Trochę się obawiałem tego, że mój mąż będzie wolał działać zamiast odpoczywać. Przecież ja bym sobie bez niego poradził, powoli coś bym tam przygotował. Nic wielkiego, owszem, ale coś tam będzie w miarę słodkiego i dobrego. Z lodami troszkę mi dłużej zejdzie, gdyby mi nie pomagał, ale w końcu bym zrobił. Z dwojga złego wolałbym, by się położył, odpoczął, nabrał siły przed przyjściem dzieci. Przecież nic się złego nie dzieje, ja potrafię sobie świetnie dać radę sam.
– Najważniejsze jest, skarbie, byś wypoczął i się nie przemęczał, ja tu wszystko ogarnę – odezwałem się, idąc za nim, nie mogąc go przecież zostawić samego.
– Skoro nie chcesz, bym się przemęczał, to zabierzmy się do roboty. Jakie ciasto chcemy zrobić? – spytał, odwracając się w moją stronę.
– Wpierw muszę zrobić zakupy, po odprowadzeniu dzieciaków od razu przyszedłem do ciebie. I tak nie miałem pojęcia, co takiego przygotować, chciałem wpierw z tobą pogadać o tym, co zrobić – wyjaśniłem, podchodząc do niego, by położyć dłonie na jego biodrach.
– Świetnie, więc czekają nas zakupy – powiedział, uśmiechnięty. – Z chęcią bym zjadł jakieś owoce. Tak, owocowe ciasto, i owocowe lody – dodał, rozmarzony.
– Na owoce troszkę jeszcze za wcześnie. Ale może w moich źródłach dam radę coś tam dostać – przyznałem, zastanawiając się nad naszymi planami.
– Świetnie, więc możemy wyruszyć? – zapytał, podekscytowany. Widziałem, jak strasznie chciał wyjść, co mi się nie podobało, ale przecież też będzie musiał wychodzić, kiedy mnie nie będzie. Zakupów na cały miesiąc nie zrobię, nawet jakbym chciał. Przecież to zaraz wszystko by się popsuło. Mogę tylko poprosić dzieciaki i Lailah, by go pilnowały podczas mojej nieobecności. Najchętniej to bym zostawił tutaj Banshee, ale nie wiem, czy Miki by nad nią zapanował. Nie, muszę polegać na tych, którzy będą tu na miejscu.
– Możemy, ale wpierw będziesz musiał mi powiedzieć, jakie chcesz te owoce. Muszę zajrzeć do odpowiednich ludzi – przyznałem, kierując się z nim ku drzwiom. Oj, będę musiał go przypilnować, by nikt się nim nie zainteresował. Niestety, jest zbyt atrakcyjny na robienie zakupów.
– A nie możesz mi odpowiedzieć, co to są za odpowiedni ludzie? Gdzie ja będę kupował owoce, jak będę później chciał? – spytał, zarzucając na swoje ciało jakiś leciutki płaszczyk.
– Nie mogę ci zdradzić moich dostawców. Ryzykują swoją głową, więc później nie będą chcieli ode mnie kupować – powiedziałem, uśmiechając się do niego tajemniczo. – Zresztą, powiem ci wszystko, i potem do czego ci będę potrzebny? Będziesz wiedział wszystko i nie będziesz mnie potrzebował. Oj nie, nie oddam mojej karty przetargowej – wyszczerzyłem się do niego głupkowato, a następnie go ucałowałem w policzek.
– Tak, tylko po to cię tu trzymam, bym mógł mieć owoce i krem czekoladowy w każdą porę roku – zażartował sobie, tak ładnie się uśmiechając.
– Już to wiem, wyczytałem to w twoich myślach, nic się przede mną nie ukryje. To co ci kupić, truskawki? I może borówki? – zaproponowałem, otwierając przed nim drzwi i go w nich przepuszczając.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz