poniedziałek, 28 kwietnia 2025

Od Mikleo CD Soreya

I tak oto płynęły dni godziny, minuty i sekundy mojego życia bez ukochanego męża u boku, i chociaż bardzo za nim tęskniłem, starałem się zachowywać tak, jak zachowywać się powinienem, świetnie, udając, że wszystko jest w porządku, a ich tata już niedługo wróci, wyruszając przecież tylko na krótką i bezpieczną podróż.
Lailah postanowiła trochę ze mną potrenować, aby jakoś zająć mój czas i o losie jak dobrze, że każdego dnia z rana trenowaliśmy, ucząc mnie czegoś nowego, może, gdy mój mąż wróci, będę mógł pochwalić się nowym umiejętnościami, i to raczej nieumiejętnościami seksualnymi, choć wiem, że może w tym temacie być bardzo wypuszczone chyba nawet bardziej niż ja sam.
Codzienność wcale nie była aż taka zła, najgorsze były noce, kiedy to kładłam się do łóżka, a przy moim boku nie było mężczyzny, do którego mogłem się przytulić i przy którym mogłem poczuć się bezpiecznie, brakowało mi jego obecności, jego ramion, w których mogłem się ukryć, brakowało mi wsparcia i spokoju podczas snu.
Nie potrafiłem zbyt dobrze spać, a mimo to każdego dnia udawałem, że wszystko jest dobrze tylko po to, aby nikt nie zauważył, że cała ta rozłąka jest dla mnie bardzo trudna.
Pierwszy raz również bez męża ruszyłem do miasta, mając u boku tylko moją psinę, przecież musiałem, że trochę dziwnie mi było, gdy ci wszyscy ludzie zwracali na mnie uwagę, a obok mnie nie było Soreya, który zawsze ich odganiał.
Nie czułem się z tym zbyt swobodnie, zachowując się mimo wszystko grzecznie tak jak to miałem w zwyczaju, wiedząc gdzieś tam podświadomie, że gdyby mój mąż to widział, bardzo by się na mnie wściekł, a to dlaczego? No właśnie dlatego, że jestem zbyt miły, dając sygnały, które źle są przez ludzi odczytywane.
Porozmawiałem, zachowywałem się tak, jak zachować się powinienem, robiąc zakupy na cały tydzień, nie chcą zbyt często tu przychodzić.
– No proszę, proszę, kogo ja wiedzę, i to całkiem samego – Nie znałem mężczyzny, który się do mnie zwracał. Jednak czułem, że nie była to istota, z którą chciałem mieć coś wspólnego.
– Nie znamy się – Odpowiedziałem spokojnie, chcąc odejść, bez niepotrzebnych konfliktów.
– My się nie znamy, ale ja znam twojego męża – Stwierdził, czym zwrócił moją uwagę, od razu zatrzymałem się, odwracałem do głowy w jego stronę.
– Bardzo mnie to cieszy, ale czego ode mnie chcesz? – Zachowałem spokój, przede wszystkim byłem grzeczny, czyli tak jak zachowywać się należy.
– Chciałem ci opowiedzieć, jak twój mąż świetnie bawi się w piekle chyba całkowicie o tobie, zapominając – Nie uwierzyłem w ani jedno jego słowo, Sorey nigdy by mnie nie zdradził, wiem, że jest, jaki jest, a demony nigdy nie dotrzymują słowa, ale on taki nie jest, kocha mnie, a ja kocham jego i wiem, że mnie nie straci.
– Nie wiem, jaki masz cel w mówieniu mi czegoś takiego, ale ci nie uwierzę, odejdź i nigdy nie wracaj – Zażądałem, czując jego dłoń, która chwyciła mój nadgarstek.
– Jesteś tego demona zbyt pewien. Jeszcze się możesz zdziwić – Uwolniłem swój nadgarstek, rzucając mu ostrzegawcze spojrzenie.
– Daj mi spokój, idź do diabła – Rozkazałem, ignorując go całkowicie. Mimo jego krzyków, które w moją stronę kierował, wiedziałem, że demonom nie można ufać i dlatego im nie ufałem, oczywiście mój mąż też był demonem, ale był inny, ufałem mu i kochałem go. Wiedząc, że nic mi nie zrobi, nigdy mnie nie skrzywdzi, tego jestem pewien.

<Pasterzyku? C:> 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz