Cudownie. Po prostu bosko. Przecież ja tylko kuśtykałam na jedną nogę, może dość mocno to fakt ale to nie powinno być coś poważnego. Jego troska czy to szczera czy raczej niekoniecznie, mnie bardzo zszokowała. Spodziewałam się również opieprzu za to jaka jestem nieporadna, wpadam jedynie w kłopoty czy może jakieś inne teksty, które bym usłyszała. Wystarczy, że ja znałabym prawdę, to ja kreuję swoją osobę przed Johenem. I naprawdę nie miałabym mu tego za złe, to jak mnie postrzega. Moje zdziwienie było wymalowane na twarzy od momentu, w którym ton głosu stał się łagodny. A informacja o tym, że zaraz przyjdzie jeden z królewskich lekarzy sprawiła, że podniosłam wzrok na niego. Jego spokojny wyraz twarzy, ani jednej zmarszczki świadczącej chociażby o cieniu irytacji. Totalnie nic. Otwieram i zamykam usta niczym rybka wyciągnięta z wody. Zamykam usta, skłaniam jedynie głową w podziękowaniu. Nie mogę nadwyrężać nogi. Już i tak wiem, że powstałe pęcherze popękały w zgięciu kolana. Czuję bowiem wilgoć i nieustające pulsowanie zagłuszające moje myśli.
Usiadłam grzecznie na krześle zastanawiając się jak to powiedzieć. Muszę przyznać, że czuję się fatalnie z tym co mi się stało. I czułam kłopoty, które narastały we mnie z każdą chwilą. Żeby ich w jakikolwiek sposób uniknąć, trzeba się przyznać. "Działaj szybko, tylko tu i teraz, albo cię wypieprzą", mówię do siebie w myślach. Poprawiam się na krześle, widać, że chorą nogę mam na wpół wyprostowaną ale nie do końca zgiętą. Biorę głęboki wdech i patrzę na Johena zdecydowanym wzrokiem. Odchrząkuję mimowolnie by zwrócić na niego uwagę. Książę upił łka ciepłej herbaty i uraczył mnie swoim spojrzeniem.
-Muszę się przyznać, że niepotrzebnie się Panie kłopotałeś z lekarzem - mówiąc to podnoszę suknie na tyle wysoko, że dokładnie widział nogę obwiązaną bandażem. Płyny jeszcze nie wsiąknęły w bandaż, dlatego nie do końca wie jak poważnie jest zraniona. -Zajęłam się tym sama, ponieważ nie chciałam robić problemu. Niekoniecznie sobie - staram się ująć to w delikatny sposób.
-Co masz na myśli? - patrzy się na mnie pytająco. Chyba nigdy mu się nie zdarzyło, żeby ktokolwiek atakował jego służącą. -Ktoś ci to zrobił? -wziął kolejnego łyka herbaty. O czymś pomyślał ale nie mam pojęcia o czym. Teraz mam inne zmartwienie. Serce bije mi jak szalone.
-Tak, ktoś mi to zrobił i śmiem twierdzić, że ta osoba umyślnie chciała mi zaszkodzić - jak to powiedzieć, że to dwórka mi zrobiła bez zbędnych starć.
-W jaki sposób zaszkodzić? - widzę konsternacje na twarzy Księcia i już wiem, że on tak samo jak ja tego nie rozumie. Wzruszam ramionami.
-Kobieta kobiecie wilkiem -kwituję tajemniczo i szybko objaśniam co mam na myśli. -Nie istnieje przyjaźń między kobietami. Zawsze pojawi się zazdrość. W tym celu chciała mnie oszpecić i trwale okaleczyć. Mam na myśli twarz. Skończyło się na nodze na szczęście - nie mam pojęcia gdzie mam patrzeć więc w sumie moje spojrzenie błąka się po komnacie.
Zapada cisza, dość niezręczna. Johen dokańcza herbatę nad czymś poważnie się zastanawiając. Nie głowię się nad czym, czekam na lekarza, który jakby się gdzieś zawieruszył. Książę nachyla się w moją stronę i patrzy prosto w moje oczy. Nie wiem czy jego spojrzenie jest łagodne, jest z czymś pomieszane, jakby z odrobiną bezsilności. "Ma dziś okropny dzień, a ty dobijasz go czymś takim", ganię siebie i jakby widzę ruch w pokoju. W rogu pokoju dostrzegam ducha. To mój demon opiera się o ścianę i bezczelnie śmieje w twarz. Bawią go moje rozterki. Przymrużyłam oczy usilnie walcząc z tym, żeby nie wrzasnąć nic do niego. Jestem tutaj w komnacie książęcej. Po tym wybryku jestem stracona. Do pomieszczenia wchodzi starszy mężczyzna, widzę co ma w ręku i już wiem, że został poinformowany od kogoś innego o tym, co dokładnie mi się stało.
-Kto ? - pytanie zaskoczyło mnie lekko, mimo iż nie powinno.
Nie odpowiadam, przyglądam się sprawnym dłoniom specjalisty, który odwiązuję mój bandaż. Na światło dzienne wychodzą bąble ciągnące się największe od uda coraz mniejsze aż do kostki. Faktycznie parę z nich mi popękało przy kolanie. Syczę przez zaciśnięte zęby, kiedy lekarz obficie smaruje mi powstałe rany ziołowymi maściami. Na całe bąble wysmarował innym specyfikiem.
-Kto? -ponawia pytanie Johen już mnie łagodnie niż wcześniej.
-To była dwórka. Chyba nie podobało jej się, że usługuję ci Panie - czuję się niezadowolona mówiąc o tym. Nie uwierzy mi.
Lekarz zostaję odprawiony i Johen nie zdąży mi nic odpowiedzieć kiedy do środka wparowuje strażnik.
-Panie, Król Elzebiusz Cię wzywa - po czym patrzy na mnie z wyraźnym współczuciem. - Pańską służkę również. Obowiązkowo.
Kiwam głową, a Johen wzdycha z irytacją. Czeka nas konfrontacja. Wstaję i kuśtykam za Johenem w stronę sali tronowej. Kiedy się już w nich znajduję, znów dostaję palpitacji serca a na widok Najwyższego Króla niezdarnie kłaniam się nisko. Przeszkadza mi noga, która jakby trochę mi zelżała po wsmarowaniu specyfików. Obok niego widzę zapłakaną dwórkę, moją napastniczkę. Prostuję się przywołując na moją twarz przerażenie jej osobą.
-Co spowodowało, że nasz wezwałeś, ojcze? - odzywa się Johen , niezadowolony, że znów stoi przed jego obliczem.
-To ona czyhała na moje życie! Ona mnie zaatakowała i mnie zraniła! -dwórka podnosi głos, niemalże piszczy, a ja zrezygnowałam z przerażenia na rzecz miny typu "o co ci chodzi durna kobieto"?
-Zamilcz!-warczy na nią król.
-Panie, należy ją stracić, wygnać za tę zniewagę - wydaje mi się, że słowa króla miała za nic.
-Mój ojciec zrobi z nią co zechce, ale najpierw proszę o wyjaśnienie okoliczności -nakazuję Johen, sprawdzając wersję dwórki.
-Próbowała mnie okaleczyć, chciała mnie oblać wrzątkiem ale gdy jej się nie udało chciała udusić. Nie dałam się jej ale na pamiątkę mam te o to siniaki - zsuwa rąbek sukni z jednego ramiona, pokazując sińce.
Tak naprawdę mam ochotę wybuchnąć śmiechem, sińce zejdą jej w ciągu paru dni. Król patrzy na mnie wyczekująco, jakby czekając na moją wersję.
-Proszę o wybaczenie mój Najdroższy Królu, ale to co mówi Dwórka to jedne wielkie kłamstwo. To nie ja tutaj byłam napastnikiem. To mnie próbowano okaleczyć, a jako, że nie jestem nikim istotnym wydawałam się łatwym celem. Gdyby nie moja szybka reakcja, moja twarz byłaby okropna, ale poparzoną mam jedynie nogę. Stąd proszę o wybaczenie mojego niezdarnego ukłonu. Sińce na jej ciele wynikają tylko z samoobrony, a gdybym chciała ją udusić, pozostawiłabym jakiekolwiek ślady na szyi. Dama ich nie posiada na swoją niekorzyść - skłaniam się znowu dziękując za możność wypowiedzenia się.
Johen?
Liczba słów: 1032
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz