Z ciężkim westchnięciem przetarłem zmęczone oczy, próbując zachować jak największą czujność. Już naprawdę niewiele dzieliło mnie od ciepłego łóżka; musiałem jedynie w miarę bezproblemowo wrócić do zamku i zdać raport. Zdecydowałem się na dłuższą drogę powrotną z tego względu, że była o wiele spokojniejsza. Moje zadanie nie było priorytetowe, więc mogę sobie pozwolić na nieco dłuższą wędrówkę i nie przejmować się tym, że w każdej chwili mogę mieć potyczkę z potencjalnymi oprychami.
Jadąc spokojnym stępem obserwowałem okolicę. Było tu niesamowicie spokojnie z tego względu, że to miejsce graniczyło z Lasem Ciszy, do którego wstęp był zakazany i ludzie bali się do niego zbliżać. I dobrze. Na brak towarzystwa nie będę narzekał.
Biegnący kilka metrów przede mną pies zatrzymał się nagle, nerwowo poruszając nozdrzami. Uniósł uszy i zaczął wpatrywać się w jakiś punkt po jego lewej. Odruchowo podążyłem za spojrzeniem czworonoga i szybko zorientowałem się, że obiektem jego zainteresowania była po prostu leżąca postać nad brzegiem jeziora. Możliwe, że spała; w końcu nie była to pozycja kogoś, kto nagle stracił przytomność i potrzebował pomocy.
Minąłem psa i cicho zacmokałem, przywołując go do siebie. Zwierzak jednak nie ruszył się z miejsca, co więcej, z jego gardła wydobył się cichy warkot. Ten odgłos sprawił, że przystanąłem na chwilę i bardziej przyjrzałem się temu obrazkowi.
Po chwili zrozumiałem, co tak zaniepokoiło psa.
Zsunąłem się z gniadego wierzchowca i cofnąłem się w głąb lasu, by przed niepożądanym wzrokiem osłoniły mnie krzaki oraz cień drzew. Z uwagą przyglądałem się, jak do śpiącej postaci zaczyna podchodzić mężczyzna, nerwowo rozglądając się na boki jakby w obawie, że ktoś go nakryje. Kiedy w dłoni bruneta błysnął nóż, odruchowo wyciągnąłem swój sztylet. Gdybym tak po prostu zostawił tę dwójkę, nie ingerował w całą tę sytuację, zeżarłyby mnie moje własne wyrzuty sumienia.
- Zostań – wyszeptałem do Nortona. Pies spojrzał na mnie z lekkim wyrzutem, ale posłusznie wykonał polecenie.
Niedoszłego – miałem nadzieję – zabójcę postanowiłem zajść od tyłu. Moim planem było jedynie przystawienie mu ostrza do gardła i rzucenie kilka gróźb. Nie chciałem go zabijać. Nie byłem mordercą.
Przed wdrążeniem tego planu w życie zawahałem się. Miałem wrażenie, że niedoszła ofiara nerwowo się poruszyła. Był to jednak trudny do zauważenia ruch, myślałem, że to jedynie przewidzenia zmęczonego umysłu. To co stało się potem, potwierdziło jedynie, że to wcale nie było zwykłe przewidzenie.
Wszystko się działo szybko. Sformułowanie „w mgnieniu oka” było jak najbardziej trafne i nawet w najmniejszym stopniu nie było to przesadą. W jednej chwili miałem przed sobą skradającego się bruneta. A już w drugiej ten facet leżał na ziemi, z zastygłymi w przerażeniu oczami i poderżniętym gardłem, i nad nim już nie śpiącą postać wpatrującą się w świeże zwłoki.
Przez chwilę analizowałem to, co się stało i byłem pod niemałym wrażeniem. Szybkość oraz refleks nieznajomej mi osoby naprawdę mi zaimponowały. Zdałem sobie także sprawę, że gdyby doszło z nią do walki, moje szanse byłyby niebezpiecznie bliskie zeru. Dlatego gdy tylko puste, fioletowe oczy przeniosły się na moją osobę, uniosłem ręce w geście rezygnacji. Walka była aktualnie ostatnim, czego chciałem, ale jeżeli miałoby do niej dojść, nie poddam się łatwo.
– Próbowałem pomóc, ale mnie ubiegłaś – wytłumaczyłem się cicho, mając nadzieję, że obejdzie się bez zbędnych kłopotów, których za wszelką cenę chciałem uniknąć.
<Add?>
Liczba słów: 529
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz