To było pytanie, którego chyba najbardziej się bałem, nie licząc zdrady przyznanie się d tego, jak bardzo wtedy go nienawidziłem i chciałem uciec, jest czymś strasznym, musiałem jednak odpowiedzieć mu na to pytanie już i tak za wiele mu powiedziałem, nie ma sensu wymyślać niestworzonych historii.
- Szczerze mówiąc, chciałem odejść wiele razy, chciałem cię zdradzić i uwolnić Lailah. Nienawidziłem cię, a jednocześnie kochałem, chciałem, żebyś pożałował tego, co zrobiłeś, ale nie potrafiłem ci tego zrobić, wciąż wierząc w dobro, które w tobie było, poza tym czułem się winny, jako anioł powinienem dbać o to, byś jednak nie zszedł na złą stronę. Zawiodłem, więc musiałem w jakiś sposób dojść do ciebie, abyś znów stał się dobry. Udało się to choć przyznam nie było łatwo - Odpowiadają mu na to pytanie poczułem dziwne ukłucie w sercu to wszystko ta cała przeszłość nie chciałem do niej wracać za tamtych czasów wszystko układało się inaczej niż bym tego chciał było okropnie najpierw Sorey i jego przemiana później uwięzienie Lailah, znalezienie Yuki'ego, traktowanie mnie przez pasterza jak psa, przemiana w smoka i na końcu zdrada tak bardzo chciałbym już o tym nie mówić, starych ran nie wolno rozdrapywać przynoszą jedynie smutek, ból i niepotrzebne cierpienie.
- Jak udało ci się mi pomóc - Słysząc to pytanie odwróciłem wzrok na chwile wpatrując się w okno Sorey i tak nie utrzymywał ze mną kontaktu wzrokowego, z czego się cieszyłem, nie chciałem, aby patrzył mi w oczy, nie teraz wiedziałem, że ukazują wszystkie negatywne emocje, które obudziły się wraz ze wspomnieniami.
- Nie mi się udało, to ty sam wróciłeś na ścieżkę dobra musząc kogoś uratować - Nie powiedziałem mu kogo, nie czas na historię o mojej przemianie, ja sam nie jestem na to gotowy, chce zapomnieć, o tym ilu ludzi przeze mnie zginęło, oni na to wszystko po prostu nie zasługiwali czasem, gdy nastaje ciemna noc, wciąż śni mi się, co zrobiłem, wtedy pragnę zapłacić za to własnym życiem, nie mógłbym jednak tego zrobić. Jeśli pasterz dostanie moją krew, już żaden człowiek nie będzie bezpieczny, a samobójstwo w moim wypadku jest niemożliwe, Bóg nie pozwala na takie czyny.
- Kogoś uratować? Kogo? - Na to pytanie wstałem z łóżka, podchodząc do okna, przez chwilę wpatrując się w przestrzeń znajdującą się przed moimi oczami, rozmyślając o tamtych wydarzeniach, które naprawdę odbiły piętno na mojej skórze. - Mikleo? - Słysząc zaskoczenie w jego głosie, westchnąłem cicho, odwracając głowę w jego stronę, patrząc na niego w milczeniu pełnym zobojętnienia spojrzeniem.
- W swoim czasie wszystkiego się dowiesz - Chciałem zakończyć już ten temat miałem go dość i nie chciałem już o tym rozmawiać, zdecydowanie wolałem tę rozmowę pozostawić na później, kiedy to oboje będziemy na nią gotowi.
- Nie rozumiem, dlaczego nie chcesz mi powiedzieć, coś stało się tej osobie? - Nie dawał za wygraną, za wszelką cenę chcąc poznać prawdę, ja mimo wszystko wciąż milczałem jak zaklęty, nie mówiąc nic, nawet już na niego nie patrząc, znów zwracając całą swoją uwagę na okno i to, co działo się za nim.
- Idzie burza - Zmieniłem temat dając mu jasno do zrozumienia, że nie chce o tym mówić, broniąc się przed tym, rękami i nogami.
- Nie zmieniaj tematy proszę powiedz mi - Słyszałem w jego głosie błaganie zrobiło mi się z tego powodu bardzo źle z jednej strony chciałbym mu to powiedzieć, ale z drugiej wolałem na razie unikać tematu, w swoim czasu mu powiem lub pamięć wróci i wszystko stanie się znów dla niego jasne jak słońce.
- Sorey nie przekonasz mnie - Spokojnie otworzyłem okno, aby wpuścić do pomieszczenia trochę świeżego powietrza. - Połóż się i próbuj jeszcze na chwile zasnąć ja w tym czasie pójdę do Lailah wrócę za niedługo niczym się nie przejmuj to wszystko wydarzyło się dawno już raz się z tym pogodziłeś i zacząłeś żyć normalnie i tylko tego dla ciebie pragnę szczęścia i spokoju ducha, nie martw się tym, co było już nie wróci, patrz pozytywnie w przyszłość, tylko to się liczy, zamartwianie nic ci już nie da najlepiej zapomnieć i nie rozdrapywać starych już zaschniętych ran - Ucałowałem go delikatnie w czoło pstrykając w nos. - Głowa do góry obiecałeś mi coś - Dodałem, uśmiechając się do niego łagodnie, kierując się po chwili w stronę drzwi. - Pamiętaj kim teraz jesteś tylko to powinno cię interesować - Odwiercając drzwi spojrzałem na niego ostatni raz, aby już po chwili zniknąć za drzwiami kierując się do pani jeziora, która miała pomóc mi w pewnej sprawie mającej dla mnie wielkie znaczenie.
<Sorey? C:>
- Szczerze mówiąc, chciałem odejść wiele razy, chciałem cię zdradzić i uwolnić Lailah. Nienawidziłem cię, a jednocześnie kochałem, chciałem, żebyś pożałował tego, co zrobiłeś, ale nie potrafiłem ci tego zrobić, wciąż wierząc w dobro, które w tobie było, poza tym czułem się winny, jako anioł powinienem dbać o to, byś jednak nie zszedł na złą stronę. Zawiodłem, więc musiałem w jakiś sposób dojść do ciebie, abyś znów stał się dobry. Udało się to choć przyznam nie było łatwo - Odpowiadają mu na to pytanie poczułem dziwne ukłucie w sercu to wszystko ta cała przeszłość nie chciałem do niej wracać za tamtych czasów wszystko układało się inaczej niż bym tego chciał było okropnie najpierw Sorey i jego przemiana później uwięzienie Lailah, znalezienie Yuki'ego, traktowanie mnie przez pasterza jak psa, przemiana w smoka i na końcu zdrada tak bardzo chciałbym już o tym nie mówić, starych ran nie wolno rozdrapywać przynoszą jedynie smutek, ból i niepotrzebne cierpienie.
- Jak udało ci się mi pomóc - Słysząc to pytanie odwróciłem wzrok na chwile wpatrując się w okno Sorey i tak nie utrzymywał ze mną kontaktu wzrokowego, z czego się cieszyłem, nie chciałem, aby patrzył mi w oczy, nie teraz wiedziałem, że ukazują wszystkie negatywne emocje, które obudziły się wraz ze wspomnieniami.
- Nie mi się udało, to ty sam wróciłeś na ścieżkę dobra musząc kogoś uratować - Nie powiedziałem mu kogo, nie czas na historię o mojej przemianie, ja sam nie jestem na to gotowy, chce zapomnieć, o tym ilu ludzi przeze mnie zginęło, oni na to wszystko po prostu nie zasługiwali czasem, gdy nastaje ciemna noc, wciąż śni mi się, co zrobiłem, wtedy pragnę zapłacić za to własnym życiem, nie mógłbym jednak tego zrobić. Jeśli pasterz dostanie moją krew, już żaden człowiek nie będzie bezpieczny, a samobójstwo w moim wypadku jest niemożliwe, Bóg nie pozwala na takie czyny.
- Kogoś uratować? Kogo? - Na to pytanie wstałem z łóżka, podchodząc do okna, przez chwilę wpatrując się w przestrzeń znajdującą się przed moimi oczami, rozmyślając o tamtych wydarzeniach, które naprawdę odbiły piętno na mojej skórze. - Mikleo? - Słysząc zaskoczenie w jego głosie, westchnąłem cicho, odwracając głowę w jego stronę, patrząc na niego w milczeniu pełnym zobojętnienia spojrzeniem.
- W swoim czasie wszystkiego się dowiesz - Chciałem zakończyć już ten temat miałem go dość i nie chciałem już o tym rozmawiać, zdecydowanie wolałem tę rozmowę pozostawić na później, kiedy to oboje będziemy na nią gotowi.
- Nie rozumiem, dlaczego nie chcesz mi powiedzieć, coś stało się tej osobie? - Nie dawał za wygraną, za wszelką cenę chcąc poznać prawdę, ja mimo wszystko wciąż milczałem jak zaklęty, nie mówiąc nic, nawet już na niego nie patrząc, znów zwracając całą swoją uwagę na okno i to, co działo się za nim.
- Idzie burza - Zmieniłem temat dając mu jasno do zrozumienia, że nie chce o tym mówić, broniąc się przed tym, rękami i nogami.
- Nie zmieniaj tematy proszę powiedz mi - Słyszałem w jego głosie błaganie zrobiło mi się z tego powodu bardzo źle z jednej strony chciałbym mu to powiedzieć, ale z drugiej wolałem na razie unikać tematu, w swoim czasu mu powiem lub pamięć wróci i wszystko stanie się znów dla niego jasne jak słońce.
- Sorey nie przekonasz mnie - Spokojnie otworzyłem okno, aby wpuścić do pomieszczenia trochę świeżego powietrza. - Połóż się i próbuj jeszcze na chwile zasnąć ja w tym czasie pójdę do Lailah wrócę za niedługo niczym się nie przejmuj to wszystko wydarzyło się dawno już raz się z tym pogodziłeś i zacząłeś żyć normalnie i tylko tego dla ciebie pragnę szczęścia i spokoju ducha, nie martw się tym, co było już nie wróci, patrz pozytywnie w przyszłość, tylko to się liczy, zamartwianie nic ci już nie da najlepiej zapomnieć i nie rozdrapywać starych już zaschniętych ran - Ucałowałem go delikatnie w czoło pstrykając w nos. - Głowa do góry obiecałeś mi coś - Dodałem, uśmiechając się do niego łagodnie, kierując się po chwili w stronę drzwi. - Pamiętaj kim teraz jesteś tylko to powinno cię interesować - Odwiercając drzwi spojrzałem na niego ostatni raz, aby już po chwili zniknąć za drzwiami kierując się do pani jeziora, która miała pomóc mi w pewnej sprawie mającej dla mnie wielkie znaczenie.
<Sorey? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz