wtorek, 14 maja 2019

Od Keyi

Mój wzrok utkwił teraz na pięknym księżycu, który powoli wysuwał się znad wody. Słońce już tylko w niewielkim stopniu wystawała znad horyzontu, jakby chciało uciec przed promieniami srebrnej planety. Zbocze, na którym przesiaduję, znacznie porosło trawą od mojej ostatniej wizyty. Pomimo ciemności, która się zbliżała, nie czułam lęku. Mogłabym siedzieć i oglądać wschód księżyca już zawsze. - Długo będziesz tutaj siedzieć? – zza moich pleców wydobył się kobiecy głos. Przechyliłam jedynie głowę wraz z wydaniem z siebie westchnięcia, chcąc wykazać, jak bardzo mało mnie interesuje to, co mówi. - Zawsze musisz mi przeszkodzić. – mruknęłam niezadowolona. W odpowiedzi usłyszałam śmiech, a towarzyszka usiadła obok mnie. Jej blond włosy rozczesywał mocny wiatr, przynosząc ku nam zapach przeźroczystej cieczy. - Myślisz, że nam się uda? – zapytała cicho, jakby szukając nadziei we własnych słowach. Wzruszyłam ramionami, patrząc na jej okrągłą twarz. - Boisz się? – zaśmiałam się cierpko, podnosząc przy tym brwi. Powolnym ruchem wstałam i przeciągnęłam ciało. Przeniosłam wzrok ku ciemnym lasom za nami. Nie lubiłam polować. Wręcz nie rozumiałam, jak można robić to dla zabawy. Jednakże dzisiejsze ćwiczenie miało na celu coś całkiem innego. Mieliśmy wykazać się szybkością i ukazać własne umiejętności. Skrawek wyznaczonego do tego treningu lasu był dosyć duży, aby się ukryć, ale zbyt mały, aby było tam niebezpiecznie. Nasze zadanie było z pozoru banalne. Szukanie pozostałych par i „wykańczanie” ich przez walkę. Jedyna zasada, jakiej mieliśmy przestrzegać, to nieokaleczanie pozostałych. Wykluczało to z automatu również zabijanie. To jednak było logicznym następstwem, zważając na to, że to jedynie szkolenie. Moja partnerka nie była zbyt ogarnięta i często zapominała, co ma robić. Mimo wszystko czas zleciał szybko, a trening okazał się ciekawym doświadczeniem. Po szybkim pożegnaniu ruszyłam w stronę domu. Księżyc oświetlał mi drogę, więc dodawało mi to nieco otuchy. Uwielbiałam nocną atmosferę, to też nocne spacery bardzo mi się podobały. Teraz byłam dziwnie rozkojarzona i nie czerpałam przyjemności. Chciałam jak najszybciej znaleźć się w wygodnym łóżku. Nagle usłyszałam dziwny szelest po lewej stronie, który spowodował, że się zatrzymałam. Uważnie oglądnęłam okolice wokoło, ale nikogo tam nie było. Odgłos powtórzył się jeszcze trzy razy, ale w różnych miejscach co wzmocniło mój niepokój. - Okej… - szepnęłam. – To nic takiego. Wzruszyłam ramionami, będąc w gotowości i powoli powróciłam do marszu. Ile razy słyszałam o dzikich magicznych istotach, które atakowały samotnych ludzi, mimo iż nic im człowiek nie zrobił. Nie zdążyłam jednak daleko zajść, kiedy usłyszałam za sobą kroki. Sięgnęłam na zawieszony przy udzie sztylet i złapałam mocno za rękojeść, nie zaprzestając kroku. 

Ktoś? :>

Liczba słów: 402

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz