba troszeczkę się na niego po obrażać tak po prostu dla zasady.
Sorey położył głowę na moich kolanach, nie przestając się przymilać, mając nadzieję, że chociaż w taki sposób mnie udobrucha, guzik nie ma nawet takiej możliwości.
- Miki proszę - Spojrzałem na niego znudzony całkowicie go zlewając wracając do swojej książki, która była znacznie ciekawsza od tej irytującej mnie dzieciny. - Serio - Burknął, zabierając mi książkę, czym lekki mnie zaskoczył. - Co w niej takiego ciekawego, że wolisz ją ode mnie? - Lekko już poirytowany obejrzał dokładnie kartki z mojej lektury, szukając w niej czegoś ciekawego.
- Ciekawe zaklęcia odbierające irytującym istotą głos - Odparłem, wyciągając rękę, aby odebrać mu księgę. Sorey jednak nie pozwolił mi na to, wstając szybko z ziemi, nie oddając mi mojej własności przez dłuższy czas.
- To jest ciekawe, zamiana osobowości, duszy i ciała - Przeczytał na głos regułkę patrząc na mnie po kilku chwilach.- Słabe to zaklęcie - Odparł, oddając mi księgę.
- To nie było zaklęcie powiedziałem to na odczepnego - Burknąłem, sprzedając mu kuksa w bok, chcąc wrócić na fotel, niestety moje zachowanie zapoczątkowało drobne wygłupy między nami, znów zaczęliśmy się siłować a ja znów trafiłem na ziemię poddając się.
- To, co wybaczysz mi owieczko? - Zapytał, kładąc dłonie na moich policzkach, abym nie mógł uciec głową w żadną ze stron.
- Tak, tak wybaczę - Westchnąłem cicho, nie mając i tak szans na wygranie z nim z resztą miałem już dość tego obrażania się tak szybko mi to przechodziło.
Sorey połączył nasze usta w namiętnym pocałunku, mrucząc z zadowoleniem pod nosem, trwając tak przez dłuższą, lecz bardzo przyjemną chwilę, lubiłem, gdy to robił przyjemny czas spędzony na, chociażby drobnych pieszczotach to zawsze jakieś wynagrodzenie za brak bliższych zbliżeń fizycznych.
- Muszę już iść - Odrywając się od moich ust pomógł mi wstać z ziemi lekko niezadowolony, no tak trening z Lailah nie może czekać, powinien tam iść, jak najszybciej, aby pani jeziora na niego nie czekała, nie wypada w końcu kazać czekać kobiecie.
- Uważaj na siebie - Odparłem, uśmiechając się delikatnie całkowicie zapominając o poprzednim fochu.
- Nie idę na wojnę tylko na trening nie martw się o mnie - Po tym słowach ucałował moje czoło, wychodząc z pokoju, pozostawiając mnie samego sobie, miałem okazję, aby trochę poczytać nie mając nic innego do roboty ostatnimi czasy tylko czytam nie mając pozwolenia na robienie czegoś innego..
***
Wczorajszy dzień upłynął nam spokojnie, gdy Sorey wrócił podrażniłem się z nim jeszcze troszeczkę poczytałem wyjątkowo książkę Yukiemu i położyłem go spać, kończąc ten leniwy dzień...
Dziś rano obudziły mnie pierwsze promienie słoneczne łaskoczące mnie po twarzy. Niechętnie podniosłem się do siadu, rozprostowując swoje kości, poprawiając włosy, które opadały mi na twarz.
- Chwila - Zaskoczony chwyciłem włosy w dłonie, zauważając ich brązową barwę, wstałem szybko z łóżka, podchodząc do lustra. - Co? Nie to jest niemożliwe - Wydukałem, przerażony powoli układając sobie wszystko w głowie, musiałem obudzić śpiącego jeszcze chłopaka i to jak najszybciej.
Podszedłem szybko do łóżka, odkrywając pościel, przełykając ślinę. - Jak to możliwe? - Dukałem do siebie, szturchając męża, aby wybudzić go ze snu.
- Co się stało? - Spytał zaspany, podnosząc się nagle do siadu, przyglądając mi się uważnie. - Przefarbowałeś włosy? - Dotknął moje włosy, przyglądając im się uważnie.
- Nie, czy ty nie widzisz jestem człowiekiem - Uchwyciłem mocno włosy w swoje ręce zaczynając panikować. - Nie chcę być człowiekiem, nie potrafię być człowiekiem, nie wiem jak być człowiekiem - Z moich ust płynęło wiele słów, których nie kontrolowałem, panikując. - Pocę się boże ja się pocę - Panikowałem jakby umierał nie wiedząc jak się zachować. - To twoja wina zmiana osobowości, duszy i ciała, po co to czytałeś, teraz ty jesteś serafinem a ja... Nie, nie, nie to tylko sen matko boska to tylko sen nie mogę być człowiekiem - Wstałem z łóżka zaczynając chodzić w kółko trzymając w obu dłoniach swoje włosy mocniej za nie szarpiąc mało co bym ich nie wyrwał, gdyby nie sprawiało mi to bólu. - Co my teraz zrobimy? Ja nie umiem być człowiekiem - Plątałem się we własnych zdaniach całkowicie tracąc swoją klasę i powagę, którą potrafiłem zachować jako anioł, tracąc ją zupełnie jako człowiek, przez to wszystko nie zwróciłem nawet uwagi na mój normalny już głos, który przestał się łamać, może nawet bym się z tego cieszył, gdyby nie to, że jestem człowiekiem. Boże jedyny, byłem już smokiem, wydrą a teraz człowiekiem co jeszcze mnie spotka i za jakie winy?...

<Sorey? C:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz