Wiedząc, że ani ja nie czułem się komfortowo przy Lailah, ani ona przy mnie, od razu skierowałem się do kuchni, by spokojnie przygotować wszystkim to, czego chcieli; dla Lailah i mojego męża po kawałku ciasta i słodkiej czekoladzie, a dzieciakom zacząłem odgrzewać obiad. Swoją drogą, wycwaniły się dzisiaj, wracając do domu z Lailah. Nie podobało mi się to, ale co mogłem zrobić? Ja jednak sobie tego nie zapomnę, mogą być tego pewne. I jak przyjdzie co do czego to sobie poważnie porozmawiamy. Teraz niech się cieszą tym chwilowym zwycięstwem.
Oczywiście szybciej pokroiłem ciasto i przygotowałem czekoladę, niż przygrzał się obiad, dlatego wpierw Miki i Lailah otrzymali zamówienie. Mój mąż się nieco zdziwił, kiedy podałem mu talerz z ciastek, i kubek ze słodkością, w końcu on nic nie zamawiał, ale nie mogłem pozwolić, by siedział jako jedyny, nie mając niczego. Ja siebie nie wliczałem; nie będę przy nich siedział. Nie chciałem im psuć spotkania swoją osobą, to pierwsza sprawa, a druga była taka, że musiałem się jeszcze spakować. Znaczy, zawsze mogłem zrobić to na przykład w nocy, czy z rana, no ale to będzie idealna wymówka.
– Proszę bardzo, smacznego wszystkim. Banshee, chodź – zawołałem do siebie swojego ogara, który nerwowo kręcił się przy dzieciach, nie spuszczając wzroku z Lailah. Wyczuwała moją niepewność względem Pani Jeziora, jednocześnie też wyczuwała spokój i przyjazne nastawienie dzieciaków i Mikleo, i była ona w kropce. Nie wiedziała, co robić, ale na szczęście nie próbowała ona atakować, jak to miało miejsce przy Misaki. Może też dlatego, że lepiej nad sobą teraz panuję.
– Nie powinieneś trzymać ogara z dziećmi. To zbyt niebezpieczne dla nich – usłyszałem krytykę Lailah, która mnie zaskoczyła. I mi się nie spodobała. Nie tylko mi, na te słowa Banshee prychnęła cicho, niezadowolona z jej słów.
– Czemu niebezpieczne? Ona ich właśnie chroni przed niebezpieczeństwem, tak ją nauczyłem – odpowiedziałem, a psinka zawtórowała mi wesołym szczekaniem.
– Banshee jest w porządku – stanęła w naszej obronie Hana, za co byłem jej wdzięczny. Skoro mi nie zaufa, to może zaufa swojej podopiecznej.
– Ogary piekielne to nasi naturalni wrogowie, nie możemy im ufać – odpowiedziała kobieta, dalej uważając swoje.
– Tak samo jak ja – wzruszyłem ramionami. – Nie martw się, zabiorę ją ze sobą, nie będzie nikomu zagrażać – dodałem, kierując się do sypialni, a Banshee oczywiście podążyła za mną. Naprawdę niepotrzebnie zwracała uwagę na Banshee. Ostatnio zachowuje się wręcz idealnie, trochę jeszcze niektóre rzeczy i przyzwyczajenia jej trzeba poprawić, ale to kwestia czasu. Musi trochę podrosnąć, musi dojrzeć, no i będzie wspaniałym obrońcą. Może Lailah nie spodobało się to, że Banshee tak się niepewnie przy niej czuła. Cóż mam jednak powiedzieć, z jakiegoś powodu tę niechęć czuła. Teraz to tym bardziej nie chciałem tam z nimi spędzać czas. Nie ma mowy, bym gdzieś zamknął z dala Banshee, bo ktoś ma jakieś widzimisię.
Nie mając jeszcze za bardzo się pakować, usiadłem na podłodze przed szafą i poklepałem miejsce obok siebie chcąc, na co moja psinka od razu zareagowała, zajmując je. Wyciszenie się na ten moment to nie najgorszy pomysł.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz