wtorek, 14 maja 2019

Od Tetsu CD Kise

Cicho wzdycham, gdy tylko uświadamiam sobie, że ten spacer to nasze ostatnie chwile razem on zaraz odejdzie. A my znów zostaniemy sami, to znaczy ja zostanę, Toshi nigdy nie poczuje się samotna. A jeśli chodzi, o Kise co się dziwić nie wyganiam go stąd. On po prostu jest wygnańcem, poza tym ma całkowicie inne życie niż my, nie może tu zostać i choć dobrze o tym wiem, cierpię na samą myśl tego, że odejdzie, już za chwilę a ja już tak zdążyłem, się z nim zrzuć.
- Tak, braciszku proszę Chodźmy na spacer - Moja mała siostra ciągnąć mnie za rękę zwróciła moją uwagę, zmuszając mnie do odłożenia wszystkich swoich zmartwień na trochę później.
Kiwam delikatnie głową, słysząc ciche warczenie mojego przyjaciela, odwracam głowę, śmiejąc się cicho pod nosem, coś sobie uświadamiając.
- Możemy iść, ale we czworo nie troje - Zauważyłem przecież, że mój pies poczuł się urażony, może nie rozumiem go, ale zawsze dobrze wiem, co czuję i myśli to siła wspólnej miłości i przyjaźni, którą się darzymy.
Moja siostra, słysząc moją wypowiedź, prawie wyskoczyła z butów, ta mała gwiazda cieszy się z wszystkiego, to niesamowite jak można być aż tak szczęśliwym z powodu spaceru, to chyba tylko dziecko potrafi.
- Ale, ale chwila musisz się przebrać, w tym na pewno nie pójdziesz, na dworze jest zimno - Dodałem, przypominając o ciepłych ubraniach, nie chcąc, by mi się przeziębiła i tak już jej organizm jest wystarczająco osłabiony choroba jej niepotrzebna.
Dziewczynka, kiwając radośnie głową, pobiegła zapewne do pokoju, aby się przebrać w coś cieplejszego.
- Chodźmy, też się przebierzemy - Gestem ręki pokazałem mężczyźnie, by szedł za mną, do mojego pokoju gdzie miałem ubrania i dla siebie i co ważne dla niego zawsze lubiłem chodzić w dużo większych od siebie ubraniach, więc mogłem się z nim czymś podzielić.
Przebrani i gotowi do wyjścia nie mieliśmy żadnych przeciwwskazań, aby wyjść na dwór, gdzie zrobiło się bardzo przyjemnie po tych okropnych opadach.
W ciszy szliśmy, przed siebie podziwiając piękno natury, ciesząc się swoją obecnością w milczeniu bez niepotrzebnych słów.
- Piaskownica - Toshi nie czekając na moje pozwolenie, pobiegła do piaskownicy, gdzie znajdowały się inne dzieci.
Podążając za nią wzrokiem, uśmiechnąłem się, widząc, że jest tam jej koleżanka, u której miała dziś nocować, doskonale przynajmniej wiem, że będzie dobrze pilnowana.
Kiwam, dziękując siostrze koleżanki Toshi, za opiekę nad nią przez chwilę stojąc w miejscu.
- Pójdę kupić coś słodkiego - Zawiodłem do małej, siostra tylko kiwnęła głową. - Pilnuj jej - Poprosiłem, psa nie chcąc, by dziecko zostało samo, w końcu to tylko niewinna siedmiolatka i niby ma ona opiekę jednak wolę mimo to dmuchać na zimne.
- Chodźmy - Zwróciłem się do mojego towarzysza, idąc wraz z nim do cukierni, przez całą drogę rozmawiając o ludzkich głupotach, żartując sobie z tego czy owego, dobrze razem się bawiąc.
Z nim nie było tych problemów, czułem się znów jak małe dziecko cieszące się najmniejszą drobnostką i może dlatego nie chciałem, by odchodził.
Już nawet Chciałem mu to powiedzieć, gdy tu nagle zobaczyłem przed nami moją matkę w ramionach jakiegoś fagasa. To dlatego ta pinda nie wraca do domu woli jakiegoś fagasa od nas.
Zaskoczony stałem, jak słup soli ciesząc się w duchu, że moja mała Toshi tego nie widzi, nie chciałbym by przypadkiem popadła w jeszcze większą traumę. 
- Kochanie jakieś dzieciaki się na nas gapią - Koleś nieznajomy mi za bardzo spojrzał na nas niezadowolony, mówiąc mojej matce o naszej obecności.
Obrzydzony patrzyłem na nią, gdy odwróciła głowę w moją stronę, przez chwilę zamierając w bezruchu. Nie dość, że nas olewa, to jeszcze zdradza ojca a ten głos.. Okropność mógłby, być jej synem a ona się z nim obściskuje. Chyba się zaraz porzygam. 
- Tetsu - Usłyszałem swoje imię, z jej ust pierwszy raz zabrzmiało tak żałośnie, czyżby się bała? Ale kogo mnie? A może ojca tak powinienem mu wszystko posiedzieć. - Kochanie, to nie tak - Kobieta starała się mi wmówić, że to, co widzę, to nieprawda trochę śmieszne wiadomo, że musi być to prawda, ślepy nie jestem.
- A jak? Zdradzasz ojca, nas traktujesz jak śmieci i – co gorsza – ten gość mógłby być twoim synem - Wy warczałem w tej chwili całkiem zapominając o obecności Kise obok mnie.
Targały mną niesamowite emocje, nie potrafiłem nad nimi panować, ledwo trzymałem gniew w ryzach.
- Zakochałam się, musisz to zrozumieć - Moja matka złapała mnie za ręce, jednak ja nie chciałem by mnie dotykała, odepchnąłem ją od siebie, patrząc w jej oczy.
- Jesteś zwykłą podłą suką bez szacunku do siebie i poczucia obowiązków wobec rodziny - Musiałem jej to powiedzieć koniec milczenia i udawania, że wszystko jest dobrze.
- Nie mów tak do mnie - Właśnie poczułem uderzenie w policzek, nie bolało, nie drgnąłem, przywykłem nic nowego, jej zdaniem pewnie zasłużyłem jak zwykle. - Jestem twoją matką - Dodała, już trochę spokojniej czując się chyba winną tego swojego zachowania.
- Nie, ja nie mam matki, nigdy jej nie miałem - Wycedziłem przez zaciśnięte zęby, odwracając się do niej plecami, odchodząc, by przypadkiem nie powiedzieć czegoś jeszcze. W tej chwili byłem zrujnowany to ostatni kołek, który mnie złamie nie mogę, już dłużej udawać jestem zmęczony.
- Tetsu zaczekaj - Ktoś złapał mnie za rękę, odwróciłem się w stronę blondyna, patrząc na niego z żalem w oczach.
- Zostaw mnie, chcę zostać sam - Odepchnąłem go od siebie, ruszając do biegu, chcąc jak najszybciej zniknąć mu z oczu, by nie zobaczył moich łez.
Nikt nie mogę, zobaczyć mojej słabości nie chce, by ktoś to zobaczył.

***

Całkiem opadając z siły, siedziałem na jednej z bocznych dróg, bawiąc się szkłem, które znalazłem nieopodal śmietnika, za moim plecami jeżdżąc nim po dłoni i nadgarstku góra i dół, prawo i lewo, kreśliłem znaczki. Przecinając skórę aż do krwi, myśląc tylko o tym, by zakończyć swoje cierpienie, miałem już dość byłem słaby, byłem zmęczony psychicznie, zniszczony chciałem umrzeć płytkie myślenie, ale prawdziwe.
- Tu jesteś - Czyiś głos zwrócił moją uwagę, spojrzałem w stronę dochodzącego głosu, z nie lada zaskoczeniem patrząc na twarz Kise, zaciskając szkło w ręce, co mężczyzna zauważył, szybko wyrywając mi z ręki przedmiot.
- Co Ty wyprawiasz - Skarcił mnie słownie, patrząc na moją załamaną twarz, starając się chwycić moją dłoń, by ją opatrzyć, na co nie chciałem pozwolić.
- Co ja robię? Co cię to obchodzi? Wracając do lasu, moje życie jest jak tykająca bomba matka to szmata, mająca w dupie rodzinę a Ojciec to alkoholik po skwitowaniu moje życie to gówno! - Krzyknąłem na niego, podnosząc się szybko z ziemi, jednak przez spadek zbyt wielu ilości krwi moje ciało opadło na nią z powrotem.
- Czekaj pomogę ci - Blondyn chciał mnie dotknąć. Ja jednak odtrąciłem jego dłoń, zanosząc się płaczem.
- Proszę, idź już, nie chce naiwnie wierzyć w to, że możesz zostać z nami - Wyszeptałem, błagalnie nie chcąc znów cierpieć z powodu kolejnej osoby, która odejdzie, zostawiając mnie samego sobie, naprawdę mam już dość nie mam siły, by walczyć o to dalej... - Nie jesteś mi nic winien za pomoc, tylko proszę, zostaw już mnie samego - Ostatnie słowa, które wypowiedziałem, patrząc na niego, później jedynie odwracam głowę, myśląc o tym, ile krwi musi mi upłynąć, bym mógł wreszcie zdechnąć.

<Kise?😅>
1143

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz