Ciche westchniecie, wydostało się z moich ust, o panie daj mi cierpliwość, bo jak dasz mi siłę, to go zabije.
- Sorey proszę tylko troszeczkę - Mimo lekko narastającej irytacji postanowiłem być dla niego miły, przecież wytrzymałem z jego alter ego, ten irytujący dzieciak nie może przecież bardziej zajść mi za skórę niż jego zła wersja.
- Nie chcę, nie będę jadł ani pił - Burknął, odwracając się do mnie plecami, zachowując się jak duże dziecko, ile on ma lat pięć? Powiedziałbym nawet trzy.
Nie chcę jeść, to nie, mi łaski nie robi, tylko niech później nie narzeka na to, jak fatalnie czuję się z powodu złego odżywiania, a raczej jego braku podczas przeziębienia.
- Wielka szkoda najwidoczniej nie chcesz szybko wyzdrowieć, aby powrócić do treningów, może to i lepiej z pasterzem w tym stanie i tak nie masz szans - Chciałem delikatnie zająć mu za skórę, aby pokazał mi, jak bardzo się mylę, chłopak jednak ku mojemu zaskoczeniu nawet nie drgnął tak jakby miał totalnie gdzieś, to co do niego powiedziałem. Totalna porażka on mnie nie słucha co za uparty dzieciak po prostu udusić go to za mało.
Przewróciłem oczami, postanawiając dać mu święty spokój, odstawiając tacę na szafce nocnej, skoro ma zamiar strzelać fochy, to proszę bardzo, nie jest małym dzieckiem, powinien sam doskonale wiedzieć jak może skończyć się nieleczone przeziębienie, ale po co mnie słuchać przecież on zawsze wie najlepiej, kończąc jak zwykle. A mógłby tylko jeden, jedyny raz mnie posłuchać skorzystałby na tym i może nie straciłby pamięci. Czas mija, a ja wciąż nie mogę się z tym pogodzić, tak strasznie brakuje mi normalności, chciałbym znów czuć się swobodnie przy swoim mężu, a nie użerać się z głupim dzieciakiem, który chce pokazać, jaki to on nie jest, dorosły facet a gorszy od dziecka, aż trudno mi to przyznać, ale sam Yuki, prawie że siedmioletni chłopiec sprawia mi zdecydowanie mniej problemów od Soreya który już dawno powinien wydorośleć, będąc mężem i rodzicem dla Yuki'ego.
W milczeniu i wielkim skupieniu obserwowałem go przez dłuższy czas, mając nadzieję, że jednak się złamie. Niestety nadzieja matką głupich a ja tracę tylko swój cenny czas, tyle w tym dobrego, że leży w łóżku już nie kombinując jak pójść na trening, przynajmniej taką mam nadzieję.
Nie naciskając już na niego, wróciłem do czytania swojej książki, skoro spokojnie leży nie muszę przy nim wiedzieć.
Oj jak bardzo się pomyliłem, Sorey dopiero wtedy zaczął narzekać, zimno mi, nudzę się, nie chcę spać i więcej. On chyba naprawdę chciał mi zajść za skórę albo chciał mojej uwagi, o rany naprawdę mógł mi powiedzieć, a nie zachowywać się jak małe dziecko, kiedy on wreszcie wydorośleje?
- Sorey - Zamknąłem książkę, wypowiadając jego imię, aby zwrócił na mnie swoją uwagę. - Czy możesz zjeść śniadanie wypić herbatę i przestać narzekać? - Spytałem, bardzo spokojnie tak jakby mnie to nie ruszało.
- Nie, ja chcę trenować, nie mam czasu leżeć - Fuknąłem w moją stronę, mimo wszystko wciąż leżąc w łóżku.
- Chcesz trenować, mówisz - Odkładając książkę na bok, wstając z fotela, aby podejść do szafy, skąd wyjąłem dodatkowy koc. - Kiedy wyzdrowiejesz, nikt nie będzie cię powstrzymywał od treningów - Dodałem, opatulając go dodatkowym kocem.
- A może wyleczysz mnie i znów będę zdrowy? - Na dźwięk tego pytania zaśmiałem się cicho, kładąc dłoń na jego czole.
To było naprawdę dobre, rozbawił mnie tym niemądrym zdaniem.
- Tak? I co jeszcze mam dla ciebie zrobić? - Zapytałem, unosząc jedną brew, gdy moje usta wciąż delikatnie się uśmiechały.
Sorey fuknął na mnie cicho, odwracając głowę, udając bardzo obrażonego.
- Sorey moja moc nie polega na leczeniu przeziębień, leczę poważne rany, nie mogę ci w tym pomóc - Przyznałem, zmieniając okład, patrząc na tę dziecinne.
Pokręciłem głową, kładąc się obok niego, jeśli chciał bawić się w obrażonego i nie wiadomo jak bardzo urażonego za nic, jaki on biedny, bo przecież musi leżeć i odpoczywać, ma za co się obrażać, wszyscy są przeciwko niemu.
- Wiesz, tak sobie myślę. Gdybyś zaczął normalnie jeść i pić może szybciej byś wyzdrowiał, a tak utrudniasz życie i mi i sobie - Zauważyłem, bawiąc się jego włosami to, że jest obrażony, nie oznacza, że nie mogę go dotykać.
- Nie każe ci się mną zajmować - Wciąż był obrażony i wciąż zachowuje się jak dzieciak, jeny ile ja mam dla niego cierpliwości.
- Nie każesz, ale lubię się zajmować moim małym chłopcem - Ucałowałem jego policzek, wtulając się w plecy, chłopaka cicho mrucząc z zadowoleniem pod nosem.
<Sorey? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz