czwartek, 24 kwietnia 2025

Od Soreya CD Mikleo

 Wiedząc, że ani ja nie czułem się komfortowo przy Lailah, ani ona przy mnie, od razu skierowałem się do kuchni, by spokojnie przygotować wszystkim to, czego chcieli; dla Lailah i mojego męża po kawałku ciasta i słodkiej czekoladzie, a dzieciakom zacząłem odgrzewać obiad. Swoją drogą, wycwaniły się dzisiaj, wracając do domu z Lailah. Nie podobało mi się to, ale co mogłem zrobić? Ja jednak sobie tego nie zapomnę, mogą być tego pewne. I jak przyjdzie co do czego to sobie poważnie porozmawiamy. Teraz niech się cieszą tym chwilowym zwycięstwem. 
Oczywiście szybciej pokroiłem ciasto i przygotowałem czekoladę, niż przygrzał się obiad, dlatego wpierw Miki i Lailah otrzymali zamówienie. Mój mąż się nieco zdziwił, kiedy podałem mu talerz z ciastek, i kubek ze słodkością, w końcu on nic nie zamawiał, ale nie mogłem pozwolić, by siedział jako jedyny, nie mając niczego. Ja siebie nie wliczałem; nie będę przy nich siedział. Nie chciałem im psuć spotkania swoją osobą, to pierwsza sprawa, a druga była taka, że musiałem się jeszcze spakować. Znaczy, zawsze mogłem zrobić to na przykład w nocy, czy z rana, no ale to będzie idealna wymówka. 
– Proszę bardzo, smacznego wszystkim. Banshee, chodź – zawołałem do siebie swojego ogara, który nerwowo kręcił się przy dzieciach, nie spuszczając wzroku z Lailah. Wyczuwała moją niepewność względem Pani Jeziora, jednocześnie też wyczuwała spokój i przyjazne nastawienie dzieciaków i Mikleo, i była ona w kropce. Nie wiedziała, co robić, ale na szczęście nie próbowała ona atakować, jak to miało miejsce przy Misaki. Może też dlatego, że lepiej nad sobą teraz panuję. 
– Nie powinieneś trzymać ogara z dziećmi. To zbyt niebezpieczne dla nich – usłyszałem krytykę Lailah, która mnie zaskoczyła. I mi się nie spodobała. Nie tylko mi, na te słowa Banshee prychnęła cicho, niezadowolona z jej słów. 
– Czemu niebezpieczne? Ona ich właśnie chroni przed niebezpieczeństwem, tak ją nauczyłem – odpowiedziałem, a psinka zawtórowała mi wesołym szczekaniem. 
– Banshee jest w porządku – stanęła w naszej obronie Hana, za co byłem jej wdzięczny. Skoro mi nie zaufa, to może zaufa swojej podopiecznej. 
– Ogary piekielne to nasi naturalni wrogowie, nie możemy im ufać – odpowiedziała kobieta, dalej uważając swoje. 
– Tak samo jak ja – wzruszyłem ramionami. – Nie martw się, zabiorę ją ze sobą, nie będzie nikomu zagrażać – dodałem, kierując się do sypialni, a Banshee oczywiście podążyła za mną. Naprawdę niepotrzebnie zwracała uwagę na Banshee. Ostatnio zachowuje się wręcz idealnie, trochę jeszcze niektóre rzeczy i przyzwyczajenia jej trzeba poprawić, ale to kwestia czasu. Musi trochę podrosnąć, musi dojrzeć, no i będzie wspaniałym obrońcą. Może Lailah nie spodobało się to, że Banshee tak się niepewnie przy niej czuła. Cóż mam jednak powiedzieć, z jakiegoś powodu tę niechęć czuła. Teraz to tym bardziej nie chciałem tam z nimi spędzać czas. Nie ma mowy, bym gdzieś zamknął z dala Banshee, bo ktoś ma jakieś widzimisię. 
Nie mając jeszcze za bardzo się pakować, usiadłem na podłodze przed szafą i poklepałem miejsce obok siebie chcąc, na co moja psinka od razu zareagowała, zajmując je. Wyciszenie się na ten moment to nie najgorszy pomysł. 

<Owieczko? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz