środa, 29 maja 2019

Od Yuri'ego CD Victor

Chciałem dobrze, a jak zwykle wyszło źle. nawet przez głowę mi nie przeszło, że od razu oskarżą o to Victor'a, najwyraźniej nie przemyślałem tego zbyt dobrze. Wiadome było to, że specjalnie tego nie zrobiłem, chciałem tylko, żeby wszyscy poznali prawdę, a nie byli wiecznie zaślepieni i zakłamani przez kłamstwa jakie sobie ta kobieta stworzyła. Brzydzą mnie tacy ludzie, jak ona i zastanawiam się, jak oni nawet mogą się rozmnażać, sprowadzając na ten świat kolejne okropne osoby. 
- Przykro mi, że tak się stało, ale nie widziałem w tamtym momencie innego sposobu, abyś uwierzył mi, panie - oznajmiłem po chwili, mówiąc do niego spokojnie bez żadnego żalu w głosie czy coś. - I zgadzam się całkowicie z tobą, że trzeba się pozbyć Księżniczki z zamku. 
- Jak ty to w ogóle zrobiłeś? Użyłeś magii? - zapytał mnie nagle, świdrując mnie spojrzeniem swojego wzroku, jakby chciał wydobyć ze mnie wszystkie informację jakie posiadam.
- Słucham? - uniosłem jedną brew, nie wiedząc jak mam potraktować jego pytanie, to nie tak, że nie rozumiałem, po prostu nie wiedziałem jaki ma w tym interes. Młody mężczyzna wywrócił oczami i odetchnął ciężko, pewnie teraz mając mnie za jakiegoś totalnego głąba, ale ja na tę chwilę nie mam zamiaru zmieniać jego opinii na mój temat, kiedyś jeszcze przyjdzie na to czas...
- Chcę po prostu wiedzieć jak się dowiedziałeś i co zrobiłeś, że nagle stała się... No taka jaka się stała - skrzywił się z lekkim obrzydzeniem, a ja przez chwilę cieszyłem się z tego jego drobnego nieszczęścia. Wiem, że to nieładnie, jednak po części mu się należy, choć jednocześnie współczuję mu takiej kiepskiej sytuacji życiowej. Mimo wszystko to nie jego ostatni problem życiowy, przed którym będzie musiał stanąć. 
- Rozumiem - skinąłem delikatnie głową i zastanowiłem się, jak w najkrótszy sposób mu to opowiedzieć, jednak nie było to takie łatwe, a ja chciałem być z nim szczery. - Przez przypadek natknąłem się na tajemniczą fiolkę w komnacie Księżniczki i zdobyłem małą ilość substancji, którą następnie zaniosłem do Josepha, który oznajmił, że to magiczny eliksir poprawiający urodę. Miałem zamiar to przemilczeć, jednak potem wpadłem na pomysł i poprosiłem Josepha by przygotował podobną substancję do tego eliksiru, tylko by było to pozbawione magii. Tak też zrobił, a ja podłożyłem to Księżniczce, która tak naprawdę wypiła zwykłą wodę, więc efekt eliksiru zakończył się podczas śniadania - skończyłem swoją wypowiedź, biorąc głęboki wdech. 
Victor odchrząknął i pokiwał delikatnie głową mówiąc krótkie:
- Sprytnie.
Miałem wrażenie, że nie spodziewał się po mnie takiej akcji, no ale cóż to już nie mój problem. Nie jestem głupi, choć wiele osób nie widzi we mnie nic poza zwykłym sługą.
- Tak wiem, może nie wyglądam na takie, ale potrafię myśleć - prychnąłem pod nosem, a Victor spojrzał na mnie nieco zaskoczony, chyba nie spodziewając się takich słów z moich ust. - Czy życzysz sobie czegoś jeszcze, panie? Bo jeśli nie to chciałbym odejść - dodałem szybko, chcąc po prostu stąd wyjść i zająć się innymi pożytecznymi sprawami. Poza tym teraz nawet nie mogę niż za bardzo robić ciekawszego z Księciem jak na przykład ucieczka z zamku, gdyż teraz na oku ma nas ten drugi sługa. Król musiał zacząć podważać i kwestionować moje służenie jego wnukowi, skoro wynajął kolejnego do pilnowania go. Ja nie mam prawa do narzekania, bo moje słowo i tak nic nie znaczy. 
- Jasne, nic mi nie jest potrzeba - odparł spokojnie, ale jednak przeciągał swoją wypowiedź, zastanawiając się nad czymś. - Jednak tak sobie pomyślałem, że może byłbyś chętny do wysprzątania naszej królewskiej stajni? - uśmiechnął się, jak mały diabeł, a ja już wiedziałem, że to po części jego zemsta. 
- Oczywiście, panie. Właśnie tego mi było trzeba przez cały ten czas - odpowiedziałem ironicznie, uśmiechając się przy tym krzywo. Victor uśmiechnął się teraz bardziej dumny z siebie i patrzył na mnie tym rozbawionym wzrokiem.No co za gówniarz, ja go jeszcze nauczę szacunku. Już chciałem wyjść, kiedy usłyszałem pukanie do drzwi. Victor rzucił krótkie "wejść", po czym w komnacie pojawił się wcześniejszy sługa, który jakby nie patrzeć miał teraz ze mną pracować.
- Panie, Księżniczka prosi o spotkanie z tobą - oznajmił treściwie, po czym skłonił się i opuścił pomieszczenie. Tym razem to ja uśmiechnąłem się złośliwie i z jedną dłonią na klamce odwróciłem się w stronę mężczyzny i powiedziałem:
- Życzę miłej zabawy w towarzystwie Księżniczki.

~~*~~

Po kilku godzinach przerzucania gnoju, wróciłem do swojej kwatery uwalony cały gównem, pochodzącym od tych cudownych stworzeń, nazywanych przez ludzi końmi. Jednak w tej chwili nie mam ochoty wychwalać wszystkich zasług jakie wkładają w nasze życie te zwierzęta, gdyż aktualnie to pałam wielkim obrzydzeniem do mojego śmierdzącego ciała.
- O, widzę, że nie próżnowałeś dzisiaj - usłyszałem rozbawiony głos, z drugiego końca pokoju. Spojrzałem poirytowanym wzrokiem w stronę starca, który próbował ukryć uśmiech poprzez skupienie się na jakiś wywarach. Tak, bardzo śmieszne, że ludzie odwdzięczają się za pomoc w taki sposób. Przecież nie zrobiłem tego celowo, a ten i tak musi się na mnie mścić!
- Bardzo śmieszne, dziękuję za to zrozumienie, które mi w tej chwili okazujesz, naprawdę aż lepiej się poczułem - mruknąłem niepocieszony i ruszyłem przez całe pomieszczenie, po czym wspiąłem się po trzech schodkach, aby dotrzeć do drzwi, prowadzących do mojego małego, skromnego pokoju. Wszedłem do środka i usiadłem na krawędzi łóżka, nie chcąc za bardzo go pobrudzić łajnem. Jeśli ktoś kiedyś mi powiedział, że będę przerzucał gnój na życzenie jakiegoś smarkacza, to bym go wyśmiał. Niestety wtedy jeszcze nie przewidywałem tego, że nadejdą takie przykre dla istot takich, jak ja, czasy. Westchnąłem ciężko i spojrzałem na swoje ubrudzone od pracy dłonie. W tym samym momencie do pokoju wszedł Joseph, trzymając w rękach miskę z wodą, a na jego ramieniu dostrzegłem przewieszoną szmatkę. Zaskoczony nic nie powiedziałem i po prostu obserwowałem, jak siada obok mnie i namacza materiał, którym po wyciśnięciu zaczął obmywać moją twarz. Przymknąłem powieki pozwalając przyjemnemu uczuciowi ogarnąć moje ciało. Świadomość posiadania kogoś, kto się o ciebie troszczy, była naprawdę przyjemna. 
- Nie przejmuj się tym tak wszystkim - odparł nagle, a ja uchyliłem powieki tylko po to by spojrzeć na jego twarz. - Kiedyś na pewno wrócą dawne czasy...
- Wiem - uśmiechnąłem się trochę smutno, na samo wspomnienie, co było dawniej, a co jest teraz. Porównanie było przerażające i zastanawiałem się, jak czyny jednego człowieka w przeszłości, mogą mieć takie konsekwencje w przyszłości. 
- A teraz zdejmuj te brudne łachmany, trzeba cię dokładnie umyć, bo śmierdzisz na kilometr. Same ghule się ciebie przestraszą - starzec wypłukał ściereczkę, a ja z cichym śmiechem spełniłem jego polecenie, dając spokojnie wytrzeć moje ciało. 
- Dziękuję, Josephie - uśmiechnąłem się do mężczyzny, kiedy opuszczał mój pokój, po doprowadzeniu mnie do porządku. On jedynie uśmiechnął się w moją stronę, a ja zadowolony ułożyłem się na łóżku, wreszcie nie martwiąc się, że pobrudzę prześcieradła. Zamknąłem na chwilę oczy, licząc na chociaż moment odpoczynku.

~~*~~

Jak zwykle odpoczynek w ciągu dnia w moim przypadku nie był mi pisany. I tak było w sumie zawsze. Gdy tylko miałem chwilę dla siebie i myślałem, że z niej skorzystam, to nagle znajduje się coś do zrobienia. Tym razem Joseph wtargnął mi do pokoju bez pukania i powiadomił mnie o tym, że cała trójka naszych panów wraz z Księżniczka i paroma rycerzami wyruszają na polowanie. Nie lubiłem tego typu rzeczy, ale wiedziałem, że jestem im tam potrzebny tylko po to by ponosić sprzęt i wypłoszyć zwierzynę z krzaków, poprzez uderzanie kijami o ziemię. Cała ta sprawa była niezbyt ciekawa i czasami wręcz barbarzyńska. Dlatego niechętnie zwlokłem się z łóżka i ubrałem się w miarę czyste ubrania, po czym nie biorąc już niczego ze sobą, wyszedłem z pokoju, rzucając jeszcze pojedyncze spojrzenie w stronę starego medyka, który tak jak zwykle siedział nad jakimś zamówieniem. 
Uśmiechnąłem się lekko tak po prostu samemu do siebie i opuściłem naszą wspólną kwaterę, po czym od razu ruszyłem na główny plac przed zamkiem, gdzie przygotowania do polowania najwyraźniej trwały już do dobrej godziny.
- Spóźniłeś się - usłyszałem za plecami głos Księcia i odwróciłem się w jego stronę z uniesionymi rękoma do góry w geście poddania. 
- Były korki - wyszczerzyłem się do niego, a on jedynie zmarszczył brwi i nierozbawiony moim żartem wcisnął mi do ręki dwa kije i dosyć ciężką kuszę. Mówiłem już coś o szacunku do starszych? Eh, najwyraźniej mości pan jest czymś zdenerwowany,  a ja już podejrzewam czymś. Zapewne czas spędzony wspólnie z ta uroczą panienka musiał być niezwykle fascynujący, a poza tym pewnie czuje przymus wykazania się przed ojcem i dziadkiem. Jakby nie patrzeć polowanie służy po części wykazaniem się zdolnościami łowieckimi. Im większa i trudniejsza do ubycia sztuka tym większy szacunek do takiej osoby. Jednak to nie upoważnia ich wszystkich do zabijania dla zabawy. Jeszcze ta Eliza... Wydaje się być wyjątkowo podniecona tym całym polowaniem i wraz ze swoim ojcem ciągle coś szczebiotają przy Królu. Irytujące szkodniki...
- Przestań się zgrywać i weź się w końcu do roboty - skwitował niezadowolony i po chwili odszedł w stronę swojego wierzchowca. Przepraszam bardzo, ale gdyby nie ja to te konie stały by po kostki we własnych odchodach, więc niech on się lepiej cieszy, że ma takiego zadbanego konika.
No nic, poprawiłem ten cały ciężar, który trzymałem w ramionach i odetchnąłem cicho. Rycerze rzucali mi rozbawione spojrzenia i poklepywali mnie po plecach, ale to wcale nie sprawiało, że czułem się jakoś lepiej. Bardziej się ze mnie nabijali, niż chcieli pocieszyć, ale nie mam zamiaru tego komentować, jeszcze się zapowietrzę i zmęczę przy tym. 
Po niecałych dwudziestu minutach wszyscy wsiedli na konie, a ci co nieśli różny sprzęt, w tym oczywiście ja, musieli nadążać za tymi, co sobie wygodnie jechali na wierzchowcach. Ugryzłem się w język, aby nie rzucić jakiejś kąśliwej uwagi, kiedy przejeżdżali obok mnie rycerze, lub sam Książę Victor. Musiałem wytrzymać i iść zgodnie z tempem narzuconym przez tych na przodzie. Takie życie wiernego sługi...
Na szczęście spod zamku do lasu droga nie była taka długa i nim zdążyłem się naprawdę zmęczyć, byliśmy już na miejscu. Podzieliliśmy się na grupy, a ja oczywiście wylądowałem w tej, której przewodniczył Victor. Wręczyłem mu posłusznie kuszę, a sam zająłem się uderzaniem kijami o ziemię, tak jak kilku innych rycerzy i sług. Było to nudne i bezsensowne, a kiedy tylko zauważyli jakiegoś biegnącego zająca to rzucali się na niego, jak wygłodniałe wilki. Ja jedynie patrzyłem na nich z politowaniem i rozbawieniem, kiedy jeden z rycerzy potknął się o wystający korzeń i zarył twarzą o ziemię. Dla takich chwil warto uczestniczyć w tych polowaniach. 
Podczas gdy ci ludzie przypominający w tej chwili zwierzęta zniknęli za krzakami, ja sobie zwolniłem i spokojnym chodem zszedłem w dół doliny, chcąc chwilkę sobie odpocząć od hałasu i tego towarzystwa. Mam gdzieś, że może mnie tu zobaczyć Król lub ojciec Victor'a. Zawsze mogę powiedzieć, że w całym tym zgiełku po prostu się zgubiłem. Niestety na ile bym nie odszedł, dalej słyszałem w oddali krzyki polujących. 
Z niezadowolonym grymasem na twarzy, wszedłem między krzaki i w jednym momencie stanąłem zamurowany, dostrzegając na polanie coś naprawdę pięknego. Tuż przed moim nosem stał piękny biały jednorożec, który niemalże natychmiast zauważył moją obecność. Przez chwilę nie wiedziałem, co zrobić, aż w końcu podszedłem do niego bliżej, wiedząc, że to mądre stworzenie wyczuwa to kim jestem. W tym momencie poczułem wielką radość i na moich ustach pojawił się uśmiech, Już nie wiele pozostało tych istot i naprawdę mnie to bolało. Teraz tylko gdy ktoś je odnalazł to zabijał je ze względu na magię jaką posiadały i oczywiście ze względu na ich piękny róg. 
- Co tu robisz, piękny? Nie powinno cię tu być, nie teraz...- położyłem dłoń na jego pysku, głaszcząc go delikatnie, wpatrując się głęboko w jego mądre oczy. Jednorożec parsknął cicho, a ja nie mogłem się na niego napatrzeć. Cudowne, łagodne stworzenie, a jednak nie tolerowane przez ludzi. 
Chciałbym wydłużyć tę chwilę, jednak krzyki w oddali stawały się coraz głośniejsze i zaczęło mnie to niepokoić.
- Uciekaj stąd - oznajmiłem stanowczo, co zwierzęcia, które mimo wszystko uparcie stało w miejscu. - Proszę uciekaj, oni zrobią ci krzywdę - wręcz błagałem go, a on jedynie wpatrywał się we mnie spokojnym wzrokiem. Bezradny odsunąłem się do niego, rozglądając się nieco panicznie dookoła. I co ja ma teraz zrobić?
- Uciekaj! - krzyknąłem w końcu, ale i to nie poskutkowało i zanim zdążyłem coś jeszcze z siebie wydusić, to z krzaków wyskoczył Victor, który jak tylko dostrzegł zwierzę, wycelował w jego stronę kuszę. Otworzyłem szerzej oczy i nie mogłem zrozumieć, dlaczego mężczyzna celuje w to bezbronne zwierzę. Czyżby chciał zdobyć róg i pokazać go swojemu ojcu i dziadkowi, tylko po to, by zdobyć ich uznanie? Nie zdziwiłbym się, jeśli by tak było i w sumie rozumiem jego postępowanie, jednak dalej czułbym tam w środku żal do niego. Poza tym, czy on w ogóle liczył się z konsekwencjami, jakie wynikają z zabicia tego zwierzęcia? Wiem, że są to jedynie legendy, ale dobrze wiem, że te legendy są prawdziwe i tego kto zabił jednorożca spotyka nieszczęścia i klątwa. Jeśli Victor to zrobi to automatycznie ściągnie na siebie niebezpieczeństwo. Muszę go powstrzymać zanim będzie za późno. Dlatego też podszedł szybko do mężczyzny, który już szykował się do wystrzału. 
- Victor, nie rób tego! - krzyknąłem w stronę jasnowłosego, ale on jakby głuchy w tym momencie pociągnął za spust, a strzała wyleciała w powietrze, trafiając jednorożca prosto w środek piersi. Nie upłynęło kilka sekund, a ciało magicznego stworzenia osunęło się bez życia na ziemię. Rzuciłem się do jego boku i spojrzałem ze smutkiem w oczach na skorupę, która teraz pozostała z tego majeutycznego stworzenia. Zawiesiłem lekko głowę, zastanawiając się ze smutkiem ile jeszcze zajmie ludziom wybijanie nas , jak muchy... Mimo wszystko teraz mam inny powód do zmartwień... Teraz po śmierci jednorożca nad Księciem zawisły ciemne chmury.
- Coś ty narobił? - spojrzałem na mężczyznę, który jak gdyby nigdy nic podszedł do ciała, oceniając z góry ubitą sztukę. Wciąż jakby ignorował mnie, najwyraźniej teraz skupiając się tylko na sobie. Nachylił się i wyciągnął sztylet z pochwy, a ja zamknąłem oczy dobrze wiedząc, co chce zrobić. Usłyszałem tylko trzask, a gdy już otworzyłem oczy, Victor trzymał w ręku róg jednorożca.
- Popełniłeś błąd Victor'rze II Ceuzer - obaj nagle poderwaliśmy głowy do góry, wpatrując się w tajemniczą postać, która łudząco przypominała pustelnika. - Musisz teraz zapłacić za ten błąd - gdy tak uważniej przyjrzałem się starcowi i przeanalizowałem jego słowa, po czym zrozumiałem, że musiał być strażnikiem jednorożców. - Na twoje królestwo spadną plagi, a ty masz szansę by to wszystko jeszcze naprawić. Zostaniesz poddany trzem próbom, aby udowodnić, że jesteś honorowy, sprawiedliwy i odważny, jeśli zawiedziesz królestwo popadnie w niełaskę na wieczność - po tych słowach zniknął, a my nie wiedząc co powiedzieć, przez dłuższą chwilę staliśmy w miejscu, wpatrując się w pusty punkt. Ocknąłem się dopiero wtedy, gdy znowu usłyszałem krzyki, wiedząc, że inna grupa zbliża się do nas. Nim się obejrzałem obok nas pojawił się Johen i sam Elzebiusz, który wpatrywał się badawczym wzrokiem w martwe ciało jednorożca. Nawet Księżniczka z ojcem przybliżyli się by zobaczyć martwe zwierze. Nikt z tego towarzystwa poza mną nie wierzy w legendę o klątwie, ale myślę, że Victor potraktuje to poważnie po tym, jak usłyszał, to co powiedział mu strażnik....

<Victor? :3>

Liczba słów: 2450

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz