Banshee nie było długo, przynajmniej z mojej perspektywy. Zdawałem sobie sprawę z tego, że dla niej to będzie chwila, a dla mnie kilka dni. Jeżeli dobrze pójdzie. Ale wierzyłem w nią i wierzyłem, że dobrze pójdzie. Piekło dobrze na nią wpływa, i nasze treningi też jej pomogły. Rośnie z niej prawdziwa maszyna do zabijania, która jednocześnie jest przecież takim słodkim misiem do tulenia. Jak na ogara bardzo uwielbiała pieszczochy, co może wynikać z jej dorastania, które przecież było bardzo... cóż, delikatne, w porównaniu do tego, które miałaby tutaj. Dmuchaliśmy na nią, i niańczyliśmy, tuliliśmy, przecież ona nie raz przychodziła do mnie, żeby się ogrzać, ładując na moje kolana ten swój wielki zad i wtulała się we mnie. No ale nawet jeżeli jest takim słodkim misiem, to nie oznacza, że nie może być maszyną do zabijania. Idealny obrońca. Tylko trzeba nad nią zapanować.
Mijały dni, aż w końcu wyczułem ją w piekle. W takim razie to musiała być szybka akcja, znalazła go, mam nadzieję, że zdobyła własność, a jak bardzo dobrze poszło, to jeszcze go zabiła. On akurat do niczego się nie przyda, mała strata.
– Już jesteś – odpowiedziałem zadowolony, wpuszczając ją do pokoju. – I co się stało? – zapytałem, odbierając od niej moją bransoletkę, która troszkę pachniała Mikim. Trzymał ją w rękach. Przez chwilę, ale mi to wystarczyło. Ależ on cudownie pachniał... Stęskniłem się za nim. – Dobra psinka. Miki... myślisz, że mu uwierzył? – zapytałem, wpatrując się niepewnie w moją własność, która została mi ukradziona. Ale on sprawnie to ukradł, w ogóle nie poczułem, że coś robił. Taka zręczność jest niezwykła i szkoda, że już nigdy jej nie zaprezentuje.
Banshee zapewniła mnie, że o takie głupoty się martwić nie muszę, ale jakoś tak jej nie uwierzyłem. Jeszcze nie do końca rozumie emocje, Miki mógł ją uspokoić, no i nie słyszała, o czym rozmawiali. A jeżeli on go jakoś przekonał? I myśli teraz, że go tu zdradzam? Dziesięć lat to mnóstwo czasu, owszem, już teraz jestem zirytowany przez brak seksu, więc co, jeżeli Miki dojdzie do wniosku, że mógłbym spróbować kogoś innego? Nerwowo zacząłem bawić się opaską, zmartwiony jego reakcją. Jak ja go później przekonam, że nic nie zrobiłem? Nie chcę, by mój mąż mnie zostawiał dlatego, że poszła jakaś plotka. Chcę, by to była świadoma decyzja, że stwierdzi, że do siebie nie pasujemy, że go niszczę, a nie dlatego, że go niby zdradzam.
Banshee stwierdziła, że nie powinienem się martwić, ale jak ja mam się nie martwić? Jak wiele demonów jeszcze do niego podejdzie i będzie go nękać? Właśnie, przecież miał mieć spokój, i co? To jest łamanie zasad naszego parku. Będę musiał sobie z Crowleyem porozmawiać. Niech trzyma swoje demony w ryzach, a już przede wszystkim z dala od Mikleo. Niech już mnie męczą, skoro muszą, ja to wytrzymam, byleby tylko mój Miki był bezpieczny. Może powinienem mu wysłać jakąś wiadomość? Dać Banshee jakąś wiadomość? Gdybym ją tam wysłał raz jeszcze? Ale czy to bezpieczne dla niego, i dla niej...?
W pewnym momencie usłyszałem krzyki na zewnątrz, i szybko zrozumiałem, co się dzieje. Byliśmy atakowani. Nie mając czasu na myślenie o Mikim chwyciłem za miecz i wybiegłem z pokoju musząc dowiedzieć się, jaki jest plan, i gdzie atakować.
<Owieczko? c:>