Słuchałem jego słów
bardzo uważnie, nie mogąc uwierzyć w wiele rzeczy. On był kiedyś człowiekiem?
Trudno było mi przyjąć to do świadomości, że to było w ogóle możliwe. Ale skoro
faktycznie tak było, musiał być cudownym człowiekiem. I był o wiele bardziej
ludzki, niż początkowo przypuszczałem. Czuł się źle, że był przeze mnie
wywyższany? Już otwierałem usta, aby go przeprosić, ale Mikleo ubiegł mi,
mówiąc:
- Jeżeli zaraz mnie
przeprosisz, obiecuję, że cię walnę.
Ta groźba brzmiała
naprawdę poważnie i nawet nie wątpiłem w prawdziwość tych słów. Zacisnąłem usta
w cienką linię, chcąc powstrzymać się od przeproszenia za to, że chciałem przeprosić.
Powinienem wreszcie przestać pilnować się tego, że staram się traktować go jak kogoś
lepszego ode mnie. Znaczy, on jest lepszy, zdecydowanie, ale muszę w końcu pozwolić
samemu sobie na czucie się swobodnie w jego towarzystwie. Jeszcze parę minut
temu byłem całkiem pewny siebie, póki nagle nie pomyślałem sobie, że jestem za
pewny. Ale skoro Mikleo czuje się z tym niekomfortowo…
- Postaram się – powiedziałem
niepewnie, uśmiechając się do niego przepraszająco. Chłopak, który przez cały
czas opowiadania leżał, podniósł się do siadu i nim się zorientowałem poczułem,
jak ten uderza mnie w tył głowy. Nie za mocno, ale jednak. – Ej, za co to? – burknąłem,
masując obolałą część ciała. Przecież nie przeprosiłem, tylko się uśmiechnąłem,
a to jest różnica. A może nie… to chyba też są przeprosiny, tylko nieme.
- Ty już dobrze wiesz
za co – odparł Mikleo, by po chwili z powrotem położyć się na łóżku.
Westchnąłem cicho, ale
już powstrzymałem się od jakiejkolwiek formy przeprosin. Zacząłem się natomiast
zastanawiać nad jego innymi słowami. Więc pokonałem pana nieszczęścia łącząc
się ze wszystkimi Serafinami naraz. To było takie dziwne i nierealne, wygrałem
z kimś tak silnym, a dałem skopać sobie tyłek zwykłemu człowiekowi. Chociaż, czy
człowiekiem można było nazwać złego pasterza? Nie zmienia to jednak faktu, że
dałem się ograć jak małe dziecko.
I jeszcze ten okres
rozłąki… Mikleo naprawdę był kiedyś zamknięty w sobie? I w to trudno było mi
uwierzyć. W moich wspomnieniach z dzieciństwa był nawet radosny i czasem
wkurzony na moje bezmyślne zachowanie. Zresztą, teraz też taki był, może przy
Alishi był troszkę bardziej cichy i uśmiech znikał z jego twarzy. I przecież
Zaveid nazwał go ponurym, ale dla mnie on nie był ani trochę ponury. Najwyżej
spokojny, albo poważny, ale nie ponury. Najwidoczniej naprawdę udało mi się mu pomóc.
- Zaveid naprawdę
jest moim drugim najlepszym przyjacielem? – spytałem, chcąc po prostu zmienić
temat.
- Naprawdę tak
uważasz? – w jego głosie mogłem usłyszeć nutkę rozbawienia. Widząc moje
niepewne spojrzenie, westchnął ciężko. – Nie, nie jest. Chyba, że o czymś nie
wiem, ale nie wydaje mi się.
- To dobrze. Gdyby to
okazało się prawdą, zacząłbym wątpić w swój zdrowy rozsądek – wyjaśniłem szybko,
zauważając jego pytające spojrzenie.
Chłopak zaśmiał się
cicho na moje słowa, a ja na ten dźwięk uśmiechnąłem się lekko. Naprawdę
uwielbiałem jego śmiech, a wcale nie słyszałem go tak często. Pierwszy raz to
było wtedy, kiedy wreszcie dostrzegłem go w swoim łóżku i nazwałem go Owieczką –
co nadal podtrzymuję. Drugi raz był dopiero dzisiaj, kiedy zacząłem go
łaskotać. A właśnie w tej chwili był trzeci.
- Powinieneś się
więcej śmiać, lubię ten dźwięk – wypaliłem nagle, nie przestając go obserwować.
Mikleo posłał mi zdziwione
spojrzenie i już otwierał usta, aby mi coś odpowiedzieć, ale w tym samym
momencie ktoś zapukał do drzwi. Zmarszczyłem brwi i wstałem z łóżka, by
zobaczyć, kto to. Okazało się, że to służąca, która przyniosła czyste i
naprawione ubranie. Podziękowałem jej, naprawdę ciesząc się z tego faktu. Nie,
żeby ta czerwona, którą aktualnie miałem na sobie, była jakaś zła, ale trochę brakowało
mi mojej niebieskiej koszuli, która towarzyszyła mi w większości wspomnień. Poza
tym miałem wrażenie, że Mikleo wolał tę niebieską.
- Patrz –
powiedziałem wesoło, podchodząc do przyjaciela i pokazując mu już czyste
ubranie. – Nie cieszysz się? – spytałem, kiedy w odpowiedzi ujrzałem łagodny uśmiech.
- Cieszę się, znów
masz swoje ubranie – powiedział spokojnie, a ja zmarszczyłem brwi.
- Myślałem, że lubisz
tę koszulę. Kiedy już nauczyłem się ciebie dostrzegać, spałeś w nią wtulony…
ale pewnie się pomyliłem – westchnąłem cicho nieco zasmucony, na powrót ją składając. Chyba za
dużo myślę i błędnie interpretuje proste znaki.
<Mikleo? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz