Trochę go rozumiałem, też bym przecież nie potrafił siedzieć zbyt długo na tyłku. Nawet jak mam czasem takie myśli, to zaraz mi one przychodzą. Dzisiaj przecież też obudziłem się z myślą, że mi się nie chce, a trochę się poruszałem, rozbudziłem i już tak niezbyt mi się teraz chce tylko leżeć. Może gdyby Haru ze mną został, byłbym bardziej skłonny leżeć bez robienia niczego.
- A gdybym tak poszedł z tobą na tę jedną zmianę? - zaproponowałem, biorąc do rąk czysty ręcznik i wycierając jego włosy, nie mogąc pozwolić, by wyszedł w tak bardzo mokrych włosach. Ja wiem, że tam pewnie dalej pada, ale po co ma już teraz ma sobie moczyć ubrania? A jak chodzi o ich ułożenie, to i tym się zajmę. Muszę tylko pamiętać, by nie drażnić jego uszu, które niestety są ukryte przed moimi oczami, a wielka szkoda. Strasznie je uwielbiam, a on odbiera mi ten wspaniały widok. I kto tu jest okrutny?
- Czekaj, co? Ale po co, jak? - spytał, marszcząc brwi.
- No jak to po co? Żebyś nie był sam tej nocy, która będzie dla ciebie ciężka. A skoro reszta strażników i tak siedzi w koszarach, to nikt się nawet nie zorientuje, że z tobą jestem. Przypilnuję, byś nic głupiego nie zrobił w tę pełnię – zaproponowałem, ostrożnie wycierając jego włosy.
- Tylko, że pada. I zmokniesz, zmarzniesz i zachorujesz jeszcze – dodał, zabierając ręcznik, którym go wycierałem.
- Ubiorę się ciepło, wezmę parasolkę i nie będzie źle – stwierdziłem, uśmiechając się łagodnie. - Razem chyba będzie bardziej znośnie, co?
- Nie no, nie chcę, byś się niepotrzebnie męczył – odparł, na co westchnąłem cicho.
- Z tobą się nigdy nie męczę – stwierdziłem, poprawiając jego włosy. - Pomyśl nad tym. Ja z chęcią spędzę z tobą trochę czasu. A teraz chodź coś zjeść.
- Jeżeli chcesz iść ze mną, to też musisz zjeść – postawił mi warunek, idąc za mną.
- To trochę szantaż, ale niech ci będzie – stwierdziłem, już nastawiając się na to, że dzisiaj z nim wyjdę. Wystarczy, że nie będę wchodzić do koszar i wszystko będzie dobrze.
- Jaki szantaż, tylko dbam o twoje zdrowie. Kocham cię – dodał, całując mnie w policzek. - Idę przynieść nam jedzenie, dobrze?
- Mamy służbę, po co miałbyś iść? - spytałem, marszcząc brwi.
- Bo mi się chce. Zaraz wrócę – dodał i zniknął z pokoju. Oj, zdecydowanie dzisiaj w nocy muszę go przypilnować, bo przecież sobie krzywdę zrobi. Albo głupotę. Jedno z tych dwóch na pewno.
Czekając więc, jak wróci, podszedłem do swojej szafki nocnej i założyłem na palce pierścionek zaręczynowy oraz obrączkę, które to zdjąłem do kąpieli. Takie skromne, delikatne, nawet mi pasowały. Zresztą, nawet jakby mi nie pasowały, to i tak bym je nosił, podobnie jak kolczyk, który powstał z prezentu, który wyłowił. Nosiłbym każdy jego prezent. No, może poza tą przeklętą bransoletką, jej już w życiu nie założę, musi mi to jedno wybaczyć.
- Proszę, obiad już jest – usłyszałem za sobą, na co się od razu uśmiechnąłem.
- Dziękuję – powiedziałem, po raz ostatni zerkając na swoje dłonie. - Masz jakieś konkretne miejsca, które na dzisiejszym patrolu chcesz odwiedzić? - dopytałem, chcąc znać jego plan na tę noc.
<Piesku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz