Nim się zorientowałam, zostało mi zabrane to, co chciałam ukryć. Moje ciało wypełniała teraz złość i irytacja. Ruchy dziewczyny nie były ludzkie, a wręcz zwierzęce.
Obawiałam się, że jest wygnańcem. Nie umiałabym teraz ją zaatakować. Nie na tyle mocno, aby zabić. Potrzebowałam kilku zabawek, które skutecznie mi to umożliwiają.
- Nigdy więcej tego nie rób. – ostrzegłam, chcąc zabrać książkę.
Jej szarawe włosy przykrywał krwistoczerwony kaptur, który powoli mnie irytował. Kiedy wyciągnęłam ręce w zmierzonym geście, jasnooka odwróciła się w bok. Uniemożliwiło mi to zabranie kradzionej księgi.
Byłam niemal pewna, że się ze mną droczy i sprawdza cierpliwość.
- Nie odpowiesz na moje pytania? – rzuciła łobuzersko, a jej kąciki ust wykrzywiły się w delikatnym uśmieszku.
- Uwielbiam fragmenty, w których Wygnańcy cierpią i umierają, płacząc nad swym losem. – podkoloryzowałam.
Była to zarówno prawda, jak i kłamstwo. Słowa te wywarły na niej widoczny wpływ, w postaci zmiany mimiki. Przeniosła teraz swój wzrok, wpatrując się w moje oczy. Miała zaciśnięte usta, a w spojrzeniu dostrzegłam iskierki niepewności.
Wytrzymałam presję. Obie gapiłyśmy się na siebie, jakby chcąc coś udowodnić. Ostatecznie nie wytrzymałam i jedynie wydobyłam z siebie śmiech.
Pewnym krokiem podeszłam i zabrałam księgę. Nieznajoma oddała ją, lekko się uśmiechając.
Byłam teraz na tyle blisko, aby móc dokładnie ją ocenić.
Miała delikatne, dziewczęce rysy i drobny nos. Jej oczy nie odrywały się ode mnie, jakby próbując zapobiec ewentualnym wydarzeniom. Jej jasna cera dodawała uroku do wyglądu, a kolor tęczówek wydawał się przerażający.
- Dzięki. – mruknęłam, zabierając z jej małych dłoni. – Znasz się na magii?
Postanowiłam wykorzystać sytuację. Skoro zna tę księgę, na pewno wie jeszcze więcej o magii. To może być moja szansa na znalezienie ciekawiących mnie zagadnień.
- Jedynie tyle ile przeczytałam. – w jej głosie usłyszałam minimalne wahanie.
- Tak właściwie to jeszcze się nie przedstawiłam. – wyciągnęłam dłoń. – Mów mi Keya.
Jasnowłosa uścisnęła mi dłoń i podała swoje imię. Wydawało mi się, że z każdą chwilą coraz bardziej ją kojarzę. Stwierdziłam jednak, że nie na tym chcę się skupić.
- Myślisz, że ktoś taki jak MY – specjalnie podkreśliłam wypowiadane na końcu słowo. – Może nabyć magię? Czy raczej jest to cecha dziedziczna? Zawsze mnie to zastanawiało, a sama rozumiesz jak ciężko zdobyć wiedzę na ten temat.
Odłożyłam cymelium na pobliską skałę, opierając się jednocześnie o jej brzeg. Mój wzrok wędrował po drzewach, które otaczały nas z każdej strony. Chmury powoli przemierzały błękit, pozostawiając po sobie jedynie cienkie smugi.
- Raczej niemożliwe jest nagle posiąść coś takiego jak magia. – wglądała na zamyśloną. – Ale może gdzieś istnieje jakiś artefakt, który na to pozwoli.
Zakończyła przemowę bezradnym wzruszeniem ramion.
- To wysoce niesprawiedliwe, że jedni mają siłę bez wielkiego wysiłku, a inni muszą zdać się na własne umiejętności.
Moje ręce obracały teraz ukochany sztylet, a Cerise dokładnie obserwowała moje poczynania.
Rzuciłam je spojrzenie spode łba i wyszczerzyłam zęby.
- A ty co tam masz? – wskazałam ostrym końcem na wiklinowy koszyk.
- Pomagam babci nazbierać ziół. – niewinny uśmiech dodatkowo odejmował jej od wieku paru lat.
- Nie boisz się, że ktoś Cię napadnie? Słyszałam, że pojawiła się nowa grupka przestępcza.
Cerise pokręciła przecząco głową. Pokiwałam na zrozumienie i już nic nie powiedziałam.
W oddali pojawiła się nowa sylwetka, która stanowczo zmierzała przez las. Uniosłam brwi, rozpoznając w tych ruchach znajomego.
- Muszę już wracać. – jasnowłosa pożegnała się nagle i ruszyła w przeciwnym kierunku.
Obserwowałam ją aż do momentu, w którym całkowicie przysłoniły ją wysokie rośliny.
- Znów tutaj… - znajomy wysapał, wyraźnie rozbawiony.
- Dzisiaj nie pracuję. – odparłam stanowczo, kiedy przystanął obok. – A ty na pewno nie przyszedłeś ze mną pogawędzić.
Liczyłam, że nie dostrzeże księgi, która leżała za moimi plecami. Kiedy zauważyłam, że nie patrzy, schowałam ją pod płaszcz.
- Chciałabyś. – wydał się z siebie pomruk zmęczenia. – W mieście znów grasują jacyś mordercy. Wygląda na to, że posługują się magią. I lepiej będzie, jeśli Król się o tym nie dowie.
Jego różowe usta wygięły się w niesmaku. Blond włos falowały na wietrze, ukazując ostre rysy młodzieńca. Jako że byliśmy w pracy partnerami, nasze relacje był dosyć dobre.
Temat jednak na tyle mnie zainteresował, że przestałam zwracać na cokolwiek uwagę. Chciałam jedynie poznać szczegóły.
Po dokładnych doniesieniach, oboje udaliśmy się w swoje strony. Po drodze do domu odniosłam cenne dzieło i udałam się do domu. Tam ponownie przygotowała się do wyjścia i ruszyłam w poszukiwaniu lokalnych plotek. Liczyłam, że dowiem się czegoś znaczącego na temat grasujących morderców.
<Cerise?>
Liczba słów: 702
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz