poniedziałek, 27 maja 2019

Od Add CD Keith

W pewnym momencie moje oczy zdołały dostrzec normalnie niewidoczny dla zwykłego człowieka punkt. Obiektem tym była nieznana mi osoba, przypominająca jednak “znajomego” z branży. W dłoni dzierżył nóż, na którym mogłam dostrzec działanie śmiertelnej trucizny. Jego specjalizacją jest iluzja, co też może wyjaśniać niezdolność Keith’a do reakcji. Zbliżał się on do naszego stolika, chcąc zajść najpewniej mojego towarzysza od tyłu. Moja dłoń odruchowo została skierowana do niewielkiego schowka na noże. “To nie ma sensu” - skomentowałam jedynie swój ruch w myślach. W tym przypadku atak bronią pod każdym względem będzie nieskuteczny… Nie pozostało mi nic innego. Przymknęłam oczy.
– Jako źródło twej mocy, rozkazuję ci… – powiedziałam cicho, po czym uniosłam dłoń do góry i skierowałam ją w kierunku ów nieznajomego. –...odszyfruj prawa iluzji i zniweluj zasłonę. – dokończyłam, zaciskając pięść. Oprawca od razu pojawił się przed nami. Poderwałam się gwałtownie na równe nogi, tym samym o mały włos nie przewracając krzesła, na którym siedziałam. Wykonałam dosłownie trzy, długie kroki w biegu, by stanąć przed mężczyzną i zacisnąć dłoń na jego nadgarstku. Ten jednak okazał się być na tyle szybki, by machnąć swoim nożem i delikatnie drasnąć mnie w ramię, czego z kolei nie zdołałam uniknąć przez uchwyt. Syknęłam cicho, przeklinając go przy tym pod nosem. Przy użyciu elektrokinezy przesłałam jego ciału oszałamiające pokłady skumulowanej energii. Nie
minęło pięć sekund, a ten jak długi leżał na ziemi. Rozejrzałam się - na całe szczęście
świadkami ów wydarzenia byłam tylko ja i mój towarzysz. "Może mnie znienawidzić, nawet próbować zabić… ale nie pozwolę, by z mojej winy odeszła kolejna osoba." –
skomentowałam jedynie w myślach, wpatrując się jeszcze przez chwilę w leżącego na ziemi.
– Chodźmy – powiedziałam tylko, zaciskając swoją dłoń, na tej należącej do mężczyzny.
– Add, czy ty… – doszło do mnie tylko z jego ust, na co szarpnęłam ręką nieco mocniej, by ten podniósł się na równe nogi.
– Możemy wrócić do tego później? – spuściłam wzrok w dół, trzymając go mocniej. – Nie mogłam pozwolić, by… – nie dokończyłam, wpatrując się w ziemię.
W tym momencie poczułam jednak stanowcze, jednak wyjątkowo delikatne pociągnięcie mnie w stronę drzwi. Keith wyszedł na przód, dzięki czemu już po kilku sekundach opuściliśmy karczmę. Przeszliśmy od razu na górne piętro, gdzie też znajdował się nasz pokój. Kruczowłosy zamknął nas dokładnie od środka, a klucz schował do swojej kieszeni. Wypuścił moją dłoń, po czym upewnił się, czy jego pies jest z nami. Westchnęłam ciężko, stojąc jakiś metr, może dwa obok niego. Spuściłam ponownie wzrok w dół - w tym momencie podłoga stała się dla mnie wyjątkowo ciekawym punktem obserwacji.
Przymknęłam oczy, nie mając nadal odwagi, by spojrzeć mu w nie prosto. Ułożyłam dłoń na swoim ramieniu.
– Jako źródło twej mocy, rozkazuję ci… Przełam prawa natury i ulecz mój cel –
wypowiedziałam lecznicze zaklęcie bardzo cicho, by zbytnio nie zwracać nim uwagi. Rana zniknęła, został jedynie ślad i ów trucizna, której kszta zapewne dostała się już do mojego organizmu. Zwróciłam znowu wzrok w dół.
– Możesz mnie znienawidzić, możesz mnie również chcieć zabić… – zacisnęłam piąstki,
przechylając aktualnie głowę gdzieś w bok. – Ale nie mogłam pozwolić, by ten typ coś Ci
zrobił. To było jedyne rozwiązanie… –

<Keith?>

Liczba słów: 505

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz