poniedziałek, 10 sierpnia 2020

Od Soreya CD Mikleo

Usłyszawszy słowa chłopaka, zaniemówiłem. Wpatrywałem się w niego z zachwytem, powoli analizując każde wypowiedziane przez niego słowo. Mimo tego wszystkiego, co mu kiedykolwiek zrobiłem, on mnie nadal kocha i to było niezwykłe, on był niezwykły. Naprawdę mam szczęście, że mam przy sobie kogoś tak cudownego, jak on. Może jeszcze nie wiedziałem wielu rzeczy i nie pamiętałem wszystkiego, ale mogłem być pewien tego, że bardzo mi na nim zależy. Dodatkowo przyznam, że jego słowa bardzo mnie podbudowały, nie na co dzień słyszy się coś takiego.
Uśmiechnąłem się do niego delikatnie, a następnie ostrożnie wsunąłem dłonie pod jego koszulę. Teraz zaczynałem troszkę żałować tego, że byłem przeziębiony, chociaż… może to nie przeszkadzałoby nam jakoś bardzo.
- Więc mówisz, że nie oddasz mnie nikomu? – wymruczałem, zaczynając kreślić nieregularne kształty na jego nagich plecach. Czując, jak jego ciało zaczyna delikatnie drżeć pod wpływem mojego dotyku, poczułem się lepiej. Miałem pewność, że nie robię nic wbrew jego woli. Jeszcze musiałem się nauczyć, co mu się podoba, a co nie, ale z czasem na pewno mi się uda to zapamiętać.
- Gdyby to było możliwe, uwiązałbym cię na smyczy, byś był tylko mój – wyszeptał z zadziornym uśmiechem, opierając swoje czoło o to moje. Zmarszczyłem brwi na jego słowa, no proszę, czegoś takiego się po nim nie spodziewałem.
- Czyli byłeś o mnie zazdrosny – stwierdziłem prosty fakt, patrząc na niego z lekkim rozbawieniem. Czyli miałem rację, był tak zły na tę biedną dziewczynę, ponieważ się do mnie uśmiechnęła. To było również coś, czego nie rozumiałem, ta zazdrość była kompletnie niepotrzebna. Byłem zwykłym człowiekiem, a takich osób na świecie jak ja jest dużo. To ja powinienem być zazdrosny o niego i tak na pewno by było, gdyby ludzie mogli go ujrzeć. W takim przypadku nie upuszczałbym go na krok.
- Może odrobinkę – przyznał niechętnie, zarzucając ręce na mój kark. Uśmiechnąłem się do niego zwycięsko, ciesząc się ze swojej racji.
- Nie musisz być o mnie zazdrosny, odkąd staliśmy się małżeństwem, należę tylko i wyłącznie do ciebie – szepnąłem, łącząc nasze usta w namiętnym, aczkolwiek krótkim pocałunku. Głupie przeziębienie.
Przekręciłem nas obu tak, by Mikleo znajdował się pode mną. Skoro czułem się już lepiej, należało to wykorzystać. Zresztą, anioł sam mówił, że pociągam go jak nikt inny. Swoją drogą, to też było dziwne. Był  niesamowitą istotą, a upatrzył sobie kogoś tak zwykłego i niegodnego jak ja.

***

Wpatrywałem się w leżącego obok mnie anioła, który próbował unormować oddech. On wyglądał naprawdę cudownie, nawet kiedy jego włosy były napuszone i splątane, a na policzkach pojawiały się cudownie urocze rumieńce. Przywodził na myśl Owieczkę, co w sumie nawet by się zgadzało, w końcu jestem pasterzem.
Chłopak nagle odwrócił się w moją stronę i utkwił we mnie intensywne spojrzenie lawendowych oczu. Uśmiechnąłem się do niego niepewnie, mając nadzieję, że wszystko jest w porządku. W przeciwieństwie do mnie, Mikleo był pozbawiony większości ubrań, czemu nie miałem absolutnie nic przeciwko. Jego ciało było w całości doskonałe.
- Było dobrze? – spytałem, patrząc na niego z uwagą. Nadal musiałem nauczyć się jeszcze tylu rzeczy, a większą wprawę mogłem osiągnąć tylko i wyłącznie dzięki praktykom.
Mój mąż uśmiechnął się do mnie łagodnie, a następnie nachylił się nade mną i złożył na moich ustach krótki pocałunek. Wziąłem to za tak, chociaż to też różnie mogło być.
- Nawet bardzo dobrze – wymruczał, by po chwili poczochrać moje włosy.
Odwzajemniłem uśmiech, by po chwili przyciągnąć go do siebie bliżej, by następnie wtulić się w jego ciało i schować nos w zagłębieniu jego szyi. Czułem się znacznie lepiej, kiedy chłopak rozwiał moje wątpliwości odnośnie jego uczuć do mnie. Nawet mimo tego gdzieś z tyłu głowy pamiętałem o tym, co mu zrobiłem i czułem się z tym bardzo źle. Czasu jednak nie mogłem cofnąć, i jedyne, co teraz mogłem zrobić, to wynagrodzić mu to wszystko. W pewnym momencie poczułem, jak chłopak zaczyna na przemian gładzić i bawić się moim włosami, owijając je sobie wokół palców. Zamruczałem cicho z aprobatą, to było bardzo przyjemne, o wiele bardziej niż czochranie moich włosów.
- Dobrze, chłopczyku, puść mnie, bym mógł pójść po kolację – powiedział pod dłuższym czasie, powodując u mnie oburzenie i zaskoczenie jednocześnie.
- Nie jestem chłopczykiem, Owieczko – wyburczałem unosząc głowę tak, bym mógł na niego spojrzeć. – I po co masz iść? Ta miła służąca powiedziała, że przyniesie kolację – dodałem szybko, patrząc na niego z niezrozumieniem. Nie musiał iść, moglibyśmy sobie tutaj leżeć i się niczym nie przejmować.

<Mikleo? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz