W milczeniu słuchałem
każdego jego słowa z każdą sekundą czując się coraz to gorzej. Obiecałem mu, że
nie będę się zamartwiał, ale czy to w ogóle było możliwe? Byłem kimś strasznym,
złamałem każdą złożoną mu obietnicę i krzywdziłem go. Już wcześniej czułem, że
nie zasługuję na niego, ale teraz było to dla mnie pewne. Dlaczego on w ogóle
jeszcze ze mną był? Powinien odejść, kiedy po raz pierwszy podniosłem na niego rękę. Albo nie, przecież
wtedy nie dałbym mu tak po prostu zniknąć, według słów anioła traktowałem go
jak swoją własność, a sam jeszcze parę dni temu mówiłem, że anioły nie należą
do nikogo. Musiałby ode mnie uciec, aby się ode mnie uwolnił.
W końcu chłopak
opowiedział mi wszystko i zamilknął, patrząc na mnie uważnie. Ja z kolei też
siedziałem cicho i trawiłem jego słowa, nie za bardzo wiedząc, co powiedzieć.
Nie byłem okropny tylko dla niego, ale i dla Lailah oraz Yuki’ego. Mimo tego
kobieta była dla mnie bardzo miła, a dla chłopca byłem rodzicem i autorytetem –
chyba najgorszym, jakiego mógłby sobie wybrać.
- Sorey… - usłyszałem
jego łagodny głos i poczułem się jeszcze gorzej. Spojrzałem na niego niepewnie,
nadal milcząc. – Obiecałeś mi, że nie będziesz się zadręczał.
- Nie mówiłeś mi, że
jestem złą osobą – powiedziałem cicho, wbijając wzrok w zimną herbatę. Na czas
opowieści Mikleo zupełnie o niej zapomniałem, zupełnie zszokowany swoimi
czynami z przeszłości. Czułem nieprzyjemną suchość w gardle, przez którą nie
byłem w stanie nic przełknąć.
- Bo nie jesteś –
odparł chłopak, przysuwając się do mnie bliżej, by po chwili delikatnie się przytulić.
Nie zareagowałem na ten gest w żaden sposób. – Walczyłeś ze złem w swoim sercu
i pokonałeś je. To jest najważniejsze.
- Ale… - już chciałem
mówić, że nic mnie nie usprawiedliwia, że nie zasługuję na jego ani jego miłość
oraz tego typu podobne rzeczy, ale szybko poczułem, jak chłopak chwyta mój podbródek,
by mógł odwrócić moją twarz w jego stronę i złączyć nasze usta w delikatnym
pocałunku.
- Nie ma żadnego ale
– wyszeptał, uśmiechając się do mnie delikatnie. – Liczy się tylko to, co jest
tu i teraz – dodał cicho, poprawiając czule kosmyki na moim czole.
Już otwierałem usta,
by dalej się z nim kłócić, ale w tym samym momencie ktoś zapukał do drzwi.
Od razu oboje skierowaliśmy na nie swoje spojrzenia i zastygliśmy w
oczekiwaniu. Podejrzewałem, że to po prostu Alisha, albo Yuki… chociaż nie, on
wpadłby do pokoju jak burza, bez zbędnego pukania. Chłopiec był Serafinem wody,
ale bardzo różnił się charakterem od Mikleo – Yuki był małym, chodzącym chaosem.
Trochę jak jaw moich wspomnieniach z dzieciństwa.
Ale to nie była Alisha,
ani Yuki. Do pokoju weszła ta sama służąca, która przyniosła mi posiłek. Uśmiech
nie znikał z jej twarzy, dzięki czemu sprawiała wrażenie bardzo miłej. Powiedziała,
że przyszła zabrać tacę, o ile już może. Pokiwałem głową na jej słowa i odłożyłem
przy okazji zimną herbatę, i tak nie zdołałbym jej dopić.
Kątem oka zauważyłem,
że odkąd dziewczyna weszła do pokoju, nastrój Mikleo wyraźnie się zmienił.
Anioł zmarszczył brwi i zaczął wręcz z nienawiścią obserwować każdy jej ruch.
Skąd w nim tyle negatywnej energii, nie mam pojęcia. Chyba będę musiał go
później o to zapytać, o ile ten dalej będę miał ku temu okazję.
- Wszystko w porządku?
Może zawołać medyka? – spytała, patrząc na mnie uważnie. Wyglądała na naprawdę
zmartwioną, i może miała ku temu powód. Pewnie po tym wszystkim, co usłyszałem,
mogłem odrobinkę przypominać zbitego psa. Wziąłem głęboki wdech i posłałem służącej
najbardziej uspokajający uśmiech, na jaki było mnie stać.
- Nie potrzebnie się
o mnie nie martwisz, po prostu jestem trochę osłabiony – powiedziałem łagodnie,
chcąc ją trochę uspokoić. Miałem również nadzieję, że dziewczyna wyjdzie stąd
jak najszybciej, bo miałem nieodparte wrażenie, że Mikleo zaraz zamorduje ją jedynie
za pomocą samego wzroku.
- W takim razie nie
przeszkadzam, proszę wypoczywać i jak najszybciej wrócić do zdrowia. Wieczorem
przyniosę kolację – oznajmiła, a z piersi Mikleo wydobyło się głośne, pełne
pogardy prychnięcie, którego oczywiście usłyszeć nie mogła.
Kiedy dziewczyna
wyszła z pokoju, zapanowała między nami głucha cisza. Nie wiedziałem, co
powiedzieć, co powiedzieć, o co spytać, o ile w ogóle mogłem o coś więcej
spytać. Chciałem przeprosić, ale wiedziałem, że to bezsensowne, to nie wynagrodzi
mu tych wszystkich krzywd, które mu wyrządziłem. Gdyby tak o tym pomyśleć, nic
mu tego nie wynagrodzi. Jestem beznadziejny, ale on i tak przy mnie trwa, a
przecież nie musiał. Mógł uciec wraz z Yukim, albo mnie jakoś zneutralizować,
Mikleo jest bardzo silny i na pewno nie miałby z tym żadnego problemu.
- Dlaczego przy mnie
zostałeś? – spytałem cicho ze wzrokiem wbitym w komodę. Nie rozumiałem, dlaczego
trwał przy mnie pomimo tego, że traktowałem go strasznie. Każdy o zdrowych zmysłach
pewnie by próbował uciec, ale Mikleo został i próbował mi pomóc, nieważne jakie
konsekwencje musiał przez to ponieść
<Mikleo? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz