sobota, 8 sierpnia 2020

Od Soreya CD Mikleo

W milczeniu słuchałem każdego jego słowa z każdą sekundą czując się coraz to gorzej. Obiecałem mu, że nie będę się zamartwiał, ale czy to w ogóle było możliwe? Byłem kimś strasznym, złamałem każdą złożoną mu obietnicę i krzywdziłem go. Już wcześniej czułem, że nie zasługuję na niego, ale teraz było to dla mnie pewne. Dlaczego on w ogóle jeszcze ze mną był? Powinien odejść, kiedy po raz pierwszy  podniosłem na niego rękę. Albo nie, przecież wtedy nie dałbym mu tak po prostu zniknąć, według słów anioła traktowałem go jak swoją własność, a sam jeszcze parę dni temu mówiłem, że anioły nie należą do nikogo. Musiałby ode mnie uciec, aby się ode mnie uwolnił.
W końcu chłopak opowiedział mi wszystko i zamilknął, patrząc na mnie uważnie. Ja z kolei też siedziałem cicho i trawiłem jego słowa, nie za bardzo wiedząc, co powiedzieć. Nie byłem okropny tylko dla niego, ale i dla Lailah oraz Yuki’ego. Mimo tego kobieta była dla mnie bardzo miła, a dla chłopca byłem rodzicem i autorytetem – chyba najgorszym, jakiego mógłby sobie wybrać.
- Sorey… - usłyszałem jego łagodny głos i poczułem się jeszcze gorzej. Spojrzałem na niego niepewnie, nadal milcząc. – Obiecałeś mi, że nie będziesz się zadręczał.
- Nie mówiłeś mi, że jestem złą osobą – powiedziałem cicho, wbijając wzrok w zimną herbatę. Na czas opowieści Mikleo zupełnie o niej zapomniałem, zupełnie zszokowany swoimi czynami z przeszłości. Czułem nieprzyjemną suchość w gardle, przez którą nie byłem w stanie nic przełknąć.
- Bo nie jesteś – odparł chłopak, przysuwając się do mnie bliżej, by po chwili delikatnie się przytulić. Nie zareagowałem na ten gest w żaden sposób. – Walczyłeś ze złem w swoim sercu i pokonałeś je. To jest najważniejsze.
- Ale… - już chciałem mówić, że nic mnie nie usprawiedliwia, że nie zasługuję na jego ani jego miłość oraz tego typu podobne rzeczy, ale szybko poczułem, jak chłopak chwyta mój podbródek, by mógł odwrócić moją twarz w jego stronę i złączyć nasze usta w delikatnym pocałunku.
- Nie ma żadnego ale – wyszeptał, uśmiechając się do mnie delikatnie. – Liczy się tylko to, co jest tu i teraz – dodał cicho, poprawiając czule kosmyki na moim czole.
Już otwierałem usta, by dalej się z nim kłócić, ale w tym samym momencie ktoś zapukał do drzwi. Od razu oboje skierowaliśmy na nie swoje spojrzenia i zastygliśmy w oczekiwaniu. Podejrzewałem, że to po prostu Alisha, albo Yuki… chociaż nie, on wpadłby do pokoju jak burza, bez zbędnego pukania. Chłopiec był Serafinem wody, ale bardzo różnił się charakterem od Mikleo – Yuki był małym, chodzącym chaosem. Trochę jak jaw moich wspomnieniach z dzieciństwa.
Ale to nie była Alisha, ani Yuki. Do pokoju weszła ta sama służąca, która przyniosła mi posiłek. Uśmiech nie znikał z jej twarzy, dzięki czemu sprawiała wrażenie bardzo miłej. Powiedziała, że przyszła zabrać tacę, o ile już może. Pokiwałem głową na jej słowa i odłożyłem przy okazji zimną herbatę, i tak nie zdołałbym jej dopić.
Kątem oka zauważyłem, że odkąd dziewczyna weszła do pokoju, nastrój Mikleo wyraźnie się zmienił. Anioł zmarszczył brwi i zaczął wręcz z nienawiścią obserwować każdy jej ruch. Skąd w nim tyle negatywnej energii, nie mam pojęcia. Chyba będę musiał go później o to zapytać, o ile ten dalej będę miał ku temu okazję.
- Wszystko w porządku? Może zawołać medyka? – spytała, patrząc na mnie uważnie. Wyglądała na naprawdę zmartwioną, i może miała ku temu powód. Pewnie po tym wszystkim, co usłyszałem, mogłem odrobinkę przypominać zbitego psa. Wziąłem głęboki wdech i posłałem służącej najbardziej uspokajający uśmiech, na jaki było mnie stać.
- Nie potrzebnie się o mnie nie martwisz, po prostu jestem trochę osłabiony – powiedziałem łagodnie, chcąc ją trochę uspokoić. Miałem również nadzieję, że dziewczyna wyjdzie stąd jak najszybciej, bo miałem nieodparte wrażenie, że Mikleo zaraz zamorduje ją jedynie za pomocą samego wzroku.
- W takim razie nie przeszkadzam, proszę wypoczywać i jak najszybciej wrócić do zdrowia. Wieczorem przyniosę kolację – oznajmiła, a z piersi Mikleo wydobyło się głośne, pełne pogardy prychnięcie, którego oczywiście usłyszeć nie mogła.
Kiedy dziewczyna wyszła z pokoju, zapanowała między nami głucha cisza. Nie wiedziałem, co powiedzieć, co powiedzieć, o co spytać, o ile w ogóle mogłem o coś więcej spytać. Chciałem przeprosić, ale wiedziałem, że to bezsensowne, to nie wynagrodzi mu tych wszystkich krzywd, które mu wyrządziłem. Gdyby tak o tym pomyśleć, nic mu tego nie wynagrodzi. Jestem beznadziejny, ale on i tak przy mnie trwa, a przecież nie musiał. Mógł uciec wraz z Yukim, albo mnie jakoś zneutralizować, Mikleo jest bardzo silny i na pewno nie miałby z tym żadnego problemu.
- Dlaczego przy mnie zostałeś? – spytałem cicho ze wzrokiem wbitym w komodę. Nie rozumiałem, dlaczego trwał przy mnie pomimo tego, że traktowałem go strasznie. Każdy o zdrowych zmysłach pewnie by próbował uciec, ale Mikleo został i próbował mi pomóc, nieważne jakie konsekwencje musiał przez to ponieść

<Mikleo? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz