Wpatrywałem się w niego z niedowierzaniem. Potrafiłem się tak komunikować z każdym Serafinem, z którym zawarłem pakt? Też mogłem mu przesyłać swoje wypowiedzi bez mówienia? Powinienem się o tym dowiedzieć o wiele, wiele wcześniej, mógłbym to jakoś ciekawie wykorzystać. Oparłem brodę o jego klatkę piersiową, a następnie uśmiechnąłem się do niego szeroko.
- Ale czad – wymruczałem, mocniej się do niego przytulając. Dzięki krótkiej drzemce, wtulony w smukłe ciało mojego przyjaciela, byłem wypoczęty, chociaż nadal troszkę obolały. Troszeczkę szkoda, że z gardłem mu się nie polepszyło. Co prawda, jeszcze nie odpowiedział na moje pytania z początku, tylko wolał mi wytknąć, że śmierdzę i wygnać do łazienki, ale skoro zaczął ze mną rozmawiać za pomocą telepatii, to nie mogło być z nim najlepiej.
Anioł, słysząc moje słowa, jedynie uśmiechnął się do mnie ciepło i poczochrał moje włosy. Napuszyłem policzki na jego gest i prychnąłem cicho pod nosem, oczami wyobraźni widząc chaos panujący na mojej głowie po śnie i jego małej interwencji. To była jakaś zemsta, czy co? Owszem, i ja czasem czochrałem jego przyjemnie miękkie i grube włosy, ale w jego wypadku wystarczyło jedynie, że przygładzi je dłonią. Albo przeczesze je palcami czy grzebieniem. A mnie takie działania niewiele dawały; niezależnie od moich działań, na mojej głowie zawsze panował bałagan.
- A ja też tak mogę z tobą bez słów rozmawiać? – pytałem dalej, zdejmując jedną dłoń z jego ciała i na ślepo poprawiając swoje włosy.
~ Tak, to działa w obie strony – to było naprawdę dziwne słyszeć głos mojego męża i jednocześnie widzieć, że nie otwiera ust.
- W jaki sposób mogę to zrobić? – spytałem, nawet nie ukrywając ekscytacji w głosie. Tym razem na odpowiedzieć musiałem poczekać troszkę dłużej.
~ Trudno to wyjaśnić. Wcześniej sam się tego nauczyłeś i coś czuję, że tym razem się będzie tak samo – usłyszałem w głowie. Zmarszczyłem brwi na jego słowa ciekaw, jak to mi się udało. Skupiłem się na swoich myślach i na moim mężu licząc na to, że coś usłyszy i dlatego przez chwilę się nie odzywałem. Mikleo chyba wyczuł, co chcę zrobić, bo pstryknął mnie w nos, skutecznie mnie dekoncentrując.
- Usłyszałeś coś? – spytałem z nadzieją, podnosząc się do siadu.
~ Nie, ale nie przejmuj się, kiedyś ci się uda. To co, spełnisz moją prośbę?
Zamrugałem oczami na jego słowa, jaką prośbę? Zamyśliłem się przez chwilę, w pamięci szukając momentu, w którym o coś mnie prosił, ale nic mi to nie dało. To była prośba z dzisiaj, czy może z wcześniejszych dni? Chłopak widząc moje zmarszczone brwi i zamyśloną minę, westchnął ciężko i pstryknął w nos.
~ Lekarstwo – przypomniał mi, a z mojego gardła wydobyło się krótkie i jakże inteligentne: ach!
Fakt, mówił mi o tym zaraz po tym, jak się obudziłem. Podniosłem się z niego i następnie przeciągnąłem się leniwie, nie za bardzo chętny na jakiekolwiek ruszenie się z łóżka. Na zewnątrz było bardzo upalnie i to sprawiało, że nie za bardzo miałem ochotę na robienie czegokolwiek. Co prawda, grube kamienne mury zamku zatrzymywały chłód, ale to tylko wzmagało moje lenistwo.
- Jak twoje gardło? Jest już lepiej? – spytałem, patrząc ze zmartwieniem na Mikleo. Chłopak podniósł się do siadu i położył dłoń na gardle.
~ Trochę boli i mam wrażenie, że jest tylko gorzej – słysząc jego słowa, poczułem się źle. To moja wina, że teraz gorzej się czuje, może następnym razem powinniśmy trochę przystopować… Zaraz poczułem, jak Mikleo delikatnie pstryka mnie w nos, czym przerwał moje myśli. – Daj pokój, to tylko zdarte gardło, po tym lekarstwie pewnie poczuję się lepiej.
Pokiwałem głową na jego słowa, a następnie przybliżyłem się do niego i pocałowałem go w czoło, moje biedne, urocze maleństwo. Muszę o niego zadbać i przypilnować, by pił troszeczkę więcej gorących napoi. Jestem przekonany, że poza poranną herbatą niczego więcej nie wypił, a przecież musi się wykurować.
Troszkę zajęło mi, zanim wróciłem do chłopaka z lekarstwem, ale głównie dlatego, że jeszcze przygotowywałem gorącą herbatę, oczywiście już przyprawioną miodem. Położyłem tacę z tym obrzydliwym lekiem i kubkiem gorącego napoju, a z piersi Mikleo wydobyło się ciężkie westchnięcie.
~ Nie chciałem herbaty – usłyszałem w głowie jego pełen pretensji głos, czym niezbyt się przejąłem.
- Musisz ją pić, aby wyzdrowieć. Poza tym, to lekarstwo na pewno będziesz chciał czymś popić, uwierz mi – odparłem, uważnie mu się przyglądając. Nadal nie wiem, czemu tak bardzo chciał wypić tę obrzydliwą ciecz, która była uważana za lekarstwo, ale nie będę w to wnikać. Spełniłem jego prośbę i teraz miałem tylko nadzieję, że będzie z nim lepiej.
<Mikleo? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz