Byłem zmęczony psychicznie, jak i fizycznie w tej chwili moim jedynym oparciem była istota, której powinienem na marginesie się bać. A jednak on jako jedyny chciał mi pomóc, pomóc nieść brzemię, które powoli mnie wykańczało, niszcząc moją psychikę, która i tak nigdy specjalnie silna nie była przez wszystkie wydarzenia w moim krótkim jeszcze życiu. Które powoli przestawało mieć dla mnie jakikolwiek sens.
Kiwnąłem delikatnie głową, nie mając siły nawet otwierać ust, chciałem tylko stąd uciec, psychicznie trzymałem się na cienkiej linii prowadzącej do przepaści niemającej końca.
- Tetsu synku musimy porozmawiać - Nagle drzwi bez pukania otworzyły się, a do środka weszła kobieta zwana moją rodzicielką. Ma tupet, by po tym wszystkim jeszcze tu przychodzić. - Co tu robi ten obcy mężczyzna? - Nagle zatrzymała się, zauważając obecność Kise. Wyglądała, jak by panikowała, a ja nie wiedziałem, o co jej chodzi, może jest dziwką i myśli, że przyszedł do niej nowy klient. Szczerze powiedziawszy, nie zdziwiłoby mnie to. Teraz w jej wykonaniu jest wszystko możliwe.
- Nie przejmuj się to nie twój klient - Mruknąłem, wstając z łóżka, odwracając twarz w jej stronę, na co kobieta zacisnęła pięści. Wiem, że to moja matka i powinienem ją szanować, ale dlaczego mam to robić skoro ona sama nie szanuje ani siebie, ani nas.
- Nie odzywaj się tak do mnie, nie jestem twoją koleżanką, wylecisz z domu za takie zachowanie, lepiej się nad tym zastanów - Zagroziła, na co prychnąłem pod nosem, omijając Kise. Patrząc na niego jednoznacznie, nie chcąc by, angażował się w tę oto rozmowę. To tylko i wyłącznie moja sprawa on lepiej niech nic nie mówi.
Nie patrząc na kobietę, podszedłem do szafy, gdzie schowaną miałem torbę, do której bez słowa wkładałem, ubrania mażąc, by jak najszybciej stąd odejść.
- Co ty robisz Tetsu? Dlaczego się pakujesz? - Nagle odezwała się, szybko do mnie pochodząc, chwytając moje dłonie. Bym nie mógł nic włożyć do torby.
- Wylatuje, jak sama to dobrze ujęłaś. Nie zasługuję, by tu z wami mieszkać, powiem więcej wole skończyć na ulicy niż zostać tutaj - Wyrwałem swoją rękę, z jej dłoni wrzucając wszystkie ubrania do torby, chcąc by już sobie stąd, do cholery poszła. Zawsze ma mnie gdzieś, a teraz nagle udaje, że jej zależy? Głupia nie musi udawać, przed nikim nie wierzę jej w żadne słowo.
- Synu nie żartuje, powiedziałam to w gniewie, gdzie pójdziesz? Nie zostawisz przecież Toshi samej - A więc o to jej chodzi, kolejny raz daje mi do zrozumienia, że jestem tu jaka darmowa opiekunka, na co nigdy się nie pisałem, zawsze chciałem być normalnym chłopakiem, a tu nie jest to możliwe, może po wyprowadzce trochę odpocznę i zobaczę, jak to jest, być choć trochę odciążonym.
- Nie udawaj, że cię to obchodzi, a Toshi zabieram ze sobą ty i tak się nią nie opiekujesz, masz w dupie i ją i mnie. Wynoś się z tego pokoju - Syknąłem, wiem, że teraz to ja jestem tym „Podłym gnojkiem”, Ale ona zasłużyła, sobie na to upokorzyła, mnie przy wszystkich uderzając mnie w twarz, powiedziała mi słowa niewybaczalne, a teraz udaje, że ją obchodzimy, niepotrzebnie nie musi grać.
- Przemyśl to jeszcze na spokojnie nie działaj impulsywnie, wszystko się jakoś ułoży - Uśmiecha się, starając mnie przekonać, co wcale nie działa, mam dość za dużo razy udawałem, za dużo razy dawałem się poniżyć, wszystkiego było już za dużo razy, dziś mówię stop, zawijam się stąd. Woląc już uwierzyć obcej mi osobie niż własnej matce.
- Proszę, opuść ten pokój, w tędy chwili - Nie miałem już do niej siły, dlaczego robi mi to wszystko? Czy nie widzi, że ja umieram? Krzywdzę się tylko dlatego, że ona nie widzi niczego poza swoim czubkiem nosa i kochankiem.
Kobieta westchnęła, przyglądając mi się uważnie, dopiero teraz coś zauważając.
- Co stało ci się w rękę? - Na to pytanie miałem, ochotę się zaśmiać szybko zauważyła, a przed chwilą trzymała mnie za nią, teraz widać jak uważnie mi się przygląda lub jak bardzo ją obchodzę. Jedno drugiego niestety nie wyklucza.
- Nic - Jestem już na granicy wytrzymałości, zachwalę, będzie płakać. Niech już idzie.
Moja matka wreszcie zrozumiała, że jej tu nie chce i dzięki bogu wyszła z pokoju, jak dobrze nie miałem, ochoty już z nią rozmawiać a zmuszanie się do tego przyjemne nie jest ani trochę. I powinna, to dobrze wiedząc, udają wspaniałą mamę przed Kise.
Wzdycham ciężko, gdy tylko wychodzi, z pomieszczenia w duchu cieszę się, że poszła, a jednak mimo to nam wrażenie, że gdyby jej na mnie zależało, nie odpuściłaby mi, tak szybko niestety prawda jest taka, że ma mnie gdzieś z resztą Toshi też, nie bardzo przejęła się tym, że zabieram ją ze sobą, nawet nie wie gdzie. Ja z resztą też nie wiem, ale to ważne w tej chwili nie jest. Pójdę gdzie, mnie nogi poniosą, pozwalając w spokoju żyć matce, ojcu i co najważniejsze sobie samemu.
Osunąłem się na ziemię, przez chwilę zastanawiając się, co będzie dalej. Chyba właśnie uświadomiłem sobie, że moja cienka linia pęka, a ja spadam w agonalne dno bez wyjścia, czyżbym się poddał? Nie mogę tego zrobić, muszę walczyć, choć brakuje już sił. Nie poddam się, będę walczyć dla niej.
- Tetsu - Słysząc ten już tak dobrze mi znany głos, podnoszę głowę. Widząc jego uśmiech, ile bym dałbym, sam mógł się tak uśmiechać, straciłem do tego chęci, już dawno temu a on teraz stara mi się je przywrócić, nie wiem, czy mu się to uda. Ja sam już nie mam siły, na udawanie chcę tylko być zwykłym chłopakiem czy to aż tak dużo?
- Ona naprawdę dobrze udaje - Wyszeptałem, niemrawo przed oczami wciąż widząc jej sztuczną twarz, wpatrującą się we mnie w jej oczach miłości nie było była za to niechęć i ten obrzydliwy uśmiech, udawany uśmiech pocieszenia drugiej osoby.
- Pomogę ci, spakuje twoje ubrania, a ty spakuj spokojnie rzeczy Toshi - Kiwnąłem jedynie głową, wstając z kolan, podchodząc do drzwi, które otworzyłem. Czując, zatrzymujące się nagle serce. Czego on jeszcze chce?.
- Słyszałem, że się wynosisz przybłędo - Zadrwił, mój ojciec miał zawsze dobre poczucie humoru, a to ponoć ja jestem czarną owcą w rodzinie chyba czas spojrzeć na siebie samego a później oceniać innych. Dupek jeden.
Wycofałem się, do tyłu bojąc się, że podejdzie, ten jednak stał bez ruchu, przeglądając mi się z tym złośliwym uśmiechem. Mimika jego twarzy zmieniła się dopiero, wtedy gdy zobaczył Kise, zabawne zwrócił uwagę bardziej na tego mężczyznę niż na psa, który stoi przed nim, ukazując białe kły. Czyżby bał się blondyna czy respekt przed nim? Pojęcia nie mam, jednak widząc tak ojca, stwierdzam, że to zabawne, gdy ten ostry zawsze pijak nawet nie chcę, nagle podejść obawiając się innego no cóż, znacznie wyższego od siebie mężczyzny, który co śmieszniejsze jest od nas starszy o setki a może tysiące lat. A przecież wygląda na bardzo młodego, to jest wspaniałe u istot nadnaturalnych nie starać się jednak przeżyć swoich przyjaciół, bliskich nie wiem, czy byłbym w stanie oddać swoją śmiertelność na nieśmiertelność, choć może gdybym miał osobę, która kochałabym nie ponad wszystko. Zrobiłbym wszystko by móc być przy niej jak najdłużej. Nawet jeśli będę musiał cierpieć każdego dnia coraz bardziej.
- Będę rad, jeśli zniknięcie jeszcze dzisiejszego dnia - Dodał, odchodząc od drzwi, idąc zapewne do sypialni, gdzie się położy i pójdzie spać, to zawsze dobrze mu wychodziło, nie mogę zaprzeczyć nic, tylko spanie i chlanie ojciec doskonały.
- W jednym się z nim zgadzam, też będę szczęśliwy, jeśli uda nam się stąd wydostać jeszcze dziś - Mruknąłem, co prawda bardziej do siebie niż do blondyna jednak mimo wszystko usłyszał to, na co uśmiechnęłam się delikatnie, zakrywając swój smutek ostatnimi kawałkami maski zakładanej na co dzień. - Pójdę ją spakować - Szepnąłem, kątem oka zerkając na siostrę, która dzięki Bogu wciąż spała nie wiedząc co dzieje się wokół niej. Niech śpi, jeszcze przyjdzie czas na jej zmartwienia.
Kise kiwnął głową, a ja szybkim krokiem poszedłem po pokoju siostry, pakując wszystko w ekstremalnej prędkości byle by nie musieć już więcej dziś widzieć swoich rodziców.
***
- Skończyłem - Wróciłem do pokoju z torbą pełną ubrań dziewczynki, która wciąż jeszcze spała podziwiam za ten spokój i twardy sen ja sam już dawno tak długo nie spałem, bojąc się tak naprawdę każdego nadchodzącego dnia.
- W takim razie możemy już iść - Kise zapiął drugą torbę, uśmiechając się debilnie, ten to ma, poczucie humoru zazdroszczę.
Kiwam głową, podchodząc do dziecka, które wziąłem na ręce, wynosząc moja kochaną śpiącą siostrę z pokoju wraz z torbą trzymaną w ręce.
- Jeszcze do wrócisz do domu, gdy twój kolega się tobą znudzi - Moja matka, stojąc w salonie, nie mogła mi odpuścić, chcąc uświadomić mi, że tak naprawdę to wszędzie gdzie nie pójdę, jest tak samo lub gorzej niż tu.
Zacisnąłem mocniej rękę na torbie, wychodząc z domu, nie będę z nimi dyskutować, nie będę się kłócić, sensu to nie ma. Oni wiedzą swoje, ja wiem swoje, podkreślamy też fakt, że oni wiedzą lepiej, wszystko niż ja więc nie ma za bardzo, o co się wykłócać. Bo i tak wyjdzie, że to ja tu jestem ten głupi i to ja tu się mylę.
Wychodząc z domu, poczułem ulgę, może jeszcze nigdzie nie poszedłem a dom mam za plecami jednak świadomość, jaką mam poprzez myślenie o ucieczce pozwala mi na trochę może aż za szybkie zrelaksowanie się.
Ostatni raz odwróciłem się w stronę domu, zauważając mojego psa, który stał na tarasie, przyglądając mi się uważnie, tak jak by nie wiedział, co się dzieje, ale bardzo chciał się dowiedzieć, kochane psisko, chociaż on nigdy mnie nie opuści.
- Chodźmy Nigou, Idziemy na spacer - Pies zamerdał energicznie ogonem, podbiegając do nas z radością widoczną na pysku, biegając wokół nas, prawie potykając się o własne łapy. Zawsze trochę za bardzo się ekscytuje, nigdy tego nie rozumiałem.
Rozbawiony pokręciłem jedynie głową, ruszając w drogę, nie wiem gdzie, chce nas zabrać mężczyzna, mimo to ufam mu, choć jak mówi. Dobre przysłowie „Mogę wpaść z deszczu pod rynnę” a w moim życiu nie się nie zmieni lub się pogorszy, różnie bywa, nie wiem co. Zostało mi zapisane, tam u góry.
***
W milczeniu szedłem powoli za blondynem, rozmyślając. Gdzie on mnie prowadzi, droga nie była mi za bardzo znana, więc czułem się, delikatnie mówiąc niekomfortowo, trochę obawiając się o własne życie. Co prawda wiem, że gorzej być nie może mimo to nie zmienię faktu, iż ostrożny muszę być i to za wszelką cenę.
Co prawda, jeśli czułem się niepewnie, wystarczyło spytać go, o to, gdzie idziemy, w taki sposób bym się trochę uspokoił.
Ja jednak nie planowałem tego robić, panująca cisza mi odpowiadała, a stres związany z ucieczką z domu trochę mnie opuszczał, a to było najważniejsze.
- Jeszcze trochę i będziemy na miejscu - Jego głos zmusił mnie do podniesienia wzroku, na jego osobę bym mógł złapać kontakt wzrokowy.
- Kise gdzie idziemy? - Nie wytrzymałem, musiałem zapytać, to naprawdę mnie trapiło, a ja nie znoszę, gdy coś mnie męczy, nie radzę sobie ze stresem, chowam go za maską obojętności i spokoju, mam tylko nadzieję, że w przyszłości, gdy kiedyś będę miał dzieci, nie będą one się tak musiały męczyć, jak ja.
- Do miasta trochę dalej od twojego domu znajdziemy, tam jakiś domek kupimy go i wszystko będzie dobrze, zobaczysz - Zapewniał, na co zaśmiałem się cichutko, ze współczuciem nie do końca wierząc w jego słowa.
- Chciałbym wierzyć w twoje słowa - Odparłem, spokojnie nie ciągnąc dalszej rozmowy ani ja, ani Kise nie rozmawialiśmy już ze sobą, ale nie dlatego, że któreś z nas miało dość drugiego, po prostu ją rozkoszowałem się ciszą, a blondyna skupiał się na drodze, więc każde było zajęte sobą.
Nawet nie wiem, kiedy znaleźliśmy się w centrum miasta, całkiem straciłem rachubę czasu, pilnując by moja siostra, spokojnie sobie spała nie przejmując się niczym.
- Jesteśmy - Głos Kise przywrócił mnie do żywych, na co podniosłem głowę, patrząc przed siebie, no ładne czy on musiał wybrać jeden z droższych i do gorsza lepszych domów? Nie mam nic do ludzi bogatych i tak dalej, ale sam bogaty nie jestem nie stać mnie na coś takiego.
- Ty chcesz to zakupić? - Zapytałem, przez chwilę analizując wszystkie za i przeciw. Muszę pomyśleć jakie fakty mi przeszkadzają lub podobają mi się w tym domu.
- Tak, a czemu by nie? Jest ładny i przestronny i ma ogród - Odparł, wchodząc na posesję, podchodząc do jakiegoś człowieka, który chyba na niego czekał, nie wiem o czym rozmawiali, mogłem tylko podejrzewać, że o kupnie tego pięknego domu. Szary framugi okienne czarne ogród wielki a drzew na nim mnóstwo to po prostu raj nie dom nie stać mnie na taki dom czego on może oczekiwać w zamian? Ja nie mam nic do zaoferowania, niestety nie jestem ani bogaty, ani zbyt mądry więc wychodzi na to, że mogę mu dać „Wielkie Nic".
***
W milczeniu stałem bez ruchu, ściskając mocniej ciało siostry, dopiero teraz czując jak jej drobne ciało, zaczyna się poruszać, zerknąłem na dziecko, uśmiechając się do niej łagodnie, moja mała księżniczka oddam za nią życie, jeśli będę musiał.
- Tetsu co się dzieje? - Zapytała, rozglądając się do koła, nie wiedząc, dlaczego jesteśmy przed jakimś obcym domem, pogłaskałem ją po głowie, otwierając usta, by wszystko jej wyjaśnić, jednak podchodzący do nas Kise trochę mi to utrudnił.
- Wszystko jest już gotowe, możemy wchodzić - Mężczyzna z szerokim uśmiechem na ustach chwycił mnie za nadgarstek ciągnąć w stronę tego królewskiego domu.
Wciąż nie byłem przekonany co do tego wszystkiego. Wydaje mi się, że chatka mojej babci by wystarczyła, ale najwyraźniej ten gość miał co do nas swoje własne plany.
Spokojnie bez okazywania emocji, które udzieliły się i tak już mojej siostrze szedłem za moim towarzyszem, oglądając piękny ogród, który był spełnieniem moich najskrytszych marzeń a dom, ach dom był cudowny, naprawę cudowny otwierając drzwi, już rzucił mi się ładny przedpokój, w szaro czarno białych kolorach na ścianach nie było śladu brudu, pleśni czy grzybów, zapach przypominał świeże remontowany dom, a meble ach te były jeszcze piękniejsze, z białego drewna pięknie komponowały się ze ścianami, wchodząc dalej. Zobaczyć mogłem salon, łączony z kuchnią oddziałał je tylko boczna ściana, kuchnia wyglądała bajecznie, coś czuję, że to będzie, właśnie moje królestwo. Sam salon jak to salon kolorami przypominał przedpokój mnóstwo ramek na ścianach, szafek i co chyba najbardziej mi się podobało biblioteczka, coś, czego nigdy mieć nie mogłem. Cieszyłem się z tego, wszystkiego było tego za dużo, ale byłem wdzięczny Kise, że tak i nas zadbał. Idąc dalej po schodach, prowadzących do góry zobaczyłem trzy sypialnie, każdy z nas będzie miał swój kącik wspaniałe i czego więcej trzeba, a no tak toaleta o niej zapomniałem, wyglądała standardowo, jak w każdych domach no może różniła się tym, że w ogóle była niekiedy jej nie ma, a to bywa frustrujące.
- Ten dom jest cudowny - Szepnąłem, kątem oka patrząc na psa i siostrę, ta dwójka już szalała w nowym domu, ciesząc się każdą napotkaną rzeczą w tym miejscu.
- Podoba ci się? - Głos blondyna jak magiczna lina przyciągnęła mnie do siebie, zmuszając moje ciało do ukazania wszystkich najskrytszych emocji, które kryłem w sobie od samego początku, gdy tylko tu wszedłem.
- Czy mi się podoba? Co to za pytanie to raj dla takiego zwykłego chłopaka, jakim jestem - Oznajmiłem, ciesząc się, ale tak naprawdę się ciesząc bez ukrywania swoich emocji, co nie jest dla mnie czymś na porządku dziennym.
- Cieszę się, zależało mi na tym bardzo - Zamrugałem zaskoczony, nie wiedząc tak naprawdę, dlaczego tak właściwie mu na tym zależało, nic dla niego nie znaczę.
- Nie rozumiem cię, chcesz czegoś w zamian?- Zapytałem, czego szybko pożałowałem, widząc jego zmieniający się wyraz twarzy.
- Dlaczego miałbym coś od ciebie chcieć? Chciałem tylko ci pomóc, tak bez interesownie, jak ty pomogłeś mi. - Mruknął, okazując swoje niezadowolenie, dając mi do zrozumienia, że nie powinienem nawet tak mówić.
Zrobiło mi się głupio, zachowałem się jak szczeniak, przecież nie musi czegoś ode mnie oczekiwać, w zamian za pomoc ja też nic nie chciałem, co więcej otwarłem przed obcymi facetem drzwi, a teraz mówię do niego coś takiego, jestem naprawdę beznadziejny. Następnym razem ugryzę się w język, zanim coś powiem.
- Przepraszam - Wyszeptałem, opuszczając głowę, wpatrując się w swoje buty.
- Nikt po prostu nie był dla mnie jeszcze tak miły, by zrobić coś tak bez chęci czegoś w zamian. - Wyjaśniłem, chcąc być z nim po prostu szczerym.
Kise po moich słowach chwycił mocno moje policzki, przyciągając mnie niebezpiecznie blisko, za blisko aż czułem jego oddech na swoich ustach, zrobiłem się cały czerwony, cóż ja poradzę, że to mnie krępuje taka bliskość innych, ludzi jest dla mnie czymś nowym, nigdy nie miałem nikogo aż tak blisko swojej twarzy.
- Posłuchaj mnie uważnie, bo powiem to tylko raz, nie chce niczego prócz waszego szczęścia, polubiłem was i to szczerze dla tego nie chce, byście cierpieli, a w szczególności ty cierpiał.
Byłem oniemiały, jak można chcieć czyjegoś szczęścia, na takim poziomie przecież ja chciałem tylko uwolnić się od rodziców, a nie zamieszkać w hotelu z trzema gwiazdami.
Zrozumiałem mimo wszystko jego słowa, które w jakiś sposób ucieszyły mnie, ale nie na tyle bym zaczął skakać z radości.
- Dziękuję - Odsunąłem się od niego, by zachować bezpieczną odległość, nie chcąc, aby był tak blisko, mnie to strasznie krępujące.
Odwróciłem głową w stronę ścian domostwa, wciąż nie mogąc uwierzyć w to wszystko, to był sen? Czy prawdziwe życie sam nie wiem, czy jeszcze potrafię, to od siebie odróżnić? Mój mózg ostatnio na z tym problemy a nowa świadomość dotycząca zaaklimatyzowania się tu również nie daje, mi spokoju przecież ja nie lubię, zmian teraz będę się wszystkim stresował, nowa szkoła co zawsze przeraża tak samo, muszę znaleźć szkole dla Toshi, znaleźć pracę przynajmniej na Weekendy, by nie żyć na utrzymaniu mężczyzny, nie jestem dla niego nikim ważnym, a ludziom nie pomaga się aż tak, tylko dlatego, że się ich lubi to trochę głupie posunięcie, na które mu nie pozwolę. Na pewno nie będę jego utrzymankiem to żenujące i to bardzo.
- Dom kosztował na pewno majątek, a przecież wystarczyło zamieszkać w chatce po babci, faktem może być to, że moi rodzice nas tu nie znajdą, jednak uważam, że koszta i cały dom nie był tego wart, zacznę chodzić w weekendy do pracy, by uzbierać na swoje studia, na szkołę Toshi i powoli będę starał się oddawać ci dług za dom. Nie chce żyć na twoim utrzymaniu, to byłoby niegrzeczne i proszę, nie mówi mi, abym tego nie robił, nie zakopuj mojego honoru, pozwól mi zrobić wszystko po swojemu, myśli bym mógł poczuć się lepiej - Wyjaśniłem, uśmiechając się łagodnie, dawno nie czując spadającego kamienia z serca, teraz zrobię wszystko by zabrać o dom i tę dwójkę, która z tego, co wiem, nie chwaląc się, umrze z głodu, jeśli nie będę im codziennie gotował, więc wciąż będę tak zwaną pomocą domową, tylko tym razem nikt nie poniesie już na mnie ręki, nikt nie uderzy i co najważniejsze nikt nie powie, że jestem nic niewartym gówniarzem, który urodził się, bo jego puszczalska matka miała ochotę na szybko numerek. Od zawsze kopany w dupę byłem i będę, życie chce bym, cierpiał, jak już mówiłem płace za błędy rodziców lub swoje poprzednie zjebane życie.
<Kise? Hehe bagienko xD>
3100