Byłem nieco zirytowany całą tą sytuacją. Najpierw mnie poniża, dusi, zastrasza, po czym porywa i każe zgadywać, dlaczego. Może i był demonem, ale nie oznaczało to, że miał jakieś szczególne prawa. Zraniłem go, a skoro to mi się udało, to po naborze doświadczenia będę mógł go zranić poważniej. Nie był niezniszczalny, więc nie musiałem się go obawiać.
Spojrzałem na niego zrezygnowanym wzrokiem. Szczerze, to nie miałem zielonego pojęcia, czego mógł ode mnie chcieć. Uczono mnie jedynie tego, że gdy spotkam jakiegokolwiek wygnańca, powinienem brać nogi za pas i powiadomić najbliższy oddział straży. Do tego, oczywiście, ogólne informacje o każdej ze znanych ludziom ras, które brzmiały tak absurdalnie, że wyparłem je z pamięci. Zawsze starałem się omijać wygnańców, nie interweniować w ich sprawy, nie odczuwałem zatem potrzeby zagłębiania wiedzy na ich temat.
Zauważyłem jego nonszalancką postawę zdałem sobie sprawę, że nie odpuści, dopóki nie podam poprawnej odpowiedzi. Odwróciłem wzrok od jego twarzy, na której widniał ironiczny uśmieszek, i postanowiłem skupić swój wzrok na innym, mniej irytującym obiekcie. Padło na półkę z książkami. Już wcześniej zauważyłem, że ten jego „dom” był przytulnie urządzony. Całkiem… po ludzku. Po kimś takim jak on spodziewałem się większego ascetyzmu. Albo narzędzi tortur.
Zdusiłem w sobie ciche westchnięcie. Żaden racjonalny pomysł nie przychodził mi do głowy. Fakt, że znajduję się w nieznanym mi miejscu, też mi nie pomagał; miasto to miasto, pełne ludzi, którzy może by jakoś zareagowali. A tutaj jedyną istotą, która mogłaby mi w jakiś sposób „pomóc” był on sam. To nie było pocieszające. Świadomość, że jestem na łasce tego psychopaty w żaden sposób nie poprawiała mi nastroju.
- Zgaduję, że chodzi o moją duszę – rzuciłem w końcu, niezbyt przekonany co do tego pomysłu, ale to była najrozsądniejsza rzecz, jaka przyszła mi do głowy. Słowo „dusza” było jedynym skojarzeniem, z którym kojarzyły mi się demony, chociaż nigdy nie wierzyłem w całe te sprawy pozaziemskie. Do spraw typowo religijnych byłem bardzo sceptycznie nastawiony już od dziecka.
- Widzisz, jak chcesz, to potrafisz? – wymruczał, zasiadając na jednym z foteli. – Wyczuwam jednak jakieś „ale”…
- Nie ma to sensu. Gdyby chodziło właśnie o to, zabiłbyś mnie wcześniej i wziął to, co byś chciał. Chyba, że tak nie możesz – ostatnie zdanie wymruczałem bardziej do siebie, niż do niego.
- Teoretycznie mogę, ale… - tutaj się skrzywił. – Zbyt dużo z tym problemów. Nie mam ani czasu, ani ochoty na to.
Czyli w tej sytuacji znalazłem się tylko dlatego, że temu typowi spodobała się moja dusza, cokolwiek to mogło oznaczać. Prychnąłem z irytacją. Świetnie, po prostu świetnie. Byłem w beznadziejnej sytuacji, bo nie wiedziałem, co to oznaczało. Nie wiedziałem, co się stanie, jeżeli przygarnie sobie moją duszę. Albo co się stanie w odwrotnej sytuacji. Dla mnie nie było większej różnicy, albo po prostu jej nie widziałem.
– Skoro podałem poprawną odpowiedź, możesz rozwinąć swoją myśl. Co ja mam do tego wszystkiego? – skrzyżowałem ramiona i ponagliłem go nieco.
Nadal nie rozumiałem za bardzo całej tej sytuacji. Chciał mojej duszy, której najwyraźniej wziąć od tak jej sobie nie mógł, i po to całe to przedstawienie – przynajmniej tak to rozumiałem. Więc co, miałem z nim zawrzeć jakiś pakt, by łaskawie mnie wypuścił? Jest takie powiedzenie, „zawrzeć pakt z diabłem”. Możliwe, żeby było ono aż tak dosłowne?
Nie, to absurdalne. Cała ta sytuacja jest absurdalna.
<Kousuke? C:>
Spojrzałem na niego zrezygnowanym wzrokiem. Szczerze, to nie miałem zielonego pojęcia, czego mógł ode mnie chcieć. Uczono mnie jedynie tego, że gdy spotkam jakiegokolwiek wygnańca, powinienem brać nogi za pas i powiadomić najbliższy oddział straży. Do tego, oczywiście, ogólne informacje o każdej ze znanych ludziom ras, które brzmiały tak absurdalnie, że wyparłem je z pamięci. Zawsze starałem się omijać wygnańców, nie interweniować w ich sprawy, nie odczuwałem zatem potrzeby zagłębiania wiedzy na ich temat.
Zauważyłem jego nonszalancką postawę zdałem sobie sprawę, że nie odpuści, dopóki nie podam poprawnej odpowiedzi. Odwróciłem wzrok od jego twarzy, na której widniał ironiczny uśmieszek, i postanowiłem skupić swój wzrok na innym, mniej irytującym obiekcie. Padło na półkę z książkami. Już wcześniej zauważyłem, że ten jego „dom” był przytulnie urządzony. Całkiem… po ludzku. Po kimś takim jak on spodziewałem się większego ascetyzmu. Albo narzędzi tortur.
Zdusiłem w sobie ciche westchnięcie. Żaden racjonalny pomysł nie przychodził mi do głowy. Fakt, że znajduję się w nieznanym mi miejscu, też mi nie pomagał; miasto to miasto, pełne ludzi, którzy może by jakoś zareagowali. A tutaj jedyną istotą, która mogłaby mi w jakiś sposób „pomóc” był on sam. To nie było pocieszające. Świadomość, że jestem na łasce tego psychopaty w żaden sposób nie poprawiała mi nastroju.
- Zgaduję, że chodzi o moją duszę – rzuciłem w końcu, niezbyt przekonany co do tego pomysłu, ale to była najrozsądniejsza rzecz, jaka przyszła mi do głowy. Słowo „dusza” było jedynym skojarzeniem, z którym kojarzyły mi się demony, chociaż nigdy nie wierzyłem w całe te sprawy pozaziemskie. Do spraw typowo religijnych byłem bardzo sceptycznie nastawiony już od dziecka.
- Widzisz, jak chcesz, to potrafisz? – wymruczał, zasiadając na jednym z foteli. – Wyczuwam jednak jakieś „ale”…
- Nie ma to sensu. Gdyby chodziło właśnie o to, zabiłbyś mnie wcześniej i wziął to, co byś chciał. Chyba, że tak nie możesz – ostatnie zdanie wymruczałem bardziej do siebie, niż do niego.
- Teoretycznie mogę, ale… - tutaj się skrzywił. – Zbyt dużo z tym problemów. Nie mam ani czasu, ani ochoty na to.
Czyli w tej sytuacji znalazłem się tylko dlatego, że temu typowi spodobała się moja dusza, cokolwiek to mogło oznaczać. Prychnąłem z irytacją. Świetnie, po prostu świetnie. Byłem w beznadziejnej sytuacji, bo nie wiedziałem, co to oznaczało. Nie wiedziałem, co się stanie, jeżeli przygarnie sobie moją duszę. Albo co się stanie w odwrotnej sytuacji. Dla mnie nie było większej różnicy, albo po prostu jej nie widziałem.
– Skoro podałem poprawną odpowiedź, możesz rozwinąć swoją myśl. Co ja mam do tego wszystkiego? – skrzyżowałem ramiona i ponagliłem go nieco.
Nadal nie rozumiałem za bardzo całej tej sytuacji. Chciał mojej duszy, której najwyraźniej wziąć od tak jej sobie nie mógł, i po to całe to przedstawienie – przynajmniej tak to rozumiałem. Więc co, miałem z nim zawrzeć jakiś pakt, by łaskawie mnie wypuścił? Jest takie powiedzenie, „zawrzeć pakt z diabłem”. Możliwe, żeby było ono aż tak dosłowne?
Nie, to absurdalne. Cała ta sytuacja jest absurdalna.
<Kousuke? C:>
Liczba słów: 534
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz