Jego słowa brzmiały naprawdę słodko, i radowały to serce, które jeszcze jakoś biło i bić będzie, póki on żyje, bo jak jego na tym świecie zabraknie, komu ja będę potrzebny? Dzieciaki świetnie sobie poradzą beze mnie, i zaopiekują się zwierzakami. Nawet Banshee by dała sobie radę beze mnie, wróciłaby do Piekieł i tam siałaby chaos i zniszczenie, czyli robiłaby to, do czego jest stworzona. Pewnie musiałaby pokazać, że jest silna, wywalczyć sobie tam pozycję, ale na pewno dałby sobie radę. Podobnie jak Miki dałby sobie radę beze mnie, ale on nie potrafi do siebie dopuścić tej myśli. I co ja z nim mam?
– I tylko mnie potrzebujesz, tak? – sparafrazowałem jego własne słowa, gładząc jego policzek, przyglądając się mu z uwagą i zadziornym uśmieszkiem.
– Ciebie. Twoich rąk, ust, kutasa... całego ciebie – odpowiedział, na co szeroko się uśmiechnąłem.
– To takie niezwykłe, kiedy mówisz jakieś takie zbereźne rzeczy. Tak się na ciebie patrzy i nigdy w życiu nie pomyślałbym, że wyszyłyby z twoich ślicznych ust – odparłem, kciukiem zaczynając gładzić jego dolną wargę. – Twój bóg pewnie załamuje teraz nad tobą.
– Niech się załamuje. Najważniejsze, bym z tobą był, tylko to ma dla mnie znacznie – wyznał, wplatając palce w moje włosy.
– Strasznie samolubny z ciebie aniołek – wymruczałem, a następnie wpiłem się w jego usta, na koniec podgryzając jego wargę na tyle mocno, by poczuć jego krew na swoim języku. Pierwszej krwi zawsze było mi mało, dlatego zaraz zszedłem ustami niżej, na jego szyję, dobierając się do tego, co moje. A Miki wcale nie narzekał, co więcej, tak odchylił głowę, bym miał lepszy dostęp do jego ciała i cicho jęknął, kiedy moje zęby przebiły jego skórę. – Byleby tobie było dobrze, i nic innego znaczenia nie ma – dodałem, przechodząc na jego obojczyki. – Powinieneś łaknąć jeszcze więcej. Potrzebuję cię, byś był bardziej samolubny. Tylko wtedy mogę być o ciebie spokojny. Dlatego powiedz, czego oczekujesz – rozkazałem, patrząc z uwagą na jego twarz, by zaraz zlizać krew spływającą z ran, które sam spowodowałem.
– Ciebie. Ciebie w środku. I tego, byś się nie powstrzymywał – wyznał, pomiędzy ciężkimi oddechami. Naprawdę nie wie, o co mnie prosi, a bardzo nie chcę, by żałował swoich słów.
– Zobaczymy, co mogę dla ciebie zrobić – odpowiedziałem, pozbywając się ostatnich części odzieży z jego ciała, by zaraz mieć przed sobą jego cudowne ciało, które mogę traktować tak, jak tylko chcę. Doskonale wiedziałem, że Mikleo by mi niczego nie zabraniał, ale jednak dalej obawiałem się tego, co mogę mu zrobić. Coś mnie powstrzymywało przed pójściem na całość, i tego czegoś się właśnie trzymałem. Tak będzie dla niego najbezpieczniej. – Nie wyleczyło się – mruknąłem, przejeżdżając palcem po oparzeniach, które spowodowałem.
– Nie przejmuj się tym – usłyszałem w odpowiedzi i zaraz poczułem, jak mój mąż kładzie mi dłoń na policzku.
– Każda blizna, to ból. Duży. Powinienem cię przed tym bólem chronić, nie go zadawać – wyznałem, martwiąc się tym faktem. Jakby tak na to spojrzeć, nie jestem dobrym mężem.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz