środa, 30 kwietnia 2025

Od Soreya CD Mikleo

 Banshee nie było długo, przynajmniej z mojej perspektywy. Zdawałem sobie sprawę z tego, że dla niej to będzie chwila, a dla mnie kilka dni. Jeżeli dobrze pójdzie. Ale wierzyłem w nią i wierzyłem, że dobrze pójdzie. Piekło dobrze na nią wpływa, i nasze treningi też jej pomogły. Rośnie z niej prawdziwa maszyna do zabijania, która jednocześnie jest przecież takim słodkim misiem do tulenia. Jak na ogara bardzo uwielbiała pieszczochy, co może wynikać z jej dorastania, które przecież było bardzo... cóż, delikatne, w porównaniu do tego, które miałaby tutaj. Dmuchaliśmy na nią, i niańczyliśmy, tuliliśmy, przecież ona nie raz przychodziła do mnie, żeby się ogrzać, ładując na moje kolana ten swój wielki zad i wtulała się we mnie. No ale nawet jeżeli jest takim słodkim misiem, to nie oznacza, że nie może być maszyną do zabijania. Idealny obrońca. Tylko trzeba nad nią zapanować. 
Mijały dni, aż w końcu wyczułem ją w piekle. W takim razie to musiała być szybka akcja, znalazła go, mam nadzieję, że zdobyła własność, a jak bardzo dobrze poszło, to jeszcze go zabiła. On akurat do niczego się nie przyda, mała strata. 
– Już jesteś – odpowiedziałem zadowolony, wpuszczając ją do pokoju. – I co się stało? – zapytałem, odbierając od niej moją bransoletkę, która troszkę pachniała Mikim. Trzymał ją w rękach. Przez chwilę, ale mi to wystarczyło. Ależ on cudownie pachniał... Stęskniłem się za nim. – Dobra psinka. Miki... myślisz, że mu uwierzył? – zapytałem, wpatrując się niepewnie w moją własność, która została mi ukradziona. Ale on sprawnie to ukradł, w ogóle nie poczułem, że coś robił. Taka zręczność jest niezwykła i szkoda, że już nigdy jej nie zaprezentuje.
Banshee zapewniła mnie, że o takie głupoty się martwić nie muszę, ale jakoś tak jej nie uwierzyłem. Jeszcze nie do końca rozumie emocje, Miki mógł ją uspokoić, no i nie słyszała, o czym rozmawiali. A jeżeli on go jakoś przekonał? I myśli teraz, że go tu zdradzam? Dziesięć lat to mnóstwo czasu, owszem, już teraz jestem zirytowany przez brak seksu, więc co, jeżeli Miki dojdzie do wniosku, że mógłbym spróbować kogoś innego? Nerwowo zacząłem bawić się opaską, zmartwiony jego reakcją. Jak ja go później przekonam, że nic nie zrobiłem? Nie chcę, by mój mąż mnie zostawiał dlatego, że poszła jakaś plotka. Chcę, by to była świadoma decyzja, że stwierdzi, że do siebie nie pasujemy, że go niszczę, a nie dlatego, że go niby zdradzam. 
Banshee stwierdziła, że nie powinienem się martwić, ale jak ja mam się nie martwić? Jak wiele demonów jeszcze do niego podejdzie i będzie go nękać? Właśnie, przecież miał mieć spokój, i co? To jest łamanie zasad naszego parku. Będę musiał sobie z Crowleyem porozmawiać. Niech trzyma swoje demony w ryzach, a już przede wszystkim z dala od Mikleo. Niech już mnie męczą, skoro muszą, ja to wytrzymam, byleby tylko mój Miki był bezpieczny. Może powinienem mu wysłać jakąś wiadomość? Dać Banshee jakąś wiadomość? Gdybym ją tam wysłał raz jeszcze? Ale czy to bezpieczne dla niego, i dla niej...?
W pewnym momencie usłyszałem krzyki na zewnątrz, i szybko zrozumiałem, co się dzieje. Byliśmy atakowani. Nie mając czasu na myślenie o Mikim chwyciłem za miecz i wybiegłem z pokoju musząc dowiedzieć się, jaki jest plan, i gdzie atakować. 

<Owieczko? c:>

Od Daisuke CD Haru

 Zadowolony rozsiadłem się w wannie, pozwalając by gorąca woda otuliła całe moje ciało. Od razu też poczułem jeszcze jedną rzecz, a mianowicie szczypanie w miejscach, za które to Haru mnie łapał, albo się wgryzał. Najbardziej chyba bolało mnie miejsce, w które wgryzł się za pierwszym razem, kiedy tylko zniszczył swój pasek i uwolnił swoje dłonie. Chyba wtedy niezbyt nad sobą panował i zrobił to zbyt mocno. Będę musiał sprawdzić z rana, jak to wygląda. I jak wygląda całe moje ciało. Po dzisiejszej nocy pozostawił na moim ciele sporo ran, muszę więc upewnić się, że te rany pozostaną tylko wspomnieniem, a nie będą już ze mną na zawsze. Przez te wampiry to ciało już i tak jest wystarczająco brzydkie, po ciąży stanie się jeszcze gorsze, dlatego muszę uważać, by nie stało się naprawdę paskudne. 
– Woda ma odpowiednią temperaturę? – usłyszałem, kiedy oparłem głowę o jego klatkę piersiową. Wyciągnąłem rękę z wody, przyglądając się swojej zaróżowionej skórze. 
– Myślę, że tak. Moja skóra nie jest zbytnio podrażniona. Przynajmniej nie przez wodę – powiedziałem cicho, czując bolące gardło. Możliwe, że trochę za bardzo je zdarłem sobie, pozwalając sobie na krzyki i głośne jęki. Gdyby w pewnym momencie nie uruchomił moich rąk, zakryłbym sobie usta i mógł mówić, ale nie, on to dostrzegł i od razu musiał zrobić swoje, bo przecież tak pięknie brzmię. Albo raczej brzmiałem, bo teraz to w ogóle nie brzmię. 
– Coś ci zrobiłem? Za mocno cię skrzywdziłem? – zapytał, chyba zbyt mną przejęty. 
– Bardziej obolały byłem podczas naszego miesiąca miodowego – przyznałem zgodnie z prawdą. – Ale zmęczony jestem bardziej teraz, dlatego nie pogardzę, gdybyś mnie tak teraz umył – dodałem, używając tego trochę wyczekującego tonu. Zmęczył mnie, więc niech mną się teraz zajmie. 
– Rozumiem cię doskonale – odparł, biorąc w dłoń gąbkę. 
Haru mnie oczywiście nie zawiódł, dokładnie myjąc moje ciało i uważając na miejsca, które przez jego pieszczoty przez chwilę były zbyt wrażliwe na jakiekolwiek inne bodźce. Umył także moją głowę, wykonując przy tym delikatny masaż, co było naprawdę bardzo przyjemne. Zadowolony odchyliłem głowę, przymykając zmęczone oczy. A zmęczony w ogóle być nie powinienem. Powinienem jeszcze mieć siłę. Przecież jeszcze byłem młody. Powinienem mieć mnóstwo energii i ochoty, zwłaszcza na zbliżenia z nim, osobą, którą kocham nad własne życie.
– Poczekaj, przyniosę ci coś do ubrania – powiedział, kiedy opatulił mnie ręcznikiem. 
– A wytrzeć to mam się sam? – zażartowałem, stawiając stopy na puchatym ręczniku. 
– To uczynię zaraz – obiecał, całując mnie w czoło i opuszczając łazienkę. No tak, tamta koszula do ponownego założenia już się tak nie do końca nadawała. Czując, że jest mi zimno, sam zacząłem się wycierać, chcąc jak najszybciej wrócić do łóżka i wtulić się w gorące ciało mojego męża. I czegoś się napić, strasznie mi się chciało pić. I w sumie, to bym nawet coś przegryzł... Nie, jedzenie to ja powinienem odstawić na bok. Za bardzo przytyć nie mogę, z dzieckiem będę ważyć wystarczająco dużo. – Już jestem. Przepraszam, że tak długo, jeszcze zmieniłem nam pościel. Proszę, taka akurat pod kolor twoich oczu. 
– Z tego, co pamiętam, kupiłem ją tobie, nie sobie. Ty ją miałeś zakładać na jakieś ważne okazje – zauważyłem, pozwalając mu mnie ubrać. 
– No patrz, a to na tobie wygląda idealnie – wyszczerzył się głupio, wycierając moje włosy. – Potrzebujesz czegoś jeszcze? 
– Najbardziej to ciebie – odpowiedziałem, wyciągając do niego ręce chcąc, by mnie chwycił w swe ramiona. Nie ma mowy, że moja stopa postanie na tej okropnie zimnej posadce.

<Piesku? c:>

wtorek, 29 kwietnia 2025

Od Mikleo CD Soreya

Dzień kolejny rozpoczął się bardzo spokojnie, zresztą jak każdy poprzedni, dzieciaki z powodu dnia wolnego od szkoły ruszyły do swoich znajomych, Lailah postanowiła zwiedzić miasto, a ja, nie mając ochoty na spacer ani większy lub mniejszy kontakt z ludźmi siedziałem w ogrodzie, zajmując się roślinami, wszystko, byleby nie myśleć o braku mojej drugiej połówki.
Psotka dzielnie towarzyszyła mi podczas mojej pracy w ogrodzie, nie opuszczając mnie nawet na krok, jak zresztą każdego dnia dziś, jednak wyjątkowo nerwowa była, i to zdecydowanie bardziej niż zazwyczaj, oznaczać to mogło, że coś wisi w powietrzu.
Czułem oczywiście złą energię panującą w powietrzu, nie zwracałem jednak na to zbyt wielkiej uwagi niepierwszy raz i ją czując. Odkąd się tu przeprowadziliśmy, zła energia cały czas wisiała w powietrzu, a więc jej zwiększona aktywność wcale mnie nie zaskoczyła, tak już po prostu jest, pora się do tego przyzwyczaić, lepiej chyba już tu nigdy nie będzie.
– Muszę przyznać, że jesteś całkiem ładny, nie dziwię się, że ten twój demon tak bardzo trzyma cię blisko siebie – Znów słyszałem ten sam głos, głos, który już usłyszałem w mieście, wygląda więc na to, że ten demon, który miał czelność już do mnie raz podejść, wie, gdzie mieszkam i chyba czuję, że jestem tu całkiem sam, bo zachowuje się bardzo odważnie.
– Myślę, że nie powinno cię tu być, odejdź, nim użyję swoich mocy, abyś pożałował tego, że tu się zjawiłeś – Zagroziłem, patrząc na niego uważnie, obserwując każdy jego ruch.
– Nie musisz się tak stresować, przecież nic ci złego nie zrobię, chciałem tylko się pobawić, abyś mógł się zemścić na swoim mężu za to, że nie jest ci wierny – Zmarszczyłem brwi, słysząc jego słowa, kolejny raz próbuje wymówić mi, że Sorey mnie zdradza, czy tam w piekle próbuję go omamić? Czy z powodu tego, że im odmawia, jeden z nich postanowił przyjść do mnie, abym to ja zdradził? Chyba sobie żartuję, nigdy bym nie zdradził mojego męża bez względu na to, co on by mi zrobił.
– Daj już sobie spokój, odejdź, stąd – Mimo wszystko byłem spokojny, ostrożnie obserwowałem, co robi mężczyzna, ale nie panikowałem, wiedząc, że jestem w stanie, w razie, co się obronić…
– Jeśli chcesz, jeśli my jednak nie wierzysz, jak myślisz, skąd mam bransoletkę, którą dla niego zrobiłeś? Teraz jeszcze bardziej mnie zaskoczył, skąd ma bransoletkę i skąd wie, że to właśnie ja mu ją zrobiłem?
– Skąd ją masz? – Odruchowo wyciągnęłam dłoń, aby odebrać mu własność mojego męża.
Mężczyzna chwycił mnie za nadgarstek, przyciągając do płotu, przy którym stał. – Puszczaj – Szarpnąłem się, a mimo to nie byłem w stanie uwolnić dłoni.
– Nie bądź taki spięty będzie fajnie, jeszcze ci się spodoba i nie będziesz potrzebował tego głupiego słabego demona – Chciałem coś powiedzieć, coś zrobić, jednak ubiegła mnie Banshee, która pojawiła się znikąd, atakując demona.
Zdziwiony patrzyłem na ogara, który zabił demona, wgryzając się w jego szyję.
To wszystko działo się tak szybko, zbyt szybko nawet nie byłem w stanie zareagować, demon już nie żył, a ogar podał mi bransoletkę, którą stworzyłem dla męża.
Szczerze przyznam, bardzo cieszyłem się, gdy zobaczyłem Banshee, oznaczało to, że Sorey żyję, w końcu go, gdyby coś mu się stało, Banshee wskoczyłaby, zanim w ogień.
– Cześć pieski, nic ci się nie stało? – Przyjrzałem się uważnie samicy z łagodnym uśmiechem. – Cieszę się, że cię widzę, ale nie powinno cię tu być, uciekaj do pana, Mam nadzieję, że sobie jakoś tam radzi, pozdrów go ode mnie, pilnuj go i zabierz to ze sobą – Podałem jej bransoletkę, wysyłając z powrotem do piekła, u boku mojego męża tam, gdzie teraz powinna się znajdować…

<Pasterzyku? C:> 

Od Haru CD Daisuke

 Czułem narastające podniecenie z powodu tylko patrzenia na jego piękne ciało, chyba oszaleje, gdy będę mógł znów złączyć nasze ciała, mogąc korzystać z bliskości i wspólnego czasu, którego podczas jego snu bardzo mi brakowało, jak dobrze, że już się obudził, strasznie się nudziłem…
A teraz bardzo chciałbym to nadrobić, oczywiście wiem, że nie ma aż tyle siły, ile ja chciałbym się z nim kochać, ale myślę, że to ile mi teraz da. Wystarczy, abym zaspokoił, choć trochę swoich rządzę.
– W takim razie, skoro masz siłę i chęci trzeba to wykorzystać – Od razu się do niego dobrałem.
Jego ciało było moje, jego umysł był mój, dzięki czemu mogłem zrobić z nim, co tylko chciałem, oczywiście musiałem na niego bardzo uważać, aby nie zrobić mu krzywdy, czasem ciężko było mi nad sobą zapanować, ale robiłem wszystko, aby go nie skrzywdzić, w końcu wiedziałem, że jeśli to zrobię, nawet nieświadomie on może mieć do mnie żal, a ja bardzo tego nie chciałem, w końcu go kocham i tylko on jest mi w stanie dać to, czego potrzebuję.
Tym razem po odpoczynku miał trochę więcej siły, z czego bardzo się cieszyłem, seks z dniem był cudowny i chyba nigdy mi się nie znudzi bez względu na to ile razy i jak często mi wciąż będzie go mało.
Zadowolony patrzyłem na niego, całego, ubrudzonego i znów wykończonego, ach, jak ja go takiego kochałem oglądać, mój piękny oddany mi mąż oddałbym za niego życie, bo nic nie jest dla mnie ważniejsze niż on sam.
– Jak się czujesz? – Musiałem się dopytać, aby upewnić się, że nic przypadkiem mu nie zrobiłem, bo przyznam szczerze, że bardzo nie chciałbym go skrzywdzić, choć czasem z powodu braku kontroli nad umysłem i ciałem przypadkiem mógłbym go skrzywdzić, nawet jeśli tego nie chce.
– Czuję się dobrze – Odpowiedział zmęczony, patrząc na mnie tymi pięknymi oczami… – A ty jak? Czujesz się bardziej usatysfakcjonowany? Chociaż trochę cię zaspokoiłem? – Zapytał, patrząc na mnie z widocznym zmartwieniem w swoich niebiańskich oczach.
Zdecydowanie za bardzo się przejmował, a to niepotrzebne przecież obaj dobrze wiemy, że mi nic nie jest, że czuje się dobrze i zawsze będę usatysfakcjonowany, nawet jeśli on uważa inaczej i nawet jeśli tak szybko mi odlatuje.
– O mnie się nie martw, ja czuję się bardzo dobrze, lepiej się już dawno nie czułem – Odpowiedziałem, składając pocałunek na jego czole. – To, co gorącą kąpiel? – Zaproponowałem, chwytając jego dłoń, którą ucałowałem, uśmiechając się do niego ciepło.
Mój mąż kiwnął głową, zgadzając się z moim pomysłem, a więc pięknie, mogłem wstać i zajęć się kapelą dla mojego męża i mojej skromnej osoby.
Przygotowałem nam kąpiel, nie zapominając o olejkach, które tak uwielbiał, a które mi czasem przeszkadzają, no ale czego się nie robi dla ukochanego męża.
– Kąpiel gotowa zapraszam skarbie – Nie czekając na jego odpowiedź, porwałem go w ramiona, a będziesz już drugi raz zażyć gorącej kąpieli, tym razem jednak będzie to nasza ostatnia kąpiel przynajmniej tego dnia, było już późno, a więc najwyższa pora, aby mój panicz znów odpoczął po ciężkim dniu, który mu sprawiłem…

<Paniczu? C:>

Od Soreya CD Mikleo

 Tygodnie mijały, a ja dalej uparcie ignorowałem wszystko i wszystkich. Narady, powroty do pokoju i tak w kółko. Jedyny kontakt, z kim miałem, to właśnie z Crowleyem, dowódcami, no i moją kochaną Banshee, z którą najczęściej trenowałem. O Mikleo starałem się nie myśleć; dla siebie, by tak nie cierpieć, i dla niego, by nikt się o nim nie dowiedział. Tutaj demony miały różne umiejętności, bałem się, że któryś z nich dowiedziałby się o mojej słodkiej Owieczce. A jak mało myślałem o Mikim, to te dni mi mijały. I tak przeżyłem jeden rok, drugi, i teraz trzeba było dotrwać do trzeciego. 
Przez to, że wszystkich ignorowałem i nowych, bliższych znajomości nie zawierałem, niektórzy sobie porobili zakłady, że do mnie dotrą. Albo mnie uwiodą, a takie szczegóły wiedziałem dzięki Banshee, która podczas narad nasłuchiwała i udawała głupiego ogara. Żałośni są, jeżeli myślą, że mógłbym znaleźć się w łóżku z kimś innym, niż mój Miki. Seksu mi brakowało, owszem, dopiero tutaj tak poważnie to odczułem, jednak nie byłbym w stanie spróbować seksu z nikim innym, niż moim mężem. Nawet jeżeli wygląda bardzo podobnie do niego, takie sztuczki też były stosowane przez inkubusy, które to potrafiły wyczuć mój gust, i bardziej mnie one bolały niż podniecały. Sprawiały, że za nim tęskniłem jeszcze bardziej. 
Pewnego dnia opuściłem salę narad, pragnąc tylko wrócić do pokoju. I to nawet zrobiłem, ale zamyślony i zmęczony nie zauważyłem, że ktoś za mną podąża i zablokował drzwi nogą w ostatnim momencie. Dostrzegłem obecność jegomościa dopiero w chwili, gdy nie usłyszałem zamykanych drzwi. No i Banshee też się mocno zdenerwowała. 
– Nie mam ochoty na rozmowę – powiedziałem, odwracając się w stronę drzwi. Pierwsza próba grzecznie, a przy drugiej go wypierdolę, proste. Tutaj nauczyłem się przede wszystkim tego, że nie ma co się patyczkować. Będziesz za miły, to zginiesz, a gdybym tu zginął, już nie mógłbym wrócić na ziemię, do Miki'ego, a na to sobie pozwolić nie mogę. Swoją drogą, czy ten demon nie pachniał trochę jak... Nie, to niemożliwe, tęsknię za nim ostatnio nieco bardziej, i już mi się w głowie wszystko pieprzy. 
– No tak, jak zwykle zresztą. A szkoda, z chęcią pogadałbym o twoim pięknym mężu. Może on będzie bardziej rozgadany... – na te słowa aż się zagotowałem. Czując, jak krew buzuje mi w żyłach chwyciłem jego nadgarstek, zostawiając na jego skórze ślad po poparzeniu. 
– Trzymaj się z daleka od niego – syknąłem, co wywołało u niego pełna politowania spojrzenie. 
– Nic nie zrobisz, bo nic nie możesz. Musisz tu siedzieć. A ja idę się z nim zabawić – poklepał mój policzek, zostawiając mnie wkurzonego. I, co najgorsze, zabrał mi moją opaskę, co zauważyłem po chwili. Jak on ją zdjął z mojego nadgarstka? Nie wiedziałem. Ale wiedziałem, do czego ją wykorzysta, co jeszcze bardziej mnie irytowało. Co mój Miki sobie pomyśli, kiedy ujrzy u tego skurwiela opaskę, którą dla mnie stworzył. Miał rację, nie mogę go ścigać, dopóki moja umowa trwa. 
Za to Banshee może. Nawet jeżeli miałbym zostać tu przez tygodnie sam, muszę ją tam wysłać. 
– Znajdź go i odzyskaj opaskę. Jeżeli zbyt zbliży się do Mikleo, zabij – rzuciłem polecenie, którego dwa razy powtarzać nie musiałem, Banshee z ochotą ruszyła na łowy. I gdyby go zabiła poza piekłem, już by tu nie wrócił. Jeden skurwysyn mniej. 

<Owieczko? c:>

Od Daisuke CD Haru

 Obudziłem się sam nie do końca wiem, ile godzin później, ale był już wieczór. I możliwe, że nawet był to taki późny wieczór, było ciemno, i zimno, i... Haru, cały czas był obok mnie. A to było najważniejsze. Poruszyłem się niepewnie, chcąc się wydostać z objęć Haru, co oczywiście nie uszło jego uwadze. 
– Dzień dobry. W porządku? Wyspałeś się? Jak się czujesz? – zapytał od razu, a w ciemności zalśniły jego złote oczy. Oj, był strasznie podekscytowany i pobudzony. A ja go zostawiłem samego sobie. Jestem okropnym mężem. 
– Wyspałem się, chociaż niepotrzebnie pozwoliłeś mi zasnąć. Potrzebowałem sobie tylko trochę poleżeć, a nie od razu spać – powiedziałem, podnosząc się do siadu. 
– Gdybyś go nie potrzebował, to byś nie zasnął. I tak dosyć szybko wstałeś. Podejrzewałem, że będziesz spał aż do rana – wyznał, kładąc podbródek na moim brzuchu. 
– Nie mogę cię w tym dniu zostawić cię całkowicie samego – odparłem, drapiąc go za uchem. W nikłym świetle księżyca zauważyłem, jak jego ogonek wesoło merda.
– Jesteś najlepszym mężem, jakiego mógłbym mieć – odpowiedział zachwycony i podniósł się, by mnie ucałować w usta. – Zimno ci? Na pewno ci zimno, czekaj, zapalę w kominku – dodał, podnosząc się na równe nogi. 
Nie powstrzymywałem go, bo i po co? Było mi chłodno, a jeszcze odrobinkę się musiałem rozbudzić, nim moglibyśmy zrobić coś więcej. Bo na pewno zrobimy coś więcej. Chcę dla niego jak najlepiej w tym dniu, i na dzisiaj się zdecydowanie zbyt długo wyleżałem. 
Podczas kiedy Haru rozpalał ogień, ja poprawiłem koszulkę i włosy, czując pod dłonią, jak strasznie są ułożone. Co ja robiłem, jak spałem, że aż tak wielki bałagan na nich panuje? A może Haru coś z nimi robił? To jedyne wytłumaczenie, bo odkąd z nim śpię, każdego ranka moje włosy wołają o pomstę do nieba. To musi być on. 
– No i w końcu cię widzę – powiedziałem, kiedy w końcu w tym pokoju było jakieś źródło światła. 
– A ja mogę cię widzieć jeszcze lepiej. Jesteś przepiękny – odparł, wracając do łóżka. 
– Nie powiedziałbym. Widzisz moje włosy? Strasznie roztrzepane. Jakbym się rzucał przez sen – powiedziałem, zauważając oczywiście swoje odbicie w lustrze. 
– Nie rzucałeś się w trakcie snu. Rzucałeś się przed snem. Podczas seksu. I stąd ta cudna fryzura – powiedział zadowolony, szeroko się szczędząc. 
– Cudna... Nic nie mogę z nią zrobić – westchnąłem ciężko, mimowolnie starając chociaż trochę nad nimi zapanować. 
– I nic nie musisz, jesteś idealny – odparł, zbliżając się do mnie, by ucałować mnie w usta. – Masz na coś ochotę? 
– To ja się ciebie powinienem o to pytać. Dzisiaj jest twój dzień. Troszkę się zregenerowałem, więc mogę wspomóc mojego pieska – dodałem, gładząc jego policzek. 
– Mój dzień, tak? Więc zrobisz dla mnie, co chcę? – zapytał, a jego oczy się zaświeciły w ten specyficzny sposób. Wpadł na jakiś pomysł. I nie wiem, czy mi się to podoba. 
– No cóż... Mam dobry dzień. I teraz też jestem pewien, że cię podniecam, więc... powinniśmy korzystać – uśmiechnąłem się łagodnie, po prostu mu ulegając. A niech już ma. W ciąży dam mu się we znaki, więc niech się teraz nacieszy tym, czym może. 

<Piesku? c:>

poniedziałek, 28 kwietnia 2025

Od Mikleo CD Soreya

I tak oto płynęły dni godziny, minuty i sekundy mojego życia bez ukochanego męża u boku, i chociaż bardzo za nim tęskniłem, starałem się zachowywać tak, jak zachowywać się powinienem, świetnie, udając, że wszystko jest w porządku, a ich tata już niedługo wróci, wyruszając przecież tylko na krótką i bezpieczną podróż.
Lailah postanowiła trochę ze mną potrenować, aby jakoś zająć mój czas i o losie jak dobrze, że każdego dnia z rana trenowaliśmy, ucząc mnie czegoś nowego, może, gdy mój mąż wróci, będę mógł pochwalić się nowym umiejętnościami, i to raczej nieumiejętnościami seksualnymi, choć wiem, że może w tym temacie być bardzo wypuszczone chyba nawet bardziej niż ja sam.
Codzienność wcale nie była aż taka zła, najgorsze były noce, kiedy to kładłam się do łóżka, a przy moim boku nie było mężczyzny, do którego mogłem się przytulić i przy którym mogłem poczuć się bezpiecznie, brakowało mi jego obecności, jego ramion, w których mogłem się ukryć, brakowało mi wsparcia i spokoju podczas snu.
Nie potrafiłem zbyt dobrze spać, a mimo to każdego dnia udawałem, że wszystko jest dobrze tylko po to, aby nikt nie zauważył, że cała ta rozłąka jest dla mnie bardzo trudna.
Pierwszy raz również bez męża ruszyłem do miasta, mając u boku tylko moją psinę, przecież musiałem, że trochę dziwnie mi było, gdy ci wszyscy ludzie zwracali na mnie uwagę, a obok mnie nie było Soreya, który zawsze ich odganiał.
Nie czułem się z tym zbyt swobodnie, zachowując się mimo wszystko grzecznie tak jak to miałem w zwyczaju, wiedząc gdzieś tam podświadomie, że gdyby mój mąż to widział, bardzo by się na mnie wściekł, a to dlaczego? No właśnie dlatego, że jestem zbyt miły, dając sygnały, które źle są przez ludzi odczytywane.
Porozmawiałem, zachowywałem się tak, jak zachować się powinienem, robiąc zakupy na cały tydzień, nie chcą zbyt często tu przychodzić.
– No proszę, proszę, kogo ja wiedzę, i to całkiem samego – Nie znałem mężczyzny, który się do mnie zwracał. Jednak czułem, że nie była to istota, z którą chciałem mieć coś wspólnego.
– Nie znamy się – Odpowiedziałem spokojnie, chcąc odejść, bez niepotrzebnych konfliktów.
– My się nie znamy, ale ja znam twojego męża – Stwierdził, czym zwrócił moją uwagę, od razu zatrzymałem się, odwracałem do głowy w jego stronę.
– Bardzo mnie to cieszy, ale czego ode mnie chcesz? – Zachowałem spokój, przede wszystkim byłem grzeczny, czyli tak jak zachowywać się należy.
– Chciałem ci opowiedzieć, jak twój mąż świetnie bawi się w piekle chyba całkowicie o tobie, zapominając – Nie uwierzyłem w ani jedno jego słowo, Sorey nigdy by mnie nie zdradził, wiem, że jest, jaki jest, a demony nigdy nie dotrzymują słowa, ale on taki nie jest, kocha mnie, a ja kocham jego i wiem, że mnie nie straci.
– Nie wiem, jaki masz cel w mówieniu mi czegoś takiego, ale ci nie uwierzę, odejdź i nigdy nie wracaj – Zażądałem, czując jego dłoń, która chwyciła mój nadgarstek.
– Jesteś tego demona zbyt pewien. Jeszcze się możesz zdziwić – Uwolniłem swój nadgarstek, rzucając mu ostrzegawcze spojrzenie.
– Daj mi spokój, idź do diabła – Rozkazałem, ignorując go całkowicie. Mimo jego krzyków, które w moją stronę kierował, wiedziałem, że demonom nie można ufać i dlatego im nie ufałem, oczywiście mój mąż też był demonem, ale był inny, ufałem mu i kochałem go. Wiedząc, że nic mi nie zrobi, nigdy mnie nie skrzywdzi, tego jestem pewien.

<Pasterzyku? C:> 

Od Haru CD Daisuke

Mój piękny panicz zdecydowanie za bardzo się przejmował może i czasem zachowywałem się jak zwierzę, którym w sobie byłem, natomiast mój zdrowy rozsądek ten należący do człowieka pozwalał mi myśleć na tyle trzeźwo, abym przypadkiem nie oczekiwał od niego zbyt wiele, wiedząc, że nie jest mi w stanie wszystkiego dać.
– Nie martw się tym, teraz musisz odpocząć, a później, gdy się obudzisz, pomyślimy co dalej – Wyszeptałem, całując go w czoło, mówiąc bardzo cicho. Widząc, że ledwo, co jest w stanie ze mną rozmawiać, a co dopiero trzeźwą myśleć, a, jak widać, w tej chwili na pewno trzeźwo nie myśli.
Martwię się o mnie, a przecież ja dostałem to, czego chciałem, oczywiście nie jest w stanie zaspokoić mnie tak jak kiedyś, jednak, mimo to nie mam do niego o to pretensji. Jestem, jaki jestem i jako mieszaniec nie mogę oczekiwać zbyt wiele od człowieka. Wiem i jaką ma wytrzymałość i kiedy ma dość, nie mam zamiaru mieć do niego pretensji o to, że jest taki, jaki jest, sam Jeszcze niedawno byłem, taki jak on i moje siły nie były takie same jak teraz. Jestem przecież wyrozumiałym mężem, które nie oczekuje od niego zbyt wiele.
– Nie mogę, muszę wykonać swoje zadanie – Uparł się, chociaż w rzeczywistości nie był w stanie za bardzo się poruszać, nie musi udawać się nago, kiedy w rzeczywistości silne nie jest. To znaczy siła fizyczna podczas walki, nie ma tu żadnego znaczenia, a wiem, że gdybym to powiedział na głos, zapewne stwierdziłby, że jest zbyt słaby, i to nie w takim znaczeniu, w jakim ja myślę. Cały on wymyśla wiele rzeczy na bieżąco, nawet jeśli nie mają one sensu, a może raczej nie sensu a znaczenia…
Nie odpowiedziałem, chcąc ułatwić mu sen, w końcu, jeśli nie będzie żadnych bodźców, które by zwracały jego uwagę, zaśnie, a o to przecież mi chodzi, musi odpocząć, musi wypocząć i przede wszystkim pomyśleć o sobie, bo tylko ona w tej chwili ma jakiekolwiek znaczenie.
Przytuliłem go do siebie, całując w czoło, niech śpi, a gdy się obudzi i będzie czuł się lepiej, wtedy pomyślimy, co możemy dalej zrobić.
– Niczego mi nie ułatwiasz – Wyszeptał, na wpół już, śpiąc, no i o to w końcu mi chodziło.
Kolejny raz nie odpowiedziałem, a mój mąż powoli zasnął, moje piękne kochane maleństwo, niczego tak bardzo nie pragnę w moim życiu, jak bycia przy jego boku i szczęścia, które staram się mu dać, chociaż nie jestem w tym najlepszy, mógł mieć kogoś lepszego i bogatszego, a wybrał mnie i dlatego postaram się, jak tylko mogę, aby był szczęśliwy, nawet jeśli będę musiał poświęcić wszystko. Co prawda mój mąż nie oczekuje ode mnie zbyt wiele i tego jestem świadom, choć tak naprawdę mógłby oczekiwać więcej, bo wtedy może byłbym w stanie dać mu więcej.
Leżałem przy nim, szczerze się zaczynając nudzić, pełnia to nie czas, kiedy mam siłę leżeć i tracić czas na odpoczynek, którego nie potrzebuje, potrafię jednak się poświęcić, a przynajmniej do chwili, w której to mój umysł nie przewyższy, panowania nadciąłem, każąc mi czymś się zająć, aby nie umrzeć z nudów.

<Paniczu? C:> 

niedziela, 27 kwietnia 2025

Od Soreya CD Mikleo

 Kiedy trafiłem do piekła, nie miałem za bardzo czasu na myślenie o czymkolwiek niż o moim zadaniu. Chociaż przyznać muszę, pierwszy raz czułem się tak... dobrze. Swobodnie. Jakoś tak lepiej się oddychało, pomimo że przecież było duszno, jak to w piekle bywa. Od razu też wyczułem, że moja skromna osoba cieszy się wielkim zainteresowaniem. 
Od razu zostałem zaprowadzony do pokoju narad, gdzie została mi przedstawiona sytuacja, dostałem całą dokumentację, mapy, przedstawiony dowódcom, którzy patrzyli na mnie jak na robaka... Oj, to naprawdę będą ciężkie dziesięć lat. 
Tak jak było mi zapewnione w pakcie, nie musiałem uczęszczać w bitwach, mogłem poruszać się po całej posiadłości pretendenta piekielnego tronu, miałem swój mały kącik, a wszystko, co miałem za zrobić, to doradzać. I spierać się z dowódcami. Nie traktowali mnie poważnie, wątpili w moje słowa, bo ja się przecież nie znam. No i mieli rację, nie znałem się, skąd się miałem znać? Skoro jednak Crowley mnie tu chciał, to do czegoś mogłem się mu tu przydać. I nawet mu się nie dziwiłem, większość pomysłów, jakie słyszałem z ich ust, nie była najlepsza; za duże straty, za małe korzyści. Owszem, nawet jeżeli jakiś demon tu zginie, to ma możliwość odrodzenia się, ale kto powiedział, że znów stanie po tej samej stronie? No i czy się odrodzi. Nie wydaje mi się, by umieranie było przyjemne, więc trzeba to wziąć pod uwagę. Zresztą, zauważyłem już jakiś czas temu, że Crowley wolał walczyć sprytem. Szybkie uderzenia, zajmowanie strategicznych punktów i poszerzanie terytorium i wpływów. Zresztą, on rozumiał demony. Wiedział, jak je podejść, albo raczej jak zagrozić, by przeszły na jego stronę. Tak to było ze mną, i z tego co wiem, podobnie postąpił z kilkoma innymi wyższymi rangą demonami. Jego siła perswazji była przerażająca. 
Najbardziej podobały mi się momenty, kiedy narady się kończyły, a ja mogłem wrócić do pokoju. A narady dosłownie potrafiły trwać kilka dni... Kilkadziesiąt godzin na żmudnych rozmowach i analizowaniu, które ruchy będą najrozsądniejsze. W takich chwilach nawet rozumiałem, dlaczego Miki śpi, chociaż nie musi. To był odpoczynek dla umysłu. No ale na sen w tym miejscu nie mogłem sobie pozwolić. To zbyt niebezpieczne. 
W końcu wyszedłem po jednej z takich długich narad i wróciłem do pokoju, padając na łóżko. Zerknąłem na kalendarz, który odliczał czas do końca mojego więzienia. Kilka tygodni... U niego to pewnie kilka dni. Zerknąłem na opaskę na moim nadgarstku. Ależ to się dłuży. 
– Dziękuję ci, moja droga – powiedziałem do Banshee, która to wskoczyła do łóżka wraz z maskotką owieczki. – Przynajmniej tobie się tu podoba – dodałem, drapiąc ją za uchem. Fajnie było na początku, ale teraz ten ogień, popiół, śmierć... Trochę tęskniłem za wodą i zielenią. A może to tylko z prawdziwej tęsknoty za Mikim. 
Usłyszałem pukanie do drzwi, ale nie odpowiedziałem. Kiedy miałem czas wolny, ignorowałem wszelkie próby kontaktu, a trochę ich było. I chociaż samotność mi doskwierała, nie mogłem im ulec. Kontakt mogę utrzymywać tylko i wyłącznie z moim mężem. Jeszcze tylko kilkaset tygodni i znów go zobaczę, przecież wytrwam. 

<Owieczko? c:>

Od Daisuke CD Haru

 Musiałem dać sobie radę, chociaż czułem się zmęczony. Słaby. Nie powinno to tak wyglądać. Nie miało to tak wyglądać. Miałem wytrzymać znacznie dłużej. Przecież Haru nie zaspokoiłem. A miał być zaspokojony. Muszę troszkę odpocząć, i znów mu się oddać. W dodatku czułem, jak po klatce piersiowej coś mi spływa. Trochę nietomnie przesunąłem palcem po tej cieczy zauważając, że była to krew. To pewnie z tego pierwszego ugryzienia, kiedy był zirytowany i nad sobą nie panował. Czułem, że jest to mocne ugryzienie, a nie tylko delikatne podgryzienie, ale żeby aż tak? Tak mocno chyba mnie dawno nie potraktował. Ostatnim razem podczas naszego miesiąca miodowego. 
– Trochę za mocno, przepraszam – usłyszałem jego głos, na co pokręciłem głową. 
– W porządku, nic się nie stało – wymamrotałem, podnosząc się na równe nogi i robiąc te kilka pierwszych kroków. I kilka kroków wystarczyło, bym się zachwiał i omal nie upadł na ziemię. I to omal zawdzięczam Haru, który w porę zareagował, znajdując się przy mnie i mnie chwytając w pasie. 
– Zaniosę cię – stwierdził, bez zbędnego problemu biorąc mnie na ręce. 
– Odpocznę chwilę i znów będziesz mnie mógł wykorzystać – odpowiedziałem, kiedy Haru włożył mnie to ciepłej, ale nie gorącej wody. 
– Ledwo na oczy widzisz, ledwo chodzisz, jak ty chcesz jeszcze wytrwać kolejną rundę? – spytał, chwytając gąbkę w dłoń, by mnie umyć. A kiedy przejeżdżał po obojczyku, nieco mnie szczypało. Nawet nieco bardzo, więc musiałem się powstrzymywać od jakiejkolwiek reakcji, by nie czuł się źle. 
– Nie wiem, ale muszę. Nie zaspokoiłem cię. Znów – powiedziałem zasmucony. Bolało mnie to, że nie byłem w stanie dać mu tego, czego potrzebował. Wszystko było łatwiejsze, kiedy jego wilcze wcielenie było uśpione. Nie miałem takich widoków, ale za to oboje byliśmy zadowoleni. A tak? Tylko ja zawsze jestem zaspokojony, a on nigdy. Tak to nie powinno wyglądać. 
– Nie myśl w ten sposób, skarbie. I nie zmuszaj się do niczego, wystarczasz mi w zupełności – stwierdził, ale ja już swoje wiedziałem. 
– Gdybym ci wystarczał, byłbyś zaspokojony – zauważyłem, spuszczając wzrok. Nie tak miał wyglądać ten dzień. 
– Daj spokój, to nie jest najważniejsze – stwierdził, sięgając po ręcznik. – Chodź, zaraz się położysz i odpoczniesz. 
Posłusznie wyszedłem z balii, dając się mu wytrzeć i nałożyć na swoje ciało jedną z jego wielu koszul. Nie rozumiem, czemu wybrał akurat je na ten wyjazd. Czy nie lepiej byłoby je założyć na jakąś okazję? W końcu, do były naprawdę ładne, eleganckie koszule. Nie szkoda mu ich? 
Haru doprowadził mnie do łóżka i położył się zaraz obok mnie. Od razu położyłem dłoń na jego policzku, gładząc jego policzek, bardzo starając się nie zasnąć. 
– Zdrzemnij się, widzę, że zmęczony jesteś – usłyszałem, na co pokręciłem głową.
– A co, jeżeli obudzę się dopiero jutro? Nie chcę, by ten dzień się skończył. Nie powinien się jeszcze kończyć – mruknąłem, nie przestając głaskać jego już tak nie do końca gładkiego policzka. Musiałem się napatrzeć na jego szyję, na której dalej była obroża, i na jego cudowne uszy, bo tego prędko nie zobaczę. Już nie mówiąc o tym, że tak wczesna godzina jest... nie, ten dzień naprawdę się nie powinien kończyć. 

<Piesku? c:>

Od Mikleo CD Soreya

Czułem narastający smutek, gdy on odchodził, zostawiając mnie samego, tak strasznie będę za nim tęsknił. Mam tylko nadzieję, że nic złego mu się tam nie stanie, no i wróci do mnie cały i zdrowy, tylko na to liczę i tylko tego chcę.
Zamykając za sobą drzwi, zerknąłem na Psotkę, która od razu do mnie podeszła, merdając wesoła swoim słodkim ogonkiem, jak dobrze, że chociaż ona przy mnie będzie, uszczęśliwiając mnie, chociaż przez chwilę, bo coś tak czułem, że nasze dzieci nie będę mógł liczyć. Cieszę się również z obecności Lailah, ona również pozwoli mi zapanować nad dziećmi i przeżyć nieobecność mojego męża.
– Chodź Psotko, położymy się jeszcze na chwilę – Ruszyłem do sypialni, zachowując się bardzo cicho, nie chcąc wybudzić nikogo ze snu, suczka ruszyła za mną, wesoło merdając ogonem.
Oczywiście psinka położyła się przy łóżku, wiedząc, że nie wolno jej do niego wchodzić, mimo nieobecności męża nie miałem zamiaru uczyć jej wchodzenia do niego lepiej, aby spała na swoim miejscu w legowisku niż wnosiła brud do łóżka.
Nie mogąc już spać, patrzyłem w okno, słuchając ostatnich myśli mojego męża, nim całkowicie ucichły, a ja zdałem sobie sprawę, że to już koniec i zobaczę go za miesiąc, a jego, aż dziesięć lat, tak strasznie się o niego martwiłem, tak strasznie nie chciałem, aby odchodził, a mimo to wiedziałem, że musi. I chociaż pogodziłem się z tym, każdego dnia będę bał się o niego i czekał na jego powrót, marząc o tym, aby miesiąc ten minął najszybciej, jak to tylko możliwe.
Odczuwałem niepokój, a myśli, które krążyły po mojej głowie, nasuwały najgorsze scenariusze, zdecydowanie muszę się uspokoić, aby nie zwariować, Nie ma go zaledwie kilka minut, a ja już czuję, że ucieka ode mnie wszystko to, co pozwala mi żyć. I zdaję sobie sprawę z tego, jak bardzo jestem w niego zapatrzony i jak ciężko mi bez niego żyć wiem jednak, że muszę jakoś sobie poradzić, to przecież tylko miesiąc nie mam aż tak źle, nie chcę nawet myśleć o tym, co on musi czuć, wiedząc, że nie zobaczysz swoich bliskich, aż dziegieć lat.
Westchnąłem, podnosząc się do siadu, już nie zasnę, a zmuszać się do snu nie ma sensu, może, skoro już nie mogę spać, a myśli krążą wokół mojego męża, musiałem się za coś zabrać, musiałem coś zrobić, aby nie zwariować, a przyznam szczerze, że było coraz bliżej.
Na Boga nie ma go dopiero kilka minut, a ja już wariuję, dla niego te kilka minut to może już być kilka dni ciekawe, co się z nim teraz dzieje, czy wojna się już rozpoczęła? A co, jeśli ktoś lub coś zrobiło mu już krzywdę? Ja chyba nie jestem w stanie tego świadomie znieść, lepiej byłoby nie wiedzieć, czasem tak po prostu jest lepiej nie wiedzieć, niż w świadomości umierać ze strachu o osobę, którą się kocha.
Nie mogąc już dłużej o tym myśleć, wstałem z łóżka, przebrałem się i zabrałem Psotkę na spacer, potrzebowałam tego, potrzebowałem wyjść z domu, aby ochłonąć, wiedziałem, że bardzo źle zniosę jego nieobecność, ale nie spodziewałem się, że zacznie się to tak szybko, ja po prostu zwariuję. Mam tylko nadzieję, że wróci do mnie cały i zdrowy, reszta nie ma już znaczenia.

<Pasterzyku? C:> 

Od Haru CD Daisuke

 To wszystko trwało zbyt długo, zbyt wolno nie tak jak chciałem, to właśnie dlatego musiałam wziąć wszystko w swoje ręce, aby było, tak jak ja tego chcę.
Musiałem jednak bardzo uważać, aby przypadkiem nie zrobić mu krzywdy. Wiedziałem, jak źle znosi blizny na ciele, a nie chciałem być prowodyrem następnej mimo pragnień, które w sobie miałem, pilnowałem pazury i zęby, aby nie robiły mu śladu, choć w rzeczywistości bardzo tego chciałem. Czasem moje zwierzęce zapędy są bardzo silne i choć próbuję nad tym panować, nie jestem do końca w stanie, to wszystko zdaje się zbyt trudne, a przecież nie atakuje, nie walczę i nie muszę krzywdzić, zwierzęce instynkty, które posiadam, czasem po prostu uciekają ze mnie, wyjawiając te zwierzęce ja, nad którym czasem ciężko jest zapanować.
Teraz jednak starałem się, aby nic mu nie zrobić, chciałem zadawać mu tylko i wyłącznie przyjemność, a nie ból i cierpienie, nie jest w końcu typem masochisty, aby lubić ból, choć z drugiej strony czasem ciężko jest mi go zrozumieć, traktuje mnie jak zwierzę, ale kiedy czasem tak się zachowuje, on krytykuje mnie, czego nie do końca rozumiem, on chyba również nie do końca rozumie, o co mu chodzi i czego ode mnie chce.
Nie miałem jednak czasu, teraz o tym myśleć musiałem korzystać i dbać o niego, tak aby i on był zadowolony, co prawda wiedziałem, że mógł chcieć czegoś innego, że mógł chcieć czegoś więcej i zapewne, gdyby nie moją przyszłością może bym na to pozwolił, na tę jednak chwilę nie mogłem się zgodzić, to znaczy mogłem, ale nie chciałem, w tej chwili myślałem tylko o sobie, a może jednak nie tylko sobie w końcu robiłem dla niego to, na co miało ochotę, a więc myślałem o nas, chociaż i tak wydaje mi się, że bardziej o sobie.
Widząc, że mój piękny panicz ma już dość, musiałem dać mu odetchnąć, aby mi tu nie odpłyną, bo co to za przyjemność, kiedy osoba, na którą masz ochotę, śpi lub tak jak właśnie mój mąż odpływa, lepiej dać mu odpocząć, niż męczyć go, kiedy już ewidentnie ma dość.
Położyłem się obok niego, przytulając do siebie, miał dość, i to widziałem, a to oznaczało, że na dziś już koniec, a szkoda, bo miałem straszną ochotę na więcej.
– Muszę się umyć – Wyszeptał, padnięty z trudnej utrzymają otwarte oczy.
– Dasz radę? Nie wyglądasz, jakbyś miał na to siłę – Zauważyłem, przyglądając mu się ze zmartwieniem, Nie byłem do końca pewien, czy ten pomysł był, aby na pewno dobry. Oczywiście wiem, że on musi się umyć, bo taki już jest i nie przeszkadza mi to, ale czy w tej sytuacji ma na to siłę? Nie do końca mi się wydaje.
– Haru muszę – Mruknął a ja, widząc, że sobie nie odpuści, podniosłem się niechętnie z łóżka i ruszyłem do łazienki, przygotowując mu ciepłą kąpiel, na początku myślałem o gorącej, ale to chyba niezbyt dobry pomysł na jego delikatną cerę.
Wróciłem do niego po kilku minutach, widząc, że wciąż walczy ze zmęczeniem, wytrwały jest.
– Dasz radę sam pójść, czy mam ci pomóc? – Dopytałem, podchodząc do łóżka, aby pomóc mu podnieść się do siadu.

<Paniczu? C:>

sobota, 26 kwietnia 2025

Od Soreya CD Mikleo

 Łatwo było mówić, a co to będzie później? Ciężko stwierdzić. Nie wiem. Jak się zmienię, aczkolwiek podejrzewam, że na pewno się zmienię. Na gorsze, w odczuciu Mikleo. Teraz nie ma jednak co tym myśleć, będę się nad tym zastanawiać, kiedy już wrócę. Dziesięć lat... Jak ja bez niego przetrwam? Zostanę pozbawiony jedynego mojego dobrego promyczka, który jeszcze trzyma mnie na tej ścieżce dobra i praworządności. Będę się jednak starać. Dla niego. 
– Obym cię nie zawiódł – powiedziałem cicho, tuląc go do siebie. 
– Nie mam dużych wymagań, wystarczy, że do mnie wrócisz – poprosił, odsuwając się ode mnie na chwilę. – Wziąłeś moje prezenty? 
– Właśnie... nie wiedziałem, gdzie je położyłeś. I miałem się o nie spytać – odparłem, przypominając sobie o nich dopiero teraz. No i bym zapomniał. A mógł te pudełeczka gdzieś na wierzchu zostawić, przecież bym do nich nie zajrzał. 
Mikleo zaraz ruszył do szafy i to właśnie z niej wyjął te małe rękodzieła, których bardzo byłem ciekaw. Coś tam kątem oka widziałem, ale nie byłem pewien, co takiego widzę. Jakiś fiolet, jakąś biel... co to on wymyślił? 
– Mogę otworzyć już teraz? – spytałem, odrobinkę podekscytowany. Cóż miałem powiedzieć, starałem się znaleźć jakieś małe pozytywy w tej beznadziejnej sytuacji. Kolejny pozytyw to taki, że dzięki mojej decyzji na pewno będą bezpieczni. A jakieś pojedyncze, najgłupsze osobniki zostaną szybko przepędzone przez Lailah. Są bezpieczni. Tego mogę być pewien. 
– Tak, w sumie to tak – kiwnął głową, a ja zaraz zabrałem się za otwieranie tych pudełeczek.
W pierwszym z nich znajdowała się chyba opaska. Albo gumka w przyszłości, kiedy już mi włosy urosną, bo przecież przez tyle lat na pewno mi urosną, a ja ich przecież sam nie zetnę. I w dodatku miała taki piękny odcień, zupełnie jak oczy mojego męża. A drugi prezent to była przywieszka w kształcie owieczki. Do puchatej wełny użył takiej ładnej włóczki, ni go białej, ni to niebieskiej... zupełnie jak jego włoski. A oczka mięciutkiej owieczki były zupełnie jak kolor opaski, czyli dokładnie jak jego tęczówki. 
– Jakie to słodziutkie – powiedziałem, przyglądając się z uśmiechem temu małemu arcydziełu. 
– To teraz o mnie nie zapomnisz na pewno – odpowiedział mi uśmiechem. 
– Nigdy bym nie zapomniał, ale teraz będę miał moją Owieczkę już zawsze przy sobie – zadowolony przypiąłem ją do plecaka. – A teraz muszę uciekać, wiesz? Nie mogę się spóźnić – dodałem, chwytając jego dłoń i całując jej wierzch. 
– Wiem... uważaj tam na siebie – poprosił chyba po raz drugi. 
– I ty na siebie. Pozdrów dzieciaki, i bądź wobec nich konsekwentny – poprosiłem, puszczając jego dłoń mimo, że bardzo nie chciałem. Nie miałem wyjścia, już musiałem naprawdę wychodzić. I mimo, że mnie to bolało, musiałem nałożyć na twarz uśmiech, by on się nie martwił. 
– Nie chcesz sam ich pożegnać? – zapytał, na co pokręciłem głową. 
– Niech śpią, wczoraj się późno położyły. I niech myślą, że to tylko miesiąc, też to łatwiej zniosą. Wystarczy, że ty się będziesz o mnie martwił niepotrzebnie. Znajdź sobie jakieś zajmujące zajęcie i nie myśl o mnie. Kocham cię i to się nie zmieni. Banshee, idziemy – odezwałem się do suczki, która już była cała podekscytowana i zaraz po tym opuściłem dom, trochę w pośpiechu, by po prostu więcej na niego nie patrzeć, bo serce by mi pękło. 

<Owieczko? c:>

Od Daisuke CD Haru

 Widząc jego proszące spojrzenie nie mogłem mu powiedzieć nie. Zresztą, czemu miałbym go dłużej przytrzymywać? Zrobił dla mnie wszystko, co chciałem, bez zbędnego gadania, chociaż niezbyt zadowolony. To nie miało jednak znaczenia, byłem zadowolony z tego, że przystał na moje małe żądania. Ze względu na jego przeszłość trochę odstawiłem swoje upodobania na bok, ale skoro to ma być moje ostatnie chwile z nim, zanim się stanę kobietą, to wydaje mi się, że trochę także na siebie mogę postawić. Ale tylko trochę. Przede wszystkim najważniejszy był dla mnie on, i tak powinno być zawsze. 
– Możesz rozpakować swój prezent. Ale tylko rozpakować – poinstruowałem go, dalej trzymając w dłoni smycz. – Tylko grzecznie. Nic nie możesz rozerwać. 
Haru uśmiechnął się, dobierając się do mojego ciała. Wpierw zaczął od gorsetu, najpierw trochę się na niego rzucił i przez to tylko sobie utrudnił sprawę, bo wszystko mu się zaczęło plątać, ale po chwili, zdał sobie sprawę, że musiał być spokojny. Czyli tak, jak przewidziałem. Specjalnie dobrałem takie ubrania, by jak najciężej było się do mnie dobrać. 
– W końcu – mruknął zadowolony, kiedy mój tors był w końcu bez ubrań. Już nawet nachylił się, by pewnie przyssać się do mojej skóry, dlatego szarpnąłem go stanowczo. 
– Jeszcze mnie nie rozpakowałeś – powiedziałem chłodno. Dalej miałem na swoim ciele spodnie, no i bieliznę. 
– Nie mogę cię chociażby raz pocałować? – zapytał, patrząc na mnie wręcz błagalnie, ale tym razem mu nie uległem. 
– Jeszcze będziesz miał na to czas – odpowiedziałem, łagodnie go głaszcząc po policzku. 
Napuszył je leciutko, ale zaraz jednak zabrał się do pracy. Akurat z dołem poszło mu bardzo szybko, i kiedy tylko stałem przed nim całkowicie nagi, znów chciał się do mnie dobrać. 
– Jeszcze nie. Ręce do tyłu i odwróć się – rozkazałem, co też mu się nie spodobało. – To chwilowe. Nie martw się, nic ci złego nie zrobię. 
– No... dobra – westchnął cicho, robiąc to co chciałem. Naprawdę dzisiaj będzie musiał go wynagrodzić, bo zachowuje się wzorowo dzisiaj, poza tym porankiem. 
– Skoro jesteś pieskiem, nie możesz używać swoich dłoni – powiedziałem, unieruchamiając jego dłonie paskiem. – Nie martw się, później cię uwolnię, byś było tak, jak ty chcesz – dodałem, odwracając go w swoją stronę. 
– Ale nie będę mógł cię dotknąć – powiedział, pusząc swoje policzki i kładąc swoje uszy. 
– Jak to nie będziesz? Pieski wszystko dotykają pyszczkiem. Ty masz usta. I język. Ja już dobrze wiem, jak ładnie potrafisz z nich korzystać – powiedziałem, siadając na łóżku i delikatnie ciągnąc go za smycz. 
Haru zmrużył oczy, ale posłusznie uklęknął przede mną, zbliżając swoje usta do mojego torsu. Z moich ust wydobyło się ciche westchnięcie. Kontrast pomiędzy chłodem a gorącem był wręcz elektryzujący. Cudowny. A im niżej, tym lepiej. Haru doskonale znał moje ciało, wiedział, gdzie podgryźć, gdzie zassać, gdzie ucałować... Perfekcyjny pod każdym względem. 
Haru przeciągał moją przyjemność, nie pozwalając mi dojść, co nawet mi się spodobało, bo jednak miałem ochotę na coś innego niż jego usta. Kazałem mu usiąść, uprzednio pozbywając się niepotrzebnych części jego odzieży, a po tym usiadłem okrakiem na jego kolanach, także siadając na jego przyjacielu, który już był gotowy do działania. Ciekawe, czy to z mojego powodu, i czy mu te blizny nie przeszkadzają. 
– Chcę cię dotknąć – usłyszałem, kiedy zarzuciłem ręce na jego kark powoli unosząc swoje biodra w górę i w dół, tak jak chciałem. 
– Na to przyjdzie czas – uśmiechnąłem się do niego złośliwie, czując to drżenie jego ciała, nerwowe ruszanie dłońmi. Ta niecierpliwość była przeurocza. Wplotłem palce w jego włosy, zmniejszając dystans pomiędzy nami. Bliżej już chyba być siebie nie możemy. 
Po chwili jednak usłyszałem... Jakiś trzask? Pęknięcie? Z pewnością dźwięk, którego nie powinno tu być. Zaskoczony spojrzałem na mojego męża, trochę nie rozumiejąc, skąd się on wziął i zaraz po tym poczułem dłonie na swoich biodrach. I wtedy zrozumiałem, że Haru, jakimś cudem, rozerwał ten pasek. Ja wiedziałem, że on silny jest, ale żeby aż tak...? Nie zdołałem nic powiedzieć, nic zrobić, a już zostałem przewrócony na plecy, Haru mocniej chwycił moje biodra, mocniej i agresywniej we mnie wchodząc. Wbił także żeby w mój obojczyk, na co krzyknąłem cicho, wbijając paznokcie w jego plecy. 

<Piesku? c:>

Od Mikleo CD Soreya

Poinformowałem dzieci o posprzątaniu kuchni i o dziwo nie było aż tak źle, bez słowa zrobiły to, co zrobić miały, a to bardzo mnie cieszyło, chociaż raz bez fochów, jak miło.
Ja sam, widząc, że nie sprawiają problemów, ruszyłem do sypialni, wyczekując męża, który za chwilę na pewno do mnie wróci.
A więc czekałem i w końcu się doczekałem, przybył do mnie w trochę gorszym humorze, który zmienił się, gdy tylko mnie dostrzegł.
– Nie śpisz jeszcze? Mówiłem ci, żebyś nie czekał na mnie – Odparł, podchodząc do mnie, aby zająć miejsce obok, przytulając moje ciało do swojego.
– A ja powiedziałem ci, że zobaczymy, co da się zrobić – Odpowiedziałem, uśmiechając się uroczo, tak jak to zawsze miałem w zwyczaju, kiedy chciałem owinąć go wokół palca.
Mój mąż mimo bycia demonem bardzo łatwo dawał się omamić, mam nadzieję, że tylko mi nie chciałbym, aby ktoś inny mógł omamić go, tak jak robię to ja.
– Moja mała słodziutka owieczka – Ucałował mnie w czoło, ujawniając swoje skrzydła, którzy mi okrył mnie przed całym światem. – Śpij dobrze, to nasza ostatnia noc – Przypomniał mi, gdybym przypadkiem o tym zapomniał.
– Obiecaj, tylko że obudzisz mnie rano, nim znikniesz z mojego życia – Poprosiłem, chcąc ten ostatni raz go pożegnać, tracę go na miesiąc, a kto wie może i dłużej.
– Obiecuję, że cię obudzę, a teraz śpi, musisz odpocząć, aby mieć siłę dla dzieci, które będą cię potrzebować, gdy mnie nie będzie – Mówił do mnie, głaszcząc po głowie, usypisko mnie to i nim zdążyłem nawet pomyśleć, odpłynąłem do krainy Morfeusza, czując bezpieczeństwo i ciepło bijące od męża, niczego więcej nie potrzebując.

Wczesnym rankiem poczułem dotyk, który delikatnie wybudził mnie ze snu, pozwalając mi pożegnać się z mężem, który musiał odejść, abyśmy my byli bezpieczni.
– Bądź bezpieczny i uważaj na siebie, bardzo proszę – Prosiłem, patrząc w jego oczy z nadzieją, a jednocześnie przerażeniem, które narastało ze świadomością jego odejścia, na Boga jak strasznie się o niego bałem, oby tylko nic złego mu się nie stało, nie przeżyje tego, nie chcę nawet wyobrażać sobie, co mogłoby mu się stać, nie, dla mnie ma tu wrócić, nie może mnie zostawić, nie przeżyję tego, naprawdę nie dam sobie bez niego rady.
Mój mąż uśmiechnął się do mnie, łącząc nasze usta w namiętnym ostatnim pocałunku.
– Nie martw się ani się nie obejrzysz i już przy tobie znów będę, o ile nie zmienisz zdania i nie stwierdzisz, że mam odejść – Wyszeptał, gdy nasze usta oderwało się od siebie, kładąc delikatnie dłoń na mój policzek.
– Dlaczego miałbym zmienić zdanie? – Zapytałem, unosząc jedną brew, aby zrozumieć, co chce mi przekazać.
– Ponieważ, kiedy wrócę, mogę już nie być sobą – Byłem tego świadom, a jednak mimo wszystko nie chciałem, a raczej nie dopuszczałem, do siebie myślisz, że mógłby do mnie nie wrócić, jestem świadom jego przemiany, jestem świadom wielu rzeczy, ale mimo to kocham go i kochać nie przestanę, pragnąc jego bliskości, ciepła i miłości.
– Tym się nie przejmuj, wróć do mnie, a resztę będziemy w stanie razem wypracować – Wyszeptałem, ostatni raz, wtulając się w jego gorące ciało, aby zapamiętać go przed rozłąką.

<Pasterzyku? C:> 

Od Haru CD Daisuke

Skoro obiecał mi nagrodę, to chyba nie miałem wyjścia jak tylko dać mu to, na co tak bardzo ma ochotę.
Nie pokazując mu, że nie do końca mi się to podoba. Ujawniłem, przed kim moje uszy i ogon od razu, dostrzegając uśmiech na jego twarzy.
Od razu chwycił moje uszy, którymi zaczął się bawić, ciesząc się jak małe dziecko.
– Dobry piesek – Pochwalił mnie, zachowując się trochę jak szczęśliwe dziecko, które dostało zabawkę, o której zawsze marzyło.
Rany jak niewiele mu brakowało do szczęścia, a zawsze wydawało mi się, że potrzebuje znacznie więcej, jak widać, bardzo się pomyliłem.
– Nic nie powiesz? – Zapytał, gładząc moje uszy, specjalnie, drażniąc mnie, wiedząc, jak to na mnie działa.
– A co chciałbyś usłyszeć? Daje ci nacieszyć się tymi akcentami, których później znów długo nie zobaczysz – Uświadomiłem go, patrząc bardzo poważnie na jego twarz, chcąc, aby był pewien moich słów, następnym razem zobaczy te uszy, dopiero gdy sam nie wiem, kiedy, ale na pewno nieszybko. No, chyba że podczas pełni zmusi mnie do pokazania swoich wilczych akcentów, wtedy chyba nie będę miał wyjścia, z drugiej jednak strony, jeśli wszystko dobrze pójdzie, podczas mojej kolejnej pełni będziesz w ciąży, a wtedy będę musiał bardzo na niego uważać i na pewno nie robić niczego zbyt zwierzęcego, aby przypadkiem mu nie zaszkodzić, bardzo nie chciałbym go skrzywdzić ani naszego dziecka, które może już będzie w jego łonie, oczywiście nie mam stuprocentowej pewności, natomiast podejrzewam, a może nam się szybko to udać, a przynajmniej taką, mam nadzieję, bo szczerze przyznam, że już chciałbym być tatą…
– No właśnie, dlaczego nie zobaczę? – Drążył temat, chcąc poznać moje patrzenie na całą tę sprawę chyba, nie widząc tego, tak jak ja, no, tak dla niego to słodkie uszy i ogon dla mnie to irytujące dodatki, których nie potrzebuję
– Bo nie chcę ich pokazywać, nie jest to dla mnie nic przyjemnego wyglądać jak pies, poza tym mam wrażenie, że się tam nie wyśmiewasz, kiedy je pokazuje – Stwierdziłem, uważnie, obserwując każdy jego ruch, widząc smycz, którą trzymał w dłoniach, a której jeszcze nie zapiął na mojej obroży.
– Ależ ja lubię, kiedy je pokazujesz, bardzo podoba mi się, to jak dobrze z nim wyglądasz – Pochwalił mnie, ale nie byłam pewien, czy aby na pewno tak było te uszy, zęby, oczy, ogon to psia akcenty, które nie są moim atutem, a przynajmniej nie dla większości ludzi, gdyby ktoś mnie takiego zobaczył. Wiedziałby, że jestem inny, a wtedy moje życie mogłoby się szybko zakończyć.
Patrzyłem na niego, uważnie, obserwując każdy jego ruch, wiedziałem, że dobrze się bawił, a to chyba nawet dobrze, skoro go to cieszy, to chyba powinienem, dać mu to, czego potrzebuje i uszczęśliwić go, nawet jeśli czasem nie do końca mi się to podoba.
– To może, skoro tak dobrze w nich wyglądam i spełniłem twoje małe marzenie dostanę w końcu nagrodę, na którą już nie mogę się doczekać – Poprosiłem, pięknie, uśmiechając się do męża, który zapiął smycz na mojej obroży, zastanawiając się chyba nad tym, co mu właśnie powiedziałem.

<Paniczu? C:> 

piątek, 25 kwietnia 2025

Od Soreya CD Mikleo

 Póki tu jestem, nic mu nie mogło zagrażać poza mną. Istnieje jednak szansa, że może przez ten miesiąc Lailah mu do rozumu przemówi. Może jak też zobaczy moją przemianę po tych dziesięciu latach, bo na pewno ona nastąpi, to też coś mu to da do myślenia. Na razie skupiam się na tym, że jeszcze przez chwilę tu z nim jestem, i on jest ze mną. A później, co to będzie, to zobaczymy. 
– Szczęście albo klątwa, zależy, jak na to spojrzeć – odpowiedziałem, gładząc jego chłodny policzek swoją gorącą dłonią. – Ja tutaj dokończę wszystko dla Lailah, a ty może odpocznij, co? – poprosiłem, uśmiechając się do niego łagodnie. 
– Posprzątam w kuchni – stwierdził, już chcąc odejść, ale w ostatnim momencie chwyciłem jego nadgarstek. 
– Mam lepszy pomysł. Niech dzieciaki posprzątają. W końcu, one też jadły, a my zrobiliśmy wszystko, i ciasto, i lody, i wczoraj obiad... Pamiętaj, by uczyć ich samodzielności, kiedy mnie nie będzie. Zbyt to zaniedbaliśmy – odpowiedziałem, nie zapominając o naszych pociechach. Za to dzisiejsze spóźnienie też im się w sumie należy. Ale mają szczęście, że wrócili z Lailah. A może to sami zaplanowali? Oj, nie zdziwiłbym się, to są chytre lisy, zupełnie jak Miki. Tyle dobrego, że wdali się bardziej w mamę niż we mnie. Niegdyś byłem głupi, i teraz też jestem, tak więc nic ciekawego im do przekazania nie miałem. Ani wyglądu, ani charakteru, ani inteligencji... Dobrze, że Miki jest tym cudowniejszym z naszej dwójki.
– W sumie... to byłaby dla nich dobra lekcja. Pójdę ich poinformować. A później poczekam na ciebie w sypialni – obiecał, na co szeroko się uśmiechnąłem. 
– Jakbyś był zmęczony, to idź spać. Nie musisz się dla mnie męczyć – poprosiłem, ale on jakoś się tym nie przejął. 
– Zobaczymy, co to będzie. Na razie mówię ci do zobaczenia – odpowiedział i mi zniknął z pola widzenia. 
A ja zabrałem się za przygotowanie salonu dla Lailah. Naprawdę nam brakuje tu jeszcze jednego pokoju... no ale gdzie miałby on się znajdować? Chyba, że piwnicę by jakoś wyremontować. Jakby ją dobrze zrobić, to kto wie, może nie byłoby tak źle? Albo strych. Chyba nawet strych lepiej by się nadawał. Ale w lato tam mieszkać? Dla mnie czy Lailah byłoby w porządku, ale dla przeciętnej osoby to byłby koszmar. Najlepiej to dzieci byłoby przenieść do jednego. Szkoda, że nie mogę wyczarować nam tu dodatkowego pomieszczenia. 
– Proszę, posłanie gotowe. Dobranoc – odpowiedziałem, kiedy Lailah wyszła z łazienki, przebrana w swoją piżamę. 
– Dobranoc – odpowiedziała grzecznie, ale wyczułem mimo wszystko w niej lekką niechęć. Czasy, w których byliśmy przyjaciółmi, dawno minęły. Gdyby nie Miki i dzieciaki, bylibyśmy wrogami. I coś czuję, że kiedy dzieciaki wyruszą swoją drogą, ten kontakt się urwie. A już na pewno zostanie mocno ograniczony, no bo jeszcze Miki przecież jest tym łącznikiem. Może tak to właśnie powinno wyglądać...? Całkowicie powinienem się od iść od jakichkolwiek aniołów, poza oczywiście moją rodziną, póki oni sami będą tego oczywiście tego chcieli. 

<Owieczko? c:>

Od Daisuke CD Haru

 Jemu było łatwo mówić, nieważne, ile on by zjadł, zaraz i tak wyglądać będzie zjawiskowo. A ja? Nigdy nie zauważyłem u siebie tego problemu, no ale wolałem uważać. Chciałbym być dla niego jak najdłużej najpiękniejszy, co przecież dla mnie małym wyzwaniem będzie, bo ja się starzeję w porównaniu z nim znacznie szybciej. Także na moim licu prędzej pojawią się zmarszczki, włosy zaczną siwieć, mięśnie staną się wiotkie, tkanki tłuszczowej zacznie przybywać... Ależ ja będę wyglądać okropnie. Paskudnie wręcz. 
– Tego ciałka już wkrótce i tak będzie za dużo. Wtedy już się nim będziesz mógł cieszyć do woli – odpowiedziałem, wstając od stołu, by zanieść pusty talerz do zlewu. 
– Oj, uwierz mi, że będę – mimo, że stałem tyłem do niego i nie widziałem jego twarzy czułem, jak się szczerzy głupkowato, jak to on ma w zwyczaju. – Ale tym też się zamierzam dzisiaj nacieszyć – dodał, podchodząc do mnie. Od razu położył dłonie na moich biodrach, a jego zaczęły całować mój kark. Na tę pieszczotę westchnąłem cicho. Niby taka prosta, a taka przyjemna...
– Wpierw posiłek musi się ułożyć – odpowiedziałem, myśląc przede wszystkim racjonalnie. Zresztą, im dłużej go przytrzymam, tym lepiej dla mnie, a i jemu się krzywda nie stanie. Nauczy się cierpliwości. Byleby później podczas rozwiązywania tych sznureczków jej nie stracił i nie rozerwał mi ubrań, bardzo lubię ten strój i nie chciałbym go stracić. – Akurat zdążysz się przyzwyczaić do swoich akcesoriów – dodałem, odwracając się w jego stronę i uśmiechnąłem się do niego niewinnie. 
– Chyba zaczynam podejrzewać, co to może być – mruknął, pusząc delikatnie swoje policzki. Jakże bym chciał zobaczyć w tej chwili jego uszy i ogon... może jak go dobrze podejdę, to uda mi się go przekonać. Przez tę jedną noc krzywda mu się nie stanie. 
– Świetnie, więc rozumiem, że się zgadzasz? – zapytałem, odwracając się w jego stronę. 
– No cóż... Chyba to jakoś przeboleję – stwierdził, na co się uśmiechnąłem nieco szerzej. 
Wytarłem dłonie w ręcznik i następnie bez gadania chwyciłem jego nadgarstek i poprowadziłem do naszej sypialni. Haru, bez zbędnego oporu, dał się ładnie poprowadzić, jak grzeczny piesek. Pytanie, czy na smyczy też będzie taki grzeczny. 
– Siad – poleciłem, wskazując na łóżko. Haru uczynił to momentalnie, co nawet trochę mnie zaskoczyło. Wyjąłem więc z torby moje małe akcesoria i wróciłem do męża, sprawnie zapinając obrożę wokół jego szyi. – Dobry piesek. Tylko... Tak trochę za mało wyglądasz, jak piesek – powiedziałem znacząco, gładząc jego miękkie włosy przy miejscu, gdzie jak dobrze pamiętam powinno być ucho. Że też ja ich nie widzę... Sam nie wiem, dlaczego, ale po prostu strasznie mu to pasuje, a ja uwielbiam na nie patrzeć. Odkąd się tylko poznaliśmy przypominał mi na myśl pieska, którego trzeba było poskromić. I jak widać, udało mi się. 
– A dostanę nagrodę? – zapytał, przekrzywiając lekko głowę. 
– Ależ oczywiście. Grzeczne pieski zawsze dostają nagrodę – przytaknąłem, przenosząc swoje dłonie na jego rozgrzane policzki. 

<Piesku? c:>

czwartek, 24 kwietnia 2025

Od Mikleo CD Soreya

Lailah patrzyła na to wszystko trzeźwym okiem, mając ogara za wroga, my jednak wszyscy tu obecni mieliśmy Banshee za rodzinę, którą przecież była, od małego była z nami, i to się nie zmieni, jest i będzie, póki żyje.
– Powinieneś postawić jasną granicę – Zwróciła się do mnie, nawiązując do poprzedniej sytuacji, chcąc, abym był głosem rozsądku. Byłem, jednakże doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, jak wszyscy kochają Banshee i że wychowana przy nas nikogo z rodziny by nie skrzywdziła.
– Jasną granicę? Wybacz Lailah, Banshee jest z nami od samego początku, nigdy nikogo nie skrzywdziła i nie skrzywdzi. Oczywiście jest ogarem i ma swoje za uszami, natomiast od tego jest Sorey, aby się nią zaopiekować i dopilnować by nikogo nie skrzywdziła. Ufam mojemu mężowi, jeśli on uważa, że Banshee nie jest dla nas zagrożeniem, to ja mu wierzę i nie odbiorę jednego przyjaciela, który rozumie jego demoniczne wcielenie – Wyjaśniłem, nie mając zamiaru wyrzucać ogara, który był częścią naszej rodziny, oczywiście był to demon taki sam jak mój mąż i skoro kochały męża, to byłem w stanie znieść obecność psa, który i tak w żadnym wypadku mi nie przeszkadzał.
– Zdajesz sobie sprawę z tego, że jest to bardzo nieodpowiedzialne? – Kobieta nie dawała za wygraną, bardzo próbując przekonać mnie do swojego zdania i okej miała do tego prawo, natomiast ja miałem prawo nie zgodzić się z nią. I tak właśnie cały czas robiłem, nie zgadzałem się, znając Banshee znacznie lepiej niż ona.
– Nie mówmy już o niej, Banshee zostaje z nami i nic z tego nie zmieni – Wytłumaczyłem, a kobieta, nie mając wyjścia, odpuściła. Wiedziała, że każdy z nas stoi z ogarem, a jej słowa niczego nie były w stanie zmienić, mieliśmy zdanie na ten temat i nie było nawet mowy o jego zmianie.
Zmieniliśmy temat, rozmawiając, dzieci ruszyły do swoich pokoi, pozostawiając nas samych.
Dzięki temu mieliśmy okazję poruszyć kilka różnych tematów związanych z moim mężem.
Lailah wciąż nie była przekonana co do jego obecności i tego, co planuje zrobić, będąc pewną, że po powrocie nie będzie już tą samą osobą.
Wiedziałem, że nie będzie, ale czy mogłem coś zrobić? Nie, robi to dla nas, dla naszego bezpieczeństwa, a ja nie chciałem się z nim już kłócić, poddałem się. Wiedząc, że zdania nie zmieni i jeśli uważa, że tak będzie lepiej, ja nie będę na siłę zmieniał jego decyzji.
Późnym już wieczorem postanowiliśmy się położyć już spać, będziemy mieli cały miesiąc na rozmowy, nie trzeba wszystkiego robić już teraz.
– Pościele ci na kanapie, łazienka wiesz, gdzie się znajduje – Odparłem, idąc do sypialni po pościel i ręczniki, które wręczyłem jej do rąk własnych.
Kobieta podziękowała, ruszając do łazienki, pozostawiając mnie samego w salonie, abym spokojnie mógł posprzątać, zmienić pościel, przygotować wszystko na powrót Lailah.
– Dlaczego mnie nie wołasz? Przecież bym to zrobił – Sorey pojawił się w pokoju, znienacka trochę mnie tym strasząc.
– Nie strasz mnie tak – Odwróciłem głowę w jego stronę, kładąc pościel na bok.
– Nie bój się, przecież nic ci nie grozi, nie przy mnie – Sorey podszedł do mnie, przyciągając bliżej, kładąc dłonie na moich pośladkach.
– No tak, mój osobisty bodyguard – Wyszeptałem prosto w jego usta, patrząc mu głęboko w oczy. – Jak dobrze, że cię mam – Dodałem, łącząc nasze usta w namiętnym pocałunku.

<Pasterzyku? C:> 

Od Haru CD Daisuke

 Nie do końca podobało mi się to, że mój mąż myślał w tej chwili tylko o mnie, a w rzeczywistości powinien myśleć o sobie, o swoim dobru i przyjemności, którą mogę mu dać.
– Myślę, że powinniśmy pomyśleć o wspólnej przyjemności, nie chciałbym, abyś myślał o mojej przyjemności, kiedy to możesz myśleć o swojej przyjemności, a ich możesz dostać co niemiara pod warunkiem, że będziesz tego chciał – Wyszeptałem, chwytając jego podbródek, aby spojrzeć w jego oczy. – Niczym się nie przejmuj, wszystko będzie dobrze, kocham każdy centymetr twojego ciała, od małego nosa po palce u stóp i żadna blizna tego nie zmieni – Zapewniłem, łącząc nasze usta w namiętnym pocałunku.
Mój mąż niepewnie odwzajemnił pocałunek, kładąc dłonie na mojej klatce piersiowej.
Po oderwaniu się od swoich ust spojrzeliśmy sobie głęboko w oczy, a nasze spojrzenie było pełne miłości, obaj bardzo się kochaliśmy i nic tego nie zmieni, a przynajmniej nie z mojej strony mam nadzieję, że z jego również, nie chciałbym, aby mnie zostawiał, nawet jeśli coś sobie ubzdura, a ubzdura na pewno, bo taki właśnie jest, cały on, ale i tak go kocham, kocham jak wariat i nie wyobrażam sobie, aby bez niego żyć.
Daisuke chwycił moją koszulkę, przyciągając mnie bliżej siebie.
– W takim razie, jeśli i mi ma być dobrze, to chce, abyś coś dla mnie założył – Zaczął, kładąc dłoń na moim policzku, stukając palcem o mój policzek.
– Co takiego? – Mój ogon od razu wesoło zaczął merdać, a uszy poruszały się w każdą stronę, ciesząc się wraz z ogonem.
– Nie mogę ci teraz powiedzieć – Stwierdził, czym bardzo mnie zasmucił, ciekawe, dlaczego on nic mi nie chcę powiedzieć, zrobiłem coś nie tak? On mnie każe? Ale za co.
– Dlaczego nie? Czemu taki jesteś? – Zapytałem, patrząc na niego z widocznym smutkiem w moich złotych oczach.
– To jasne, najpierw zjemy obiad, aby się nie zmarnował, a później, później zobaczymy, co mam na myśli – Gdy to mówił, jego usta uśmiechały się, widziałem błysk w jego oczach, on bardzo chciał czegoś i miał na coś bardzo ochotę, oczywiście ja doskonale wiedziałem, co kryje się za tym czymś, chciałem jednak grzecznie poczekać, chciałem, aby sam powiedział mi, co chce, abym mógł go uszczęśliwić.
– Oczywiście, zasiądźmy więc przy stole, zjedzmy już zapewne trochę zimny posiłek, a później, później powiesz mi co ci w duszy gra – Chwyciłem krzesło, aby odsunąć je przed mężem, dając jasną informację, aby usiadł na swoim miejscu i zabrał się za posiłek.
Mój mąż usiadł grzecznie na swoim miejscu, zabierając się do spożywania swojego posiłku, widząc to i ja zacząłem jeść obiad, zerkając na męża, który wyglądał na zadowolonego, a to jasno dawało mi do zrozumienia, że mu smakowało, a przynajmniej taką miałem ochotę.
Wspólny posiłek był dobry i przyjemny rozmawialiśmy i jedliśmy, dzięki czemu atmosfera była bardzo przyjemna.
– Chciałbyś jeszcze dokładkę? – Zaproponowałem, nie chcąc, aby przypadkiem był głodny, nie wybaczyłby sobie, gdyby tak się stało.
– Nie, przecież wiesz, że nie mogę, jeszcze przytyje i co wtedy? – Za bardzo się przejmował swoim wyglądem, mimo że był piękny, bardzo piękny i tylko mój.
– Nie przejmuj się kochanego ciała nigdy za wiele – Wymruczałem, całując go w czoło.

<Paniczu? C:>

Od Soreya CD Mikleo

 Wiedząc, że ani ja nie czułem się komfortowo przy Lailah, ani ona przy mnie, od razu skierowałem się do kuchni, by spokojnie przygotować wszystkim to, czego chcieli; dla Lailah i mojego męża po kawałku ciasta i słodkiej czekoladzie, a dzieciakom zacząłem odgrzewać obiad. Swoją drogą, wycwaniły się dzisiaj, wracając do domu z Lailah. Nie podobało mi się to, ale co mogłem zrobić? Ja jednak sobie tego nie zapomnę, mogą być tego pewne. I jak przyjdzie co do czego to sobie poważnie porozmawiamy. Teraz niech się cieszą tym chwilowym zwycięstwem. 
Oczywiście szybciej pokroiłem ciasto i przygotowałem czekoladę, niż przygrzał się obiad, dlatego wpierw Miki i Lailah otrzymali zamówienie. Mój mąż się nieco zdziwił, kiedy podałem mu talerz z ciastek, i kubek ze słodkością, w końcu on nic nie zamawiał, ale nie mogłem pozwolić, by siedział jako jedyny, nie mając niczego. Ja siebie nie wliczałem; nie będę przy nich siedział. Nie chciałem im psuć spotkania swoją osobą, to pierwsza sprawa, a druga była taka, że musiałem się jeszcze spakować. Znaczy, zawsze mogłem zrobić to na przykład w nocy, czy z rana, no ale to będzie idealna wymówka. 
– Proszę bardzo, smacznego wszystkim. Banshee, chodź – zawołałem do siebie swojego ogara, który nerwowo kręcił się przy dzieciach, nie spuszczając wzroku z Lailah. Wyczuwała moją niepewność względem Pani Jeziora, jednocześnie też wyczuwała spokój i przyjazne nastawienie dzieciaków i Mikleo, i była ona w kropce. Nie wiedziała, co robić, ale na szczęście nie próbowała ona atakować, jak to miało miejsce przy Misaki. Może też dlatego, że lepiej nad sobą teraz panuję. 
– Nie powinieneś trzymać ogara z dziećmi. To zbyt niebezpieczne dla nich – usłyszałem krytykę Lailah, która mnie zaskoczyła. I mi się nie spodobała. Nie tylko mi, na te słowa Banshee prychnęła cicho, niezadowolona z jej słów. 
– Czemu niebezpieczne? Ona ich właśnie chroni przed niebezpieczeństwem, tak ją nauczyłem – odpowiedziałem, a psinka zawtórowała mi wesołym szczekaniem. 
– Banshee jest w porządku – stanęła w naszej obronie Hana, za co byłem jej wdzięczny. Skoro mi nie zaufa, to może zaufa swojej podopiecznej. 
– Ogary piekielne to nasi naturalni wrogowie, nie możemy im ufać – odpowiedziała kobieta, dalej uważając swoje. 
– Tak samo jak ja – wzruszyłem ramionami. – Nie martw się, zabiorę ją ze sobą, nie będzie nikomu zagrażać – dodałem, kierując się do sypialni, a Banshee oczywiście podążyła za mną. Naprawdę niepotrzebnie zwracała uwagę na Banshee. Ostatnio zachowuje się wręcz idealnie, trochę jeszcze niektóre rzeczy i przyzwyczajenia jej trzeba poprawić, ale to kwestia czasu. Musi trochę podrosnąć, musi dojrzeć, no i będzie wspaniałym obrońcą. Może Lailah nie spodobało się to, że Banshee tak się niepewnie przy niej czuła. Cóż mam jednak powiedzieć, z jakiegoś powodu tę niechęć czuła. Teraz to tym bardziej nie chciałem tam z nimi spędzać czas. Nie ma mowy, bym gdzieś zamknął z dala Banshee, bo ktoś ma jakieś widzimisię. 
Nie mając jeszcze za bardzo się pakować, usiadłem na podłodze przed szafą i poklepałem miejsce obok siebie chcąc, na co moja psinka od razu zareagowała, zajmując je. Wyciszenie się na ten moment to nie najgorszy pomysł. 

<Owieczko? c:>

środa, 23 kwietnia 2025

Od Daisuke CD Haru

 Może nie był po prostu tego świadom? Albo nie chce tego przed sobą przyznać, i podświadomie dobrał takie rzeczy, w których dla niego wyglądam najlepiej. Powinienem jednak zdecydowanie zmienić swoje zachowanie. Nie chcę, żeby myślał, że jestem na niego zły, albo że mam mu to za złe, bo rozumiem jego wybór. Też ich nie lubię, ale zdarza mi się o nich zapominać i nie przejmować. Może to mój błąd. Powinno to znaleźć się z tyłu mojej głowy już na zawsze. I pilnować, by moje kreacje nigdy już nie odsłaniały tych części, które są spaczone. 
– Wybrałeś rzeczy, które zakrywają wyłącznie miejsca naznaczone bliznami, a odkrywają nogi, które to jeszcze są w porządku – odpowiedziałem, nerwowo uderzając paznokciem o kieliszek z winem. 
– Wybrałem rzeczy, w których miałem ochotę cię zobaczyć. W ogóle nie myślę o twoim ciele w ten sposób, w jakim ty o nim myślisz – odparł, ale trochę w to nie wierzyłem. Znaczy, on może w to wierzyć, ale ja już znam prawdę, której on nie potrafi dostrzec. 
– Gdybyś podświadomie nie zwracał na to uwagi, wziąłbyś kilka różnych rzeczy. A to gorset, a to sukienkę, a to cekiny... Jednak nie martw się, rozumiem, też nie lubię patrzeć na te szramy – odpowiedziałem, zerkając na niego trochę niepewnie, mimo wszystko starając się do niego uśmiechnąć najładniej, jak potrafiłem. A ładnie to ja się akurat uśmiechać potrafiłem, co jak co, ale przez całe swoje życie musiałem się ładnie uśmiechać. 
 – Oj, Daisuke... – Haru westchnął ciężko, podnosząc się z krzesła. Trochę go nie rozumiałem, przecież nie złoszczę się, jest mi smutno, owszem, w końcu strasznie ważne było dla mnie, by się podobać, i jemu, i ogólnie, a wychodzi na to, że już na zawsze go będzie tylko moje marzenie. – Uwielbiam każdy centymetr twojego ciała. I żadna twoja blizna mi nie przeszkadza. Co więcej cieszę się, że je masz. Wiesz, dlaczego? Bo dzięki temu wiem, że żyjesz. Te koszule to całkowity przypadek, wybrałem je, bo po prostu cudownie się w nich prezentujesz. Cudownie się układa na twoim ciele, odsłania nogi, i jeszcze czasem tak ładnie ramionko odłsaniasz i mnie nim kusisz... Kocham cię całego i zamierzam ci to udowodnić – odpowiedział, chwytając mój podbródek i unosząc go tak, bym na niego spojrzał. 
– Naprawdę? Twierdziłeś nie raz, że lepiej wyglądam całkowicie ubrany – przypomniałem mu, mając jednak trochę wrażenie, że mówił to, bym poczuł się lepiej. Zamiast mówić, że jestem cały piękny, powinien wytypować moje najlepsze cechy. 
– Nie, że wyglądasz lepiej, ale że wolę, byś był ubrany, a to dlatego, że wtedy mogę cię rozebrać i odkrywać twoje ciało na własnych zasadach, kawałek po kawałku – wyjaśnił, przesuwając palcem po mojej dolnej wardze. – Nie myśl tyle o tym, skup się na tym, że dzisiaj ma być przyjemne. Tylko to powinno być w twojej głowie – poinstruował mnie, a ja pomimo niepewności łagodnie się uśmiechnąłem, tak jak byłem wyuczony. 
– Dla ciebie postaram się, by ten dzień był dla ciebie jak najwspanialszy – powiedziałem, doskonale wiedząc, że musiałem się spiąć w sobie. Co jak co, ale musiałem o niego zadbać, kiedy jeszcze jestem mężczyzną. 

<Piesku? c;>

Od Mikleo CD Soreya

Spałem naprawdę dobrze zmęczony całym dniem i mimo oporu, jaki stawiałem, spałem jak dziecko, zbierając siły na kolejne dni bez męża, z którymi będę musiał stoczyć bitwę, aby chronić i dbać o rodzinę, dla której jestem w stanie zrobić wszystko…
Obudziłem się w znacznie lepszym stanie, czułem się wypoczęty i gotów na pomoc mężowi, jeśli takowej pomocy będzie potrzebował.
Nie śpiesząc się, opuściłem sypialnie, podążając śladami męża, który powinien jeszcze znajdować się w domu.
I tak jak myślałem, był w domu, zajmując kuchnie z miną, która nie do końca mi się spodobała.
– Co się stało? – Zapytałem, zaczynając się niepokoić, czyżby coś się stało? Już po niczego przybyli? Musi już iść? Na Boga niech nie rzuca takiego spojrzenia, bo to bardzo niepokojące.
– Dzieci jeszcze nie wróciły – Odpowiedział, a ja od razu zrozumiałem jego złość, co one znów kombinują? Dlaczego nie mogą wrócić do domu normalnie bez robienia numerów, bez kłótni i niepotrzebnych przepychanek? Przecież dobrze wiedzą, że jeśli Sorey się zdenerwuje, to nie będzie już tak miło wiedzą również, że nie będzie go miesiąc, a więc to dobry moment, by sobie trochę pofolgować, na Boga, dlaczego oni muszą tacy być? Dlaczego nie mogą, zachowywać się jak należy?
– I co nie sprawdziłeś, gdzie są? Nie szukasz ich? – Zapytałem, zerkając na zegarek, zaczynając się trochę o nich niepokoić.
– Już nie muszę, czuję ich i nie są sami – Stwierdził, nawet nie musząc patrzeć w okno i pewnie, gdybym się skupił, też bym to poczuł, ja natomiast za bardzo przejąłem się całą tą sytuacją, z powodu czego nie skupiłem się na tym, gdzie oni są.
– Co masz na myśli? Kto z nimi jest? – Od razu ruszyłem w stronę okna, aby sprawdzić, kto idzie z naszymi dziećmi. – Lailah – Sam sobie odpowiedziałem, wiedząc już wszystko, dzięki Bogu to Lailah przy niej nic im nie grozi.
Od razu ruszyłem na przywitanie się z kobietą i dziećmi, wiedząc, że mój mąż raczej tego nie uczyni. Najważniejsze, że umie się zachować nic więcej nie ma znaczenia.
Przywitałem się z gościem i dzieciakami, ciesząc się z ich bezpiecznego powrotu do domu.
Sorey mimo złości na nasze pociechy starał się zachowywać najlepiej, jak się da, aby nie pokazać swojej gorszej strony przy Lailah.
– Cześć tato – Dzieciaki w końcu się przywitały z mężczyzną, zachowując się normalnie, tak jakby nigdy nic się nie stało.
Nie odpowiedział, marszcząc jeszcze bardziej brwi, od razu szturchnąłem go, aby trochę się uspokoił, uśmiechając ciepło do towarzystwa.
– Mamy ciasto i lody mamy też obiad z wczoraj, tak więc mówcie, co chcecie – Byłem miły jak zawsze, mimo że i mnie denerwowało zachodnie naszych dzieci, nie mogą sobie przychodzić, kiedy chcą bez wcześniejszego poinformowania nas o tym, to niebezpieczne, a co, gdyby coś im się stało? Nic nie myślą jak zresztą zawsze.
– Chętnie zjem kawałek ciasta i napiję się czegoś słodkiego – Lailah chciała ciasto, a dzieci obiad, oczywiście Sorey od razu ruszył do pracy, abym ja przypadkiem się nie przemęczał, kochany jest z niego facet, jednakże dałbym sobie radę sam to zrobić, a tak nie mając co robić, zacząłem rozmawiać z panią jeziora, zabijając tym samym czas oczekiwania na posiłek.

<Pasterzyku? C:> 

Od Haru CD Daisuke

 Nie do końca mu wierzyłem, bo gdyby wszystko było dobrze, nie byłby taki dziwny, dlaczego więc taki jest? Chyba muszę z nim porozmawiać i skupić się bardzo, aby nie zrobić lub nie powiedzieć czegoś, czego będę żałował do końca swoich dni.
– Czyżby? Jakoś nie wyglądasz ani nie zachowujesz się tak, jak gdyby nigdy nic się nie stało – Nie dałem za wygraną doskonale, wiedząc, że coś go dręczy, co jak co, ale oczy miałem, a i węch sporo mi wyjaśniał, dlaczego więc mnie oszukiwał? Przecież wiedział, że czuje i widzę więcej niż taki normalny człowiek, to zdecydowanie nie ma najmniejszego sensu.
Mój mąż nie odpowiedział, bawiąc się jedzeniem, coś ewidentnie było nie tak, a on nic nie chciał mi powiedzieć i pewnie nie powie, cały on zawsze coś przede mną ukrywa i jest to najczęściej coś związanego z jego wyglądem, czyżby znów coś sobie wmówił? Na pewno tak było, w końcu on potrafi z niczego zrobić coś, czasem za bardzo dramatyzuje, a ja czasem nie mam już na to siły ani cierpliwości, po co to dramatyzowanie? Jeśli coś jest nie, tak, niech mówi, a nie kręci, bo jak na razie tylko niepotrzebnie mnie drażni.
– Czy ty możesz mi powiedzieć, co się dzieje? – Zapytałem, mając dziś naprawdę dość jego zachowania, drażni mnie, prowokuje, a później zachowuje się jak głupek, nie chcąc niczego mi powiedzieć.
– Zaczynam rozumieć już, dlaczego zabrałeś koszule – W końcu się odezwał, odkładając wszystko na bok.
– Tak? Dlaczego? – Zapytałem, przechylając głowę w bok, zachowując się jak piesek, którym po części trochę byłem.
– Nie chcesz oglądać mojego ciała, moich śladów, blizn po tych bestiach, nie dziwię się, też bym nie chciał tego oglądać – Wytłumaczył, a ja myślałem, że szczęka mi opadnie, przecież to było niedorzeczne, dlaczego on tak uważa? Przecież ja nigdy niczego takiego nie powiedziałem.
– Słucham? Przecież ja nigdy nic takiego nie powiedziałem, skąd ci się coś takiego wzięło? – Musiałem zapytać, aby zrozumieć, bo przyznam szczerze, że nie jest to wcale takie proste, niby mężczyzna, a coraz częściej zachowuje się jak kobieta, co więc będzie, gdy się nią stanie? Już zaczynam się tego wszystkiego obawiać, chciałam, tylko by było miło, aby było spokojnie, a zamiast tego mam męża, który wmawia sobie niestworzone rzeczy trochę, zrzucając winę na mnie. Mimo że ja niczego nie powiedziałem ani niczego złego nie zrobiłem…
– Nie musiałeś mi tego mówić, twoje zachowanie trochę na to wskazuje – No i znów wina stoi po mojej stronie, a ja nawet przecież nic złego nie zrobiłem, nie mówiąc już o mówieniu, czasem nic nie ma tu sensu, powiem coś, jest źle, bo powiedziałem o dwa słowa za dużo, nie powiem nic, to i tak jest źle, bo on sobie coś sam wmówi.
– Moje zachowanie? A co jest nie tak z moim zachowaniem? Przecież nie zrobiłem ani nie powiedziałam nic złego, a przynajmniej tak mi się wydaje – Trochę byłem w tym wszystkim zagubiony, co ja takiego złego zrobiłem? Przecież bardzo się staram, aby było mu dobrze co, więc robię źle? Chciałbym wiedzieć, aby to zrozumieć i naprawić, jeśli się tylko da.

<Paniczu? C:>

piątek, 18 kwietnia 2025

Od Soreya CD Mikleo

 Zerknąłem na mojego męża, mimowolnie słysząc jego myśli. Moje biedactwo... Wiedziałem, że przygotowanie ciasta to będzie dla niego maksimum, i nie miałem mu tego za złe. I on chce jeszcze działać z lodami, i pakowaniem... nie powinien się tak przemęczać tylko dlatego, by spędzić ze mną więcej czasu. Nie jestem wart aż takiego poświęcenia. Zresztą, zaraz będziemy się widzieć, o ile się przez ten czas nie przekona, że tylko marnuję mu życie i że lepiej mu beze mnie. 
– Mam inną propozycję. Połóż się – poprosiłem, całując go w to słodkie czółko. – Odpocznij. Ja sobie poradzę i z lodami, i pakowaniem, tym się nie przejmuj. 
– Nie, nie, nie zostawię cię z tym samego, ja... – zaczął, ale ja nawet nie chciałem tego słuchać. 
– Jesteś padnięty. To i tak nie ma sensu, kiedy ledwo widzisz na oczy, prawda? Obudzę cię, jak dzieciaki przyjdą, i Lailah przyleci – dodałem, całując go w policzek. 
– As co z lodami? Nie jestem ci do nich potrzebny? – spytał, nie za bardzo chcąc mi ulec. 
– Twoja pomoc przyspieszyłaby proces ich stworzenia, to się zgadza, ale czy jest mi do nich niezbędna? Nie. Najwyżej zobaczę, czy śpisz czy nie, i jeżeli nie, to wtedy mi pomożesz. A jak na razie chodź do łóżka. Ich już tak nie popsuję jak ciasta – powiedziałem żartobliwie, chwytając jego dłoń i prowadząc w stronę sypialni. 
– Mhm... ale ja naprawdę nie jestem aż tak zmęczony – stwierdził, chociaż ja widziałem i czułem co innego. 
– Więc jak się prześpisz godzinkę czy dwie będziesz akurat do życia – wyszczerzyłem się do niego. – Dobranoc – dodałem, kiedy już położył się na łóżku i nakrył cieniutkim kocem. Na szczęście zrobił to po dobroci i nie musiałem go do niczego przymuszać. Jak wychodziłem to widziałem, że już był na granicy snu, dosłownie wystarczył mu tylko materac i poduszka... I on się jeszcze upierał, że wcale zmęczony nie jest. Dobrze się dzisiaj spisał, lepiej ode mnie, więc taki odpoczynek bardzo dobrze mu zrobi. 
Zabrałem się więc do robienia lodów, co nie było tak trudne, jak ciasto. Ja to jednak piekarzem nie jestem i nigdy nie będę, i tego się będę trzymać. Mam mało talentów, i pieczenie ewidentnie nie jest jednym z nich. Za to lody... Jeżeli będzie miał ochotę, lody mogę mu robić. Może nie są one tak dobre jak te, które robi dla mnie on, ale mu smakują, i to jest najważniejsze. Dzieciakom chyba też smakują, a przynajmniej nie słyszałem, żeby mi narzekały. Właśnie, dzieciaki... Zerknąłem na zegarek, zdając sobie sprawę z tego, że jest pora, o której to powinny być w domu. Czemu ich jeszcze nie ma? Dzisiaj nie powinny wrócić późno, pamiętam ich plan lekcji. Mam nadzieję, że nie wpadły na żaden głupi pomysł, nie będę mógł im wymierzyć żadnej kary, bo przecież ich nie upilnuję, a Miki tym bardziej będzie im pobłażał. Lepiej, żeby miały dobre wytłumaczenie na to spóźnienie...

<Owieczko? c:>

Od Daisuke CD Haru

 On był niepoważny. A co ze spodniami? Dopasowanymi ubraniami? W czym ja niby wrócę do domu? W tym, co mam teraz na sobie? Nie wiadomo jeszcze, w jakim stanie będą te ubrania po dzisiejszym dniu, bo albo się pobrudzą, albo zniszczą, a tak konkretnie to on je może łatwo zniszczyć używając zbyt dużej siły bądź pazurów. Po raz ostatni daję się mu spakować, bo on naprawdę nie umie o niczym myśleć. 
– Czyli kiedy mam na sobie inne kreacje, które mają na celu cię podniecić, już cię nie podniecają? – spytałem, nieco już na niego zdenerwowany. Miał tyle rzeczy do wyboru, a on zdecydował się na koszule. Liczyłem na jego kreatywność, byłem i jestem w stanie spełnić jego fantazje, a on mi tu wylatuje ze zwykłymi koszulami. Zawód to też jest coś, co trochę jednak czułem. Moze ja się po prostu przestanę starać? Nic nie będę robił, nic nie będę inicjował, o nic nie będę dbał, niech on się tym zajmuje. Zobaczymy, czy jest taki mądry. 
– Dobrze wiesz, że tak nie jest. Dałeś mi wybór, i go dokonałem, i nie szukajmy już powodu do kłótni, tylko zasiądźmy do posiłku. Przyniosę jeszcze wino – powiedział, absolutnie się niczym nie przejmując i zaraz po tym zniknął w piwnicy. No tak, on swoich spodni nie zniszczy i nie pobrudzi, koszul ma mnóstwo, a ja? Wyślę go na targ, i nie obchodzić mnie będzie to, że jest to daleko, ale ja wrócić w czymś będę musiał. 
Zdenerwowany odłożyłem koszule na krzesło i zasiadłem do stołu, nie mając już zbyt wielkiej ochoty na jedzenie. Ciśnienie mi skoczyło i jedyne, na co miałem teraz ochotę, to przejść się na spacer. Długi. I wrócić tu po kilku godzinach. Nerwowo uderzałem palcem o blat stołu mając sobie za złe, że nie sprawdziłem tej torby. Gdyby mnie nie pospieszał i nie wywierał na mnie tej presji, zrobiłbym to. Tyle razy jednak tak dobrze się sprawdzał, że po co miałem to czynić? No i teraz mam za swoje. 
A potem pojawiła się inna myśl. Może zdecydował się na swoje koszule, bo zakrywają moje ręce i plecy? Czyli te miejsca, które są najbardziej splugawione przez blizny. Niby mówił mi, że mu to wcale nie przeszkadza, ale w takim razie wybrałby coś innego, coś, co odkrywa więcej ciała, jak ta nieszczęsna sukienka, cekiny, biały gorset... Dlatego też może woli mnie w pełnym ubraniu, jak mi nie raz mówił. To połączenie kropek sprawiło, że zdenerwowanie ustąpiło miejsca strachowi, i wielkiej lodowej kuli w żołądku. Przestaję się mu podobać już teraz, czy to oznacza więc, że najlepsze lata życia mam już za sobą? 
– Już jestem... w porządku? Dalej jesteś zły? – usłyszałem przed sobą głos męża, który chyba chciał się upewnić, czy jeszcze się na niego gniewam. 
– Nie. Ale będziesz musiał kupić mi jakieś spodnie, bym miał w czym wrócić do domu – Odpowiedziałem znacznie spokojniej, trochę niepewnie się zabierając za jedzenie. Nie dlatego, że mu nie ufałem, ale ochota na nie jeszcze nie wróciła. Jako, że wykorzystał produkty, głupio byłoby je wyrzucić, więc musiałem przymusić się i coś w siebie wcisnąć. 

<Piesku? c:>

Od Mikleo CD Soreya

Zerknąłem na męża i owoce, które kroił od razu, żałując, że wcześniej nie powiedziałem mu, jak to zrobić.
– Stój nie plastry, kroić masz to na pół, popatrz – Chwyciłem nóż, pokazując mu, jak ma je pokroić, aby nie zrobiła się z tego ciepła, nie chciałam też, aby były za małe, bo szybko zmieniłyby się w bardziej wodnisty stan, a nie tego chciałem.
– Mogłeś mi od razu to powiedzieć – Usłyszałem pretensje w jego głosie, która nie za bardzo mnie zaskoczyła, w końcu, jak zauważył, gdybym mu powiedział błędu, by nie popełnił, ale gdyby zapytał, również by go nie popełnił.
– Nikt ci nie zabraniał zapytać – Zauważyłem, skupiając się na przygotowaniu biszkoptu, który musiał wyjść dobrze i pulchnie, aby całe ciasto idealnie smakowało i dobrze do tego wyglądało.
Sorey coś tam sobie pod nosem mówił, natomiast ja nie specjalnie się tym przejmowałem, robiąc swoje, zerkając od czasu do czasu w jego stronę, aby w razie co, zareagować chodź myślę, że jeśli raz pokazałem mu, jak to zrobić, to już więcej pokazywać raczej nie będę musiał.
– Gotowe, wszystko pokroiłem – Mój mąż był bardzo zadowolony ze swojej pracy, pokazując mi, co przygotował.
– Świetnie, teraz przerzuć to do miseczki i dodaj cukier – Poleciłem, stawiając na ogień gotowy biszkopt.
– A ile mam tego cukru dać? Naprawdę chcesz, abym zrobił to sam? A co, jeśli podam za dużo cukru albo za mało cukru wtedy już to nie wyjdzie, może lepiej, jak ty to zrobisz, nie chciałbym zepsuć tak drogich i dobrych owoców – Wyjaśnił, oczywiście, nie chcąc zrobić tego, o co go proszę, to znaczy może i chciał, ale bał się popełnienia żadnego błędu.
Pokręciłem rozbawiony głową, biorąc dłonie cukier samemu, przygotowując to, o co go poprosiłam, widząc, że trochę za bardzo boi się popsucia truskawek, których faktycznie może być trochę szkoda…
Wspólnymi siłami przygotowaliśmy w końcu ładnie wyglądające ciasto i szczerze miałam nadzieję, że tak ładnie, jak wygląda tak równie ładnie, a raczej dobrze będzie smakował.
– Spójrz, jakie ładne ciasto nam wyszło – Od razu pokazałem mu te śliczne ciasto, które postawiłem na desce.
– Ty zrobiłeś, ja za wiele nie pomogłem – Stwierdził, a to nie do końca mi się podobało, przecież bardzo się postarał, a ja to doceniam, a więc i on powinien to docenić.
– Bardzo proszę, nie odejmuj, sobie pracy dzień nie pomagałeś, a więc również dałeś coś od siebie, aby powstało to ciasto – Stwierdziłem, całując go w policzek, ciesząc się z naszej wspólnej pracy, która potoczyła się świetnie, zrobiliśmy wszystko to, co zrobić mieliśmy i teraz można zabrać się za przygotowywanie lodów.
– To, co teraz lody? – Chciałem od razu zabrać się do pracy, chociaż przyznać musiałem sam przed sobą, że byłem już zmęczony i chętnie położyłbym się, spać wiedziałam jednak, że nie mogłem sobie na to pozwolić, miałem co robić, musiałem w końcu przygotować lody, pomóc mężowi się spakować, a wszystko, po to, aby tylko spędzić z nim te ostatnie chwile, już, wiedząc, że będę strasznie za nim tęsknić, dlatego chcę spędzić z nią każdą możliwą ostatnią chwilę…

<Pasterzyku? C:>