piątek, 10 maja 2019

Od Yuri'ego CD Victor'a

Wywróciłem oczami, nic nie odpowiadając na te jego szczeniackie odzywki, bo jak inaczej nazwać takie formowanie wypowiedzi? Gdybym tylko mógł, to bym mu zrobił taki wykład o kulturze wobec starszych, że chyba by padł na miejscu. Niestety on jest Księciem, a ja jego sługusem, więc na pewno nie skończyłoby się to bezkarnie. Rozumiem jego frustrację, ale musi nauczyć się panować nad sobą. Jak on chce kiedyś opanować całe królestwo, skoro nie potrafi ogarnąć swoich emocji? No cóż, ma jeszcze dużo czasu na to, więc może kiedyś... Może kiedyś zmądrzeje...
- Myślę, że nie ma takiej możliwości, bym mógł poślubić Księżniczkę - mruknąłem pod nosem, tak by przypadkiem mnie nie usłyszał i po chwili ruszyłem przed siebie, wiedząc że Książę nie będzie miał innego wyboru poza pójściem za mną. W końcu, tak czy siak, obaj kierujemy się do zamku. W sumie to będziemy tam sporo przed czasem przybycia naszych gości, więc może zagonię Victor'a do dalszej nauki? Nie, nie będę dla niego aż taki złośliwy i dam mu odpocząć by przygotował się psychicznie na spotkanie ze swoją narzeczoną.

~~*~~

Nim się obejrzałem, musiałem opuścić swój mały pokoik, by przygotować Księcia na kolację, która ma się niebawem odbyć. Przeszedłem spokojnie do drugiego przemieszczenia i spojrzałem w stronę Josepha, który siedział nad jakimiś maściami dla ludzi z miasteczka. Pewnie i tak będzie musiał przerwać swoją pracę, by uczestniczyć w powitaniu naszych gości, a następnie kolacji. Odetchnąłem cicho i nie przeszkadzając mu, wyszedłem na korytarz, aby od razu skierować się do komnat mojego "pana". Na miejscu bez pukania wparowałem do środka i zdarłem kołdrę z ciała, które leżało bezwładnie na łóżku.
- Koniec drzemki, czas się przygotować, panie - odparłem, kiedy mężczyzna uchylił powieki i spojrzał w moją stronę niepomnym wzrokiem. Ignorując jego stan, podszedłem do szafy i wygrzebałem odświętny strój, który musiał założyć na siebie Victor. Takie są niestety zasady etyki królewskiej.
Gdy tylko jasnowłosy wstał ze swojego zapewne wygodnego łoża, podszedłem do niego, wciskając mu do rąk koszule i spodnie, po czym popchnąłem go za parawan, czekając, aż się przebierze. Musiałem czekać aż dwadzieścia minut aż się ogarnie i po tym, jak stanął przede mną, musiałem nałożyć na jego ramiona czerwone korzno, czyli taki płaszczyk podszywany futerkiem by było mościwemu panu ciepło.
Jak tylko skończyłem swoją robotę, skłoniłem się lekko i wyszedłem z komnaty, wiedząc, że nie będę tu już dłużej potrzebny, z resztą zaraz i tak spotkamy się w sali tronowej, do której właśnie zmierzam. Wolę już zając swoje miejsce i później niepotrzebnie kombinować, bo nie będzie gdzie stanąć.
Jak na tę porę na zamku panował spory ruch. Księżniczka i jej ojciec naprawdę musieli być szanowanymi gośćmi, skoro aż tak zapędzono służbę do pracy. A może Król chce pokazać się z dobrej strony? Pochwalić się? Heh, ciekawe czym... Jedynie bogactwem i swoja udawaną uprzejmością. Nie wiem, jak można być tak zimnym i nieczułym człowiekiem, jak on. Jednak to nie do mnie należy ocenianie i osąd.
- Yuri, podejdź tu - zatrzymałem się na dźwięk swojego imienia i zaskoczony spojrzałem na Josepha, który stał przy drzwiach prowadzących do sali tronowej.
- Coś się stało? - zapytałem, podchodząc do niego, a on wsunął mi do dłoni mały słoiczek z jakąś dziwną mazią. Czyżby tak szybką skończył maść? Chce, żebym ją dostarczył?
- Zanieś to do pani Maryli, wiesz gdzie mieszka, prawda? - starzec spojrzał na mnie i dostrzegłem niemą prośbę w jego oczach. Kiwnąłem powolnie głową, a na moje usta wkradł się delikatny uśmiech.
- Tylko postaraj się nie spóźnić. Jeśli wparujesz w środku uroczystości i Król to zauważy, to będziesz mógł mieć kłopoty - dodał jeszcze szybko, klepiąc mnie po ramieniu.
- Możesz na mnie liczyć - zacisnąłem palce na słoiczku i odwróciłem się na pięcie, aby ruszyć w zupełnie przeciwną stronę. - Zajmij mi miejsce! - zawołałem do mężczyzny, na co ten skinął lekko w moją stronę.
Teraz miałem nowe zadanie do wykonania i muszę się pospieszyć, by nie spóźnić się na ceremonię. Nie chcę nawet myśleć, co to będzie, jeśli się spóźnię. Wtedy lepiej byłoby nie wchodzić nawet do sali, tylko przeczekać spokojnie w swoim pokoju czy coś. No cóż, teraz muszę się skupić na tym, co jest i co muszę zrobić, a nie na tym co może się stać...

~~*~~

Gdy tylko dostarczyłem słoiczek pani Maryli, która chciała na siłę wciągnąć mnie do swojej chałupki, ruszyłem pędem do zamku. Dosłownie biegłem, obijając się o przypadkowych przechodniów, rzucając im krótkie "przepraszam". Wciąż miałem szansę, by stawić się tam na czas, więc póki była nadzieja, to nie mam zamiaru jej zmarnować. Ledwo już zipałem, ale do zamku jakoś dobiegłem. Podpierając się o zimne ściany, doczłapałem się pod same drzwi sali tronowej. Słyszałem z animi gwar, jednak byłem niemalże pewien, że jeszcze gości nie ma w środku. Zdałem się na swoją intuicję i pchnąłem delikatnie drzwi, wchodząc bezszelestnie do środka. Nikt nie zauważył mojego przybycia i tak jak się spodziewałem, Księżniczki jeszcze tu nie było. Cudownie nikt nie widzi, nikt nie patrzy, więc mogę niezauważalnie przemknąć do Jospeha, który stał na samym przodzie.
Już miałem wmieszać się w tłum, kiedy nagle poczułem jak coś, a raczej ktoś chyba próbuje wypalić dziurę w moim cielę. Odwróciłem głowę w stronę tronu mieszczącego się po drugiej stronie sali, po czym zauważyłem Victor'a, grzecznie stojącego obok swojego ojca i dziadka. Chyba jako jedyny zauważył moje późne przybycie i teraz ciskał we mnie gromami z oczu. Cholera... Jak on mnie wyczaił z drugiego końca sali?
Przełknąłem nerwowo ślinę i ignorując już jego niebezpieczne spojrzenie, przepchnąłem się między ludźmi do staruszka, który na mój widok uśmiechnął się delikatnie. Szepnąłem mu na ucho, że maść bezpiecznie dotarła do Maryli i nie musi się niczym martwić. Już chciałem coś dodać, ale przerwał mi w tym łomot drzwi i serdeczny śmiech Króla, jakby zobaczył w tej chwili jakiegoś starego przyjaciela. Uśmiech na ustach tego człowieka był dziwny i aż przewracało mi się w żołądku, kiedy go widziałem. Po chwili środkiem sali przeszedł jakiś mężczyzna zbliżający się już pewnie do końca swych dni, a obok niego kroczyła bardzo urodziwa panienka. Od razu zauważyłem, jak patrzy się w stronę Księcia i puszcza mu zalotne oczka. Jak tak to widziałem, to nie mogłem powstrzymać rozbawionego prychnięcia cisnącego mi się na usta. Joseph chyba zauważył mój rozbawiony i jednocześnie złośliwy uśmieszek, bo szturchnął mnie łokciem, na co od razu się wyprostowałem i starałem się zachować powagę odpowiednią na właśnie na takie chwile. Tylko to było takie zabawne. Księżniczka pewnie by się od razu rzuciła na Victor'a, gdyby nie tłum ludzi i jego zdystansowane podejście co do niej. Widać było, że się stara, by wyjść dobrze, ale ja za dobrze go znam. Może ona tego nie zauważyła, ale ja widzę niechęć w jego oczach i ten wstręt do swoich obowiązków, jakie mu przypadły. Szkoda, że nie można tego jakoś uniknąć, ale widać, że Król jest nastawiony na małżeństwo i chyba nic go nie jest w stanie od tego odwieść. Westchnąłem cicho i po prostu słuchałem przemowy Elzebiusza o tym, jak wspaniałe jest małżeństwo i takie tam. Bla, bla... Ten człowiek nie wie co to miłość, a wypowiada się w tej sferze, jak jakiś ekspert.
Mimo wszystko stałem spokojnie i czułem ulgę, kiedy cała śmietanka towarzyska przeniosła się do jadalni, gdzie zaczęła się uczta z dobrą muzyką, którą zapewnili królewscy muzycy. Ja oczywiście musiałem usługiwać przy stole tak jak inni służący z zamku, a jak w aktualnej chwili nie było nic do roboty, to stałem pod ścianą obserwując całe towarzystwo. Ktoś, kto tu jest pierwszy raz pewnie pomyśli, że wspaniale wszystko tu wygląda, ale nie pomyśli ile pracy zostało w to włożone.
Z czasem miałem już dość tych tłumów i chciałem już wrócić do pokoju, jednak nie mogłem się oddalać. Przynajmniej zabawnie było oglądać jak Księżniczka przymila się do Księcia. Przypomniała irytującego komara, co za utrapienie. Jakbym miał spędzić życie z taką kobietą to chyba spieprzałbym tam, gdzie pieprz rośnie.

<Victor? XD>

Liczba słów: 1288

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz