Doskonale pamiętałem, jak łatwo było mi zirytować mojego małego głupiutkiego dzieciaczka, po prostu mówiąc mu jedno proste określające go słowo „dzieciak". Tak Sorey był zawsze, ale to zawsze, jak mały dzieciak, nieważne czy stracił pamięć, on nigdy się nie zmieni i chyba to najbardziej mnie w nim cieszy. To w końcu on potrafił zawsze poprawić mi nastrój, gdy ja uparcie starałem się pogrążyć w smutkach, często może nawet zbyt często zamykałem się w sobie, aby nie obarczać go własnymi problemami, samemu natomiast bardzo chciałem mu pomóc w jego. Jestem aniołem, powinienem radzić sobie z problemami sam, on natomiast jest człowiekiem i potrzebuje mojego wsparcia bardziej niż ja jego, przynajmniej tak od zawsze sobie wmawiałem. To było naprawdę głupie, teraz gdy o tym sobie tak myślę, od początku chciałem być równy mu, jak zwykły człowiek podświadomie zawsze ganiąc się za ludzkie zachowania, których nie powinienem praktykować. To naprawdę nie ma sensu, sam zaczynam się zastanawiać, jak Sorey potrafił ze mną wytrzymać, przez to zachowanie musiałem być naprawdę irytującym przyjacielem, a mimo to chciałabym, został jego mężem, lepszy człowiek po prostu nie mógł mi się trafić.
Rozmyślając o tym, jak wspaniały potrafi być ten głupiutki dzieciaczek, nawet nie zdołałem zwrócić uwagi na jego wypełnione zadanie robić to, dopiero gdy sam mnie o tym poinformował.
- Podoba ci się? - Spytał, niepewnie wpatrując się we mnie jak w obrazek, oczekując werdyktu, który miałby pozwolić odetchnąć mu z ulgą lub wręcz przeciwnie zasmucić.
- Podoba, jak zawsze świetnie ci to wyszło - Przyznałem, podchodząc do lustra, palcami poprawiając swoją grzywkę, czując się zdecydowanie lepiej, gdy moje włosy nie grzały już aż tak mojego ciała. Mógłbym je skrócić, jeśli tak bardzo mi przeszkadzają, ja jednak nie potrafiłem tego zrobić, Sorey bardzo je lubił, a bawienie się nimi odprężało nas obu, mogłem więc poświęcić się dla niego i choć nigdy mnie o to nie poprosił. Wiedziałem, że to mu się podoba.
- To, co idziemy? - Odwróciłem się w stronę chłopaka, siedzącego wciąż na łóżku chcąc ruszać już na ten trening, oczywiście dziś nie będę za bardzo go męczył, chce tylko zobaczyć, jak sobie poradzi podczas krótkiej walki, a od jutra kto wie, może zaczniemy trening, zapraszając Lailah, która zna się na porządnych treningach jak nikt inny.
- Tak - Krótka zgoda wystarczyła, abyśmy mogli wspólnie wyruszyć w drogę, na pole treningowe, które znajdowało się trochę za ogródkiem, mijając po drodze Ednę, która jak zwykle nie była przyjaźnie nastawiona do Soreya. Ta dziewczyna nigdy się nie zmieni może gdyby nie utrata pamięci chłopaka nie byłoby tak źle, zaczynała go nawet lubić a teraz. Cóż teraz znów stał się jej największym wrogiem.
- Mikleo - Nasz cichy i spokojny spacer przerwał głos Soreya, który najwidoczniej chciał o coś zapytać.
- Tak? - Odwróciłem głowę w jego stronę, czekając na pytanie, które tak chciałby zadać.
- Dlaczego Edna mnie tak nie lubi? I co tak właściwie jej obiecałem? - Na to pytanie westchnąłem cicho, zatrzymując się w miejscu, poruszył nieprzyjemny temat, o którym rozmawiać nie chciałem nie teraz gdy stracił pamięć, wystarczająco jednak skrywałem przed nim tajemnic. Jeśli naprawdę ma mu wrócić pamięć muszę mówić wszystko, nawet to, czego mówić bym bardzo nie chciał.
- Edna nie lubi ludzi, nie ufa im, nie martw się, nie jesteś jedyny. A jeśli chodzi o obietnice.. - Tu na chwilę zamilkłem. - Nie wiem, co jej lub im obiecałeś - Przyznałem, zgodnie z prawdą nie chcąc go okłamywać.
- Nie wiesz? Wiec ci nie powiedziałem? - Zaskoczony przyglądał mi się uważnie.
- Niestety nie, podejrzewam tylko, że miało to coś wspólnego ze złym pasterzem, nie mam jednak stuprocentowej pewności. Tego tematu oboje nie chcieliśmy poruszać, wiem tylko, że prosiłeś ich o pomoc, w pokonaniu tego człowieka wydaje mi się, że czegoś więcej możesz dowiedzieć się od Lailah - Wyjaśniłem, sama Lailah nie mówiła mi o żadnej obietnicy, dlatego też nic nie wiedziałem na ten temat.
Sorey kiwnął głową, ale nie wyglądał na szczęśliwego z mojej odpowiedzi, też mi przykro, że bardziej pomóc mu nie mogłem. Wspieram go, jak mogę, ale są rzeczy, których oboje sobie nie mówimy, bo tak czasem jest lepiej..
W milczeniu przyglądając się mojemu człowiekowi, poczułem pierwsze krople deszczu na twarzy, uniosłem głowę do góry, wpatrując się w niebo. Przyjemny deszcz przynosił mi wiele radości, na razie był delikatny, ale to wystarczyło, abym czuł się lepiej, nie mam dostępu do wody, dlatego chyba skorzystam dziś z deszczu i zostanę trochę na dworze, aby choć trochę poczuć się jak w wodzie.
- Chcesz wciąż trenować czy wolisz jednak odpuścić sobie na dziś? - Przypominając sobie o moim towarzyszu, odwróciłem głowę w jego stronę, nie chcąc, aby przypadkiem zmarzł i zachorował, choć przyznam, opieka nad nim przynosi mi wiele przyjemności.
<Sorey? C:>
- Podoba ci się? - Spytał, niepewnie wpatrując się we mnie jak w obrazek, oczekując werdyktu, który miałby pozwolić odetchnąć mu z ulgą lub wręcz przeciwnie zasmucić.
- Podoba, jak zawsze świetnie ci to wyszło - Przyznałem, podchodząc do lustra, palcami poprawiając swoją grzywkę, czując się zdecydowanie lepiej, gdy moje włosy nie grzały już aż tak mojego ciała. Mógłbym je skrócić, jeśli tak bardzo mi przeszkadzają, ja jednak nie potrafiłem tego zrobić, Sorey bardzo je lubił, a bawienie się nimi odprężało nas obu, mogłem więc poświęcić się dla niego i choć nigdy mnie o to nie poprosił. Wiedziałem, że to mu się podoba.
- To, co idziemy? - Odwróciłem się w stronę chłopaka, siedzącego wciąż na łóżku chcąc ruszać już na ten trening, oczywiście dziś nie będę za bardzo go męczył, chce tylko zobaczyć, jak sobie poradzi podczas krótkiej walki, a od jutra kto wie, może zaczniemy trening, zapraszając Lailah, która zna się na porządnych treningach jak nikt inny.
- Tak - Krótka zgoda wystarczyła, abyśmy mogli wspólnie wyruszyć w drogę, na pole treningowe, które znajdowało się trochę za ogródkiem, mijając po drodze Ednę, która jak zwykle nie była przyjaźnie nastawiona do Soreya. Ta dziewczyna nigdy się nie zmieni może gdyby nie utrata pamięci chłopaka nie byłoby tak źle, zaczynała go nawet lubić a teraz. Cóż teraz znów stał się jej największym wrogiem.
- Mikleo - Nasz cichy i spokojny spacer przerwał głos Soreya, który najwidoczniej chciał o coś zapytać.
- Tak? - Odwróciłem głowę w jego stronę, czekając na pytanie, które tak chciałby zadać.
- Dlaczego Edna mnie tak nie lubi? I co tak właściwie jej obiecałem? - Na to pytanie westchnąłem cicho, zatrzymując się w miejscu, poruszył nieprzyjemny temat, o którym rozmawiać nie chciałem nie teraz gdy stracił pamięć, wystarczająco jednak skrywałem przed nim tajemnic. Jeśli naprawdę ma mu wrócić pamięć muszę mówić wszystko, nawet to, czego mówić bym bardzo nie chciał.
- Edna nie lubi ludzi, nie ufa im, nie martw się, nie jesteś jedyny. A jeśli chodzi o obietnice.. - Tu na chwilę zamilkłem. - Nie wiem, co jej lub im obiecałeś - Przyznałem, zgodnie z prawdą nie chcąc go okłamywać.
- Nie wiesz? Wiec ci nie powiedziałem? - Zaskoczony przyglądał mi się uważnie.
- Niestety nie, podejrzewam tylko, że miało to coś wspólnego ze złym pasterzem, nie mam jednak stuprocentowej pewności. Tego tematu oboje nie chcieliśmy poruszać, wiem tylko, że prosiłeś ich o pomoc, w pokonaniu tego człowieka wydaje mi się, że czegoś więcej możesz dowiedzieć się od Lailah - Wyjaśniłem, sama Lailah nie mówiła mi o żadnej obietnicy, dlatego też nic nie wiedziałem na ten temat.
Sorey kiwnął głową, ale nie wyglądał na szczęśliwego z mojej odpowiedzi, też mi przykro, że bardziej pomóc mu nie mogłem. Wspieram go, jak mogę, ale są rzeczy, których oboje sobie nie mówimy, bo tak czasem jest lepiej..
W milczeniu przyglądając się mojemu człowiekowi, poczułem pierwsze krople deszczu na twarzy, uniosłem głowę do góry, wpatrując się w niebo. Przyjemny deszcz przynosił mi wiele radości, na razie był delikatny, ale to wystarczyło, abym czuł się lepiej, nie mam dostępu do wody, dlatego chyba skorzystam dziś z deszczu i zostanę trochę na dworze, aby choć trochę poczuć się jak w wodzie.
- Chcesz wciąż trenować czy wolisz jednak odpuścić sobie na dziś? - Przypominając sobie o moim towarzyszu, odwróciłem głowę w jego stronę, nie chcąc, aby przypadkiem zmarzł i zachorował, choć przyznam, opieka nad nim przynosi mi wiele przyjemności.
<Sorey? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz