Szósta rano na dworze wciąż absolutną ciemność słodki sen zakłóca straszy hałas, odruchowo otwieram oczy, marszcząc brwi. Koda znów rozrabia, to wielkie bydle ważące pięćdziesiąt kilogramów wlazło na moje łóżko, starając się mnie obudzić. Dlaczego? To proste spacer no jasne, bo cóż by innego żarcie, ale to jeszcze nie ta godzina. Rany a ciotka mówiła, niech sypia na dworze, nie przecież nie mógłbym tego zrobić przyjacielowi, to byłoby podłe z mojej strony.
- No już mordko wstaje, już wstaje - Poklepałem go po pysku zrzucając kołdrę z nóg przyznam szczerze uciąłbym sobie jeszcze małą drzemkę nie ma jednak na to szans, muszę zająć się psem, są bowiem rzeczy ważne i jeszcze ważniejsze.
Przebrałem się z nocnych ubrań, zakładając coś bardziej wyjściowego, zabierając psa na dwu godzinny spacer, duży pies duże wymagania z resztą i ja chętnie zawsze z nim biegałem, czując się lepiej po takim porannym treningu. Od zawsze uwielbiałem wszelakiego rodzaju sporty, dlatego tak chętnie spędzałem czas na dworze czy to z psem, czy to z przyjaciółmi musząc wykorzystać jak najwięcej energii, aby późnym wieczorem paść bez sił do łóżka, następnego dnia na nowo zaczynając monotonie życia, która lubiłem, nawet bardzo mogłem być pewien, że nic mnie nie zaskoczy, a za tym nie przepadałem. Lubiłem, gdy wszystko szło po mojej myśli tak po prostu.
Po powrocie do domu miałem chwile dla siebie, szybkie przemycie ciała ubrania już bardziej wyjściowe poprawione idealne włosy byłem gotowy do wyjścia, musząc iść do pracy, choć przyznam szczerzę, nie chciałem, zdecydowanie wolałbym spać, życie dorosłego jest do bani.
- Gotowy? - Schodząc do kuchni, dostrzegłem moją ukochaną ciocię, przygotowywała dla nas posiłek, jak to miała w zwyczaju robić codziennie, czasem jej nie rozumiem, mógłby spać, nie musi przecież niczego mi szykować, mam dwie zdrowe ręce.
- Tak jak zawsze - Przyznałem, siadając przy stole, leniwie się rozciągając.
- Nie musisz pracować mamy pieniądze - Znów zaczęła swoje wywody, robiła to zawsze, gdy chodziłem do pracy. Chcąc, abym żył jak normalna młodzieniec ja jednak miałem inne plany na życie.
- Nie muszę, ale chcą - Stwierdziłem, zabierając się do jedzenia przepysznego nadania, jeny do końca życia będę u niej jadał, gotuje fenomenalnie, nigdzie mi tak nie smakuje.
Po zjedzeniu mogłem ruszać do pracy, dziś pracowałem na targu, sprzedając ludziom stare książki, nigdy nie byłem fanem czytania ani tym bardziej historii,nie mająca w sobie krzty prawdy praca to jednak praca nie ważne, jaka ważne, że ludzie to kochają...
Praca wyjątkowo szybko i przyjemnie dziś mi upłynęła, wielu ludzi przychodzących do mojego bazarku opowiadało mi historie i choć nie byłby one do końca prawdziwe, podobały mi się, dzięki temu czas płynął błyskawicznie, a ja nim zdążyłem się zorientować, mogłem uciekać do chłopaków, aby pograć sobie w piłkę.
Przebrałem się z nocnych ubrań, zakładając coś bardziej wyjściowego, zabierając psa na dwu godzinny spacer, duży pies duże wymagania z resztą i ja chętnie zawsze z nim biegałem, czując się lepiej po takim porannym treningu. Od zawsze uwielbiałem wszelakiego rodzaju sporty, dlatego tak chętnie spędzałem czas na dworze czy to z psem, czy to z przyjaciółmi musząc wykorzystać jak najwięcej energii, aby późnym wieczorem paść bez sił do łóżka, następnego dnia na nowo zaczynając monotonie życia, która lubiłem, nawet bardzo mogłem być pewien, że nic mnie nie zaskoczy, a za tym nie przepadałem. Lubiłem, gdy wszystko szło po mojej myśli tak po prostu.
Po powrocie do domu miałem chwile dla siebie, szybkie przemycie ciała ubrania już bardziej wyjściowe poprawione idealne włosy byłem gotowy do wyjścia, musząc iść do pracy, choć przyznam szczerzę, nie chciałem, zdecydowanie wolałbym spać, życie dorosłego jest do bani.
- Gotowy? - Schodząc do kuchni, dostrzegłem moją ukochaną ciocię, przygotowywała dla nas posiłek, jak to miała w zwyczaju robić codziennie, czasem jej nie rozumiem, mógłby spać, nie musi przecież niczego mi szykować, mam dwie zdrowe ręce.
- Tak jak zawsze - Przyznałem, siadając przy stole, leniwie się rozciągając.
- Nie musisz pracować mamy pieniądze - Znów zaczęła swoje wywody, robiła to zawsze, gdy chodziłem do pracy. Chcąc, abym żył jak normalna młodzieniec ja jednak miałem inne plany na życie.
- Nie muszę, ale chcą - Stwierdziłem, zabierając się do jedzenia przepysznego nadania, jeny do końca życia będę u niej jadał, gotuje fenomenalnie, nigdzie mi tak nie smakuje.
Po zjedzeniu mogłem ruszać do pracy, dziś pracowałem na targu, sprzedając ludziom stare książki, nigdy nie byłem fanem czytania ani tym bardziej historii,nie mająca w sobie krzty prawdy praca to jednak praca nie ważne, jaka ważne, że ludzie to kochają...
Praca wyjątkowo szybko i przyjemnie dziś mi upłynęła, wielu ludzi przychodzących do mojego bazarku opowiadało mi historie i choć nie byłby one do końca prawdziwe, podobały mi się, dzięki temu czas płynął błyskawicznie, a ja nim zdążyłem się zorientować, mogłem uciekać do chłopaków, aby pograć sobie w piłkę.
Robiliśmy to codziennie, świetnie się ze sobą bawiąc, dziś jednak coś przerwało naszą zabawę, dziwny nieznany mi dotychczas „krzyk” na pewno nie należał do człowieka zaskoczony, a jednocześnie zaciekawiony sąd dobiega ów hałas, postanowiłem to sprawdzić, uprzednio informując o tym chłopaków.
Jakim zaskoczeniem było dla mnie ujrzenie biednego liska złapanego w sidła i młodego nie zbyt paradnego chłopaka chcącego uwolnić zwierze z sideł łowcy.
Podszedłem bliżej, dostrzegając strach w oczach młodego nieznanego chłopaka, nie znałem go, na pewno nie mógł być tu nowy lub po prostu ukrywał się przed ludźmi, mniejsza nie czas na myślenie o tym, kim jest ważne, aby uratować to biedne zwierze.
- Pomogę ci - Zwróciłem się do chłopaka, który nie miał siły, aby otworzyć pułapkę. - Rozłożę ją a ty wyjmij łapę - Dodałem po chwili kucając przed zwierzakiem, który nie był specjalnie zadowolony z mojej obecności cóż z tego, co wiem, liski nie są ufna, nie ma jednak wyjścia, jeśli ja jej nie pomogę, ten chłopak na pewno tego nie zrobi. Nieznany mi dotychczas człowiek kiwnął głową, przytrzymując piękne lisie zwierze, wyciągając biedną łapkę z uwięzi, gdy tylko otworzyłem pułapkę, na powrót zamykając ją, gdy łapa została z niej wyjęta.
Zaskoczony rudzielec spojrzał na mnie, kiedy to upewnił się, że wszystko jest w porządku z łapą, chyba jego towarzysza otwierając niepewnie usta.
- Dlaczego nam pomogłeś? - Spytał, a w jego głosie dało się usłyszeć nutkę niepewność.
- Nie lubię, gdy słabsi cierpią - Przyznałem po chwili słysząc swoje imię wołane z boiska. - Uważaj na zwierzaka, rozpoczyna się okres polowań lepiej uważać na to, gdzie się chodzi i kim się jest - Od razu wyczułem, że nie jest człowiekiem ludzie i ich zapachy byłby zupełnie inne, w tym wypadku zapach był bardzo intensywny, a mimo to nie mogłem odkryć jakiej rasy jest. - Zabierz stąd zwierze, moi koledzy nie są łaskawi, nie chcesz, aby was tu spotkali - Po tych słowach wstałem z ziemi, na odchodnym rzucając. - Jestem Taiki miło było poznać - Chciałbym poznać go bliżej w tej chwili nie było to jednak możliwe, jeśli z łaski swojej się nie ruszę, zaraz zbierze się tu reszta chłopów, a z tego, co widzę chłopak jest troszeczkę cóż wycofany, wole mu tego nie robić mam przeczucie, że jeszcze się nie raz spotkamy.
<Shōyō? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz