Zdecydowanie za bardzo się przejmował, nie mając ku temu powodu, oczywiście trochę mnie poparzył, natomiast poparzenia były na biodrach i udach, tam nikt nie patrzy, zresztą potrafię to z łatwością ukryć, a więc nie ma problemu, nie dla mnie.
Sorey zjawił się w sypialni z moją czekoladą po kilku minutach, uszczęśliwiając mnie jak zawsze drobnymi prezentami, takimi jak właśnie gorącą czekoladą.
– Proszę – Podał mi gorący kubek, który chętnie od niego zabrałem.
– Dziękuję bardzo – Wdzięczny, od razu zacząłem pić gorący napój, oblizując swoje usta, które pijąc, ubrudziłem czekoladą.
– Smakuje ci? – Sorey wpatrywał się we mnie jak w obrazek palcem, ocierając czekoladę, której nie zdołałem zlizać.
– Smakuje, i to bardzo – Przyznałem, zaczynając pić duszkiem, nie przejmując się ciepłem, które rozchodziło się po całym moim ciele, zadowolony ze smaku, który rozszedł się po moich ustach.
– Co tak szybko? Przecież bym ci tego nie zabrał – Zaczął się śmiać, kręcąc swoją głową, troszeczkę się ze mnie, nabijając, no cóż, co ja poradzę, że tak bardzo mi smakowało, ponadto chyba brakowało mi cukru po naszym zbliżeniu, a więc musiałem to nadrobić, aby znów czuć się dobrze. W końcu jakieś wytłumaczenie zawsze trzeba mieć.
– No jasne, przecież nawet bym ci tego nie dał – Stwierdziłem, odstawiając kubek na bok, podnosząc się z łóżka, masując swoją pupę od razu, odczuwając ból z powodu ruchu całego ciała.
– Nie musiałbyś mi dawać, sam był, sobie wziął – Odpowiedział, przyciągając mnie bliżej siebie, kładąc dłonie na moich biodrach.
– Właśnie dlatego musiałem szybko wypić, nigdy nie wiadomo, co w głowie ci siedzi – Odparłem, uśmiechając się do niego zadziornie, zbliżając usta do jego ust, łącząc je w namiętnym pocałunku.
Chciałem się z nim trochę podrażnić, aby zmienił mu się humor, za bardzo przejmuje się moimi bliznami, których i tak nikt nie zauważy, z resztą każda blizna czegoś nasz uczy nawet taka…
Sorey odsunął się ode mnie, uśmiechając łagodnie, wygląda na to, że udało mi się odwrócić jego uwagę, a to było dla mnie najważniejsze, po co ma się zadręczać, skoro i tak nic mi się nie stało, to tylko drobne poparzenia nic wielkiego.
– Jesteś w stanie iść Nadjezioro? – Podpytał, nie odsuwając się ode mnie nawet na centymetr, trzymając mnie blisko, najbliżej, jak to tylko możliwe.
– Oczywiście, że tak – Nie miałem zamiaru odpuszczać sobie pójścia nad jezioro, w tej chwili pragnąłem zanurzyć się w lodowatej wodzie, aby doprowadzić moje ciało do poprzedniego stanu.
I to nie tak, że chciałem uleczyć ciało, bo przeszkadzały mi te ślady, zdecydowanie nie, musiałem uleczyć się, aby móc jutro ten ostatni raz z nim poszaleć nim dzień raz rozdzieli, a serce zaboli.
Kiwając głową, chwycił moją dłoń, prowadząc prosto nad jezioro.
– Śmiało wskakuj – Zatrzymując się na moście, nie chcąc wchodzić do wody wraz ze mną, co w żadnym wypadku specjalnie mnie nie zaskakiwało, on nie lubił zimna, a mimo to jest ze mną, a ja jak wiemy, do najcieplejszych nie należę.
Może od razu nie wyskakiwałem do wody, a jedynie do niej spokojnie wszedłem od razu, odczuwając ulgę, całkowicie, zanurzając się pod taflą wody, oddając się wodzie, która od razu zaczęła działać, tak jak miała…
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz