czwartek, 10 kwietnia 2025

Od Mikleo CD Soreya

Wpadł na bardzo dobry pomysł z tym ciastem i lodami.
Lailah i dzieci będą na pewno bardzo z takich deserów zadowoleni, jestem tego bardziej niż pewien.
– To całkiem dobry pomysł, dzieci ucieszą się na widok pysznego ciasta – Przyznałem, zamykając oczy, aby bardziej wsłuchać się w dźwięk bijącego serca, było ono bardzo ciche, wręcz nie do usłyszenia, ale ja słyszałem i wiedziałem, że bije ono tylko dla mnie.
– A ty? – Na jego pytanie uniosłem głowę, aby spojrzeć w jego rubinowe oczy.
– Co ja? – Zadałem proste pytanie, nie wiedząc, co tak właściwie kryje się pod jego pytaniem kierowanym w moją stronę.
– Nie chcesz ciasta? Chciałbym go zrobić przede wszystkim z myślą o tobie – Wyjaśnił, kładąc dłoń na moim policzku, zbliżając swoje usta do tych należących do mnie.
– Tak? A więc robiąc ciasto, będziesz myślał o mnie? – Zapytałem, uśmiechając się do niego pięknie, najpiękniej, jak tylko potrafiłem.
– Zawsze tylko o tobie, o twojej, pięknej, bladej twarzy, o wielkich lawendowych oczach, o twoim pięknym tyłeczku, o każdym centymetrze twojego ciała, które mam ochotę dotykać, całować i rżnąć, wciąż nie wierząc w to, co mnie spotkało – Wyszeptał, chwytając moje pośladki, przyciągając bliżej siebie, aby złączyć nasze usta w namiętnym pocałunku.
– Wiesz, lubię, gdy tak do mnie mówisz, sprawia mi to sporą przyjemność, chcę już zawsze być twoim wszystkim, twoim światłem, radością, smutkiem i żalem, chcę, abyś tylko na mnie tak patrzył i za mną tęsknił, ciesząc się na mój widok – Wyszeptałem, kładąc dłoń na jego policzku, patrząc głęboko w jego oczy.
Sorey odwzajemnił uśmiech promieniejący na moich ustach.
– Zawsze będziesz moim wszystkim, zawsze będę cię kochał i pragnął twojego ciała i umysłu, jesteś mój i już zawsze tak pozostanie, nasz pakt wiąże nas na zawsze, czy tego chcesz, czy też nie – Wyszeptał, a słowa te na nowo mnie uskrzydliły, dając radość i chęć wzniesienia się w powietrze, mimo że już nigdy nie polecę.
– Kocham cię, kocham nad życie – Wymruczałem, całując go w podbródek.
– I ja kocham cię owieczko – Dodał, gdy ja kładłem głowę na jego klatce piersiowej znów, mogąc wsłuchać się w jego serce bijące tylko dla mnie i niech tak już zostanie, tylko dla mnie.
Milczeliśmy, trwając przy sobie, nie potrzebując nikogo i niczego, wystarczyło nam to, że byliśmy razem, cisza była jak złoto, którego potrzebowaliśmy.
Z powodu tej ciszy jakoś tak zdecydowanie łatwiej mi się zasnęło, byłem znużony, a to odprowadziło mnie w objęcia snu.

Obudziłem się w towarzystwie mojego męża, który trzymał mnie w swoich ramionach, ukrywając pod skrzydłami przed całym światem.
– Dzień dobry owieczko – Usłyszałem, czując jego usta na moim czole.
– Dzień dobry – Odpowiedziałem, przecierając dłonią swoją twarz, potrzebując się przebudzić, dojść do siebie. – Wyspałeś się? – Podpytał, głaszcząc mój policzek.
– Tak – Odpowiedziałem, zerkając na zegarek, który wskazywał na porę przebywania dzieci w szkole, oby tam były, nie chciałbym żadnych problemów, które mogą na nas sprowadzić swoją nieodpowiedzialnością.
– A może potrzebujesz czegoś? – Zapytał, bawiąc się moimi włosami.
– W moim życiu potrzebuje tylko i wyłącznie ciebie – Usłyszał to, czego powinien się spodziewać, w końcu tylko on mi w głowie i dobrze to wie…

<Pasterzyku? C:> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz