Nie stawiałem oporu, mając ochoty na śniadanie, które zapełni pustkę w moim żołądku, a przyznać musiałem, że byłem głodny, głodny jak wilk…
Przy okazji zacząłem zastanawiać się nad jego słowami, czemu to ja musiałem być zawsze tym testowanym, a nie trenować? Czy mi tak szczerze podobało się to, co ze mną czasem robił? Byłem cierpliwy i oddany, natomiast czy ja chciałem znów przechodzić przez tresurę? Niekoniecznie, nie podoba mi się to, że czegoś mi nie pozwala, a ja nie lubię, kiedy mi się czegoś nie pozwala.
Kiwając posłusznie głową, chwyciłem jego dłoń, na to mogąc sobie w tej chwili pozwolić, nie pozwoli mi zbliżać się do niego ani go całować, natomiast nic nie było o chwytaniu jego dłoni, zresztą, nawet gdyby coś mi na ten temat powiedział i tak bym go nie posłuchał.
Dziś to ja decyduje co robię, kiedy robi i co najważniejsze niż to robię, a on? On jest moim drobnym prezentem, który pomoże mi zapanować nad swoim ciałem i tylko to się liczy.
Doprowadziłem go do stołu, na którym jeszcze nic nie stało, a więc jeszcze jedzenia nie było dlaczego? Prawdopodobnie mój mąż jeszcze nie zamówił dla nas jedzenia, a to niedobrze, bo ja bym coś zjadł, i to zjadł natychmiast, dlaczego więc jeszcze niczego tu nie ma?
– Gdzie śniadanie? – Zapytałem, zerkając na mojego męża, który usiadł przy stole, zerkając na mnie kątem oka z tym swoim głupkowatym uśmiechem, który w tej chwili zaczął mnie denerwować, jeszcze mu go utrę, pożałuje, że mi za skórę zachodzi, już ją tego dziś dopilnuję, niech no tylko dotrzemy do mojej rezydencji, tam już nikt go nie usłyszy, a ja już zadbam, aby było, krzyczał, jęczał, stękał i błagał o więcej, bo tego właśnie chcę i ja dobrze o tym wiem.
– Jak to gdzie? Musisz pójść do służby i poprosić o jedzenie w innym wypadku go po prostu nie dostaniesz – Wyjaśnił, co znów mi się nie spodobało, jak to mam pójść? A on nie może? Za kogo on mnie ma?
– Dlaczego ja? Przecież miałeś poinformować służbę o przygotowaniu dla nas śniadania, kiedy tu szedłeś, dlaczego więc tego nie zrobiłeś? – Zapytałem, zakładając dłonie na klatkę piersiową, unosząc jedną brew ku górze.
Daisuke zaśmiał się, kręcąc głową, ależ on mnie dziś drażnił, chyba naprawdę chciał zostać ukarany, a to ponoć ja powinienem zostać ukarany…
– Ależ kochanie, na tym polega tresura złych piesków, a ty jesteś złym pieskiem i trzeba to szybko zmienić – Wyjaśnił, no i teraz sam nie wiem, czy powinienem się na niego pogniewać, czy wręcz przeciwnie nie.
Chcę tresury? To ja mu jej dam niech tylko później nie mówi mi, że jestem oporny, bo zapewniam, że bardziej opornego zwierzęcia to on jeszcze nie miał szansy poznać.
– Tak? A może to ciebie trzeba wytresować? Na posłusznego panicza, który nie stawia oporu, nie rozkazuje i nie tresuje dobrze już wytresowanego psa – Zadrwiłem, chwytając jego podbródek, aby unieść go wyżej, patrząc głęboko w jego oczy.
– Ktoś tu chyba zapominał, gdzie jego miejsce? – Jego głos zabrzmiał na bardzo zirytowanego, czyżbym go rozdrażnił? Oj, jak mi z tym źle.
– Tak uważasz? Bo wiesz, ja nie zgodziłbym się z tym, moje miejsce jest mi dobrze znane lepiej, niż, kiedykolwiek – Stwierdziłem, całując jego usta, nim opuściłem sypialnie, idąc do nasze śniadanie.
<Paniczu? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz