Powoli otworzyłem oczy,
z początku jeszcze nie kontaktując. Troszkę czasu minęło zanim zorientowałem
się paru rzeczy; było mi dziwnie zimno, na moim czole był jakiś mokry i chłodny
materiał, nos był zapchany, a Mikleo nie było obok mnie. Niepewnie podniosłem się
do siadu, rozglądając się nieprzytomnie po pomieszczeniu, przez co okład zsunął
się z mojego czoła. Chyba jednak trochę mnie wzięło, ale tylko troszeczkę. To
jednak nie znaczy, że powinienem się lenić. Muszę wstać i działać, zły pasterz
sam się nie pokona, a wspomnienia same nie powrócą. Znaczy, ciągle same
powracają, właśnie przed chwilą przypomniałem sobie kolejne przeżycie z dzieciństwa.
To wszystko było nieco dziwne i konfundujące. Wspomnienia powracałoy do mnie
kompletnie losowo, a nie chronologiczne; raz przypominałem sobie coś z
dorosłości, raz z dzieciństwa, czasem coś z okresu naszej rozłąki.
- Mikleo? – rzuciłem cicho
zachrypniętym głosem, wpatrując się w anioła, który namiętnie czytał książkę.
Był już ranek, czy ja przespałem cały wczorajszy wieczór? Ile czasu zmarnowałem…
a chciałem jeszcze wczoraj odwiedzić Lailah, by zapytać ją o tę nieszczęsną
obietnicę, oraz Ednę, aby ją przeprosić.
Usłyszawszy mój głos
chłopak uniósł głowę i z cichym hukiem zamknął książkę. Odłożył lekturę na
stolik obok i podszedł do mnie, by usiąść na materacu. Znów mogłem dostrzec
zmartwienie w jego oczach, czego kompletnie nie rozumiałem, przecież nic mi nie
było. Ot zwykłe lekkie przeziębienie, mogę z tym normalnie funkcjonować i dalej
trenować.
- Jak się czujesz? –
spytał mnie, kładąc przyjemnie chłodną dłoń na moim czole. Zauważyłem także, że
wolną dłonią sięgnął po okład, który wcześniej się zsunął.
- Świetnie, możemy
iść trenować – odparłem, starając się zabrzmieć bardzo pewnie, by dowieść
swojej racji.
- Nadal masz gorączkę
– wymruczał, bardziej do siebie niż do mnie. – Połóż się – dodał, delikatnie
popychając mnie na poduszki. Nie chciałem leżeć, chciałem działać, dlatego postanowiłem
nie leżeć tak potulnie, a wsparłem się na łokciach i posłałem chłopakowi
oburzone spojrzenie.
- Nie chcę, czuję się
już dobrze – wymamrotałem, pusząc z niezadowolenia policzki i cicho pociągając
nosem. Oj tam od razu gorączka, po prostu jestem człowiekiem i moje ciało jest
z reguły ciepłe. Fakt, było mi nieco zimno, ale porządny trening na pewno mnie
porządnie rozgrzeje.
- Widzę to i słyszę –
usłyszałem i poczułem, jak chłopak delikatnie pstryka mnie w nos. Nim jakkolwiek
zdążyłem zareagować na tę zniewagę Mikleo położył mi na czole świeży
oraz chłodny okład na czole. – Poczekaj tutaj na mnie, przyniosę ci gorącej
herbaty i coś lekkiego do jedzenia.
Nie zamierzałem
jednak grzecznie siedzieć, nie mogłem pozwolić sobie na kolejny, leniwy dzień.
Dlatego kiedy tylko chłopak wyszedł, odłożyłem na powrót okład do miseczki i
wstałem z łóżka. Przyznaję, lekko zakręciło mi się w głowie i na moment
pociemniało mi przed oczami, ale zgoniłem to na zbyt długie leżenie w łóżku. Lekko
pociągając nosem, powoli ruszyłem w stronę łazienki, ignorując nieprzyjemny chłód,
który ogarniał moje ciało. To wszystko przez to, że w pokoju było zimno, to na
pewno było to. I jeszcze ten katar, on był chyba najgorszy – nie mogłem normalnie
oddychać, a przez zatkany nos głowa zaczynała mnie boleć.
Miałem wrażenie, że przebieranie
się zajęło mi wieki. Kiedy w końcu wyszedłem z łazienki, Mikleo akurat wszedł do
pokoju. Rzucił mi podejrzliwe spojrzenie, jakby od razu wiedział, że coś kombinuje,
po czym westchnął ciężko i odłożył tacę z jedzeniem oraz gorącą herbatą na
szafkę nocną. Z miłym zaskoczeniem zauważyłem, że jedzenia było mało, ale i tak
niespecjalnie miałem na nie ochotę.
- Co ty wyrabiasz? – głos
anioła był niezwykle łagodny. – Poprosiłem cię, abyś leżał.
- Chciałem się ogarnąć,
a potem iść do Lailah oraz… - zamilknąłem i po chwili kichnąłem, co bardzo mi
się nie spodobało.
- Iść to ty możesz
najwyżej do łóżka – anioł westchnął cicho, podchodząc do mnie i chwytając za
nadgarstek.
- Ale nie chcę
odpoczywać, chcę iść na trening – wymamrotałem, kiedy usiadłem na łóżku. Chłopak
nic nie robił sobie z moich protestów; zaraz opatulił mnie ciepłym kocem i położył
na moim czole kolejny przyjemnie chłodny okład. Czy moje zdanie ma tutaj
jakiekolwiek znaczenie?
- Pójdziemy na
trening, kiedy tylko wyzdrowiejesz – odparł, zajmując miejsce obok mnie i biorąc
tackę na swoje kolana. – Zjedz trochę, wypij herbatę i połóż się spać.
- Nie chcę –
burknąłem, pusząc policzki. Mimowolnie troszkę szczelniej opatuliłem się kocem
czując, jak moim ciałem wstrząsają delikatne dreszcze spowodowane przez zimo.
Gdyby Mikleo tak bardzo nie upierał przy swoim, pewnie bylibyśmy już po
rozgrzewce i nie byłoby mi tak zimno. Przecież nic mi nie było, nie musiałem wypoczywać,
miałem jedynie lekki katar, to nie powinno mnie powstrzymywać.
<Mikleo? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz